Advertisement
Menu

Część X: Europo witaj nam! (1997 - 2000)

Foto: Część X: Europo witaj nam! (1997 - 2000)
Predrag Mijatović po golu strzelonym w finale Ligi Mistrzów (fot. Getty Images)

Okazja do podsumowania pewnego okresu przychodzi 1 czerwca: 95 lat historii Królewskiego klubu, 2000 spotkań ligowych, z czego tysięczne w roli gospodarza rozgrywane było właśnie tego dnia w Madrycie. Rywal nie był wymagający, Merengues gładko pokonali Extremadurę 5:0. Dwa tygodnie później możemy świętować zdobycie 27. mistrzostwa Hiszpanii. Tym samym Królewscy wciąż śrubują swój rekord – nikt inny tyle razy nie zdobył czempionatu La Ligi. Podopieczni Fabio Capello zakończyli sezon 96/97 w „Lidze Gwiazd” (tak nazwano hiszpańską Primera) z mistrzowską paterą. Jednocześnie był to koniec pracy Capello w klubie z Madrytu. 

Piąty Superpuchar Hiszpanii Real zdobył 23 sierpnia. W finale na Santiago Bernabéu Blancos pokonali zdobywcę Pucharu Króla, FC Barcelona. Katalończycy polegli 1:4, tym samym odrobiono stratę jednego gola z meczu na Camp Nou. Rok 1997 kończy się miłym akcentem – 14 grudnia kolejną okrągłą rocznicę obchodzi stadion Realu Madryt. Santiago Bernabéu istnieje już 50 lat. Przy tej okazji uroczyście otwarto nowe pomieszczenia na stadionie, które znacznie podwyższają rangę obiektu, a także jego urok. 

Następny rok rozpoczyna się świetnie – 12 stycznia 1998 Real Madryt został przez FIFA wybrany najlepszym klubem w historii całej piłki nożnej. Alfredo di Stéfano i Ferenc Puskás zostają wybrani do pierwszej dziesiątki najlepszych piłkarzy świata. Don Alfredo nawet wygrał tę klasyfikację. A to nie koniec wielkich sukcesów…

20 maja w Amsterdamie Real pokonał Juventus 1:0 w finale Ligi Mistrzów (kiedyś Pucharu Mistrzów). Dokładnie 32 lata i 9 dni czekali Królewscy na ponowne wzniesienie najbardziej prestiżowego trofeum w europejskiej piłce. Po golu Predraga Pedji Mijatovicia z 66. minuty spotkania (po zamieszaniu pod polem karnym Juve Pedja strzela pod poprzeczkę) Merengues mogli się radować z sukcesu. Nie udało się po 16 latach, nie udało się także po 22. Jednak w końcu się stało, ku radości kibiców Blancos. Królewscy wystąpili w składzie: Illgner - Panucci, Sanchís (c), Hierro, Roberto Carlos - Karembeu, Redondo, Seedorf, Raúl (90' - Amavisca) - Mijatović (89' - Šuker), Morientes (81' - Jaime). Na stadionie obecnych było wtedy 45 000 ludzi, mecz sędziował Niemiec Helmut Krug. Ukarał on kartkami Hierro, Roberto Carlosa, Karembeu, Seedorfa, Davidsa i Montero. 

Trener Realu, Jupp Heynckes długo jednak nie cieszył się zwycięstwem swoich podopiecznych. Z powodu kiepskich występów w Primera División (dopiero 5. miejsce na mecie sezonu) został przez Lorenzo Sanza zwolniony. Nastała era Holendra Guusa Hiddinka, który jeszcze niedawno doprowadził swoją reprezentację "Pomarańczowych" do czwartego miejsca na Mistrzostwach Świata. Stał się drugim, po Leo Benhakkerze, Holendrem, który dostąpił zaszczytu trenowania Królewskich.

Jeszcze w tym samym roku trzeba było rozegrać w Japonii mecz o Puchar Interkontynentalny ze zwycięzcą Copa Libertadores, odpowiednika Ligi Mistrzów z Ameryki Południowej. Przeciwnikiem okazał się brazylijski klub Vasco da Gama. W finale rozegranym na Stadionie Olimpijskim w Tokio Królewscy wygrali 2:1. Gole dla Merengues strzelali Roberto Carlos (z niemałą pomocą bramkarza Vasco, Nazy), oraz Raúl po wykiwaniu dwóch brazylijskich defensorów. Kapitan Sanchís mógł po raz drugi w historii Realu wznieść Puchar Interkontynentalny w geście zwycięstwa. Pierwszy raz miało to miejsce w 1960 roku. Historia zatacza koło 38 lat później… Jednak i ten sukces nie pomógł Hiddinkowi w utrzymaniu posady. Mimo iż wygrał (w dziwnym, bądź co bądź, ustawieniu: 1-3-5-2), wkrótce został zdymisjonowany przez Sanza. Zatrudniono, już drugi raz, Walijczyka Johna Toshacka. W założeniu miał odbudować potęgę Królewskich (Hiddink zostawił zespół w środku tabeli i zupełnej przeciętności). Stało się jednak inaczej.

Toshack w Lidze Mistrzów przegrał w ćwierćfinale z ukraińskim Dynamem Kijów, a ligowe wybryki Blancos lepiej przemilczeć… Po raz pierwszy od naprawdę wielu, wielu lat klub znalazł się jedno miejsce nad strefą spadkową (słownie: siedemnasta pozycja w lidze). Dlatego jeszcze pod koniec 1999 roku trener musiał pożegnać się z posadą. Prasa w Hiszpanii rozpisywała się o prezesie Sanzu, który niemal jak rękawiczki zmieniał szkoleniowców. Z pomocą, jak się wydawało tymczasową, przyszedł Vicente Del Bosque Fernández. Krótki czas trenował pierwszą drużynę w 1994 roku, potem prowadził drużyny juniorskie. Teraz też miał być tylko na chwilę. Kiedy Lorenzo Sanz szukał odpowiedniego kandydata, drużyna Del Bosque poprawiała grę i prześcigała w lidze kolejnych rywali. W Lidze Mistrzów drużyna przeszła pierwszą fazę grupową. Sanz zdecydował się pozostawić Sfinksa i tylko czekać, co się wydarzy…

Real Madryt pokonał też drugą fazę rozgrywek, choć z niewielkimi problemami. W meczu z Rosenborgiem młody Aganzo strzelił gola na wagę awansu do strefy pucharowej Champions League. Tam w wielkim stylu rozprawiliśmy się z Manchesterem United, w półfinale też pokonujemy, choć nie tak przekonująco, Bayern Monachium. Wielki dwumecz Nicolasa Anelki, pozyskanego przed sezonem, a długo niemogącego się przebudzić. Królewscy w końcu trafiają do finału, głównie dzięki świetnym meczom Fernando Carlosa Redondo Neri, Argentyńczyka, który w 1994 roku przyszedł z Tenerife. Media określają drużynę jako zależną od Redondo: „Jak gra Redondo, tak gra Real” – pisano. Nietrudno się było z tym zgodzić.

W wielkim finale Ligi Mistrzów 1999/2000 Real trafił na Valencię. Był to pierwszy taki mecz finałowy, w którym zmierzyły się ekipy z tego samego kraju. W podparyskim Saint-Denis, przy obecności 73 000 widzów Real pokonał Valencię aż 3:0! Zresztą, zgodnie z oczekiwaniami, gdyż Valencia po raz pierwszy zagrała w finale Ligi Mistrzów, więc doświadczenie na tym polu miała znikome. Mecz prowadzony przez Włocha Stefano Braschiego długo toczył się w środku pola, choć widać było przewagę Królewskich. W końcu pierwszej części gry tę przewagę udokumentowano golem. W 39. minucie po dośrodkowaniu Michela Salgado celnie do bramki byłego bramkarza Realu, Cañizaresa, trafia Morientes. Wielka radość na stadionie, gdzie również w przewadze, kibicowskiej oczywiście, byli Merengues. Mimo kilku dogodnych okazji Valencia nie zdołałała wyrównać. Po przerwie Real zagrał wprost genialnie, nie dopuszczając do sytuacji podbramkowych rywala, za to mnożąc swoje w polu karnym przeciwnika. Za przełomową można uznać sytuację z 68. minuty, kiedy wrzucona z autu przez Roberto Carlosa piłka zostaje odbita przez jednego z defensorów Valencii przed pole karne. Tam do futbolówki dopadł Anglik Steve McManaman, który kopnięciem przypominającym cios kung-fu lokuje piłkę w rogu bramki Cañizaresa. 2:0! Valencia atakowała, odsłaniając się coraz bardziej, co szybko się zemściło. W 75. Minucie sędzia odgwizdał rzut rożny dla drużyny z Mestalla. Piłka trafia jednak wprost pod nogi Savio, który długo się nie zastanawiając, posyła długi kros w stronę Raúla. Ten, wychodząc dopiero z połowy boiska, nie był na spalonym. Rozpoczęła się gonitwa obrońców za Hiszpanem. W końcu „Dziecko Madrytu” wpada w pole karne, jednym zwodem oszukuje bramkarza i z prawej nogi uderza po ziemi w światło bramki. Djukić, obrońca Valencii, nieco się pospieszył i w rezultacie piłka przeleciała centymetry za jego stopą. 3:0! Wiadomo było już, że nic i nikt nie odbierze Królewskim ósmego Pucharu Mistrzów. Pod koniec meczu ładny gest ze strony trenera Del Bosque: wpuścił on na murawę weteranów Hierro i Sanchísa. Ten drugi ma okazję podnieść wielki Puchar Mistrzów po dwóch latach przerwy. Real na koniec wieku znów najlepszy w Europie! Znów zamknęło się koło historii. Królewscy jako pierwsi w historii tych rozgrywek wywalczyli to trofeum. Teraz kończą zdobyciem tegoż lauru cały XX wiek. Real wystąpił w składzie: Casillas - Michel Salgado (85' - Hierro), Karanka, Ivan Campo, Roberto Carlos - McManaman, Redondo (c), Ivan Helguera, Raúl - Anelka (80' - Sanchís), Morientes (72' - Savio). Raúl z dorobkiem 10 goli został wespół z kilkoma innymi piłkarzami najlepszym strzelcem tej edycji Ligi Mistrzów.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!