Advertisement
Menu
/ lequipe.fr

Hazard: Miałem 5 kilogramów nadwagi, ale zgubiłem to w 10 dni

Eden Hazard wczoraj po południu udzielił wywiadu L’Équipe. Przedstawiamy pełne tłumaczenie rozmowy, jaka ukazała się w dzisiejszym wydaniu francuskiego dziennika.

Foto: Hazard: Miałem 5 kilogramów nadwagi, ale zgubiłem to w 10 dni
Fot. Getty Images

Czy gra w Realu Madryt była twoim marzeniem?
Tak, to było marzenie. Gdy zaczynałem grać, bardzo mały w ogródku, to zawsze był klub, któremu kibicowałem. Na boisku biegał tam Zidane, mój idol. Gdy widziałem ten stadion w telewizji, to była magia. Biała koszulka, nieskazitelna... dla mnie była wyjątkowa. To była legenda. Często jeździliśmy rodziną na wakacje do Hiszpanii, ale nigdy do Madrytu. Za daleko. Wszyscy na wakacjach, gdy graliśmy w piłkę, opowiadali jednak o Realu. Oglądaliśmy ich mecze.

Więc przez lata odczuwałeś frustrację, że tam nie grasz?
Nie, bo gdziekolwiek szedłem w trakcie mojej kariery, szło mi naprawdę dobrze. Podpisanie kontraktu tutaj któregoś dnia było jednak czymś logicznym. Gdybym naciskał, mógłbym podpisać tę umowę wcześniej.

Dlaczego tak się nie stało?
Miałem na to szansę już wtedy, gdy grałem w Lille. Chciałem jednak posmakować Anglii. Łatwiej było mi zagrać wtedy w Anglii niż w Hiszpanii. Miałem tylko 21 lat, a ciężko jest przyjść tutaj 21-latkowi i grać. Szczególnie zagranicznemu.

Mogłeś też przyjść do Realu dwa lata temu?
W każdym roku rozmawiano o moim przejściu do Madrytu. Od trzeciego letniego okienka w Chelsea. Nigdy jednak nawet moje otoczenie nie kontaktowało się z Realem. Rozmowy zaczęły się dopiero 2-3 lata temu, gdy doznałem kontuzji na zgrupowaniu reprezentacji. Chciałem odejść po mundialu w 2018 roku, ale dyrekcja powiedziała nie. Musiałem rozegrać ten rok z Sarrim.

Jednak pragnienie Zidane'a, by cię pozyskać, mogło przeważyć sytuację?
Nie wiem. Musiałem też zachować się dobrze. Czułem to pożądanie, ale nie chciałem też opuszczać Chelsea na złych warunkach. Zawsze chciałem grać czysto wobec swoich klubów. To samo dotyczyło Lille. Nie chciałem rozgrywać tam kolejnego sezonu, ale moje otoczenie pomogło mi zrozumieć, że to jest odpowiednia rzecz. W Chelsea było tak samo. Latem 2018 roku otrzymałem telefon od Mariny [Granovskaiej], szefowej Chelsea. Powiedziała: „Nie odchodź, Sarri przychodzi, by cię poprowadzić”. Nie chciałem robić problemów i po prostu starałem się grać jak najlepiej.

Teraz jesteś już piłkarzem Realu Madryt. Powiedz nam, co to dla ciebie oznacza.
Gdy jesteś mały, widzisz ten klub jako marzenie. Gdy przychodzisz, w budynkach wszędzie jest ochrona. Nie możesz nigdzie sam postawić kroku. Centrum treningowe jest ogromne. Gdy przyjechałem tu pierwszy raz, podjechałem od drugiej strony. Jeździliśmy 2-3 minuty, żeby wjechać do ośrodka. Widzę, że jest tu mnóstwo boisk i nawet nigdy nie próbowałem ich liczyć. Jest hotel dla zawodników. Myślisz sobie, że jeśli ten klub jest tak dobry, to także dzięki takim sprawom. Do tego topowi zawodnicy i ta wielka historia. Wchodzisz do szatni i czujesz, że ci goście są tutaj tylko po to, by wygrywać. Codziennie spotykasz fanów, którzy mówią ci, że trzeba wygrać Ligę Mistrzów. To jest cała kultura.

W czym Zidane był dla ciebie wzorem?
Nie mamy tego samego stylu. Technicznie był ponad resztą. Ja też nie jestem słaby technicznie, ale gdy patrzyłeś na niego, wydawało się, że każde zagranie sprawia mu przyjemność i że on napędza wszystkich innych. Dla mnie futbol to właśnie coś takiego. Gdy patrzyłem na Zidane'a, nigdy nie stwierdziłem: chce przejść wszystkich i gra dla siebie. On nadawał wartość drużynie. Ja też lubię, gdy koledzy czerpią przyjemność z mojej obecności. Nie próbuję błyszczeć dla siebie. Jasne, to się zdarza i jestem z tego powodu szczęśliwy, ale to nie jest mój cel.

Czy próbujesz kopiować zagrania Zidane'a?
To było trudne. Jednak gdy patrzyłeś na jego przyjęcia piłki... Uff. Do tego te podania, był bardzo elegancki. Był też Thierry Henry. Nie mogłem za często o tym mówić, gdy byłem w Chelsea [śmiech]. Moja generacja oglądała filmiki na YouTubie. Potem szliśmy z braćmi do ogródka, by zrobić to, co robił Zizou. Podobał mi się, identyfikowałem się z nim.

To mocna, emocjonalna relacja, a teraz on jest twoim trenerem...
Wcześniej za wiele z nim nie rozmawiałem. Pierwszy raz na EURO we Francji. Zadzwonił i powiedział: „Byłoby miło, gdybyś przyszedł”. Gdy dzwoni Zidane, to sprawa zaczyna być poważna!

To było zauroczenie? Fascynacja?
Szczerze, to było coś. On ma nade mną taką władzę. Na tamtym EURO do końca mnie nie złamał. Po prostu powiedział, że mnie obserwuje. Dodał, że życzy mi dobrego EURO i zobaczymy, co się wydarzy. „Zobaczymy się, gdy któregoś dnia przejdziesz do Madrytu”, powiedział. To zawsze siedziało w mojej głowie.

Jakim on jest trenerem pod względem ludzkim?
Mówi niewiele. Jest prosty. Przed meczem podchodzi do ciebie z małym hasłem, by sprawić, abyś poczuł się komfortowo. Pierwsze 2-3 miesiące nie szły tak, jak tego chciałem. On powtarzał, żebym pozostał spokojny i że wszystko przyjdzie. „Bądź szczęśliwy”, powtarzał. To normalny gość. Nie robi zamieszania z byle jakiego powodu. Od razu przechodzi do sedna. Nie mówi dla mówienia. Kocha swoich zawodników. Dba o emocjonalny aspekt. Czujesz, że grupa jest szczęśliwa, że on jest jej trenerem. Nawet ci zawodnicy, którzy nie grają. To jest podstawa. Tu widzisz, że on rozumie, co znaczyć być piłkarzem, bo sam grał w piłkę.

Co on daje ci pod względem rywalizacji?
Zawsze trenujemy z piłką. Pierwsza jest przyjemność z grania w piłkę. Ruchy, małe gierki, wykończenia... Gdy doświadczyłeś pracy z włoskimi trenerami jak ja, to wiesz, że wtedy jest dużo mniej radości. Jest więcej powtórzeń i określonych z góry rzeczy. Przyjemnością ma być dla ciebie zwycięstwo. Trzy lata pracowałem z Włochami i znalezienie tutaj tej przyjemności sprawia, że czuję się dobrze.

Zostałeś pozyskany za 100 milionów euro. W czasie prezentacji poczułeś skok adrenaliny, przypominając sobie o pokładanych w tobie oczekiwaniach?
Odkryłem inny świat. Chelsea to jeden z najlepszych klubów na świecie, ale prezentacja tam była łatwiejsza. Tu sam do siebie mówisz: wow! Na boisku praktycznie nigdy nie czuję nerwów. W Londynie nie miałem problemów z żonglerką. Tutaj jednak już w samolocie bracia pytali, co zamierzam zrobić. „Ostrożnie, jak popełnisz błąd, wszyscy się po tobie przejadą”, mówił Thorgan. Nawet w Chelsea wszyscy powtarzali na pożegnanie: „Nie będziemy oglądać twoich meczów, ale prezentację obejrzymy”. A gdy poproszono, żebym przemówił... Nie jest to moja najmocniejsza strona.

Nie przygotowałeś się...
Nie miałem niczego. Pomyślałem, żeby powiedzieć coś po hiszpańsku. Ale jako że nie mówię w tym języku, byłoby to... Chciałem być spontaniczny. Pomyślałem: ok, po francusku, naturalnie jak na boisku. To na końcu dobre wspomnienie.

Na końcu pomimo kontuzji rozegrałeś połowę meczów w tym sezonie.
Odbyłem pełne przygotowania. Dwa czy trzy dni przed pierwszym meczem poczułem ból w górnej części prawego uda. Często przed meczami czuję ból po oddaniu serii strzałów. Myślałem, że chodzi o to. Następnego dnia to jednak wróciło. Zidane zapytał czy chcę wykonać badania. Naciskał na to doktor. Wyszło, że mam mały uraz w mięśniu czworogłowym. Trener nie chciał podejmować żadnego ryzyka na starcie sezonu. Gdy rana się zagoiła, wróciłem do pracy. Nie trenowałem normalnie jednak trzy tygodnie i musiałem złapać rytm. W pierwszym meczu z PSG oczekiwałem łatwego spotkania, a wszystko poszło źle.

Porozmawiajmy o wadze. Ona podskoczyła. To prawda?
To prawda, nie będę tego ukrywać. Gdy jestem na wakacjach, jestem na wakacjach. W innym przypadku nigdy nie będziesz mieć wolnego. Miałem 5 kilogramów nadwagi. Jestem gościem, który szybko przybiera na wadze i szybko ją traci, gdy o siebie dba. Gdy miałem 18 lat, ważyłem 72-72 kilogramy. Po nabraniu mięśni doszedłem do 75 kilogramów. W złym dniu mam 77 kilogramów. Latem to było 80 kilogramów. Zgubiłem to wszystko jednak w 10 dni.

Jak oceniasz swój początek sezonu?
Jestem zadowolony z ostatniego miesiąca. Złe są jedynie statystyki. Strzeliłem gola, zanotowałem asystę i wywalczyłem karnego. Dzisiaj ludzie pamiętają tylko o tym. Pierwsze dwa miesiące w mojej grze nie były wystarczające. Sam wiedziałem, że mogę robić wszystko lepiej. Tak naprawdę lepiej poczułem się w tym miesiącu. Biorę piłkę, drybluję, przyśpieszam i staram się, by inni grali lepiej. Nie wszystko wychodzi, ale próbuję. Przez pierwsze dwa miesiące mówiłem sobie: jesteś nowy, graj prosto. Próbowałem dużo podawać, a ludzie oczekiwali, że będę się kiwać.

Rozwiniesz się jeszcze tutaj?
Tak, w rozegraniu akcji. Tutaj mamy dużo posiadania, jak w ostatnim roku z Chelsea. Sarri ustawił nam taką grę i tworzyliśmy więcej. Jeśli dotykasz piłkę 90 razy w meczu, to zapewne stworzysz jakieś dobre rzeczy. Moja rola jest tutaj podobna jak w Chelsea czy Belgii. Mam swobodę w ruchach i wymienianiu się z Karimem [Benzemą]. Musimy jednak też dbać o krycie pozycji. Jak wszędzie.

Często mówimy o trudnej szatni Realu Madryt. Jak to wygląda dla ciebie?
Zależy, jaką jesteś osobą. Ja chcę mieć znaczenie w każdej szatni, ale nie szukam problemów. Jestem otwartą osobą. Nigdy nie będę się skrywać. Więc idzie mi naprawdę dobrze. Może koledzy widzą też, co robiłem wcześniej we Francji czy Anglii i również mnie szanują. Nie mam 21 lat i nie muszę wszystkiego udowadniać. Jestem już znany.

Kto pomógł ci najbardziej?
Oczywiście Thibaut [Courtois]. Do tego jest też Greg [Dupont, trener od przygotowania fizycznego]. Gdy przyjechaliśmy, spaliśmy w ośrodku. Tu też jedliśmy. Integracja jest tu łatwa, bo wiele osób mówi tu po francusku. Także sztab szkoleniowy. Dla mnie to coś perfekcyjnego.

Po przyjściu grałeś z numerem 50, ale teraz nosisz numer 7, który należał do Cristiano.
Na początku numer należał do Mariano. Nie chciałem go o niego prosić, bo to nie jest w moim stylu. Wiedziałem, że „10” jest Modricia. W Chelsea grałem z „17”, ale tutaj ma ją Vázquez. Wolna była „16”, ale jej nie chciałem. W La Lidze nie możesz mieć numeru większego niż „25”. Powiedziałem na początku: „Dajcie mi «50»”. W ostatnim tygodniu klub powiedział Mariano: „Musisz dać Edenowi «7»”.

Dlaczego tak ukrywałeś się z wyborem numeru?
Bo nie grałem dobrze, po prostu [śmiech]. Powiedziałem sobie: zacznij od dobrej gry.

Tak naprawdę jedynym czarnym punktem w sezonie jest porażka w Paryżu?
Dla mnie to był mój pierwszy prawdziwy mecz. Zaczęliśmy pierwsze 10-15 minut naprawdę dobrze. Po golu Di Maríi miałem okazję na 1:1, ale mój strzał nieznacznie minął bramkę. Gdy prowadzili 2:0, anulowano gola Bale'a. W drugiej połowie nie pokazaliśmy już niczego. Zmierzyliśmy się z bardzo mocną drużyną, gdzie wszyscy zawodnicy zagrali perfekcyjnie. Liga Mistrzów nie wybacza. 0:3 to plama. Szczególnie wtedy, gdy grasz w Realu Madryt.

Wtorkowy rewanż w Madrycie jest więc jeszcze ważniejszy?
Dla nas jest, bo musimy wygrać, by wywalczyć awans.

Macie pięć punktów przewagi nad Club Brugge.
Nigdy nie wiadomo, co wydarzy się, jeśli przegramy z Paryżem. Oni są jedną z najlepszych ekip w Europie. Ważne będzie też ocenienie naszego poziomu. Czy możemy rywalizować z PSG? Po tym meczu będziemy mieć wiele odpowiedzi.

Co sądzisz o tym PSG, które ma już trzy porażki w Ligue 1, najwięcej od przejęcia klubu przez Katarczyków?
Oglądałem wiele ich meczów. Wydają się mocniejsi niż w poprzednich latach, szczególnie w środku pola. Mają Idrissę [Gueye], który robi dla nich świetną robotę. Nie mówię tak tylko dlatego, że to mój przyjaciel. Wiem, co on potrafi i widziałem u niego dobry poziom nawet wtedy, gdy Aston Villa nie grała dobrze. To taki N'Golo [Kanté]. Ludzie znają go słabiej, bo nie grał w najlepszych klubach na świecie. Teraz go jednak poznają. To bardzo ważny zawodnik. Reszta zależy od potworów z przodu, Neymara i Mbappé. Jeśli będą dostawać wszystkie piłki, będzie trudno ich pokonać. To ważny mecz dla rozwoju tego sezonu. Ich porażki w lidze to anegdoty. Nawet ta z Dijon. Oglądałem ten mecz i rywale grali jak szaleni. Wyszedł im perfekcyjny mecz, a PSG nie zagrało tak dobrze. Czasami nie czujesz tej samej motywacji, z szacunkiem dla Dijon. Najtrudniejszą rzeczą jest utrzymanie koncentracji przez 60-70 meczów w sezonie. Dla mnie będzie jednak w porządku, jeśli przegrają jeszcze z 2-3 razy w tym sezonie, w tym we wtorek.

Byłeś blisko PSG w przeszłości?
Nie. Nigdy. Często chcieli mnie pozyskać, ale ja nie chciałem wracać do Ligue 1. Zawsze im odmawiałem. W głowie widziałem to jasno. To klub, który może pomóc ci w wygraniu Ligi Mistrzów. Jednak nie znajdował się w moich planach. Jeśli wrócę do Ligue 1, to do Lille.

Co zachowasz z 7 lat w Londynie?
Nie jestem tym samym piłkarzem. Przyszedłem z etykietką młodego talentu. Byłem dwa razy najlepszym graczem Ligue 1. W Anglii wiedzą, kim jesteś, ale nie za bardzo przykładają do tego wagę. Musisz tam pokazać swoje. W Anglii potwierdziłem to, kim jestem. Przez 6,5 roku grałem na topie. W trzecim sezonie z Mourinho było trudniej. Miałem złe mecze, ale wszystkie sezony ogólnie były dobre, grałem na stałym poziomie. Wyjechałem jako jeden z najlepszych, takie było zdanie innych. To powód do dumy. Chelsea pozwoliła mi zostać tym, kim jestem.

***

Od miesiąca Eden, który jest żonaty z Natachą, którą zna od 13. roku życia, jest ojcem czwartego syna, Santiego. Pierwszy, 8-letni Yanis, urodził się w Belgii. Kolejna dwójka, 6-letni Leo i 4-letni Samy, w Londynie. Wszyscy mówią w dwóch językach. Teraz cała rodzina zamieszkała w domu znajdującym się 30 minut od ośrodka treningowego Realu.

„Gdy masz czterech chłopców w domu, nie możesz pozwalać im na wszystko, bo inaczej codziennie masz wojnę [śmiech]. Miałem szczęście dorastać w dużej rodzinie. Thorgan [młodszy brat Edena] jest taki sam, ma trzy córki. Coś mi tam tłumaczył w tym temacie, ale ciągle dobrze tego nie zrozumiałem [śmiech]”, dodaje Eden. Jego dodatkowym marzeniem jest zagranie ze swoim najstarszym synem przed zakończeniem kariery, którą przewiduje po 36. urodzinach.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!