Advertisement
Menu
/ RealMadryt.pl

Bananowy Madryt: Dokończyć misję

Zapraszamy do lektury!

20 czerwca 2015 (albo 19 czerwca, już dokładnie nie pamięta)

Okolice godziny pierwszej w nocy. Był już w mieszkaniu kompletnie sam. Pokój był całkowicie pusty, nie licząc leżącego w kącie plecaka. Nasz bohater siedział przy biurku, paląc ostatniego podrobionego Marlboro, które zazwyczaj kupował na sztuki w sklepie u Chińczyka zaraz przy wyjściu z klatki schodowej. I myślał. Starał się sobie przypominać wszystkie piękne chwile, które przeżył tu przez ostatnie kilka miesięcy. Przychodziło mu to jednak z trudem, ponieważ był świadomy, że to już koniec. Że powrót z nieba – może nie do piekła, lecz do szarej rzeczywistości – zbliża się wielkimi krokami.

Jego samolot do Warszawy odlatywał dopiero koło godziny szóstej rano, jednak nie mógł już znieść tej dołującej ciszy dookoła. Bał się, że zwariuje. Zarzucił plecak na ramiona (duży bagaż musiał zostawić z powodu strajku na lotnisku) i wyszedł. Zanim zamknął za sobą drzwi po raz ostatni sprawdził jeszcze tylko, czy na pewno pogasił wszędzie światła i rozpoczął trasę z Moncloi na Cibeles (stamtąd zmierzał autobus na lotnisko), którą pokonywał podczas samotnych pieszych wędrówek dziesiątki razy. Myśl, że z każdym krokiem oddala się od raju, do którego zdążył się już przecież przyzwyczaić, nie dawała mu spokoju.

W trakcie ostatniej wędrówki było mu ciężko. Ciężar ten mimo wszystko wcale nie był spowodowany obładowanym plecakiem, który przyszło mu taszczyć. Przygnębienia nie czuł konkretnie z powodu powrotu do Polski, lecz właśnie przez ten nieznośny żal po stracie czegoś, co stało mu się naprawdę bliskie. Koniec z plakietkami, darmową coca colą w przerwie, konferencjami, wywiadami i byciem integralną częścią czegoś, co fascynowało go od dziecka. Gdy pokonał Gran Vię i dotarł na Cibeles, dostrzegł, że bogini płodności nie płakała już po sezonie zakończonym bez trofeów. Życie toczyło się dalej. Jednak od następnego dnia już bez naszego bohatera.
Gran Via nocą


Tuż po powrocie

– Matko, napal w piecu. Jest mi zimno – powiedział.

– Będziesz na siebie zarabiał, to będziesz sobie palił w piecu pod koniec czerwca – odparła.

Na dworze było 14 stopni i padał deszcz. Był przyzwyczajony do nieco innych temperatur. Tamtej nocy spał w dresie i szlafroku. Do Madrytu kilka dni później miały nadejść rekordowe upały.

Połowa lipca

Opublikowano terminarz rozgrywek La Liga. Mecz z Barceloną miał odbyć się 8 listopada. Wiedział, że musi tam być. Nie miał jeszcze ani grosza, ale czasu było przecież sporo. Szczęście uśmiechnęło się do niego już następnego dnia. Dostał zlecenie na tłumaczenie na hiszpański tekstów reklamujących cudowne tabletki na odchudzanie (niektórzy twierdzili, że naprawdę działają, jednak nasz bohater podchodził do tego typu opinii dość sceptycznie). Robotę wykonał w dwa dni. Nazajutrz miał zarezerwowane bilety lotnicze do stolicy Hiszpanii. Wylecieć miał 26 października i wrócić w połowie listopada.

Jakieś trzy tygodnie później

Dzwoni telefon.

– Klasyk przełożyli. Na 22 listopada. Chciałbym żartować, ale niestety mówię serio – oznajmił Leszczu.

– No trudno. Zobaczę sobie mecz z Las Palmas. Fajnie, bo nigdy nie widziałem na żywo Las Palmas – rzekł nasz bohater, udając obojętność.

Była to jednak tylko dobra mina do złej gry. Wcale nie uśmiechało mu się lecieć na niemal trzy tygodnie tylko po to, by pójść na Las Palmas. Choć była jeszcze nadzieja na coś więcej…

27 sierpnia 2015 (sprawdził datę w internecie)

Dzień losowania Ligi Mistrzów. Zawsze z chęcią oglądał ceremonie, podczas których pewien pan pozbawiony włosów w towarzystwie legend piłki nożnej wyciąga z koszyków kuleczki z nazwami drużyn. Tym razem jednak stawka była dla niego nieco większa. Wiedział doskonale, że podczas jego pobytu w Madrycie rozegrana zostanie jedna kolejka Champions League. Miał więc 50 procent szans, że trafi na spotkanie u siebie. Malmö, Szachtar i... PSG. Emocje sięgnęły zenitu, gdy oczekiwał na terminarz. 3 listopada. PSG. U siebie. Mimo że padało wyszedł z domu na spacer. Nie mógł wysiedzieć w miejscu. Nie obchodziło go już to, że przegapi Klasyk. „Miałem szansę jeden do sześciu, że trafi się PSG na Bernabéu. Może czas spróbować sił w rosyjskiej ruletce?”, pomyślał.

Wrzesień – 26 października

Czekał.
Czekał.
Czekał.
Zabijał czas.
Innym wmawiał, że naprawdę robi coś konstruktywnego.

27 października

Kilka minut po północy wylądował w Madrycie. Gdy tylko wydostał się z metra na powierzchnię, zdał sobie sprawę, że do tej samej rzeki można jednak wejść dwa razy. Udał się w miejsce, gdzie zamieszkiwał przez cały miniony sezon i gdzie dawni współlokatorzy przyjęli go z otwartymi ramionami. Spać poszedł z myślą, że czas dokończyć pewną misję.




Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!