Advertisement
Menu
/ RealMadryt.pl / różne

[WOW]: O pokoleniowych familiach, które Wikingów reprezentowały

Zapraszamy do lektury historycznego cyklu "Wieczorne Opowieści Wikinga"

Jaki ojciec, taki syn - głosi stare polskie przysłowie. Dziś w "Wieczornych Opowieściach Wikinga" przedstawimy wikińskie familie, w których gra dla Realu Madryt stała się tradycją przekazywaną z pokolenia na pokolenie.

Jednak najpierw objaśnijmy merytorycznie sprawę kluczową dla zrozumienia tekstu - sprawę przekazywania nazwisk w Hiszpanii. Są one dwuczłonowe, gdzie pierwszy człon stanowi nazwisko ojca, a drugi - matki. Jeśli przypuszczalnie ojciec dziecka nosi nazwisko González Hernández, matka - Sánchez Fernández, u dziecka w akcie urodzenia widnieje nazwisko González Sánchez. Warto wspomnieć też, iż w świecie hispanojęzycznym często syna chrzci się imieniem ojca, natomiast córkę - imieniem matki. Ostrzegamy, iż może to wprawiać w pewne zakłopotanie, którego być może doświadczycie, oddając się lekturze poniższego tekstu.

Honorowe miano pierwszego ojca i syna, którzy przywdziewali wikiński trykot Realu Madryt, należy do Sanchísów. Starszy Manuel Sanchís Martínez, defensor urodzony w 1938 roku, dołączył do zespołu w 1964, stanowiąc część sławnego zespołu nazywanego "Ye-yé" (od refrenu utworu The Beatles "She Loves You"), złożonego tylko z piłkarzy z hiszpańskimi korzeniami. Młody, ambitny Real Madryt z nim w składzie zapisał się na kartach historii, sięgając w 1966 roku po Puchar Europy oraz czterokrotnie triumfując w rozgrywkach ligowych. Inny legendarny wikiński skład, La Quinta del Buitre, formował też syn Manuela, Manuel Sanchís Hontiyuelo. Pierwszy raz piłkarzy Realu Madryt ujrzał na żywo, kiedy ojciec zaprowadził go na przedsezonowe fotografowanie składu. Jak ojciec, także i on występował na pozycji stopera. Całą osiemnastoletnią profesjonalną karierę powiązał z Królewskimi, zyskując tym pierwszoplanowe miejsce w galerii klubowych sław. Z Wikingami zdobył imponującą liczbę trofeów: osiem Mistrzostw Hiszpanii, dwa Puchary Mistrzów, dwa Puchary UEFA, dwa Puchary Króla, Puchar Interkontynentalny, pięć Superpucharów Hiszpanii, Puchar Ligi oraz czternaście Pucharów Santiago Bernabéu. Indywidualnie sięgnął też po trofeum Hiszpańskiego Piłkarza Roku w 1990 roku. Debiutował 4 grudnia 1983, strzelając zwycięską bramkę przeciwko Realowi Murcia, a kiedy w 2000 roku w finale Ligi Mistrzów na paryskim Stade de France Real Madryt pokonywał Valencię 3-0, trener Vicente del Bosque postanowił na dwanaście minut wpuścić z ławki trzydziestopięcioletniego wtedy defensora, oddając hołd zasługom Sanchísa dla wikińskiego klubu. Dumny wieloletni kapitan buty na kołku zawiesił w 2001 roku, mając na koncie rekordowe do dziś 712 konfrontacji w koszulce Realu Madryt. Podobno na familijnych obiadach u Sanchisów, ojciec i syn zawsze humorystycznie sprzeczali się, kto osiągnał więcej. Ten starszy zawsze zamykał młodszemu usta sarkastycznym zapytaniem: "A zdobyłeś kiedyś Puchar Europy?" "Dopytywał się tak i dopytywał aż do 1998 roku. Ciekawe, czemu od 2000 roku ani razu nie poruszył tematu?", wspomina z uśmiechem Sanchís Jr.

Z tej samej generacji, co młodszy Sanchís, pochodzi José Miguel González Martín del Campo "Míchel", znakomity pomocnik z lat 80. i 90. Míchel urodził się z piłką we krwi. Jego ojciec, także profesjonalny futbolista, musiał przedwcześnie zakończyć karierę ze względu na trwały uraz kręgosłupa odniesiony wskutek wypadku drogowego. Z Castilli do pierwszego zespołu Míchel awansował w 1982, notując w debiucie przeciwko Castellónowi bramkę. Był czwartym strzelcem Realu Madryt z sezonu 1989/90 (po Hugo Sánchezie, Butragueńo i Martínie Vázquezie), kiedy Wikingowie ustanowili rekord 107 strzelonych bramek. Dorobił się bogatej kolekcji medali - sześciokrotnie triumfował w La Liga i dwukrotnie w Pucharze UEFA. Łącznie dla Królewskich strzelił 130 bramek, dla reprezentacji Hiszpanii - 21, w tym hattricka na Mundialu we Włoszech przeciwko Koreańczykom. Kilka miesięcy po przejściu na piłkarską emeryturę poświęcił się fachowi trenerskiemu. Latem 2006 objął stanowisko dyrektora miasteczka sportowego i równocześnie menadżera Realu Madryt Castilla. Wtedy pod skrzydłami Míchela znalazł się Adrián González, syn wikińskiego pomocnika. Niestety Castilla dyrygowana przez Míchela i formowana przez "srebrną generację" canteranos (za "złotą" uznajmy historyczną La Quinta del Buitre) - Alvaro Negredo, Rubéna de la Reda, Estebana Granero, Juana Matę, Miguela Torresa czy właśnie Adriána - nie utrzymała się na zapleczu La Liga i spadła do z Segunda do Segunda B División. Míchel musiał pożegnać się z obejmowaną posadą. Także i Adrián opuścił szeregi Castilli - z opcją pierwokupu Królewscy sprzedali młodego pomocnika do Getafe. Co ciekawe, w trakcie sezonu na stanowisko trenera ściągnięto tam bezrobotnego Míchela. Postawiono przed nim cel utrzymania zespołu w La Liga. Na rozstrzygnięcie nerwowo oczekiwano aż do ostatniego meczu sezonu - wtedy Esteban Granero, zdobywając bramkę na wagę remisu, sprawił, iż w przyszłym sezonie i Míchel, i Adrián nadal będą walczyć w Primera División.

Pokoleniowe "zwroty akcji" napotykał ród Alonsów (bez koneksji z Xabim Alonso). Pierwszym profesjonalnym futbolistą z rodziny był Marcos Alonso Imaz, nazywany Marquitosem. Obrońca z Santader wzmocnił szeregi Realu Madryt w 1954 roku, stając się podporą defensywy zespołu, który na przełomie lat 50. i 60. osiągał znakomite sukcesy: pięciokrotnie triumfował w Pucharze Europy i sześciokrotnie w rozgrywkach ligowych. Jedna z zaledwie kilku bramek, które strzelił dla Realu Madryt, padła w finale pierwszego Pucharu Europy przeciwko Stade de Reims, który Wikingowie zwyciężyli 4-3. Tak wspomina to trafienie: "Atakowałem z głębi. Podałem do Di Stéfano, ten mi oddał. Wtedy podałem do Marsala, ten strzelił, ale francuski bramkarz wypiąstkował przed siebie. Ja dobiłem, obijając nogę obrońcy. Weszło, remisowaliśmy!". Marquitos talent piłkarski w genach przekazał synowi Marcosowi Alonso Peńi. Ojciec marzył, aby syn dołączył do Realu Madryt, lecz sprawdzian formy narzucony przez Królewskich okazał się zbyt trudny dla młodego Marcosa, który nie ukończył go z powodzeniem. Mimo wszystko na 17-letniego wtedy skrzydłowego postawił Racing Santander, skąd po trzech latach ściągnęło go Atlético Madryt. Pozytywne oceny, które notował za występy nad Manzanaresem, sprawiły, że na perspektywicznego Marcosa sieci zarzuciła Barcelona. Katalończyków kosztował on rekordowe na tamte czasy 150 milionów peset, ale pięcioma latami spędzonymi na Camp Nou potwierdził, iż był wart tej ceny. Grywał u boku Diego Maradony, Bernda Schustera, Garego Linekera czy Andoniego Zubizarrety, a najpiękniejszego momentu w karierze doświadczył w 1983 roku, kiedy w finale Copa del Generalísimo w Saragossie w doliczonym czasie pozbawił Real Madryt pucharu, strzelając bramkę efektownym szczupakiem, która w ostatecznym rozrachunku dała sukces Barcelonie. Na szczęście dla Wikingów w ślady dziadka, nie ojca, poszedł wnuk Marquitosa, a syn Marcosa, także Marcos Alonso Mendoza. Dziś nastolatek trenuje z młodzieżowym zespołem Realu Madryt i dostaje powołania do kadry Hiszpanii do lat 19. Jak głosi oficjalna witryna klubu, mierzącego 188 centymetrów uniwersalnego lewoskrzydłowego cechuje tak zwany "ciąg na bramkę" i celne uderzenie. Z nadzieją rokuje na przyszłość.

Jeśli mowa o przyszłości, nie zapominajmy, iż młodsze kategorie wiekowe Realu Madryt reprezentują też synowie wikińskiego geniusza ostatnich lat, Zinedine'a Zidane'a - Enzo, Luca i Theo. Najstarszy z nich, Enzo, ma nawet na koncie drobne sukcesy z młodzieżówką Królewskich i reprezentacyjny debiut w kadrze... Hiszpanii do lat 15. Wkrótce zapewne i Raúl pośle swego pierworodnego syna, Jorge, do akademii Realu Madryt. Czy potomkowie dorównają ojcom talentem i osiągnięciami? Jeszcze kilka lat musimy cierpliwie odczekać, aby poznać odpowiedź na to nurtujące pytanie..

Na koniec, odstępując od tematu jabłka i jabłoni, warto wspomnieć również o rodzeństwie Francisco Gento, fenomenalnego skrzydłowego Realu Madryt z lat 50. i 60, zdobywcy sześciu (!) Pucharów Europy. Niewielu wie, że także młodsi bracia Paco występowali w wikińskim trykocie. Julio, urodzony w 1939 roku, i Antonio, urodzony w 1940 roku, widnieją w statystykach odpowiednio pod nazwiskami Gento II i Gento III. Jednak ani Julio, ani Antonio nie dysponowali talentem na miarę starszego brata i obydwaj z Realu Madryt odchodzili ze spuszczoną głową - tym razem nie wszystko pozostało w rodzinie.

I tym zamykamy dzisiejszy rozdział "Wieczornych Opowieści Wikinga", zapraszając równocześnie do dyskusji w komentarzach. Czy w Waszych familiach kibicowanie Realowi Madryt także stanowi rodzinną tradycję?

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!