Być albo nie być Superligi, podatki do zapłacenia przez socios i nieokreślona sukcesja Florentino
Orfeo Suárez, redaktor naczelny działu sportowego w Madrycie i felietonista dziennika El Mundo, podzielił się swoimi spostrzeżeniami na temat kluczowych planów Florentino Péreza i przyszłości klubu. Przedstawiamy pełen tłumaczenie jego tekstu.

Florentino Pérez. (fot. Getty Images)
Dwory królewskie od zawsze były wylęgarnią spisków i intryg z dwoma celami: podziałem władzy i sukcesją. Wersal Ludwika XIV czy Ludwika XV, wielki pałac próżności, bywa tu podręcznikowym przykładem, ale Hiszpania wcale nie pozostawała na uboczu. Izabela Katolicka przeżyła spiski przeciwko swemu przyrodniemu bratu, Henrykowi IV, zanim objęła tron, musiała potajemnie poślubić Ferdynanda, a po śmierci nie tylko „słyszała” krzyki córki, Joanny Szalonej, lecz była też pośmiertnym świadkiem napięć między swym wdowcem a zięciem, Filipem Pięknym. Bernabéu nie jest dworem królewskim. To dwór futbolu – bogaty i w pełni swego panowania – który jednak stoi przed decyzjami kluczowymi dla umocnienia pozycji w przyszłości, po ukończeniu wielkiego pałacu-stadionu: chodzi o wykonalność Superligi, w ramach UEFA lub poza nią; o zdefiniowanie nowej natury prawnej klubu, z członkami-akcjonariuszami; oraz o długofalową sukcesję po Florentino Pérezie. Jedne kwestie budzą debatę, inne – szeptane komentarze.
Superliga, projekt, którym Florentino rzuca wyzwanie establishmentowi, wchodzi w moment krytyczny, przy UEFA wzmocnionej sojuszem z EFC, nową organizacją klubów europejskich, dawną ECA, gdzie przybijają sobie piątki wszyscy wrogowie białego faraona – od Aleksandra Čeferina po Nassera Al-Khelaïfiego – a w drugim szeregu stoją Javier Tebas i Miguel Ángel Gil. Do tego tła dołączył w minionym tygodniu Joan Laporta, jedyny sojusznik Florentino w Superlidze, ale z jasnym przekazem: „Chcemy porozumienia z UEFA”.
Spotkania z UEFA
Na dworze Bernabéu jego obecność w Rzymie nie wywołała wstrząsu – przypisuje się ją potrzebie trzymania się blisko UEFA ze względu na wysokie ryzyko sytuacji ekonomicznej i instytucjonalnej Barcelony. Barça zatem dopisuje się do antysuperligowego tła, lecz oficjalnie z projektu nie wychodzi. Laporta dodaje więcej: pierwsze kroki ku porozumieniu już wykonano. Chodzi o spotkania między spółką stojącą za Superligą, A22 Sports Management, a przedstawicielami UEFA, z udziałem wysłanników Barcelony i Realu. To prawda.
Nie znaczy to, że ugoda jest blisko, ale w otoczeniu klubów uważa się ją za nieuniknioną: „Albo to, albo Superliga umiera – i zostaje zagrożenie dla UEFA”. Tym zagrożeniem jest ważność prawna, jaką sądy – zwłaszcza w Europie – przyznały projektowi, przy oczekiwaniu na jeszcze jeden wyrok w Madryckim Sądzie Okręgowym, co pozostaje stałą groźbą secesji dla organizacji kierowanej przez Čeferina. Jutro może to być inny Florentino.
Ci, którzy byli blisko rozmów, sugerują porozumienie na zasadzie win-win: zarządzanie pozostałoby w rękach UEFA – jak dotąd – w zamian za akceptację zmiany modelu rozgrywek, a przede wszystkim ich komercjalizacji. Innymi słowy, przyjęcie biznesplanu A22, wraz z inwestorami i platformą, przez którą turniej byłby nadawany w otwartym dostępie z reklamą, a w wersji premium – bez reklam, za opłatą. YouTube futbolu. Fakt, że UEFA i dawna ECA ogłosiły w Rzymie strategię sprzedaży praw na lata 2027–2033, nie wyklucza zawarcia paktu – tak jak nie wyklucza go powtarzane przez Florentino zapewnienie, że Superliga toczy się własnym torem, niezależnie od UEFA.
Anas Laghrari, mózg w cieniu
Za Florentino stoi postać Anasa Laghrariego – francuskiego finansisty, syna marokańskiego dewelopera, który już wcześniej współpracował z prezesem Realu. Laghrari odegrał kluczową rolę w operacjach dla ACS, zwłaszcza przy restrukturyzacji zadłużenia po nieudanej próbie przejęcia Iberdroli, czym zyskał zaufanie Florentino, a to otworzyło mu drzwi do Realu. Umowy z Providence czy Sixth Street noszą jego podpis. Francuz, który przeszedł z Société Générale do Key Capital, butikowego domu finansowego, nie jest dziś tylko architektem inwestycyjnej strony Superligi – stał się kluczem do decyzji strategicznych w Realu, również w kwestii pozyskania kapitału na przekroczenia kosztów nowego Bernabéu.
Operacja ważniejsza nawet od Superligi to przekształcenie natury klubu tak, by część stała się spółką handlową. Socio byłby zarazem akcjonariuszem, a operacyjność podmiotu pozwoliłaby na większą kapitalizację. To skomplikowane, bo zamiarem jest nie utracić kontroli i nie wystawić Realu na wezwania do sprzedaży akcji.
Koszt powyżej 20 000 euro
Konsultacje z kilkoma czołowymi kancelariami – w tym jedną z największych na świecie – na razie nie składają się w gotową formułę. Szukano analogii, jak w niektórych klubach golfowych, gdzie socios są akcjonariuszami, ale pojawiają się problemy: czym innym jest kupno akcji, a czym innym przekształcenie majątku w akcję. Za to trzeba zapłacić. Rozdzielając część kapitału zakładowego między członków-akcjonariuszy, musieliby oni zapłacić podatek od nabycia – mimo braku zamiaru sprzedaży. Według wyliczeń koszt podatkowy mógłby przekroczyć 20 000 euro.
Zmiana natury prawnej to jeden z kluczowych projektów Florentino, obserwowany w ciszy i z uwagą przez Joana Laportę, który potrzebuje podobnej transformacji nawet bardziej niż Real. Gdyby do niej doszło, efekt domina byłby niepowstrzymany. Nawet przy swoich „dźwigniach” prosił o pomoc – z udziałem Laghrariego. Po wzniesieniu stadionu to właśnie transformacja i Superliga domknęłyby dzieło Florentino.
W wieku 78 lat sternik Realu rządzi twardą ręką, nie otwierając tematu długofalowej sukcesji – w przeciwieństwie do ACS, gdzie ustawiono już w pierwszym szeregu Juana Santamaríę – lecz o sukcesji mówi się na dworze. Jedyna próba z pierwszej kadencji, z Fernando Martínem, skończyła się fiaskiem. Wspierany przez skutecznego dyrektora generalnego, José Ángela Sáncheza, Florentino widzi, jak rośnie rola Laghrariego, choć żaden z nich nie wydaje się mieć skłonności ani predyspozycji, by zostać następcą. Niewiadomą jest to, co w przyszłości może oznaczać większą władzę: bycie prezesem instytucjonalnym czy przewodniczącym przyszłej rady nadzorczej. Pytania, których dziś nikt publicznie nie stawia, choć w tle pobrzmiewa obawa, że Florentino może spotkać los Ludwika XV: après nous, le déluge. Po nas choćby potop.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze