Advertisement
Menu

Kopiuj-wklej

Przed użyciem prosimy zapoznać się z instrukcją.

Foto: Kopiuj-wklej
Éder Militão. (fot. Getty Images)

Używanie przedmiotów niezgodnie z ich przeznaczeniem nie jest w dziejach ludzkości niczym nowym. Regulowanie tego prawnie mogłoby jednak w wielu sytuacjach prowadzić do skrajnych absurdów. Czy wyobrażacie sobie, by na zakup noża kuchennego potrzebne było pozwolenie i wcześniejsze przejście szkolenia z krojenia chleba i warzyw? A co powiedzielibyście na obowiązkowy kurs operowania szpadlem? No bo przecież nie można jednoznacznie wykluczyć, że ktoś użyje obu wyżej wymienionych przedmiotów najpierw do zabójstwa, a następnie do zakopania zwłok. Podobnie sprawy mają się w przypadku zapalniczek, telefonów komórkowych, siekier, Domestosu i  miliona innych.

Na szczęście nawet w świecie nakrętek przytwierdzonych do plastikowych butelek nikt jeszcze nie wpadł na równie szalony pomysł kontrolowania dostępności i obligatoryjnych psychotestów przed nabyciem rzeczy codziennego użytku. To nie w nich tkwi bowiem istota problemu, lecz w naszych intencjach lub nieświadomości, których nigdy nie da się przewidzieć w stu procentach. 

Prawdziwą plagą w dobie Internetu jest niewątpliwie kopiowanie. Łatwość w powielaniu i udostępnianiu treści bardzo często w praktyce sprzyja szerzeniu dezinformacji, wyrządzaniu krzywd, lub zwyczajnej kradzieży własności intelektualnej. Wciskanie ikonki „Podaj dalej” lub używanie kombinacji „Ctrl+C, Ctrl+V” w połączeniu z brakiem refleksji lub złą wolą mogą siać prawdziwe zniszczenie. Metoda kopiuj-wklej używana zgodnie z przeznaczeniem ma jednak na celu przede wszystkim ułatwianie życia. Dzięki niej możemy oszczędzić kupę czasu, przekazać coś celniej niż zrobilibyśmy to przy użyciu własnych słów lub powielić coś, co działa, zamiast dążyć do osiągnięcia tego samego efektu od zera lub niemal od zera. 

W przypadku meczu piłki nożnej nie da się oczywiście skopiować wszystkiego przy pomocy kombinacji wystukanej na klawiaturze komputera, co jednak nie zmienia faktu, że spotkania mogą być do siebie bliźniaczo podobne, a założenia trenera przynajmniej w jakimś stopniu przeniesione z jednej potyczki na kolejną. Wiemy, że urok futbolu polega w znacznej mierze na jego nieprzewidywalności i emocjach. Równie kluczowa okazuje się w nim jednak powtarzalność. Gdybyśmy mieli więc magiczną moc kopiowania od czasu do czasu jakiejś potyczki na tę następującą bezpośrednio po niej, użylibyśmy jej najprawdopodobniej właśnie dzisiaj. 

Nie mielibyśmy nic przeciwko, gdyby wieczorna konfrontacja z Levante była kopiuj-wklej meczu z Espanyolem, w której doszłoby ewentualnie jedynie do takich zmian, by Xabiego i jego podopiecznych nie posądzano o autoplagiat. Same odczucia mogłyby jednak pozostać zupełnie nienaruszone. Mecz z Papużkami pozbawiony był większej historii, ale… właśnie taki miał być. 

Królewscy zrobili swoje bez ofiar w ludziach, zwycięstwo odnieśli w niezagrożony sposób i w pełni zasłużenie, a przy tym mogli jeszcze przetestować i ocenić skuteczność kilku rozwiązań z ustawieniem i personaliami. Żądnych bardziej intensywnych doznań kibiców w jakimś stopniu usatysfakcjonowali zaś wyjątkowej urody bramkami. Zwłaszcza uderzenie Militão może śmiało znaleźć się docelowo w gronie najpiękniejszych trafień Realu Madryt w tym sezonie. 

Trudno nie odnieść wrażenia, że mecze z ekipami ze średniej półki, do której należy mimo udanego startu kampanii Espanyol, powinny wyglądać tak, jak ten sobotni. Bez lekceważenia, z konsekwencją, ale i bez przesadnego szarżowania, gdy nie wymaga tego sytuacja. Tym samym zadowolilibyśmy się w pełni także dziś w potyczce z Levante, czyli 14. na ten moment zespołem La Ligi. Choć serce zawsze domaga się pięknej gry i fajerwerków, to jednak rozum jest doskonale świadomy tego, jak napięty mamy terminarz i przede wszystkim tego, co czeka nas za chwilę. 

Z jednej strony nie możemy więc pod żadnym pozorem potraktować wyjazdu do Walencji wyłącznie w kategoriach rozbiegania przed derbami Madrytu i wylotem na drugi koniec świata. Dość przypomnieć, że poważnego stracha u siebie Levante zdołało napędzić już Barcelonie, która musiała podnosić się z wyniku 0:2 i wygrała rzutem na taśmę dopiero po golu w doliczonym czasie gry. Z drugiej jednak musimy uniknąć błędu, jaki nieraz przytrafia się nawet zawodowym artystom, kiedy podczas próby generalnej dają z siebie tak dużo, że później już w trakcie właściwego występu są zbyt wypruci z emocji. Zwłaszcza przed bojem z Atlético mogłoby to nas drogo kosztować. 

Kierując się więc czystą ekonomią wysiłku, dziś trzeba znaleźć tylko i aż odpowiedni balans między poziomem, poniżej jakiego nie możemy zejść i tym, na jaki jeszcze celowo nie powinniśmy się wzbijać, by zachować odpowiednie pokłady entuzjazmu na pierwsze ze starć wagi ciężkiej. Dziś życzymy więc sobie i wam przede wszystkim spokojnego wieczoru, okraszonego ewentualnie kolejną ozdóbką w stylu Militão.

***

Mecz z Levante rozpocznie się dziś o 21:30, a w Polsce będzie można obejrzeć go na kanale Eleven Sports 1 w serwisie CANAL+.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!