Xabi Alonso: powrót syna, który podkreśla zdania w książkach
„Po Basku oczekuje się wielu rzeczy, ale pierwszą – być może najważniejszą – jest to, że zaprowadzi porządek w szatni, nie przypominając przy tym żandarma z wąsem, peleryną i trójgraniastym kapeluszem”, zapowiada swój tekst Rafa Cabeleira, felietonista El País.

Xabi Alonso. (fot. Getty Images)
Madryccy kibice tak długo czekali na Xabiego Alonso, że można by pomyśleć o Carlo Ancelottim – najbardziej utytułowanym trenerze w historii klubu – jak o nieobecnym gubernatorze, spokojnym człowieku, który karmił gołębie, podczas gdy sukcesy spadały mu z nieba, rzadko za sprawą taktyki. Być może właśnie dlatego nowi szkoleniowcy Królewskich zwykle zjawiają się na swojej pierwszej konferencji prasowej ubrani na czarno – nie z powodu elegancji, choć ta jest na miejscu, ani przez wzgląd na protokół, lecz jakby przeczuwali, że ten pierwszy dzień to zarazem przeddzień ich własnego pogrzebu.
Nikt nie pozostaje obojętny wobec nadziei – również kibic, który potrzebuje kilku potknięć, by zżyć się ze swoją drużyną poprzez frustrację i złe przeczucia. Początki dają chwilę wytchnienia od pesymizmu, a Xabi Alonso ucieleśnia wszystko, na co czeka madridismo w tym momencie drogi: apostoła zmiany, byłego piłkarza o chirurgicznej precyzji, który został metodycznym trenerem, faceta, który zapewne podkreśla zdania w książkach i którego można by spotkać gdzieś po południu na koncercie León Benavente. Po Basku oczekuje się wiele, ale przede wszystkim tego, że zaprowadzi w szatni porządek – nie jako żandarm z wąsem, peleryną i trójgraniastym kapeluszem, lecz z naturalnym autorytetem.
Alonso wraca po flircie z cudem – jako człowiek, który odebrał Niemcy Bayernowi Monachium, prowadząc zespół, którego zadaniem miało być co najwyżej przeszkadzanie. Dokonał tego z elegancją, dobrym futbolem i takim wykorzystaniem kadry, że niemal każdy dyrektor sportowy mógłby przy nim zabłysnąć. Jego największy problem? Madryt to nie Leverkusen – ale tego akurat nie trzeba mu tłumaczyć. Nikt nie będzie wyjaśniał właśnie jemu, że w stolicy futbolu nie ma czasu na budowanie fundamentów ani miejsca na eksperymenty. Klub działa jak bezlitosna maszyna do mielenia, która warczy na stadionie, gdy piłka nie wpada do siatki, ale jeszcze głośniej, gdy sędzia gwizdnie koniec meczu, a rozpoczyna się liga wieczornych dyskusji. W Realu nie trzeba się bać tego, co powiedzą – tylko tego, co już zostało powiedziane.
Nowego architekta czeka podwójne wyzwanie: zbudować drużynę z klocków Lego z kryształu Swarovskiego i umiejętnie gospodarować ponurymi minami w szatni – może także poza nią, bo w Madrycie nie wystarczy trzymać w ryzach wyłącznie ego piłkarzy. To będzie zespół zbiorowy albo żaden – oparty na zaangażowaniu i zdolny do kilkukrotnej przemiany w trakcie jednego meczu. A wszystko to Alonso będzie musiał osiągnąć z konstelacją gitarzystów, których trzeba będzie przekonać, że nie każda impreza kręci się wokół solówek – czasem wystarczy po prostu nadać rytm hymnowi dziewcząt z trybun.
Na papierze ma wszystko, by doprowadzić ten statek do celu – nawet jeśli Madryt nie leży nad morzem, a bywa miejscem okrutnym i chłodnym w uczuciach. Jest inteligentny, zanim coś powie – myśli, i ma w sobie ten głód, który pcha ku wielkim zwycięstwom, podczas gdy reszta objada się pączkami. Nie należy spodziewać się po nim ani bohatera telenoweli, ani patologicznie nieśmiałego chłopaka z miękkim uściskiem dłoni. Margines błędu jest w tej krainie wielkich wyczynów niemal zerowy, ale Alonso ma jedną wielką przewagę: jeśli po pierwszym remisie znajomi krytycy zaczną domagać się powrotu Mourinho, Xabi będzie mógł wręczyć im jego numer telefonu – a może nawet pokazać ostatniego mema, którego sobie przesłali na WhatsAppie.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze