Advertisement
Menu
/ buenomarichal.wordpress.com

„Real Madryt zmaga się z chorobą”

Felieton został opublikowany na blogu Gabriela Miguela Bueno Marichala. W oryginale nosi tytuł „La Plaza de los Sagrados Vodafones” (Plac Najświętszych Telefonów, jako nawiązanie do Plaza Sagrados Corazones, Placu Najświętszego Serca zlokalizowanego przy Estadio Santiago Bernabéu, na którym gromadzą się kibice). Madrytczyk przedstawia swoje spojrzenie na aktualną sytuację klubu.

Foto: „Real Madryt zmaga się z chorobą”
Piłkarze Realu świętują mistrzostwo z kibicami na Plaza de Cibeles. (fot. Getty Images)

Real Madryt od jakiegoś czasu zmaga się z chorobą. To jak ironia losu, bo tak się składa, że ​​choroba ta zbiega się z najwspanialszym etapem współczesnej ery klubu, co choć napawa nas wszystkich dumą, to jednak nie ma nic wspólnego z tematem, o którym dzisiaj chcę napisać.

I choć może nam się to wydawać złe, Real Madryt od dawna jest na drodze do stania się międzynarodową franczyzą, jeśli już nią nie jest. Ostatni przykład złego traktowania kibiców mogliśmy zobaczyć w sobotę (04.05.), kiedy to zespół, który zagrał na Santiago Bernabéu i zdobył mistrzostwo nie przyjechał towarzyszyć kibicom na Cibeles, które od wspomnianego stadionu dzieli zaledwie 8 minut jazdy samochodem. Przypomnijmy, że była dopiero 20:15 w sobotni wieczór, w środku 5-dniowego długiego weekendu we Wspólnocie Autonomicznej Madrytu, przy 22 stopniach Celsjusza, a na Plaza de Cibeles zebrało się prawie 10 000 ludzi. Nikt nie miał nawet na tyle przyzwoitości, aby zatrzymać ruch uliczny (powodując interwencje policji i narażając kibica na niebezpieczeństwo), a klub kazał zawodnikom wrócić do domu. Wymówką było to, że zespół musiał być skoncentrowany przed środowym meczem z Bayernem Monachium. Jakby dwa lata temu, w sytuacji nie tylko podobnej, ale i gorszej, konieczności pokonania wszechmocnego Manchesteru City, zespół nie wziął udziału w uroczystości, która odbyła się bez problemu i nie przeszkodziła w jednej z najbardziej pamiętnych remontad Ligi Mistrzów.

Ligowe świętowanie klub zaplanował na niedzielny poranek, ale jak to wyjdzie, jeśli drużyna odpadnie w środę? (tekst powstawał przed rewanżem z Bayernem, przyp.red.) Czy nie byłoby dużo lepiej szaleć z fanami, tak jak robiliśmy to przez całą historię i to biorąc pod uwagę okoliczności? Gdzie są te chwile, kiedy zespół przylatywał na Barajas o drugiej w nocy po wygraniu ligi jako gość i udawał się bezpośrednio do fontanny, aby dołączyć do wszystkich, którzy tam świętowali? Spontaniczność zastępuje programowanie co do minuty, a miłość po raz kolejny przyćmiewa droga klubu w stronę franczyzy.

To już kolejna kropla do przelania się czary goryczy. Istnieją pewne grupy fanów Realu Madryt, które z dnia na dzień powiększają się i są popychane przez młodych ludzi, którzy mają dość tego, dokąd zmierza klub w pewnych aspektach. Ma całkowicie przestarzały system członkostwa, na które oczekuje się nawet 25 lat. Stadion pozbawiony jest duszy i pasji, gdzie doping prowadzi całkowicie sztuczna grupa finansowana przez sam klub, na której trybunie śpiewane są familijne piosenki i która jest pożywką dla kpin (w pełni uzasadnionych, według mnie) całej reszty grup kibicowskich z Hiszpanii i tych z zagranicy. Poza tym klub wdraża stopniowe porzucanie wartości, które kultywował od dnia powstania, skupia się na coraz bardziej widocznej uniwersalności, kładzie kres duchowi Madrytu. 

Real Madryt jest już prawie na dobrej drodze, aby stać się tylko Realem lub Los Blancos, odkładając na bok termin Madrid (tak klub nazywają hiszpańscy kibice i media, przyp. red.). Z każdym dniem klub coraz bardziej zapomina o swoich korzeniach, wartościach i kibicach, dochodząc do tego, że w coraz większej liczbie krajów usuwa katolicki krzyż z herbu na oficjalnych produktach, aby nie denerwować ludności muzułmańskiej. Oryginalny hymn, ten, który mówił o czystości, o małych dziewczynkach z Madrytu, o jeżdżeniu na wyjazdy po Hiszpanii i o wybieraniu się w niedzielne popołudnia na Chamartín (pierwszy domowy obiekt Realu Madryt, gdzie klub rozgrywał mecze w latach 1924-46, przyp.red.), został całkowicie zastąpiony innym hymnem, który, choć niezły, zaczął pomijać wszelkie przykłady tego, co typowe dla naszego miasta. Mówi jedynie o gwiazdach, noszeniu koszulki blisko serca i wspomina jedynie o Chamartín, traktując go jak „staruszka”.

Jeśli my mówimy „mój staruszek”, mamy na myśli Real z przeszłości, ten na Bernabéu z ogrodzonymi trybunami, rozśpiewanymi kibicami, hiszpańską flagą na piersi i zebraniami na ulicy Marceliano Santa María; Tak, zostanę przy tym starym. Ponieważ „nowy” Real Madryt widzi, jak mija dzień Święto Wspólnoty Madrytu (2 maja) lub 12 października (Dzień Kolumba, narodowe święto Hiszpanii, przyp.red.) i nie zamieszcza na ten temat nawet jednego zwykłego tweeta ani posta, ale nie waha się wspominać o innych świętach z innych części świata. Już za nieco ponad tydzień nasze miasto obchodzi święto patrona Św. Izydora Oracza (15 maja). Najbardziej reprezentatywny zespół z Madrytu po raz kolejny nie wspomni o tym na swoich portalach społecznościowych. A jeśli to zrobi, będzie to sprzedaż okolicznościowego chulapo (madrycka odświętna marynarka i kaszkiet, przyp.red.) z herbem klubu.

Na tym jednak nie kończą się gigantyczne kroki w kierunku uniwersalizmu. Może to źle zabrzmi, ale tak, kocham ultrasów na stadionie, ponieważ uważam ich za część futbolu, który towarzyszy mu przez całe jego istnienie i co nadaje mu tę esencję rywalizacji i dawanie z siebie wszystkiego dla herbu, co zawsze charakteryzowało najzagorzalszych fanów w okolicy. Czy nie zdajemy sobie sprawy, że jedynymi, którzy są na tyle szaleni, aby spędzić przy swoim klubie tak wiele godzin, są ultras, i że to właśnie od nich pochodzą najlepsze oprawy, przyśpiewki i inne elementy okołomeczowe? Bądźmy szczerzy, nie ma porównania między oddaniem dla klubu jednych i drugich, a ja, jako fan tego sportu i tej drużyny, uwielbiam to. Iść na stadion i widzieć zastraszające rywali oprawy, słyszeć przyśpiewki o wątpliwej legalności i widzieć irracjonalną nienawiść do drugiej strony. Bo o to właśnie chodzi w futbolu. Broń tego, co twoje. 

Jak wspomniałem wcześniej, Real Madryt gości Bayern Monachium w najbliższą środę na Santiago Bernabéu. Jak zawsze, odbędą się dwa powitania przedmeczowe. Powszechne, promowane przez klub, przy Plaza de los Sagrados Corazones, gdzie tysiące zwykłych kibiców będzie mogło nagrać autobus przejeżdżający w odległości 10 metrów od nich (ponieważ nie możemy już nawet klepnąć autobusu, aby go nie zepsuć). Powitanie to da naszym czerwono-białym sąsiadom wiele powodów do śmiechu z tych zdjęć z drona, które zawsze krążą po Twitterze i z tego, że najgłośniejszy doping polega na skandowaniu Alé Real Madrid Alé podczas żmudnej próby nagrania autobusu bez upuszczenia telefonu. Ale ci Colchoneros, Valencianistas czy inni, którzy się śmieją (a nie jest ich mało), nie wiedzą, że obraz, z którego mają taki ubaw, jest tak naprawdę finansowany przez klub. Przez jego fanów, którzy przylatują z całego świata i których związek z Madrytem nie wykracza poza kwestie sportowe.

Nieco bliżej stadionu, przy Marceliano Santa María, będzie drugie powitanie. Jak sami to określają, madridismo a ultranza. Ostatni bastion prawdziwego madridismo, narodowego madridismo, madrileño. Tysiące ludzi razem, z tymi samymi przyśpiewkami, z racami i transparentami protestujący przeciwko temu, co nam zawłaszczają, i z sercem zabarwionym na biało, które nie zapomina, czym kiedyś był ten klub. Ponieważ Real Madryt jest reprezentacją naszych wartości; jest reprezentacją klubu nie tylko honoru, chwały, wielkości i czystości, którą emanuje koszulka Merengues, ale także stołecznego casticismo; dumnego noszenia flag Madrytu i Hiszpanii w tym samym czasie i dumy, gdy widzisz nazwę naszego miasta na szczycie Europy. Dumy, o której Florentino chciałby, byśmy zapomnieli w komercjalizacji naszego klubu, która wraz z jego globalizacją zamienia nas w pośmiewisko dla kibiców innych zespołów, w których, choć wyniki sportowe są lepsze czy gorsze, to społeczność i miłość do tego, co lokalne, jest znacznie większa. 

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!