Advertisement
Menu

Początek prawdziwego sezonu

Dziś polecimy banałem, ponieważ stygnie nam świąteczny żurek. Wybaczcie.

Foto: Początek prawdziwego sezonu
Fot. Getty Images

PRZEWIDYWANE SKŁADY NA TEN MECZ

ŻYCZENIA ŚWIĄTECZNE

Okres wielkanocny jest dla chrześcijan czasem bez wątpienia szczególnym. Jakkolwiek niepopularnie to zabrzmi, nie chodzi w nim wyłącznie o robienie pisanek, malowanie prawdziwych jajek na wszystkie kolory tęczy barwnikami dopuszczonymi do użytku przez Unię Europejską, czy wplatanie w domowy wystrój motywu słodziutkich kurczaczków i króliczków. Choć to Boże Narodzenie zazwyczaj świętuje się z większym rozmachem i towarzyszy mu ta trudna do opisania wyjątkowa aura, to jednak właśnie Wielkanoc jest formalnie tym ważniejszym świętem. 

Wielkanoc zawiera bowiem w sobie kluczową kwestię wiary chrześcijańskiej, czyli celebrację misterium paschalnego Jezusa Chrystusa – mękę, śmierć i zmartwychwstanie. Istotą jest tu zwłaszcza ostatni z wymienionych elementów. Świętowanie powstania z grobu wybiega daleko poza celebrację pojedynczego cudu. Zmartwychwstanie to przecież przede wszystkim początek czegoś większego – przejścia z żywota zwykłego śmiertelnika do tego prawdziwego, docelowego życia wiecznego, stanowiącego symbol nieśmiertelności duszy i wiecznej chwały. 

Niezależnie od tego, czy jesteśmy wierzący, bo nie tylko do tych osób kierujemy ten tekst, trudno zaprzeczyć, że początek kwietnia w normalnych okolicznościach – a w tym roku właśnie z takowymi mamy do czynienia – jest dla Realu Madryt zarazem początkiem tego prawdziwego sezonu. Czasem, kiedy Królewscy rozpoczynają faktyczną drogę (krzyżową?) do wspomnianej nieśmiertelności i chwały. 

Kwiecień to miesiąc, który w stolicy Hiszpanii wręcz zdążył obrosnąć pewną legendą. Już przedsezonowe przygotowania rozplanowywane są w taki sposób, by piłkarze od kwietnia byli możliwie jak najświeżsi. To począwszy od kwietnia potrzeba zawsze jak najszerszej kadry i optymalnej formy. To kwiecień jest tym czasem, kiedy chłopcy strzelają do siebie pistoletami na wodę, a prawdziwi mężczyźni siadają do stołu, by rozpocząć grę o wysokie stawki. 

O tym, jak kluczowy miesiąc nas czeka, przekonać możemy się poprzez samo zerknięcie w terminarz. W najbliższych tygodniach przyjdzie nam rozegrać dwumecz z Manchesterem City i Klasyk, a przecież w międzyczasie zmierzymy się także z finalistą Pucharu Króla, a przed majówką wybierzemy się do San Sebastián, bynajmniej nie na jedną z tamtejszych urokliwych plaż, lecz na starcie z zespołem jak dotąd skutecznie walczącym o występ w europejskich pucharach w kolejnym sezonie. 

Na starcie tego niezwykle wymagającego okresu czeka nas jednak starcie z Athletikiem Bilbao, czyli zespołem… również bardzo silnym. Dość wspomnieć, że Baskowie obecnie zajmują miejsce premiowane grą w Lidze Mistrzów, a w najbliższą sobotę wystąpią w finale Pucharu Króla. Choć w przypadku Athleticu zawsze najłatwiej jest zachwycać się tym, jak przez tyle dziesięcioleci klub umiał budować konkurencyjne zespoły wyłącznie z graczy baskijskiego pochodzenia, to jednak w obecnej ekipie warto by było wyróżnić kilka poszczególnych jednostek. 

Uwagę przykuwać musi przede wszystkim ofensywny tercet złożony z Iñakiego i Nico Williamsów oraz Gorki Guruzety. Pierwszy z wymienionych strzelił w tym sezonie dziewięć goli i zanotował trzy asysty. Jeśli zamienimy te liczby miejscami, otrzymamy zaś bilans jego brata Nico, który występuje na przeciwległym skrzydle. Guruzeta natomiast z trzynastoma golami jest na tę chwilę trzecim najlepszym hiszpańskim strzelcem rozgrywek po Moracie (14) i Mayoralu (15). 

Również w tyłach nietrudno znaleźć bardzo mocne punkty. Między słupkami stoi przecież Unai Simón, który na co dzień jest pierwszym bramkarzem reprezentacji Hiszpanii, a na obecnym etapie rozgrywek jest najrzadziej pokonywanym bramkarzem La Ligi. Jego występ na Bernabéu wydaje się jednak wątpliwy. Od kilku dni mówi się bowiem, że przed finałem Pucharu Króla Ernesto Valverde postawi na Julena Agirrezabalę, by ten zdążył złapać odpowiedni rytm. Warto krótko wspomnieć także o Danim Vivianie, czyli środkowym obrońcy, który przed momentem zaliczył debiut w kadrze narodowej w meczu z Kolumbią (90 minut). 

Dzisiejsza potyczka z Athletikiem siłą rzeczy budzi też w nas sporo skojarzeń. Pierwszy mecz z Baskami pamiętamy całkiem dobrze z co najmniej kilku powodów. To od podróży do Bilbao zaczynaliśmy przecież zmagania w tym sezonie. I choć podopiecznym Carlo Ancelottiego udało się odnieść tam nadspodziewanie spokojne zwycięstwo (2:0), to jednak konfrontację tę zapamiętaliśmy zwłaszcza ze względu na poważny uraz Edera Militão. 

Brazylijczyk po zerwaniu więzadeł pozostawał poza grą przez osiem miesięcy. Los chciał, że wieczorem historia poniekąd zatoczy koło, ponieważ Brazylijczyk znalazł się wśród powołanych na dzisiejszą potyczkę z tym samym rywalem. Trudno tak naprawdę ocenić, jakie są jego rzeczywiste szanse na występ, gdyż bardzo dużo będzie zależało od okoliczności. Sam powrót Militão do meczowej kadry stanowi jednak niewątpliwie wspaniałą wieść w perspektywie najbliższych tygodni. 

Gdybyśmy zaś mieli szukać skojarzeń na podstawie nieco szerszego spojrzenia na historię starć obu zespołów, to dość szybko moglibyśmy się przekonać, że padliśmy ofiarą Efektu Mandeli. Mecze z Athletikiem od lat kojarzą nam się z żuciem gruzu i boiskiem wyłożonym szkłem. Z przebiegu samych spotkań być może jest to nawet całkiem słuszne wrażenie. Kiedy jednak spojrzymy na bilans, okazuje się, że Baskowie ostatni raz na Santiago Bernabéu wygrali 19 lutego 2005 roku, kiedy w środku pola piłkarską swą piłkarską magią czarował nas wspominany do dziś z olbrzymią sympatią Thomas Gravesen. Niewiele gorzej od tamtej pory prezentuje się dla nas również historia konfrontacji wyjazdowych. Królewscy na San Mamés w ciągu tych niespełna dwóch dekad polegli tam tylko dwukrotnie, po raz ostatni w marcu 2015 roku. 

Dziś oprócz wesołych świąt Wielkiej Nocy życzymy sobie i wam także udanego startu mitycznej, niemalże przysłowiowej wręcz „kluczowej fazy sezonu”. Rozpoczynamy właśnie ten moment zmagań, który budzi zdecydowanie największe emocje i generuje najwięcej adrenaliny. Choć autor niniejszego tekstu raczej nie jest zbyt oczytaną osobą (ale regularnie ogląda „Jednego z dziesięciu”), to jednak kusi go, by po raz pierwszy w przedmeczowej zapowiedzi stwierdzić, że Realowi Madryt właśnie przychodzi chyba przekroczyć Rubikon. Od tego momentu ruszamy bowiem w drogę bez powrotu. 

* * *

Mecz z Athletikiem rozpocznie się o 21:00, a w Polsce ten mecz będzie można obejrzeć na kanale Eleven Sports 1 w serwisie CANAL+ Online.

Spotkanie można wytypować w FORTUNA, która oferuje 200 złotych bonusu, jeśli prawidłowo wytypuje się gola Jude'a Bellinghama.
FORTUNA to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych firm jest zabroniona. Hazard wiąże się z ryzykiem.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!