Advertisement
Menu
/ sport1.de

Rüdiger: Kiedy patrzę na Militão, widzę samego siebie

Antonio Rüdiger udzielił bardzo ciekawego wywiadu niemieckiemu Sport1. Niemiec opowiadał o tym, co dotychczas spotkało go w Realu Madryt.

Foto: Rüdiger: Kiedy patrzę na Militão, widzę samego siebie
Fot. Getty Images

Antonio, gratuluję zwycięstwa z Atlético – dziewiątego w dziewiątym meczu! Twoje pierwsze miesiące w Madrycie nie mogły pójść lepiej, prawda?
Dziękuję bardzo, zgadzam się. Wyniki pasują, dobrze się bawimy jako zespół i super się zadomowiłem. Szczerze mówiąc, nigdy jeszcze zespół nie ułatwiał mi tak szybkiego zaaklimatyzowania.

Jedyny zarzut: błąd w twoim nazwisku w szatni na stadionie Bernabéu?
(śmiech) Nie, nie było tak źle.

Ale jak zareagowałeś, gdy zamiast „Rüdiger”, zobaczyłeś „Rüdiguer”?
Moja mała kuzynka zwróciła mi na to uwagę. Wysłał mi zdjęcie mojej szafki i zapytała: „Toni, o co biega?”. Przekazałem to bezpośrednio do naszego kierownika zespołu – z podpowiedzią, że można pominąć „U”. Potem przepraszał mnie tysiąc razy. Ale jak już mówiłem, dla mnie to nie był problem. Sam się z tego śmiałem.

Czy już dostałeś przezwisko od swoich nowych kolegów? W Realu jest już Toni.
Tak jest, jest z nami Toni Kroos. Sztab trenerski nazywa mnie Antonio, koledzy z drużyny mówią do mnie Rudi. Oczywiście już zauważyli, że jestem pozytywnie zakręconym facetem.

Real miał już kilku szalonych typów, zwłaszcza w obronie.
Tak jest. Od razu myślę o Pepe. Był moim wielkim wzorem do naśladowania w Realu Madryt, zawsze chciałem być taki jak on. Oglądałem kiedyś filmiki, na których widać, jak zabiera się za swoich przeciwników. Byłem wtedy jeszcze młody i chciałem pokazać wszystkim, że ja też mogę być twardy. To było w mojej głowie. To było niesamowite, jak dobry był Pepe. Nie tylko w odbiorze, ale także w budowaniu gry. Ale dziś wszyscy w Realu mówią mi, że poza boiskiem był tak naprawdę bardzo spokojnym charakterem. I wiesz co?

Śmiało!
Był jedynym graczem, na którego czekałem godzinę, żeby dostać jego koszulkę. Pepe, Sergio Ramos i Thiago Silva to trzy nazwiska zawodników, z których jestem najbardziej dumny w swojej kolekcji koszulek. Absolutne legendy!

W Realu czasem tworzysz duet stoperów z Davidem Alabą, czasem z Éderem Militão.
Też nieźle (śmiech). Znam Davida od jakiegoś czasu, podobnie jak Toniego, Thibaut Courtois i Edena Hazarda. David od razu pomógł mi się zintegrować. To trzykrotny zwycięzca Ligi Mistrzów, który jest bardzo doświadczony. My dwaj jesteśmy starsi, Militão jest młodszym graczem, który jest już bardzo zaawansowany. Kiedy patrzę na niego, widzę siebie w wieku 24 lat, drażnimy tak samo.

Który zawodnik z obecnego składu Realu szczególnie pozytywnie cię zaskoczył pod względem charakteru?
Toni Kroos. Zawsze dobrze i z szacunkiem dogadywaliśmy się ze sobą w reprezentacji, ale tam właściwie zawsze zamienialiśmy ze sobą dwa zdania. Coś w stylu „Hej, jak się masz?” i „Pa”. Może dlatego, że po prostu nie mieliśmy wystarczająco dużo czasu. W Realu poznałem innego Toniego Kroosa. Bardzo dobrze mówi po hiszpańsku, jest całkowicie otwarty i również bardzo pomocny. Pomaga mi z językiem od pierwszego dnia i z zaskoczenia kilka razy zaoferował mi pomoc w innych sprawach. To bardzo wyluzowany facet.

A jako piłkarz?
To, co osiągnął od momentu przyjścia tutaj, jest szalone. Pozycja i szacunek, jaki ma tutaj w klubie i ogólnie w Hiszpanii, mówi sama za siebie i jest oczywiście również zachętą dla mnie.

W Chelsea byłeś DJ-em szatni. Czy kiedykolwiek didżejowałeś w szatni Realu?
Nie, nie ma szans, Karim Benzema robi to za nas, jest szefem szatni (śmiech). Ale mogę żyć z jego muzyką. Dużo afrobeatów, dużo hip-hopu – a dla Hiszpanów czasem trochę reggaetonu.

Czy mówisz już po hiszpańsku?
Dużo rozumiem, potrafię już wydobyć z siebie kilka słów. Ale jesteśmy tak międzynarodowi, że w szatni mówimy też dużo po angielsku, francusku, portugalsku i niemiecku. Trener zazwyczaj mówi po hiszpańsku, ale do mnie osobiście zawsze zwraca się po włosku.

Jak wyglądają twoje relacje z Carlo Ancelottim?
Mogę opowiedzieć o tym bardzo fajną historię z dnia poprzedzającego moją prezentację.

Chętnie posłucham.
Byłem w naszym nowym domu dopiero od kilku godzin z rodziną, urządzaliśmy grilla – aż tu nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Otworzyłem i przed sobą miałem po prostu Carlo Ancelottiego. To był moment wow!

A potem?
Siadł przy stole, jadł z nami i poznawał moją rodzinę. To bardzo normalny, bardzo przyziemny facet. Był tam przez dwie godziny, rozmawialiśmy o wszystkim. Jestem szczery, nigdy nie doświadczyłem czegoś takiego, żaden trener nie zrobił dla mnie czegoś takiego. Po kilku miesiącach spędzonych z nim muszę powiedzieć, że jeśli chodzi o kontakty z piłkarzami, Ancelotti nie ma sobie równych. Don Carlo, legenda trenerska – już wtedy, gdy byłem dzieckiem, kolekcjonował tytuły Ligi Mistrzów. Pracować z nim teraz na co dzień i w najbardziej utytułowanym klubie na świecie to coś wspaniałego.

Mówisz jak ktoś, kto spełnił swoje marzenie.
Nie mogę tego nazwać marzeniem. Moim marzeniem zawsze była gra w Premier League. Real Madryt był fantazją, czymś większym – ale po prostu dla mnie nie dość bliskim. Tak naprawdę zdałem sobie z tego sprawę dopiero po przeprowadzce. Nagle siedziałem w swoim domu i nie mogłem w to uwierzyć, to było brutalnie piękne uczucie. Potem spotkanie z Ancelottim i moja prezentacja dzień później… Nigdy nie sądziłem, że doświadczę czegoś takiego!

Twój przyrodni brat Sahr Senesie jest również twoim agentem – i pomógł w przeprowadzeniu transferu. Jak bardzo jesteś mu wdzięczny?
Brat jest nie tylko wtedy, gdy świeci słońce. Jest tam również, gdy pada deszcz. I zawsze był. Obaj sobie pomagaliśmy i popychaliśmy się do przodu. To marzenie naszych rodziców i rodzeństwa, żeby nas tak zobaczyć. Jest najważniejszą osobą w moim życiu po moich dzieciach. Przede wszystkim zawsze myślał inaczej niż ja, jeśli chodzi o moją karierę.

W jaki sposób?
Zawsze mówił o Realu Madryt. Był głęboko przekonany, że kiedyś tam zagram – jeszcze za czasów mojej gry dla Stuttgartu. „Toni, pewnego dnia trafisz do Realu” – to były jego słowa. Zwykle tylko patrzyłem na niego zdziwiony i machałem mu na pożegnanie. Teraz jest to po prostu rzeczywistość.

Czyli powrót do Niemiec nie wchodził w grę?
Były dla mnie tylko dwie opcje: albo zostaję w Chelsea, albo przechodzę do Realu. Niemcy nie były brane pod uwagę.

Kiedy i jak dowiedziałeś się o transferze?
Tak naprawdę skonkretyzowało się to pod koniec kwietnia. Ale zanim wszystko się wyjaśniło, mój brat dał mi trochę popalić. Wcześniej graliśmy z Chelsea przeciwko Realowi w ćwierćfinale Ligi Mistrzów. Po porażce w pierwszym meczu nagle powiedział do mnie: „Toni, nie wiem, czy to się uda! W rewanżu musisz pokazać wszystko, co masz, aby transfer się udał”. Byłem gotowy w głowie, to mnie pobudziło.

W drugim meczu byłeś jednym z najlepszych na boisku – i byliście o krok od awansu do półfinału.
Po tym jak Timo Werner zdobył bramkę na 3:0, pomyślałem: Już ich nie ma! Żadna drużyna nie miała rozłożonego Realu na łopatkach tak jak my – na ich własnym stadionie, na dziesięć minut przed końcem. Potem spekulowałem, że kibice pójdą trochę na przekór swojej drużynie i będą gwizdać. Chciałem się trochę podroczyć z samym sobą (śmiech). Ale nie było co się droczyć. Kibice krzyczeli tak, jakby to Real zdobył bramkę, a nie my. Coś jest w powietrzu, pomyślałem. A potem, cztery minuty później, było to podanie od Modricia zewniakiem i sprawy potoczyły się swoim torem.

Legendarne Bernabéu.
Owszem, przez długi czas nic się nie dzieje, przez długi czas jest cicho – ale potem przychodzi ten jeden moment, który sprawia, że stadion się trzęsie, a przeciwnicy zamarzają. Tutejsi kibice mają niezwykle wysokie zrozumienie futbolu i dokładnie wiedzą, kiedy muszą pomóc drużynie.

Dobrze, że teraz jesteś tego częścią. Jak wielka jest presja na sukces w Realu?
Siła klubu jest ogromna. Można to sobie z grubsza wyobrazić jako osoba postronna, ale doświadczyć tego samemu to coś zupełnie innego. Tu chodzi o wygraną. Nie ma innej możliwości. Kiedy patrzę na takich chłopców jak Luka, Toni czy Karim – są tak zrelaksowani, dla nich nawet finał to najnormalniejsza rzecz na świecie.

Czy nadal denerwujesz się przed meczami?
Nie, teraz jestem całkowicie spokojny i skupiony przed meczami. Ale wystarczy, że dostanę małego kopa, wtedy pojawia się we mnie ekstremalna energia. To daje mi moc i wtedy mówię sobie: jestem tu teraz, jedziemy! 

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!