Advertisement
Menu
/ as.com

Fede: Oddałbym żonę za wygranie Ligi Mistrzów

Fede Valverde udzielił wywiadu dziennikowi AS. Urugwajczyk odpowiadał na pytania o trwający sezon i zbliżający się finał Ligi Mistrzów.

Foto: Fede: Oddałbym żonę za wygranie Ligi Mistrzów
Fot. as.com

Jak się masz?
W porządku. Mam duże chęci do gry.

Zdenerwowany?
Tak, oczywiście, po trochu. To część futbolu, że zawodnicy mają tremę, zwłaszcza ja, kiedy mam zagrać w finale Ligi Mistrzów.

Ale mówisz, że nerwy pomagają ci się skoncentrować i wystąpić w meczu.
Oczywiście, ponieważ czasami, gdy w głowie pojawiają się myśli o innych rzeczach, o innych momentach, które nie mają miejsca, w końcu traci się koncentrację. Dla mnie nerwy pomagają mi skupić się na grze, na każdym zagraniu, być czujnym. Cieszę się z tych nerwów, są one częścią piłki nożnej. I dla mnie jest to korzystne.

Jakie masz wspomnienia związane z finałami Pucharu Europy z udziałem Realu Madryt?
Niewiele, szczerze mówiąc, bo w Urugwaju nie było łatwo to oglądać, a w domu nie oglądaliśmy zbyt wiele europejskiej piłki, nie mogliśmy. Oglądaliśmy tylko tamtejszą piłkę. Ale z wiekiem mogłem przeżyć ostatnią wygraną Ligi Mistrzów i bardzo mi się podobała, ale też wiele wycierpiałem. Kiedy jesteś kibicem, ale nie możesz tam być, pomagać, robić tego, co do ciebie należy, kiedy jesteś w domu, to właśnie wtedy przeżywasz najgorsze chwile. Ale jestem bardzo szczęśliwy z powodu wszystkiego, co osiągnęli moi koledzy z drużyny, zasłużyli na to. Mam nadzieję, że młodzi ludzie w szatni mogą dać im kolejną Ligę Mistrzów.

To jest Liga Mistrzów remontad: PSG, Chelsea, City… To przejdzie do historii, cokolwiek stanie się w finale. Czy to byłoby sprawiedliwe, gdyby tę Ligę Mistrzów wygrał Real Madryt, jak powiedział Luis Enrique?
Szkoda, że nie chodzi tylko o zasługi, bo gdyby chodziło o zasługi, to może zdobylibyśmy tytuł. Najważniejsze jest jednak to, aby w najbliższą sobotę znów pracować z pokorą i wysiłkiem, walczyć do końca, tak jak w ostatnich kilku meczach, i mam nadzieję, że dodatkowe wsparcie kibiców bardzo nam pomoże. Ale podstawową rzeczą jest pokora, praca fizyczna i w głowie – wszystko musi być dobrze, żeby się udało.

Zidane powiedział o tobie, że jesteś nowoczesnym graczem, Ancelotti umieścił cię wśród zawodników, którzy najbardziej zaskoczyli go w szatni, twój trener, Diego Alonso, mówi, że „rozsiewasz futbol”, że potrafisz grać wszędzie… Dlaczego trenerzy tak bardzo cię lubią?
Miło jest słyszeć, że trenerzy, których miałeś lub masz, mówią o tobie dobrze, to napełnia cię dumą i motywacją do dalszej dobrej pracy, do ciągłego dążenia i umacniania się tam, gdzie jesteś, czyli w moim przypadku w Madrycie i w reprezentacji. Miło jest usłyszeć te słowa.

To pewnie przez ten nawyk, że nie dozujesz sobie biegania, presji, wysiłku. Ułatwiasz życie swoim trenerom.
Taka jest moja praca i takie są też moje wartości na boisku: nigdy nie oddawać piłki, zawsze być dla całej drużyny, nawet jeśli jest się zmęczonym, pomagać kolegom z drużyny… Tak właśnie gram. A kiedy się wygrywa, kiedy się coś osiąga, to jest miłe. Pomaga to w tym, aby w końcu stać się punktem odniesienia w Madrycie i w Urugwaju, a to jest mój cel.

Przyjeżdża Liverpool, drużyna, która zawsze słynie z wysokiego tempa, umiejętności nadawania tempa meczom, zamieniania ich w jatkę, drużyna, która gra tak jak ty. Więc to musi być finał Valverde?
Miejmy nadzieję, że tak! Liverpool to wspaniała drużyna, jest wzorem i obiektem futbolowego podziwu na całym świecie. Mają bardzo dobrych zawodników i są bardzo dobrze przygotowani. Pod względem fizycznym są bardzo dobrzy, a kiedy nie wygrywają, co zdarza się bardzo rzadko, zawsze próbują aż do wyrównania, a potem zawsze wychodzą na prowadzenie… Zasługują na to, by być w finale. Widziałem ostatnio ich mecze i walczyli o każdy tytuł, to godne podziwu. Ale mamy też to, co jest potrzebne, aby być tu, gdzie jesteśmy.

Liverpool do końca walczył o mistrzostwo, ale nie udało im się go zdobyć. Czy to dobrze, bo zostaną złapani z morale w strzępach, czy źle, bo będą chcieli się zemścić?
Myślę, że nie ma to znaczenia. Oczywiście, kiedy nie zdobywasz tytułu, jesteś zły, cierpisz. Ale nie sądzę, by finał Ligi Mistrzów był porównywalny z czymkolwiek innym. Jest on wyjątkowy. Będą mieli siłę na sobotni finał, a my musimy być skoncentrowani w głowie, skoncentrowani, do dyspozycji kolegów z drużyny i całej drużyny, aby dać z siebie wszystko. I nawet jeśli jesteśmy zmęczeni, musimy próbować dalej, walczyć dalej.

Kto cię przeraża w Liverpoolu, kogo najbardziej szanujesz?
Myślę, że gdybym wymienił jednego, byłby to brak szacunku dla innych zawodników Liverpoolu. To świetny zespół, który ciężko pracuje w każdym miejscu na boisku. Ci z ławki również są w bardzo dobrej formie, a kiedy wchodzą na boisko, zawsze rewolucjonizują grę. To wspaniały zespół, od pierwszego do ostatniego.

Przed pierwszym meczem półfinałowym z Manchesterem City powiedziałeś, że odzyskałeś swoje miejsce po jego utracie i że nie chcesz, aby to się powtórzyło. Czy nie doskwierało ci, że nie pasujesz do jedenastki, że nie należysz do kręgosłupa zespołu?
Tak, tak, oczywiście jest to trudne, czasami bardzo trudne. Kiedy chcesz grać, a nie grasz, kiedy chcesz więcej minut, a ich nie dostajesz… Jestem młody i chcę grać, a jeśli tak się nie dzieje, to jest ci ciężko. Ale to właśnie wtedy trzeba się ustatkować, pracować ciężej, dobrze trenować, odpoczywać, dobrze się odżywiać, postawić sobie za cel powrót do jedenastki. To jest podstawowa sprawa.

Teraz się ustatkowałeś, nie ma co do tego wątpliwości: rozpocząłeś pięć z sześciu meczów fazy pucharowej w Lidze Mistrzów. Przeszedłeś z bycia Pajarito (Ptaszek) do bycia Halcón (Sokół).
To na pewno! Całkowicie się zmieniliśmy.

Czy bardziej podoba ci się ten pseudonim?
Tak, bardzo mi się podoba. Przynajmniej jest trochę groźniej (śmiech).

W zeszłym roku powiedziałeś, że zrobiłeś rzeczy, które nie przystoją madryckiemu piłkarzowi i dlatego nie grałeś już tak często. Co i w jaki sposób zmienił Valverde?
Bardzo się zmieniłam. Dziś jestem dojrzalszy, nie tylko w grze, ale także w życiu osobistym, co dla piłkarza jest zawsze bardzo ważne. W domu bardziej dbam o dietę, odpoczynek, pracuję nad głową, jestem spokojniejsza w sytuacjach, które mogą być bardzo dobre, ale też złe. Trzeba być spokojnym, a ja ciężko pracowałem, żeby to wszystko się zgrało, żeby wszystko było łańcuchem, który idzie w tym samym kierunku, żeby szło dobrze. Wszystko to przyniosło mi wiele korzyści, dzięki czemu jestem tu, gdzie jestem.

Czy przy tak wielu kontuzjach bolała cię głowa?
Nie, wcale nie. Bo wszystko dzieje się z jakiegoś powodu. Jeśli miałem tyle kontuzji, to dlatego, że nie robiłem czegoś dobrze. Pomagają one w doskonaleniu się, są ostrzeżeniami, które daje życie, aby coś poprawić. A kontuzje pomogły mi się rozwinąć, zarówno pod względem piłkarskim, jak i osobistym.

Teraz o wiele częściej strzelasz zza pola karnego. Wcześniej byłeś bardziej nieśmiały w tym sensie, że nie pozwalałeś sobie na to. Czy to zasługa Ancelottiego?
Prosił mnie o to wiele razy. I robił to od dawna. Wydaje mi się, że teraz bardziej dopieszczam uderzenia. W reprezentacji Urugwaju byłem ostatnio bardzo widoczny pod tym względem i to dodało mi pewności siebie, aby przyjechać do Madrytu i pokazać, że jest to jedna z moich największych zalet. Muszę to pokazać. Mam nadzieję, że w finale uda mi się strzelić gola. Byłoby to bardzo miłe.

Mbappé ostatecznie nie trafi do Madrytu, a w tym samym dniu, w którym ogłoszono jego decyzję, wysłałeś w mediach społecznościowych wiadomość o następującej treści: „Bycie piłkarzem Realu to przywilej, którego nie każdy może dostąpić”. Oczywiście wszyscy zinterpretowaliśmy to jako pstryczek dla Francuza, który wolał PSG od nowej przygody w Madrycie.
Nie, nie. Każdy interpretuje je tak, jak chce. Używam moich portali społecznościowych, aby informować ludzi, a ja mówiłem o Realu Madryt, mówię o sobie i swojej drużynie. Ci, którzy chcą interpretować inne rzeczy, sami decydują. Wiemy, jakim graczem jest Mbappé, wiemy, co wnosi, co daje swojej drużynie, to spektakularny zawodnik. Ale my myślimy tylko o sobotnim finale, o zdobyciu kolejnego tytułu dla Realu Madryt. Jeśli chodzi o Mbappé, wolałbym nie komentować tego dalej.

Co byś dał, żeby wygrać Ligę Mistrzów?
Wiele rzeczy… Myślę, że wszystko. Jest to wyjątkowe trofeum dla każdego gracza na świecie. Jestem gotów dać wiele rzeczy. Z wyjątkiem syna… Może dałbym żonę (śmiech). Nie, nie, żartuję! Ale dałbym wiele, nie codziennie ma się okazję zagrać w finale. Mam nadzieję, że uda nam się zdobyć tytuł.

Wygraliście mistrzostwo, zdobyliście już Superpuchar Hiszpanii, a teraz możecie zakończyć to triumfem w Lidze Mistrzów. W Madrycie, który – jak mówiono – był w okresie międzywojennym, w okresie przejściowym. Czy czułeś się niedoceniany?
Kiedy czasami wyniki nie idą po twojej myśli, dwa lub trzy mecze, w których sprawy nie układają się po twojej myśli, zawsze zaczynasz słyszeć opinie. I to jest normalne, to część piłki nożnej, kiedy drużynie nie idzie dobrze, szuka się rzeczy, które można skrytykować. Krytyka ta dała nam jednak dużo motywacji do dalszego doskonalenia i rozwoju przez cały rok. I dostać się do finału, w którym zagramy w najbliższą sobotę.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!