Advertisement
Menu
/ Qras / managingmadrid.com

Tożsamość Realu Madryt – prawdy i mity

Autorem felietonu jest Eduardo Álvarez, dziennikarz między innymi BBC World Service Sport, wychowany na Piątce Sępa socio Realu Madryt od stycznia 1995 roku. Autorem tłumaczenia jest Grzegorz Kurek, były redaktor RealMadryt.pl znany pod pseudonimem Qras, obecnie pracujący w kolektywie reporterskim Outriders.

Foto: Tożsamość Realu Madryt – prawdy i mity
Fot. Getty Images

28 czerwca 2007 roku. Predrag Mijatović – ówczesny dyrektor sportowy Realu Madryt – ogłosił, że Fabio Capello nie będzie już dłużej trenerem pierwszej drużyny Królewskich. Kilka dni wcześniej Real wygrał jedno z najbardziej pamiętnych mistrzostw Hiszpanii w historii tych rozgrywek. Podczas przerwy świątecznej sezonu 2006/07 Capello zreorganizował chaotyczną drużynę, podejmując bardzo trudne decyzje personalne, jak odejście Brazylijczyka Ronaldo do AC Milan. Pod kierownictwem Capello drużynie udało się nieoczekiwanie odwrócić losy ligowej rywalizacji i zdobyć tytuł w ostatnim meczu po kilku niezapomnianych zwycięstwach, dokonanych często dzięki nieoczekiwanym gwiazdom, jak Robinho, Higuaín, Reyes czy Diarra.

W jaki sposób Mijatović wyjaśnił rozwiązanie umowy z włoskim trenerem? „Wybory Capello były nieustannie podważane zarówno przez fanów, jak i media. Bez przerwy żądają jego głowy (…) Nie wierzymy, aby Capello był odpowiednią osobą do prowadzenia zespołu w oczekiwanym przez nas kierunku”, powiedział były jugosłowiański piłkarz Los Blancos.

No dobrze, czegoś tutaj nie rozumiem. Myślałem, że dla Realu Madryt liczy się tylko zwycięstwo. Jeśli Capello wygrał ligę, to z pewnością był to kierunek, w którym chciał podążać klub, prawda?

No cóż, niezupełnie.

Napawa mnie bólem fakt, że w epoce, w której żyjemy, gdy taktyka jest wszechobecna i najważniejsza, kibice Realu Madryt kupują – i często powtarzają – imponująco dobrze skonstruowaną barcelońską narrację, która posiada dwie cechy główne. Pierwsza cecha – FC Barcelona ma charakterystyczny styl, który liczy się nawet bardziej niż wygrywanie, ponieważ wygrywa ona tylko wtedy, gdy podąża za swym stylem. Druga cecha – Realowi Madryt zależy tylko na wygranej, a to oznacza, że ​​oddana klubowi publiczność na Estadio Santiago Bernabéu nie przejmuje się tym, jak gra ich drużyna, byleby wygrywała.

Ten sposób myślenia, powstały w Katalonii, wykroczył poza granice Hiszpanii. Czas skończyć z tym nonsensem. Raz na zawsze.

Omówmy najpierw kwestię Barcelony, chociaż nie ona jest tu głównym tematem. Po pierwsze, tak bardzo cenione DNA Barcelony to nic innego, jak kopia zasad gry holenderskiego Ajaksu, przyniesionych do Katalonii przez Johana Cruyffa na początku lat 90. ubiegłego wieku, a następnie dodanych do niezwykle ważnego czynnika, który nazywa się Leo Messi. FC Barcelona została założona w 1899 r., zróbmy więc szybki rachunek: klub gra w ten sposób od 30 lat, a przez poprzednie 90 sezonów robił to zupełnie inaczej. Nawiasem mówiąc, nie oznacza to, że ​ przez te wszystkie poprzednie lata klubowi z Katalonii nie zależało na grze w wysokiej jakości piłkę nożną. Po prostu nie znalazł przez te 90 lat „swojego DNA”. Bez względu na to, jak dziwnie to brzmi.

Po drugie, nie sądzę, abym widział zawodnika lub trenera z większą obsesją na punkcie wygrywania za wszelką cenę niż sam Johan Cruyff. Gdy potrzebował wyniku, z chęcią wysyłał całe to śmieciowe gadanie o DNA do kosza i wystawiał pięciu obrońców. Pamiętam Pepa Guardiolę pilnującego indywidualnie Emilio Butragueño przez 90 minut na Bernabéu, gdy Cruyff wiedział, że jego drużyna nie jest wystarczająco dobra, aby zmierzyć się z Realem Madryt w otwartym spotkaniu, a desperacko potrzebował dobrego wyniku. Dość często używał również środkowego obrońcy – na przykład José Ramóna Alexanko – jako środkowego napastnika w ostatnich dwudziestu minutach gry. Robił tak, gdy przegrywał i nie przejmował się grą pozycyjną. Po prostu potrzebował strzelić gola. Jak pisałem, zawsze był skupiony na wygrywaniu, a to oznaczało, że próbował znaleźć na to sposób bez względu na wszystko. Najpierw zwycięstwo, potem styl.

Cruyff zachował swoją pracę w Barcelonie tylko dlatego, że zdobył Copa del Rey w 1990 roku. W jaki sposób wygrał ten finał? W ramach jednego z najbardziej brutalnych pokazów defensywnego futbolu, jaki pamiętam. I nadal nie mogę uwierzyć, że Guillermo Amor nie został odesłany do szatni za serię brutalnych ataków na Rafaelu Martína Vázquezie, wówczas najlepszym hiszpańskim piłkarzu. Jeżeli chcielibyście to zobaczyć, polecam fragmenty w 12 min 21 sek. i 52 min 14 sek. tego właśnie wideo. Przekonacie się, co mam na myśli.

Tamten finał Copa del Rey odbył się pod koniec drugiego sezonu Cruyffa u steru zespołu. Nic jeszcze wtedy z Barceloną nie wygrał, nie zdobył żadnego tytułu. Prezes Núñez dał jasno do zrozumienia, że ​​Cruyff nie może skończyć z pustymi rękoma kolejnego sezonu, mimo całej tej gadaniny o talencie i stylu. Dlatego zwycięstwo w Pucharze Króla uratowało go przed toporem. Johan wygrał ten mecz w sposób bardzo odległy od głośnego DNA Barcelony. Po prostu zrobił to, co musiał zrobić, aby zdobyć tytuł i nie pamiętam, żeby jakiś barcelonista narzekał, że Cruyff nie zagrał w jedyny właściwy sposób. A Holender oczywiście pracy nie stracił.

Po nim i Van Gaalu tylko Pep Guardiola, Tito Vilanova, a teraz Xavier Hernández grali/grają w stylu, który czasami zbyt wielu uważa za jedyny właściwy sposób na umieszczenie piłki w siatce. Tata Martino, Luis Enrique, Ernesto Valverde, Ronald Koeman czy nawet Setién nie korzystali zbyt wiele z tego barcelońskiego DNA. Narracja o graniu we właściwy sposób i wygrywaniu jako celu drugorzędnym staje się naprawdę trudna do wytłumaczenia, gdy przypomnicie sobie, że Ernesto Valverde został zwolniony zaraz po rozegraniu jednego z najlepszych meczów za jego kadencji. Wyleciał po przegranej z Atlético Madryt w Superpucharze Hiszpanii. Jego drużyna mogła zdobyć wtedy z siedem bramek, jednak jakość nie miała znaczenia, liczył się wynik. A teraz, pod wodzą Xaviego widzimy, jak piłkarze Barcelony uderzają głową po dośrodkowaniach z lewej strony, z prawej strony i ze środka. Ba, grają z kontrataku jak szaleni. 

Napiszę raz jeszcze – narracja o stylu, który liczy się bardziej niż wygrywanie, jest świetna, dopóki nie musisz wygrywać prawdziwych meczów. A wtedy, aby wygrać, używasz wszystkiego, co najlepiej pasuje do twojego zespołu.

Przejdźmy do Realu Madryt. Capello nie był jedynym trenerem, który stracił pracę, mimo dobrych wyników. Jeśli znasz naszą historię to pamiętasz o Radomirze Anticiu, który został zwolniony, gdy drużyna prowadziła w La Lidze z trzypunktową przewagą. Co jeszcze bardziej zaskakujące, ostatni mecz serbskiego trenera był zwycięstwem nad CD Tenerife, jednak ówczesny prezes Ramón Mendoza stwierdził, że sposób gry rywala podobał mu się o wiele bardziej niż jego własnej drużyny. Nie przypominam sobie wielu trenerów zwolnionych po zdobyciu trzech punktów.

Albo Vicente del Bosque, którego zwolniono latem 2003 r. zaraz po zdobyciu mistrzostwa Hiszpanii. Florentino chciał bardziej nowoczesnego (?) podejścia do tej pięknej gry zwanej futbolem i po raz kolejny wyniki mu nie wystarczały. Prezes musiał nawet walczyć z buntem w szatni, ponieważ zawodnicy stanęli po stronie trenera i Fernando Hierro, którego również zwolniono w ramach tej „akcji modernizacja”. Tytuł nie wystarczył Florentino, tak jak zwycięstwo w podobnych sytuacjach nie wystarczyło prezesom Calderónowi czy Mendozie. 

Sposób, w jaki Real Madryt wygrywa, ma duże znaczenie. Większe, niż widziałem w każdym innym klubie, w tym w Barcelonie.

Tak, sama wygrana jest oczywiście niezwykle ważna tak jak w przypadku każdego klubu na pewnym poziomie. Tak, chcemy, aby nasza drużyna walczyła o zwycięską bramkę do samego końca każdego meczu (¡Hasta el final! ¡Vamos Real! to jeden z najtrafniejszych opisów naszej mentalności, jaki przychodzi mi do głowy). Opowiadanie natomiast, że chcemy wygrywać bez względu na styl, jest wierutną bzdurą. Klub zwolnił w ostatnich latach trzech trenerów, którzy odnieśli duże sukcesy, ponieważ ich zespoły nie grały przyjemnego dla naszego oka, wysokiej jakości futbolu. I nie sądzę, aby FC Barcelona, ani jakikolwiek inny klub na świecie mogły zrobić coś takiego.

Tak więc gdy słyszę kolegów madridistas dyskutujących o naszym braku stylu, zaskoczonych pozornie przypadkową sekwencją trenerów, których zatrudniliśmy – i z którymi wygrywaliśmy – a nawet żałujących, że nie mamy tożsamości podobnej do tej, jaką ma Barcelona, szlag mnie trafia. Jeżeli chcesz, możesz posłuchać podcastu ManagingMadrid po pierwszym meczu rundy pucharowej z Chelsea w Londynie, jeśli jesteś zainteresowany moją tyradą, która podsumowuje tę kwestię.

Jaki jest zatem styl Realu Madryt? I tu przechodzimy do części najważniejszej. Po pierwsze, analiza związana z piłką nożną ewoluowała w dzisiejszych czasach w kierunku obsesyjnego skupiania się na taktyce i to w taki sposób, że wiele osób automatycznie zakłada, iż ​​styl gry jest tożsamy z taktyką. Dla mnie styl gry to o wiele więcej niż taktyka.

Styl to nie tylko twoje ustawienie taktyczne czy podejście do posiadania piłki – czy potrzebujesz go więcej, czy mniej. Styl to również profil zawodników, których zatrudniasz, ich zachowanie na boisku i poza nim. To intensywność drużyny bez względu na to, z kim grają. To nastawienie, aby dążyć do strzelenia kolejnego gola, zamiast cofać się do defensywy przy korzystnym wyniku. Styl to jest ta różnica między podejściem ofensywnym i defensywnym. Futbol to gra zespołowa i jako taka rozgrywa się tak samo w sferze jakościowej i motywacyjnej jak taktycznej.

W klubie takim jak Real Madryt potrzebujesz trenera, który wie, jak zmotywować graczy i doprowadzić ich do stanu furii, aby wygrywać każdy mecz. Nie potrzebujemy tutaj mikromenedżera, który każe światowej gwieździe przesunąć się dwa metry w górę lub w dół na skrzydle. Dlatego właśnie, gdy oceniamy trenerów Realu Madryt, ja skłaniam się ku tym, którzy pozwalają swoim piłkarzom dobrze się bawić na murawie. Dlaczego? Ponieważ zazwyczaj mamy na Bernabéu najlepszych piłkarzy na świecie, i to oni powinni najlepiej wiedzieć, jakie decyzje podejmować na boisku. Tak, Rafa Benítez był ogromnym błędem. Tak, Rafa Benítez oczywiście chce wygrywać za wszelką cenę.

Ja chcę piłkarzy, którzy umrą za zwycięstwo, ale muszą także potrafić dobrze grać w piłkę. Kilka aktualnych przykładów? Modrić i Kroos to świetne wzory doskonałych zagranicznych madridistas, którzy rozumieją ten Klub jak niewielu miejscowych. Postawa Viniciusa, która nigdy się nie poddaje, gdy sprawy nie idą po jego myśli, jest również w 100% postawą madridisty.

I odwrotnie, narzekania nie są mile widziane, zostawcie to Barcelonie. Nie narzekamy na długość trawy, na deszcz, na taktykę rywala czy jakiekolwiek inne wymówki, których używają. José Mourinho przegrał u mnie mocno, gdy narzekał, że Sporting Gijón wyszedł słabszym składem przeciwko Barcelonie, a swoją najlepszą drużynę wystawił przeciwko nam. José, to był pieprzony Sporting! A ty człowieku jesteś trenerem Realu Madryt! Nie powinieneś nawet wspominać o takich rzeczach. Wygraj mecz, zamiast powodować, że się wstydzę.

Co oznacza dla nas „dobrze grać”? Cóż, „dobrze grać”, to znaczy grać tak, jak lubi Bernabéu, a to jest w rzeczywistości znacznie bardziej skomplikowane, niż mogłoby się wydawać. Styl madridisty jest przekazywany przez rodziców i dziadków następnym pokoleniom oglądającym piłkę nożną z trybun Estadio Santiago Bernabéu, a sercem wszystkiego jest gra Alfredo Di Stéfano.

Po pierwsze, aby wygrać mecz, musisz zaznaczać swoją obecność na boisku, czyli posiadać piłkę przez większość czasu i podejmować próby strzelenia gola tak często, jak to możliwe. Wiem, to brzmi niejasno, ale eliminuje kilka rodzajów taktyki, kilka profilów zawodników i oczywiście kilka typów trenerów. Jednym z najbardziej zawstydzających występów, jakie pamiętam w tym sezonie, nie było 0:4 u siebie z Barceloną. To był wynik naszego taktycznego bałaganu. Wyszliśmy, aby wygrać mecz, ale zagraliśmy jak ostatnie patałachy. Byłem o wiele bardziej wkurzony postawą, jaką zaprezentowaliśmy w Paryżu. Nie potrafię zrozumieć tak zachowawczego podejścia do meczu, czy to przeciwko najgorszej, czy najlepszej drużynie na świecie. My nawet nie próbowaliśmy wtedy strzelić gola.

Chcemy, aby nasza drużyna Realu Madryt była głównym bohaterem wieczoru i wygrywała każdy mecz, a to z automatu odrzuca kilka opcji trenerskich. Nie radzimy sobie dobrze z tradycyjnymi włoskimi trenerami, dlatego poczułem ulgę, że Allegri odrzucił naszą ofertę zeszłego lata, nawet jeśli oznaczało to, że w zamian przychodzi menedżer Evertonu. Nasze doświadczenia z Capello były świetne pod względem tytułów (dwie ligi w dwóch sezonach), ale bardzo frustrujące pod względem futbolu, jaki graliśmy. I to pomimo talentu, jakim Włoch dysponował. Ancelotti to szczególny przypadek, jeśli chodzi o trenerów z Italii – pozwala piłkarzom na zabawę na boisku, chociaż czasami ma dziwną zapaść, jak wspomniany mecz w Paryżu.

A co z taktyką polegającą na intensywnym posiadaniu piłki? Były dyrektor sportowy Los Blancos Jorge Valdano kilka razy podkreślał, że kibice Realu Madryt nie mają cierpliwości do szczególnie skomplikowanej i wymuskanej gry w futbol. „Chcą najkrótszej drogi do zdobycia bramki”, mówi Argentyńczyk. Wielce prawdopodobne, że tak właśnie jest.

Mamy np. szczęście cieszyć się jednym z najlepszych środków pomocy w historii – Casemiro, Kroos, Modrić – ale profil trójki tych piłkarzy, obdarzonych ogromnym talentem, nie polega na nieustannej wymianie podań. Oni zawsze puszczają piłkę w ruch z zamiarem zdobycia bramki, starając się stworzyć korzystne sytuacje napastnikom i uszczęśliwiając ich wieloma potencjalnymi asystami.

Wróćmy na chwilę do Barcelony i skorzystajmy z ich piłkarzy, aby zilustrować to zagadnienie: Cesc Fàbregas w najlepszym okresie swej kariery wpasowałby się w wymagania na Bernabéu o wiele łatwiej niż najlepszy Xavi czy Iniesta, chociaż ten duet to przecież prawdziwe legendy, które grały w futbol według własnych zasad.

Styl Realu Madryt jest, a przynajmniej w założeniu musi być wertykalny, pozbawiony niepotrzebnych ozdobników, szybki. Nasz stadion przy Concha Espina 1 uwielbia drużynę, która gra z pierwszej piłki i to jest coś, czego szybko uczą się nawet najbardziej konserwatywni trenerzy, gdy obejmują Real Madryt. I muszą się dostosować. Nasz pierwszy gol w ćwierćfinałowym rewanżu przeciwko Chelsea był doskonałym przykładem takiej gry. Szybkie podania, zmiana stron ataku, zdobycie przewagi, kończące podanie, gol. Oglądaliśmy to w latach 50. z Di Stéfano i spółką, w latach 60. z Generacją Yé-Yé, w latach 70. z Niemcami w składzie, w latach 80. z La Quinta, w 90. z Valdano, Heynckesem i Hiddinkiem, w pierwszej dekadzie XXI w. z Del Bosque i Pellegrinim, w latach 20. obecnego wieku z Ancelottim i Zidanem. Nie chcemy żadnych taktyk typu intensywne-posiadanie-piłki-ponad-wszystko czy tych wszystkich nonsensów z podawaniem futbolówki do tyłu lub tysiąc-podań-a-potem-raz-jeszcze-drugie-tyle.

Estadio Santiago Bernabéu domaga się akcji! Działania! Tu i teraz!

Wracając do Di Stéfano: my nie szanujemy wyjątkowo utalentowanych piłkarzy, którym nie chce się grać i kpimy z bardziej ograniczonych umiejętnościami graczy, nawet jeśli bardzo się starają. W rzeczywistości szukamy kolejnego Alfredo Di Stéfano w każdym oglądanych przez nas zawodników, stosując ten sam wzór do każdej piłkarskiej duszy, która odważy się ubrać białą koszulkę. Dlatego jesteśmy wymagający, lekceważący i trudno nam zaimponować.

A co z formacjami taktycznymi? Cóż, dopóki drużyna gra w wyżej opisany sposób, jest to temat drugorzędny. Wiem, że brzmi to jak bluźnierstwo w epoce, gdy taktyka jest bogiem. I to powiedziawszy, nie wyobrażam sobie, abyśmy grali z piątką z tyłu – do tej pory fizycznie boli mnie kadencja Arsenio Iglesiasa na stanowisku trenera Realu – ale pamiętam też, jak Del Bosque kilka razy używał takiego ustawienia i działało. Dlatego powtórzę raz jeszcze – ruch piłki i zamiar zdobycia bramki zastępują wszelkie notatki taktyczne i teorie pozycyjne.

Jeśli to wszystko, co napisałem, wydaje Ci się sprzeczne z intuicją z powodu całej tej narracji, którą media kupiły i sprzedają dalej – że Real wygrywa „bez względu na to jak” – po prostu odwiedź kilka razy Bernabéu. Jeśli los się do Ciebie uśmiechnie, będziesz cieszyć się solidnymi występami, podczas których drużyna zagra dobrze, a kibice będą dopingować. Pamiętaj jednak, że nawet jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, gwarantuję, że każdy, kto niecelnie poda piłkę, spowolni grę lub nie weźmie w niej udziału tak często, jak się oczekuje, usłyszy ten owiany złą sławą pomruk Bernabéu, a nawet gwizdy. Zatrzymanie szybkiego przejścia z obrony do ataku jest przestępstwem, podanie do własnego bramkarza musi być wysoce uzasadnione, a piłka ma pędzić do celu, nawet jeśli już prowadzimy. I jeśli to nie jest styl gry, to nie wiem, co nim jest.

Tak, Bernabéu słynie z buczenia, gwizdów i pomruków niezadowolenia. W ten sposób okazujemy dezaprobatę, niezadowolenie z tego, co widzimy z trybun. I dlatego właśnie trenerzy i piłkarze szybko uczą się grać zgodnie z naszymi oczekiwaniami. Gwizdy zdarzają się zawsze, gdy drużyna gra słabo, niezależnie od wyniku. Widziałem dziesiątki zwycięskich dla nas spotkań, po których drużyna schodziła z boiska wśród potężnego deszczu szyderstw, a nawet gradu spadających z nieba almohadilli. Jeśli przyjdziesz na mecz odpowiednio wcześnie i uda ci się zająć miejsce w jednej z droższych sekcji trybun (drugi amfiteatr lub niżej), zobaczysz pracowników klubu oferujących almohadille. To małe poduszki, które kładziesz na krzesełko, aby było Ci wygodniej siedzieć. Kosztują euro za sztukę – to tania i świetna sprawa, rodzaj tradycji. Gdy drużyna gra fatalnie, możesz rzucić almohadillę na boisko, aby pokazać swój gniew. Wiem, że białe chusteczki są prawdopodobnie bardziej znanym sposobem na okazanie dezaprobaty na stadionie Realu Madryt, ale faktem jest, że lluvia de almohadillas – burza małych poduszek – to doświadczenie jedyne w życiu i dlatego zarezerwowane jest tylko na szczególnie złe występy).

Tak, wygwizdujemy naszych piłkarzy, którzy grają źle, którzy nie dbają o siebie i prowadzą rozwiązłe życie poza boiskiem lub którzy nie okazują szacunku, na jaki ten Klub zasługuje (hej Bale! O Tobie piszę). Ale to nie wszystko. Gwizdy to także sposób na zdefiniowanie i utrzymywanie naszego stylu gry. Kibice mówią Ci bardzo dobitnie, co o Tobie myślą, jeżeli nie dojeżdżasz na mecz, jeżeli nie stajesz na wysokości zadania. To jedno z najpotężniejszych narzędzi do utrwalania stylu, do dbania o styl, jakie kiedykolwiek widziałem.

Tak, 60 tysięcy socios na całym świecie decyduje o tym, jak drużyna gra. Decyduje bardziej niż trener, piłkarze czy prezes. A socios bardzo dobrze wiedzą, co im się podoba, a czego nigdy nie zaakceptują.

Każdy kibic każdego klubu chce wygrać każdy mecz. Nie wszyscy kibice żądają od swojej drużyny szybkiej, intensywnej pracy, działania przez 90 minut. TO JEST NASZ STYL.

Jeśli kibicujesz temu Klubowi, pamiętaj: chcemy wygrywać i chcemy to robić w miły dla oka sposób, zdobywając jak najwięcej bramek. A zwycięstwo nie sprawia, że ​​zapominamy, iż zagraliśmy źle.

I mam wrażenie graniczące z pewnością, że to jest właśnie problem innych klubów, chociaż twierdzą dokładnie odwrotnie.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!