Advertisement
Menu
/ własne

Niebo-Piekło-Niebo. Real wicemistrzem Hiszpanii!

Real zaserwował nam prawdziwy dreszczowiec!

38. kolejkę Primera División kończyły dwa szlagierowe spotkania o bardzo ważne pozycje w końcowej tabeli. FC Sevilla - Real Madryt i Osasuna Pampeluna - Valencia CF. Już przed meczem było wiadomo, że Real zależy od siebie i "wystarczy" zdobyć trzy punkty w Andaluzji, żeby zapewnić sobie wicemistrzostwo. Jednak chyba nikt nie wierzył w łatwy mecz w Sewilli, gdzie od zawsze Królewskim grało się bardzo trudno...

Całe widowisko rozpoczął ładny gest Królewskich, którzy ustawili się przy linii bocznej, a wybiegającym na murawę gospodarzom pogratulowali wspaniałego sukcesu na międzynarodowej arenie - zdobycia Pucharu UEFA rzecz jasna. Jednak później miejsca na sentymenty nie było. Doświadczyli tego piłkarze zasłużeni dla klubu ze stolicy Andaluzji, Sergio Ramos i Baptista, którzy już od początku byli niemiłosiernie wygwizdywani przez krewkich fanów z południa.

Spotkanie było wyjątkowe również z innych względów. Otóż jak wiadomo, był to ostatni mecz Zidane`a w barwach Realu Madryt (i całkiem możliwe, że jeszcze paru innych piłkarzy w tym meczu założyło po raz ostatni klubowy trykot). Poza tym Casillas korespondencyjnie walczył o Puchar Zamory, przyznawany najlepszemu bramkarzowi La Liga w całym sezonie. A o tytuł walczył z nikim innym, jak z... Santiago Cańizaresem. Tak samo korespondencyjnie Real walczył z Valencią o drugą pozycję (przed swoimi meczami kluby miały kolejno 70 i 69 punktów). Z kolei Sevilla i Osasuna biły się o eliminacje do Ligi Mistrzów (przed meczem oba kluby miały 65 punktów, ale ekipa z północy prowadziła lepszą różnicą bramek). Smaczek obu spotkań był więc ogromny.

Na stadionie Sánchez Pizjuán od początku było gorąco. Już w pierwszej minucie Luis Fabiano z dziecinną łatwością wywiódł w pole Salgado i uderzył w zewnętrzną część słupka! Chwilę później ten sam zawodnik w sytuacji sam na sam przegrywa z Ikerem Casillasem i znów można było usłyszeć jęk zawodu na trybunach. Niedługo potem Zizou w zamieszaniu podbramkowym huknął z woleja wprost w poprzeczkę... López Caro zaskoczył wszystkich ustawieniem linii pomocy, w której niespodziewanie Zidane znalazł się za jedynym napastnikiem, Raúlem. Po lewej stronie hasał Cicinho, po prawej Becks, a w środku Guti i Baptista. I to właśnie Cici prowadził grę do przodu. Po okresie budowania pozycyjnego ataku Real wywalczył rzut wolny z ok. 40 metrów. Do wykonywania zabrał się Beckham. Anglik wrzuca w pole karne, piłka zawisła w powietrzu, wyskoczył do niej Baptista, ale minął się myląc tym samym Palopa i... gol! Dość kuriozalna bramka, ale zaliczona na konto Beckhama! 1:0 dla gości!
Bardzo szybkie tempo meczu spowodowało, że już po chwili padło wyrównanie! I do końca nie wiadomo, dlaczego sędzia nie zaliczył tego gola. Do piłki zagrywanej z lewej strony boiska wybiegało trzech zawodników, jeden był na spalonym, ale nie brał udziału w akcji, a Iker był za polem bramkowym, więc starcie z napastnikiem Sevilli nie mogło być zakwalifikowane jako faul. Fakt faktem, gol formalnie nie padł. Gra toczyła się dalej.

W 21. minucie doskonałą sytuację zmarnował nasz kapitan... Roberto Carlos w swoim stylu huknął z dystansu, Palop "wypluł" piłkę wprost pod nogi Raúla, ale ten nie potrafił skierować piłki do pustej bramki i w efekcie z interwencją zdążył Javi Navarro. 5 minut później niespodziewanie goście, mimo nieefektownej gry, podwyższyli wynik! Ze swojej połowy długiego crossa posłał Roberto Carlos. Beckham (był na minimalnym spalonym), jak rasowy skrzydłowy wystartował do piłki, przyjął ją z elegancją Zizou i niczym rasowy napastnik posłał płaską piłkę między nogami Palopa. 0:2! Niedługo cieszyliśmy się z dwubramkowego prowadzenia. Już po dwóch minutach na stadionie w Sewilli zawrzało! Prawy pomocnik Navas przyjął piłkę na 25-30 metrze i posłał ją idealnie pod poprzeczkę bramki strzeżonej przez Ikera! Niespodziewanie zrobiło się 1:2!

Nie zdążyliśmy się otrząsnąć po pięknym golu Navasa, a po chwili już był remis! Fatalny błąd popełnia Casillas, który przestraszył się nadbiegającego Luisa Fabiano i zagraną wcześniej niegroźną piłkę odbił dłońmi, na przedpolu zupełnie niepilnowany dopadł do niej Saviola i mierzonym strzałem lewą nogą umieścił futbolówkę pod poprzeczką! 2:2. Niesamowite emocje! Nie minęło pięć minut, a już nastąpiła kolejna zmiana na tablicy wyników. I wyglądało to jak najgorszy koszmar. Real zupełnie zlekceważył będącą już od dawna w wysokiej dyspozycji drużynę Juande Ramosa! W 34. minucie Luis Fabiano znalazł się po prawej stronie zupełnie niepilnowany, miał dużo czasu by poczekać na Saviolę, który wbiegł na krótki słupek mając na plecach Mejíę i Ramosa. Fabiano zagrał właśnie do Argentyńczyka, a ten zmieścił piłkę przy słupku. Kolejny błąd Casillasa, który nie zaasekurował krótkiego słupka! 3:2 dla gospodarzy i szał na trybunach! Real był na kolanach, jak w pamiętnym meczu na tym samym stadionie w sezonie 2003/2004, kiedy Królewscy przegrali z kretesem 4:1.

Blancos nieśmiało starali się podnieść, ale przewaga podopiecznych Juande Ramosa była potężna. W 40. minucie Guti oddał groźny strzał z dystansu, ale był to strzał rozpaczy. A już trzy minuty później w Sewilli znów było słychać kibiców miejscowej drużyny. Kapitalne podanie z prawej strony dostaje Luis Fabiano, który pewnie pluł sobie w brodę za dwie niewykorzystane na początku meczu sytuacje. Ale do trzech razy sztuka, jak to mawiają. Mejía pobiegł gdzieś do przodu, Ramos się pośliznął i w efekcie nikt nie mógł przeszkodzić Brazylijczykowi w umieszczeniu piłki w siatce. Tym razem Iker nie miał nic do powiedzenia. 4:2 i pogrom! I to dopiero po 45 minutach!

Sędzia zakończył męczarnie, a schodząc na przerwę Guti i Zidane patrzyli po sobie, jakby ich ktoś przekręcił na huśtawce parokrotnie. Biorąc pod uwagę fakt, że do przerwy na Reino de Navarra w Pampelunie wynik brzmiał 0:0 to Królewscy tym bardziej mieli nietęgie miny, bo to oznaczało, że spadli na trzecią pozycję w tabeli, a dla Sevilli oznaczało to grę w eliminacjach do LM. Na zmianę wyniku wciąż było jednak 45 minut.

Druga połowa rozpoczęła się z podobnym animuszem jak pierwsza. I już na początku uradowała nas informacja z regionu Nawarry, gdzie gola dla miejscowych strzelił Savo Milosević, co oznaczało taki sam układ w tabeli, jak przed tą kolejką (Real drugi, Valencia trzecia, a Osasuna czwarta). Emocje sięgały zenitu, dawno nie było w Primera takich emocji w walce o drugie i czwarte miejsce! Co ciekawe, w Pampelunie też postanowili nie marnować czasu i do pierwszego gola dołozyli drugiego w pakiecie! Już po trzech minutach David López strzelił po ładnej akcji na 2:0! Real musiał i tak walczyć o swoje, na co się nie zapowiadało, bowiem Sevilla kontrolowała przebieg gry. W 55. minucie niespodziewanie murawę opuścił najlepszy piłkarz Realu dzisiejszego wieczoru - David Beckham. Jednak prawdopodobnie odnowił mu się uraz, dlatego w jego miejsce wszedł długo wyczekiwany Soldado.

Nadszedł okres gry niedokładnej, choć dalej toczonej w zabójczo szybkim tempie. Po jednej pięknej akcji Zidane`a, Soldado i Cicinho ten ostatni zamiast uderzać (co czynił w tym meczu wielokrotnie. I najczęściej zupełnie niepotrzebnie) próbował zagrywać piłkę jeszcze w pole karne. Efekt? Jedynie rzut rożny. Warto dodać, że po zejściu Becksa na prawą stronę powędrował Cicinho, na lewą zaś ZZ, w ataku zostali Raúl i Soldado. Potem znów uaktywnił się Cicinho, który dostał świetne podanie od Soldado (swoją drogą, ciekawe co na boisku robił jeszcze nasz numer 7?), ale strzelił minimalnie obok słupka. Od któregoś z zawodników FCS piłka się otarła i mieliśmy rzut rożny. Dośrodkowanie z kącika, zamieszanie pod bramką, piłka trafia do Zidane`a, a ten pewnym strzałem lewą nogą gdzieś "upycha" piłkę między gąszczem zawodników jednej i drugiej drużyny... Gol z niczego! 4:3! Co ciekawe, chyba w szatni musiało paść wiele gorzkich słów, bo nikt nie podbiegł do Francuza z gratulacjami... Przykre, tym bardziej, że to ostatni mecz w klubie. Widocznie atmosfera była już naprawdę gęsta od dłuższego czasu... Ale wróćmy na boisko.

Na kwadrans przed końcem świetne podanie Zizou do Cicinho na prawą flankę, równolegle z Brazylijczykiem wbiegał w pole karne Soldado, piłkarze Sevilli byli ewidentnie spóźnieni, ale... sędzia liniowy podnosi chorągiewkę. Jednak po obejrzeniu powtórki nie ma wątpliwości - spalonego nie było. W 82. minucie znó rzut rożny sprawił ogromne problemy gospodarzom. Palop wychodzi w powietrze, ale piłka przelatuje nad nim i o mało co nie wpada do bramki! Niesamowite emocje!
Warto odnotować zmianę z 84. minuty, kiedy z boiska zszedł (nareszcie!) zupełnie bezbarwny, bezproduktywny, i po prostu żenująco słaby (przymiotników o nacechowaniu negatywnym można by mnożyć) Raúl, a za niego pojawił się Jurado. To niebywałe co ten chłopak potrafi, już to wiedzieliśmy od dawna. Jeszcze ciekawsze jest to, że swoim pięciominutowym występem przyćmił samego kapitana... Dość o nim, bo znów nie zasłużył na poświęcenie mu więcej niż pięciu zdań.

To właśnie Jurado popisał się na lewej flance udanymi dryblingami. Jednak jeszcze pod koniec przeżyliśmy chwilę grozy. W 86. minucie bardzo blisko pola karnego pan Pérez Burrull dyktuje rzut wolny. Do piłki podchodzi wybitny od tego fragmentu gry specjalista, Daniel Alves. Dwa kroki rozbiegu, atomowe uderzenie obok muru i... słupek! Casillas stał w tym miejscu, w które leciała futbolówka, ale nawet jakby miał metrowe palce, to nie zdążyłby odbić piłki! Niesamowite szczęście i mina Ikera po tej sytuacji mówiła wszystko...
Niemal w tym samym czasie gorąco było w Pampelunie. W zamieszaniu podbramkowym Urugwajczyk Regueiro mocnym strzałem posłał piłkę wprost w poprzeczkę, a odgłos odbitej piłki było słychać chyba poza stadionem. Niesamowite szczęście gospodarzy z Reino de Navarra i nasze przy okazji. Dlaczego? Albowiem zaraz po tej sytuacji, już w doliczonym czasie gry (w Sewilli sędzia właśnie odgwizdywał koniec meczu) David Villa dopiął swego i strzelił upragnioną bramkę (pięknym uderzeniem z rzutu wolnego), która zrównuje go w tabeli najlepszych strzelców z Samuelem Eto`o! Zatem sprawa tytułu Pichichi dla króla strzelców wciąż jest otwarta (Barcelonę czeka jeszcze zaległy mecz 20. maja z Athletic Bilbao)! Piłkarze Valencii jeszcze rzucają się do ataku, ale sędzia po chwili kończy mecz! Historyczny moment dla Osasuny, która jednak zdobywa 4. miejsce w tabeli! Real Madryt dzięki zwycięstwu podopiecznych Javiera Aguirre zachowuje drugą pozycję i ogłasza się wicemistrzem Hiszpanii sezonu 2005/2006!

Ciekawe zjawisko... Kto by pomyślał, że dziś będzie nas cieszyć nawet tak mierny sukces, jak wicemistrzostwo kraju? Kto by pomyślał, że piłkarze przed meczem będą zapowiadali ostrą walkę o drugą pozycję w tabeli? Czy to z nami jest coś nie tak? Może po prostu nastąpiła zmiana hierarchii wartości, bo faktycznie przy takim zawirowaniu w klubie chyba bardziej zależy nam wszystkim, żeby w końcu było wiadomo, kto jest "capo di tutti capi" w klubie, bo to od tego zaczyna się droga do sukcesów...

Na koniec znów wypadałoby podziękować za wspaniałe chwile Zinedine`owi Zidane`owi. Niestety dziś, oprócz gola, nie pokazał się z dobrej strony. Był niewidoczny, nie nadążał za akcjami. Smutnym obrazkiem był moment po strzeleniu trzeciej bramki dla Królewskich, kiedy żaden z kolegów nawet nie kwapił się do pogratulowania odchodzącemu w cień koledze. Bardzo smutne było też bezwolne krzątanie się po boisku naszego kapitana. Dalej nie może on odczarować bramki rywala i przyjdzie nam jeszcze na gola w lidze poczekać. Niestety, z dawnego Raúla pozostały jedynie materiały filmowe i zdjęcia, bo piłkarz to już zupełnie inny. Aż żal było patrzeć, kiedy obrońcy Sevilli przestawiali go z łatwością na murawie. Ale takie rzeczy w futbolu też się zdarzają, oj zdarzają...

Trudno, sezon był jaki był. Ale już się chyba przyzwyczailiśmy. Byłbym kibicem bez wiary, gdybym powiedział, że w przyszłym sezonie też nie powinniśmy nastawiać się na wielkie sukcesy. Ale w obliczu nadchodzących wyborów prezydenckich powinniśmy sami zadać sobie pytanie, czy powinniśmy wierzyć w kolejne czcze zapowiedzi władz o zdobyciu potrójnej korony...

Dziękujemy za ten sezon! Hala Madrid!

Składy:
FC Sevilla: Palop; Alves, Javi Navarro, Escudé, David; Martí, Adriano, Maresca (Fernando Sales 80´), Navas; Luis Fabiano (Renato 59´) i Saviola (Kanouté 59´).

Real Madryt: Casillas; Salgado, Sergio Ramos, Mejía, Roberto Carlos; Guti, Beckham (55´), Cicinho, Zidane; Baptista oraz Raúl (Jurado 84´).


Fot.: realmadrid.com, elmundo.es - Królewscy nie sprawili miłej niespodzianki Zizou i ponownie zawiedli fanów. Na szczęście z pomocą przyszła nam Osasuna (ostatnie zdjęcie) i wicemistrzostwo trafia do nas. Tylko z czego się tu cieszyć? Z tytułu, czy z końca sezonu?

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!