Advertisement
Menu

Real Madryt - Olympique Lyon 1:1

Ledwo co otrząsnęliśmy się (chociaż pewnie nie wszyscy) po porażce...

Ledwo co otrząsnęliśmy się (chociaż pewnie nie wszyscy) po porażce naszych piłkarzy w Gran Derby, a już po czterech dniach przyszło im przyjmować kolejnego rywala na Santiago Bernabéu. Tym razem Królewscy szykowali się na mecz z mistrzem Francji, Olympique Lyon. Wszyscy dobrze pamiętamy, jak w pierwszej kolejce Ligi Mistrzów Real uległ dzisiejszym gościom 0:3. Wtedy wspaniałe zawody rozegrał Brazylijczyk Juninho, który zagrał i dziś od pierwszej minuty, pomimo doznanej na ostatnim przedmeczowym treningu lekkiej kontuzji. Oba zespoły zapewniły już sobie awans do fazy pucharowej i dzisiejszy mecz był jedynie meczem o honor. Honor coraz gorzej grających Galacticos.

Ale czy jest czym ten honor obronić? Real Madryt po raz kolejny przystępował do meczu poważnie osłabiony, co zresztą powoli staje się normą. Tym razem w meczu nie wystąpiła siła ofensywna naszego zespołu, a mianowicie Ronaldo i Raúl. Trener postawił dziś na osamotnionego Robinho. Szczerze mówiąc, Real nie mógł grać tego meczu jako faworyt. Dlaczego? Po pierwsze, Lyon to drużyna, która zaaplikowała nam 3 gole na własnym stadionie. Po drugie, tenże Lyon nie tylko jeszcze nie przegrał w tegorocznych rozgrywkach Ligi Mistrzów, co powiodło się poza nimi tylko Arsenalowi i Barcelonie, ale - czego Kanonierom ani Dumie Katalonii osiągnąć się nie udało - nie przegrał ani jednego meczu w Ligue 1. Po trzecie, Real wyraźnie nie gra tak, jakbyśmy tego chcieli, co potwierdza wspomniana już druzgocząca porażka z FC Barcelona. Zapewne wszyscy kibice Blancos po cichu zaciskali kciuki, wierząc w wygraną swoich graczy. Trzeźwo patrząc, byłaby to niespodzianka...

Od początku meczu oglądaliśmy sporo fauli. Pierwsza akcja, zakończona strzałem, została przeprowadzona dopiero po 5 minutach. Strzał oddał Carew, jednak nijak zagroził on Ikerowi Casillasowi. Norweg powiedział przed meczem, że jego drużyna jest faworytem i wygra dzisiejszy mecz. Żeby się o tym przekonać, należało jeszcze poczekać. Real odpowiedział strzałem Roberto Carlosa, w trybuny. W pierwszych minutach meczu przeważała walka w środkowej części boiska. Wszyscy madridistas zamarli w 11 minucie. Wtedy to Sergio Ramos sfaulowałem kilka metrów przed polem karnym Juninho. Sędzia podyktował rzut wolny, a do piłki podszedł nie kto inny, sam poszkodowany. Na nasze szczęście Brazylijczyk trafił w mur. Kolejny strzał Carew, tym razem skutecznie zablokowany przez naszych obrońców, pokazał wielką chęć do strzelenia bramki Realowi. Wszakże napastnik Lyonu występował trzy lata w Valencii, jednak z Realem na SB jeszcze nie wygrał i widać było, że jest tego zwycięstwa bardzo głodny. Jednak tak jak i on, tak wszyscy zawodnicy na boisku nie przysporzyli nam wiele emocji, ponieważ prawie każda akcja była przerywana faulem. Sytuacje podbramkowe tworzyły się jedynie po stałych fragmentach gry. Te, egzekwowane z naszej strony przez Davida Beckhama, a ze strony przeciwnika przez Juninho, zazwyczaj kończyły się na wybiciu piłki poza pole karne i zażegnaniu niebezpieczeństwa przez obrońców lub były po prostu nie celne. Estadio Santiago Bernabéu ożyło na 4 minuty przed przerwą, kiedy to padła bramka dla Realu! Tradycyjnie rzut wolny wykonywał David Beckham, wrzucił piłkę w pole karne, gdzie trącił ją Zidane. Ta znalazła się pod nogami Gutiego, który pewnym strzałem umieścił ją w siatce. Wynik utrzymał się do przerwy, a nasz blondynek zdążył jeszcze otrzymać żółtą kartkę za nie sportowe zachowanie.

W pierwszej połowie przeważały faule, które przerywały większość akcji. Przez to mecz stawał się ostry i zacięty, mimo iż obie drużyny grały tylko o prestiż. Więcej strzałów na bramkę oddała drużyna przyjezdna, lecz tylko przy jednym z nich interweniować musiał Iker. Królewscy za to aż trzykrotnie trafili w światło bramki, w tym zdobyli upragnioną bramkę. Czy zasłużoną? Tak, ponieważ Real częściej był przy piłce i bardziej zagroził bramce przeciwnika, aniżeli Lyon. Bramka strzelona do szatni, mogła nieco podrażnić gości, którzy na drugą połowę wybiegli bardzo zdeterminowani.

Oba zespoły wybiegły na boisko bez zmian i z takim samym nastawieniem, bowiem drugą odsłonę otworzył... faul. Już pierwsza akcja Realu mogła przynieść gola, jednak nie przyniosła nic. Po dośrodkowaniu Beckhama doszło do nieporozumienia między bramkarzem gości, Coupetem, i Reveillere, ale niestety nasi piłkarze tego błędu nie wykorzystali. Chwilę później indywidualną akcją popisał się Govou, zakończoną nie celnym strzałem. Dalej strzelali Diarra i Carew - obydwaj obok bramki. Lyon widocznie przejął inicjatywę i rozpoczął serię ataków. Nie mógł jednak przełamać się przez obronę gospodarzy i zakończyć akcję celnym strzałem. Real nieco cofnął się do obrony, a przecież powinien powalczyć o podwyższenie wyniku i zapewnienie sobie zwycięstwa. Obrońcy mieli sporo pracy w drugiej połowie. Obie drużyny z minuty na minutę przeprowadzali coraz to groźniejsze akcje, a zadaniem defensorów było ich przerywanie. Po godzinie gry cały czas było 1:0. W 61 minucie dobrym strzałem z pół-woleja popisał się Robinho, jednak nie trafił w bramkę. Z ripostą pośpieszył Carew, jednak i on, po raz kolejny, zaliczył strzał poza bramkę. Norwega próbował poprawić Mahamadou Diarra. Jego strzał nie sprawił jednak zagrożenia Casillasowi. Małe problemy za to sprawił strzał Govou, który nasz bramkarz bronił na raty. Mimo iż Lyon cały czas atakował i ostrzeliwywał bramkę Ikera, rezultatów w postaci wyrównania widać nie było (i dobrze!). Zdenerwowało to Gerarda Houlliera, który przeprowadził podwójną zmianę. Boisko opuścili Govou i Monsoreau, których zastąpili Sylvain Wiltord i Fred. Dwie minuty później zespół z Francji mógł świętować zdobycie bramki, ustalającej wynik na 1:1. Akcję przeprowadził, w swoim stylu, dopiero co wpuszczony Wiltord, dośrodkował z lewej strony wprost na nogę Carew, który bez wahania oddał strzał, tym razem celny. Tym oto sposobem Real zatracił trzy punty. Na odrabianie zostało jeszcze 15 minut, ale wbrew pozorom to zespół przyjezdnych znów zaczął atakować. Zareagował na to Luxemburgo, który najpierw wpuścił Baptistę, zdejmując Zidane’a, a następnie postanowił wydelegować Salgado, który zmienił Beckhama. Ta druga zmiana wyraźnie zasugerowała, że Luxe chce bronić tego wyniku. I to było widać, ponieważ Real nie kwapił się do ataków, pozostawał w obronie. Za to Lyon przez cały czas grał ofensywnie i mało brakowało, a Carew po raz drugi pokonałby naszego bramkarza. Zabrakło mu szczęścia. Do końca oglądaliśmy liczne faule, głównie naszych zawodników. Mecz zakończył się remisem.

Pytanie: czy remis jest wynikiem korzystnym? Na pewno wielu z nas przewidywało, że zawodnicy Realu po raz kolejny okażą się słabsi od Lyonu. Ci natomiast potrafili w pierwszej połowie zagrać dobrze i strzelić gola. Mogli ten wynik dowieść do końca lub go podwyższyć, lecz trafili dziś na wymagającego zawodnika. O ile Real dorównywał przeciwnikowi w pierwszej połowie, a nawet go przewyższał, o tyle w drugiej dominował tylko Lyon. To akcje gości, zakończone w większości niecelnymi strzałami, oglądaliśmy częściej. Gdyby tylko zawodnicy z Francji byli bardziej skuteczni, mogło by się skończyć wyjazdem 3 punktów z Madrytu. A tak jest chociaż ten jeden punkcik. Tak jak wspominałem, spotkanie było meczem o honor. Mimo tego obfitowało z zaciętość, sportową walkę i niestety brutalność. Niemal 40 fauli popełnili łączni zawodnicy obydwu drużyn.

Dzięki jednemu punktowi, wybronionemu na własnym stadionie, Real zajmuje drugie miejsce w grupie F i prawdopodobnie na tej pozycji zakończy fazę grupową. Może ten remis nieco załagodzi atmosferę po przegranych Gran Derby, jednak Real wciąż nie gra porywająco. Znów można to tłumaczyć brakiem kontuzjowanych zawodników, ale jedno jest pewne - aby myśleć o jakimkolwiek tytule, trzeba pomyśleć o poprawie gry, bo z takim nastawieniem i grą, o wygraniu Ligi Mistrzów możemy niestety zapomnieć.

SKŁADY:
Real Madryt: Casillas - Diogo, Pavón, Helguera, Roberto Carlos - Pablo García, Sergio Ramos, Beckham (Salgado 78’), Guti - Zidane (Baptista 75), Robinho
Olympique Lyon: Coupet - Réveillère, Cris, Caçapa, Monsoreau (Fred 69’) - Tiago, Diarra, Juninho (Clement 92’) - Malouda, Govou (Wiltord 69’), Carew

STATYSTYKI:
Strzały (celne): 14 - 18 (4 - 6)
Interwencje bramkarzy: 9 - 10
Faule: 19 - 20
Rzeczywisty czas gry: 56 minut, 55 sekund
Posiadanie piłki: 49% - 51%

GOLE:
1:0 Guti 41’
1:0 Carew 72'

: Beckham, Cris, Réveillère, Tiago, Guti, Juninho, Cacapa

Sędziował pan Frank De Bleeckere.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!