Advertisement
Menu

Zwycięstwo Realu, spektakularny debiut Robinho!

<img align=left src=http://www.realmadrid.com/addon/img/1ac7f55robinhobicicleta288p.jpg>Beniaminek to chyba najbardziej niewygodny przeciwnik, jaki może...

Beniaminek to chyba najbardziej niewygodny przeciwnik, jaki może się trafić na początku sezonu. Wysokie morale, motywacja i swoista tajemniczość (czytaj: nie wiadomo, na co ich stać) czynią z każdego nowokreowanego ligowca rywala, z jakim mało kto chce się mierzyć, zwłaszcza na wyjeździe. Niepodważalny dowód tego twierdzenia otrzymaliśmy wczoraj – FC Barcelona, której sewilski Betis w pierwszym meczu o Superpuchar Hiszpanii uległ bezdyskusyjnie, w Vitorii zremisowała bezbramkowo z Alavés. Największa w tym zasługa niegdysiejszego bramkarza FCB, Roberto Bonano, ale fakt jest faktem – Barcelona straciła na boisku beniaminka dwa punkty (bo raczej ciężko powiedzieć, że zyskała jeden).

Piłkarzom innego beniaminka – Cádiz CF – wynik ten z pewnością dodał odwagi i pewności siebie, pokazując, że nawet słabeusze mogą się przeciwstawić najpotężniejszym klubom świata. Tyle tylko, że Cádiz to nie Alavés, w którym dzięki pieniądzom amerykańskiego Ukraińca, Dmitriego Pitermana, grają tacy piłkarze, jak choćby wspomniany Bonano, czy Rodolfo Bodipo i Jandro. Z drugiej strony, to nie nazwiska wychodzą na murawę. Po samym Bonano nikt na pewno nie spodziewał się tak genialnego występu.

Przed meczem w Kadyksie kibice szczególnie czekali na występy nowych piłkarzy: Júlio Baptisty, Jonathana Woodgate’a i Robinho. Pierwszy pokazał się już w meczach towarzyskich, grając może nie wybitnie, ale z pewnością poprawnie. W spotkaniu z Cádiz zagrał od pierwszej minuty. Drugi ma za sobą na razie tylko kilka minut w spotkaniu z gwiazdami Major League Soccer i dzisiaj dorobku swojego nie poprawił, jako że nie został włączony do meczowej osiemnastki (a wraz z nim Michael Owen. kontuzjowany Guti i Pablo García, zawieszony za zeszłosezonową czerwoną kartkę). Trzeci wreszcie, tak bardzo wyczekiwany Robinho, nasz piłkarz od zaledwie przedwczoraj, zasiadł na ławce rezerwowych i pojawił się na murawie w drugiej połowie.

Początek meczu był wprost wymarzony dla piłkarzy i kibiców Królewskich. Już w 4. minucie Zidane dograł do Ronaldo, ten płynnie obrócił się wokół obrońcy gospodarzy i z 20 metrów pokonał Armando. 1:0 dla Realu Madryt!

Srodze się jednak zawiódł ten, kto miał nadzieję, że – zdobywszy gola – Real będzie dalej naciskał, niczym Władysław Jagiełło przeganiający Krzyżaków spod Grunwaldu. Nic z tych rzeczy. Nasi ulubieńcy całkowicie oddali inicjatywę cofnęli się do defensywy wobec grającego (teoretycznie) defensywnym ustawieniem 1-5-3-2 rywala i kilka razy tylko błyskotliwe interwencje Ikera Casillasa ratowały nas przed stratą gola. W różnych momentach stawali naprzeciwko naszego supergolkipera Oli, Jonathan, Raúl López, żaden jednak nie dał mu rady.

A co w tym czasie robili koledzy Casillasa z pola? Spali, pili, może na kobitki poszli, ale ciężko powiedzieć, by naprawdę grali. Prezentowali się, jakby sami byli debiutantami w Primera Divisón. Júlio Baptista właściwie nie wychodził poza naszą połowę, skrzydła wydawały się być martwe. Jedyna naprawdę wyborna okazja do podwyższenia wyniku to sytuacja Ronaldo, który znalazł się sam przed golkiperem gospodarzy. Nie zdołał jednak umieścić piłki w siatce, a poza tym nagminnie tracił piłkę. I pozwólcie, że na tym zakończę opisywanie pierwszej połowy, która zakończyła się naszym jednobramkowym prowadzeniem chyba tylko dzięki przychylności Niebios (ciekawe, czy Florentino Pérez da jutro na mszę… o ile nie dał dzisiaj).

No i zaczynamy połowę drugą. W sumie nienajgorzej, bo od strzału Ronaldo. Nadal jednak to gospodarze byli drużyną lepszą i… stało się to, co musiało się stać. Po dośrodkowaniu Estoyanoffa z rzutu rożnego piłka trafiła do Oliego, ten odegrał do Pavoniego (nie mylić z Pavonem), a napastnik Cádiz CF pokonał Ikera Casillasa. Była to 63. minuta meczu i 63 (co najmniej) baty należą się każdemu z naszych defensywnych piłkarzy – zarówno zdobywca gola, jak i asystent byli zupełnie nie kryci, Pavoni mógł jeszcze przed oddaniem strzału podziękować Oliemu za pomoc w zdobyciu gola. 1:1.

Strata gola zmusiła Vanderleia Luxemburgo do działania. Tak oto w 66. minucie zszedł z murawy bardzo dobrze radzący sobie w defensywie Gravesen, a pojawił się na niej On. Róbson de Souza. Robinho. I było to niczym pojawienie się młodego wilka pomiędzy stetryczałymi jamnikami. Daj Boże więcej takich zmian w przyszłych meczach, bo młody Brazylijczyk walczył, biegał, nieomalże dosłownie kąsał za całą drużynę.

Jego wejście dobrze podziałało na niektórych piłkarzy. Baptista zaczął się pokazywać na połowie gospodarzy i nawet miał dwie okazje do zdobycia gola. Także Roberto Carlos zaczął prezentować się wyraźnie lepiej. Siły na boisku zaczęły się wyrównywać. Wciąż nie mogliśmy oglądać Realu prawdziwie galaktycznego, ale przynajmniej kibice Królewskich nie musieli się już wstydzić, a kolejne strzały Estoyanoffa czy Oliego nie napawały chęcią załamania rąk i złapania się za głowę nogami.

Robinho tymczasem kąsał nadal i wreszcie ukąsił dobrze. W 84. minucie z prawego skrzydła zszedł do środka podał do Ronaldo, ten błyskawicznie wpadł w pole karne, zagrywa do Raula, a El Siete wślizgiem na piątym metrze posyła piłkę do siatki. 2:1 dla Realu Madryt! Brawo Robinho, brawo Ronaldo, brawo Raúl! Gole naszego kapitana, zarówno w tym meczu, jak i w meczach towarzyskich, pozwalają mieć nikłą nadzieję na odrodzenie żywej legendy klubu.

Piłkarze Cádiz wyraźnie załamali się stratą gola, nie potrafili już przeprowadzić żadnej groźnej akcji. Za to mało brakowało, a trzeciego gola zdobyliby nasi piłkarze. Po kornerze wykonywanym przez Robinho piłka trafiła do Ronaldo, ten oddał ją wykonawcy kornera, który minął z nią trzech obrońców (choćby chcieli go połamać własną masą, nie byliby w stanie go dopaść, panowie malkontenci, a nawet jeśli, to Robinho udowodnił, że umie się utrzymać na nogach) i posłał futbolówkę do Helguery. Ten jednak trafił w poprzeczkę. Krótko po tym arbiter odgwizdał koniec meczu.

Podsumowanie meczu trzeba wyraźnie rozdzielić na dwie części: Przed Wejściem Robinho i Po Wejściu Robinho, których momentem stycznym była 65. minuta i 36. sekunda. Część Przed WR to obraz nędzy i rozpaczy, obraz wszystkiego najgorszego, czego można się spodziewać po piłkarzach Realu. Jedynie akcja, która przyniosła nam gola, mogła się podobać. Reszta jest niewarta przechowywania w pamięci. To, że pochwalić można za nią Casillasa, dziwić nie powinno nikogo. Pozostali piłkarze tymi 65 minutami zasłużyli na wybatożenie, albo inną pokrewną karę. Niewykluczone, że to właśnie czekałoby Królewskich po powrocie do domu, gdyby nie pojawił się na murawie Robinho.

Część meczu Po WR to zupełnie inny obraz Realu Madryt. Młody Brazylijczyk zaliczył debiut, w którym do miana „debiutu marzeń” zabrakło tylko zdobycia gola, a wielu jego kolegów wyraźnie zawstydziła postawa żółtodzioba (a propos żółtego – ciekawe, czy z tyloma Brazylijczykami w składzie Real zacznie grać w żółtych koszulkach) i zaczęli równać do jego poziomu. Jego akcje ofensywne, dośrodkowania, aktywność to coś, czego spodziewał się być może sam Vanderlei Luxemburgo. I ewentualnie jeszcze jego brazylijscy koledzy-piłkarze, także Ronaldinho i Pelé, wieszczący mu wielką karierę i dorobienie się miana najlepszego piłkarza świata. Czyżby nowy El Crack Total?

W pierwszej połowie dobrze prezentowali się tylko Iker i Thomas, w drugiej – co najmniej połowa drużyny. Dzięki temu zaczęliśmy sezon od zwycięstwa, może niezbyt przekonującego, ale tak, czy inaczej, dającego trzy punkty. I oby był to dobry prognostyk.

Nie zakończę tej relacji tradycyjnym „Hala Madrid!”. Zakończę ją sugestią, by odłożyli swoje obawy na bok ci, którzy tak defetystycznie podchodzili do kwestii przydatności Robinho.

SKÅ?ADY
CÃ?DIZ:
Armando – Varela, Raúl López, De Quintana, Abraham Paz – Suárez (Benjamín 55´), Fleurquin, Enrique (Estoyanoff 55´), Jonathan Sesma – Pavoni, Oli (Alexis Medina 78´)
REAL MADRYT: Casillas – Salgado, Helguera, Pavón, Roberto Carlos – Gravesen (Robinho 66´), Beckham, Baptista, Zidane – Raúl, Ronaldo

GOLE
Ronaldo – min. 4
Pavoni – min. 62
Raúl – min. 84

KARTKI
: Raúl López, Alexander Medina – Iván Helguera, Thomas Gravesen

STATYSTYKI
Strzały (celne): 15 – 16 (6 – 6)
Rzuty rożne 8 – 8
Spalone: 1 – 1
Interwencje bramkarzy: 7 – 16
Faule: 18 – 25
Posiadanie piłki: 38% – 62%
Widzów: 21 000
Sędziował: Pérez Lasa


Klikając na „piłeczki” przy nazwiskach zdobywców "naszych" goli, ściągnąć możecie klipy z owymi golami (gol Pavoniego dostępny jest jako zestaw fotografii), natomiast klikając tutaj, ściągniecie minikompilację, przedstawiającą popisy Robinho w jego pierwszym meczu w barwach Realu. Przygotował je Maylo, któremu, jak i yazidowi, pragnę podziękować za kilka niezwykle cennych uwag, do których zastosowałem się, pisząc niniejszą relację.

Wszystkich chętnych do obejrzenia skrótów z tego meczu zapraszam do pobierania filmów: I połowa, II połowa.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!