Advertisement
Menu
/ realmadrid.com

Cykl wywiadów RealPepe

Portugalczyk w wywiadzie dla klubowej telewizji

Like U Do w wykonaniu Chrishana to ulubiona piosenka Pepego. Dlaczego?
Ten utwór mnie inspiruje, przygotowuje do meczów, a także motywuje.

Dzisiejszy dzień [wywiad był przeprowadzony w czwartek - przyp. red.] jest bardzo ważny dla pewnej bliskiej tobie osoby. Cieszymy się, że mimo to stawiłeś się tutaj, gdyż właśnie 8 września urodziny obchodzi twoja dziewczyna, Sofía.
To prawda, dzisiaj są jej urodziny. To dla mnie przyjemność, że mogę tutaj być i dzielić te chwile właśnie z wami. To kolejny dzień w jej życiu i kolejny rok spędzony ze mną. Mam nadzieję, że będzie ich dużo więcej.

Zapewne przygotowałeś coś specjalnego. W końcu Pepe jest romantykiem, prawda?
(Śmiech). Tak, ale najpierw muszę wrócić do domu. To naprawdę bardzo prosta rzecz, ale myślę, że będzie mieć duży wpływ na nasz związek.

Co Pepe gotowy byłby zrobić dla swojej dziewczyny?
Wiele rzeczy. Mogę podać przykład z początków naszego związku. Podczas jednych wakacji gotowy byłem odbyć trzy podróże z Portugalii do Brazylii i z powrotem. Podczas tej ostatniej wizyty powiedziałem jej, że nie może być dłużej sama w Brazylii. Przygotowywała się do egzaminu, aby dostać się na uniwersytet. Gdy już wszystko zaliczyła, wsiedliśmy do samolotu i polecieliśmy razem do Portugalii.

Musiałeś latać jak Willy Fog, aby ją zdobyć?
(Śmiech). Cóż, było kilka poświęceń... To kobieta, którą wręcz ubóstwiam i zawsze jest u mego boku.

Czym jest dla ciebie posiadanie obok tak szczególnej osoby, która zawsze cię wspiera – czy to w dobrych, czy w złych chwilach?
To bardzo ważne. Zarówno w tych gorszych, jak i lepszych chwilach. Sofía zawsze jest u mego boku, a ponadto zawsze mi się dostanie, gdy zrobię coś nie tak. Gdy coś jej się nie podoba, mówi mi to prosto w twarz i prosi, abym się poprawił. Jestem jej wdzięczny za wszystko to, dzięki czemu jestem teraz w Realu Madryt i mogę tutaj triumfować. To dla mnie bardzo ważna osoba.

Zawsze powtarzam, że ludzie nie znają prawdziwego Pepego. Jak myślisz, dlaczego wytworzył się wokół ciebie taki wizerunek?
Na boisku jestem zupełnie inną osobą niż w życiu. Zawsze chcę pomagać drużynie i daję z siebie wszystko, aby tylko wygrać mecz. Nie lubię przegrywać. Wkładam w to wszystko wielkie uczucie i zaangażowanie. Bardzo często ludzie różnie interpretują moje zagrania, ponieważ zawsze podchodzę do nich tak, jakby były ostatnimi w moim życiu.

Jakim jesteś człowiekiem?
Jestem szczęściarzem. Jestem szczęśliwy i bardzo rodzinny. Kocham spędzać czas z rodziną i przyjaciółmi. To jest dla mnie bardzo ważne. Zawsze staram się jak najlepiej traktować osoby w moim otoczeniu, ponieważ wiem, że to właśnie one mnie inspirują i motywują.

Podobno Pepe jest jak dziecko – ciągłe wygłupy, żarty, śmiechy...
To prawda. Nie lubię być poważny. Podchodzę do życia z wielką radością i pokorą. Wiem po prostu, że za uśmiechem zawsze kryje się osoba, która może cię uszczęśliwić.

Co zostało z tego dziecka, które urodziło się w Brazylii?
Pokora, która jest dla mnie niezwykle ważne i dzięki niej mogę być lepszym człowiekiem. Pamiętam, jak pewnego dnia zadzwonił do mnie ojciec i powiedział mi, że oprócz pracy w moim życiu nic się nie zmieniło. Że muszę być w dalszym ciągu tym samym człowiekiem.

Jakim byłeś dzieckiem?
Bardzo niespokojnym. Lubiłem spędzać czas na ulicy. Moja mama miała ze mną urwanie głowy, ponieważ nigdy nie chciałem siedzieć grzecznie w domu. Zawsze na dworze z kolegami, grając w piłkę i robiąc inne rzeczy. Miałem naprawdę piękne dzieciństwo zarówno w Brazylii, jak i później w Portugalii.

Jak wyglądała dzielnica, w której zacząłeś kopać piłkę?
To była mała i uboga dzielnica, w której wszyscy się znali. Nazywała się Benedito Bentes. Nie trzeba było nawet zamykać drzwi. Bez problemu wchodziło się do domów kolegów. Często graliśmy w sotapipę, która jest bardzo popularna w Brazylii. To coś na kształt latawca, który utrzymywał się na wietrze. Mamie to się jednak nie podobało, ponieważ obawiała się, że może to się zaplątać w kable elektryczne.

Jak wyglądała twoja grupka przyjaciół?
Toro, Marcelo... Całe dnie spędzaliśmy razem, bawiliśmy się, robiliśmy sobie żarty. Mam to szczęście, że do dzisiaj utrzymuję te znajomości.

Czym się teraz zajmują?
Jeden pracuje jak ochroniarz, drugi nie pracuje. W Brazylii jest z tym naprawdę ciężko. Ale najważniejsze jest to, że są zdrowi. Gdy masz zdrowie, to reszta w końcu sama nadejdzie. Jeśli kiedyś będę mógł im pomóc, to zrobię to bez zastanowienia.

A jak wyglądało pierwsze boisko, na którym grałeś?
To było zwykłe klepisko na gołej ziemi. Miałem wówczas osiem czy dziewięć lat i grałem z chłopakami w wieku piętnastu i szesnastu lat. To niepokoiło mojego ojca. Mówił mi, że jeśli sobie coś zrobię, to mi wleje, ponieważ mnie ostrzegał. Ale ja uwielbiałem grać ze starszymi, ponieważ to był najlepszy sposób na ciągłą poprawę. Pojedynki ze starszymi dodawały mi odwagi.

Jak to możliwe, że dziecko w takim wieku grało ze starszymi?
Gdy wracałem do domu, pracowałem nad siłą w nogach, uderzając z całych sił piłką o ścianę. Dzięki temu byłem silniejszy i mogłem się mierzyć ze starszymi.

Wówczas nikt nie wierzył, że możesz zostać zawodowym piłkarzem.
To trochę dziwne, ponieważ w mojej rodzinie nigdy nie było żadnego piłkarza. Mój ojciec był trenerem, dlatego pod jego okiem mogłem trenować w dzielnicowej drużynie. Mimo młodego wieku, byłem naprawdę odpowiedzialnym i zdyscyplinowanym chłopakiem. Zawsze po treningach zostawałem dłużej, co się podobało moim trenerom.

Dzieciństwo Pepego to także plaża w Maceió. To właśnie tam trenowałeś najciężej...
Po prostu lubiłem wykonywać ćwiczenia, jakie zalecał mi trener. Ćwiczenia na wyskok i szybkość. Gdy wracałem na boisko, to zawsze byłem lepiej przygotowany od moich kolegów. Na piasku pracowałem nad szybkością, a wyskok ćwiczyłem, skacząc do wody z przywiązanymi do kostek ciężarkami.

O właśnie. Chciałem, żebyś zdradził nam ten sekret.
Przywiązywałem sobie ciężarki do kostek, wybijałem się jak najwyżej i skakałem do wody. Dzięki temu poprawiało się moje wybicie, czego efekt widać teraz. Wówczas miałem dwanaście czy trzynaście lat i myślę, że te ćwiczenia miały duży wpływ na mój rozwój.

Kochałeś spędzać czas z ojcem.
Ponieważ ojciec i rodzina byli dla mnie najważniejsi. Kiedy nie było żadnych środków transportu, ojciec zrywał się z pracy, aby zawozić mnie na treningi i mecze. Na spotkaniach zawsze stawiali się ojciec, mama i siostry. Na początku było mi trochę wstyd grać przed całą rodziną. Gdy rozgrywałem dobry mecz, ojciec zawsze kupował mi lody. Słuchanie z jego ust pochwał było dla mnie niezwykle ważne.

Czy rodzina miała duży wpływ na to, że zostałeś zawodowym piłkarzem?
Bez wątpienia miała duży wpływ. Moja mama zawsze mi powtarzała, abym najpierw się uczył, a dopiero później grał, ponieważ widziała w futbolu wiele niesprawiedliwości i nie chciała, żebym tego doświadczał. Pewnego dnia po meczu wróciłem do domu i powiedziałem jej, że nie chcę już więcej grać. Mama była zszokowana i z miejsca powiedziała, że nic z tych rzeczy. Stwierdziła, że skoro wybrałem futbol, to muszę tą drogą w dalszym ciągu podążać.

Podobno zacząłeś nawet studiować fizjoterapię.
Tak, przez rok miałem okazję studiować na tym kierunku.

Jaka była twoja pierwsza prawdziwa drużyna piłkarska?
Pierwsze poważne testy przechodziłem w Segibe. Klub opłacał mi wówczas transport i jedzenie. Trenowałem dwa razy dziennie. To był dla mnie bardzo ważny klub. To właśnie tam rozpocząłem pierwsze treningi na plaży. To wszystko ułatwiło mi wzięcie udziału w turnieju w Săo Paulo.

Powiedziałeś, że pochodzisz z ubogiej dzielnicy. To prawda, że wymieniałeś bilety autobusowe na jedzenie, a później na treningi jechałeś na rowerze?
(Śmiech). W drużynie miałem przyjaciela, który nazywał się Marcos. Mieszkał obok mnie, dlatego zawsze razem negocjowaliśmy z kierowcą autobusu. Klub załatwiał nam dwa bilety – jeden w jedną stronę i drugi powrotny. Jednak jako że byliśmy głodni, zamienialiśmy je na jedzenie. Za te bilety dostawaliśmy tylko jedną porcję mięsa, ale jako że było nas dwóch, walczyliśmy także o tę drugą. Wspominam tamtą osobę z wielkim ciepłem, ponieważ dzieliliśmy razem wiele dobrych i złych chwil.

Do szkoły również jeździłeś na rowerze. Podobno były takie dni, że ze zmęczenia usypiałeś na lekcjach.
Musiałem wstawać o szóstej rano. Ojciec do pracy miał na 6:30 i wychodziłem razem z nim. Z treningu wracałem mniej więcej o szóstej popołudniu, a o siódmej musiałem być już w szkole... Musiałem szybko wrócić do domu, przebrać się, wziąć rower... W szkole byłem już martwy. Tak, często zasypiałem.

Rzeczywiście byłeś niespokojnym dzieckiem, skoro oprócz treningów, szkoły i dojazdów na rowerze miałeś jeszcze czas, żeby hodować ryby i ptaki. Czy jest coś, czego jeszcze nie robiłeś?
(Śmiech). Zdawałem sobie sprawę z trudności, z jakimi musieli zmagać się rodzice. Nie było łatwo, dlatego znalazłem pewne rozwiązanie, aby pomóc mamie, dokładać się do jedzenia i ogólnie do domu. Stworzyłem w domu małą szkółkę dla ryb i ptaków, które później sprzedawałem. Gdy człowiek tego potrzebuje, to robi wszystko, żeby zarobić na jedzenie. Nie można być egoistą i trzeba wykazywać się uczciwością.

Czy kiedykolwiek głodowałeś?
Nie, nigdy. Ale kiedyś nie miałem tylu rzeczy, ile mam teraz. To było zupełnie inne jedzenie. Rodzice ciężko pracowali i mama wylewała z siebie siódme poty tylko po to, aby o nas zadbać. Wychodziła rano do pracy, a ja zostawałem z siostrami. Każdy z nas miał jakiś podział obowiązków w domu.

Masz same siostry, więc wyobrażam sobie, że pełniłeś także rolę „ochroniarza”.
Ojciec zawsze powtarzał, że kiedy nie ma go w domu, to właśnie ja muszę zadbać o cztery kobiety. Powtarzał, że wówczas każde moje słowo należy traktować tak jak jego. Zawsze starałem się robić to, co uważałem za słuszne.

Odczuwasz zapewne wielką radość, że teraz możesz się w pełni odwdzięczyć całej rodzinie.
Tak, to prawda. I nie chodzi tutaj tylko o kwestie finansowe, ale także uczuciowe. Mam cudowną rodzinę i gotowy byłbym dla niej oddać życie. Gdy mama zostawiła pracę, to ja zacząłem regularnie grać i zarabiać trochę pieniędzy. Powiedziałem jej wówczas, żeby się nie przejmowała, ponieważ zostanę piłkarzem i nie będzie już musiała pracować. Moje zarobki oddawałem mamie, aby dokładać się do domu, kupować siostrom sukienki... One robiły to samo wobec mnie. Później wyjechałem do Portugalii, aby kontynuować karierę. Mama powiedziała mi przed wyjazdem, że jeśli coś mi nie wyjdzie, to drzwi do tego domu zawsze są dla mnie otwarte. To była dla mnie niesamowita radość.

Widać, że jesteś wzruszony.
Tak, ponieważ tego typu rzeczy wpływają na całe twoje życie. Bardzo często płakałem. Byłem na Maderze smutny i samotny, a musiałem zadzwonić do domu i powiedzieć, że wszystko jest dobrze, aby nie niepokoić mamy i sióstr. To normalne sytuacje w życiu każdego z nas. Dzięki nim stajemy się lepszymi ludźmi.

Jakiej rady nigdy nie zapomnisz?
Było ich wiele. Rodzice zawsze dawali mi rady. Ojciec zawsze mi powtarzał, żebym bronił rodziny i był dobrym człowiekiem.

Wróćmy do twojej kariery piłkarskiej. Do portugalskiego Marítimo przeszedłeś ze złamaną nogą.
Pamiętam, że w Brazylii pozostały mi do rozegrania jeszcze dwa mecze. Na miesiąc przed tą kontuzją podpisałem kontrakt z Marítimo. W ostatnim meczu w Brazylii w 88. minucie doznałem ciężkiego urazu kostki. Pojechałem do szpitala i chcieli mnie operować, ale mama powiedziała, że mam dopiero siedemnaście lat i na pewno się na to nie zgodzi. I do zdrowia wróciłem bez żadnej operacji – tylko sumienne ćwiczenia i dobre odżywianie się.

Ile czasu zajęła ci pełna rehabilitacja?
Sześć miesięcy. Przeszedłem do Marítimo i od razu rozpocząłem pracę z fizjoterapeutą. Lekarz powiedział mi wtedy, że operacja nie jest już potrzebna, ponieważ kość sama się dobrze zrosła. Później wszystko potoczyło się bardzo szybko. Przeszedłem do drużyny młodzieżowej i rozegrałem tam dwanaście czy czternaście spotkań. Wówczas trener pierwszej drużyny powołał na treningi dwóch stoperów z młodzieżówki. Do zakończenia sezonu zostały cztery mecze. Powiedział nam, że mamy czas do czwartku, aby udowodnić, że możemy tutaj grać. Byłem zdyscyplinowany i zawsze po treningach zostawałem na dodatkowe ćwiczenia. Później trener poinformował nas, że to ja zostanę w pierwszej drużynie i zagram w sobotę. Od tamtej pory pozostałem w pierwszym składzie na stałe i rozegrałem wszystkie cztery mecze.

Jak wyglądały te pierwsze miesiące w Marítimo bez rodziny?
To były najtrudniejsze chwile w moim życiu. Nie miałem nic. Wyjechałem z ubogiej dzielnicy do Europy. Mimo tego samego języka, to zupełnie inna kultura. Innym niezwykle ciężkim momentem był ten, kiedy doznałem w Madrycie kontuzji kolana. Tak, te dwie sytuacje miały największy wpływ na moją karierę.

Czego się dzięki nim nauczyłeś?
Doceniać życie, chwilę, ludzi, którzy są wokół ciebie. Nauczyłem się, żeby nie przykładać wagi do tego, co mówią inni, a przede wszystkim zdałem sobie sprawę, że są ludzie, którzy zawsze chcą dla ciebie jak najgorzej. Wcześniej się nad tym zastanawiałem, ale teraz podchodzę do futbolu w bardziej logiczny i spokojny sposób.

Po przygodzie w Marítimo przyszedł czas na Porto. Tam twoja kariera nabiera rozpędu...
Po rozegraniu ostatniego meczu w Marítimo zainteresował się mną Sporting, który szukał stopera. Tam po raz pierwszy poznałem Cristiano. Mimo to skontaktował się ze mną prezes Porto, który zapowiedział, że jeśli w dalszym ciągu będę tak pracował, to byłby gotowy mnie sprowadzić. Byłem w siódmym niebie, w końcu Porto było wówczas zdobywcą Pucharu UEFA. Wiedziałem, że to drużyna, która gwarantuje zdobywanie tytułów. Skupiłem się na jeszcze cięższej pracy i ostatecznie przeszedłem do Porto.

Pepe znajdował się na celowniku wielu europejskich klubów, ale ostatecznie zdecydował się na Real Madryt. Czym jest dla ciebie gra w Madrycie?
To dla mnie wiele znaczy, ponieważ już będąc w Brazylii, oglądałem mecze Realu Madryt. Pamiętam, że z jednym chłopakiem wymieniłem się na koszulkę Realu Madryt – ja mu dałem ryby, a on mi koszulkę McManamana. Zawsze marzyłem o koszulce tego zespołu. Już nie pamiętam, ile ryb na nią poświęciłem, ale było warto, ponieważ od dziecka lubiłem Real Madryt.

Czym było dla ciebie przedłużenie kontraktu?
Wszystko to, co robiłem, aby dojść do tego dnia, w którym przedłużyłem kontrakt, robiłem z wielkim uczuciem do tego klubu. Ten dzień był dla mnie źródłem wielkiej nadziei i możliwość podpisania nowego kontraktu była czymś fantastycznym. Jestem w najlepszym klubie na świecie. To największa instytucja, a ponadto mam tutaj wspaniałych kolegów.

Duży wpływ na twoją obecną sytuację miał twój szwagier, Jorge.
Zawsze mogę na niego liczyć. To człowiek o wielkiej cierpliwości. W dalszym ciągu chodzi na treningi, żeby oglądać mnie w akcji. Uwielbia spędzać czas z pracownikami klubu.

W domu masz kącik z najważniejszymi piłkarskimi pamiątkami. Jedną z nich jest koszulka Fernando Hierro...
Gdy przeszedłem do Realu Madryt, zostałem zaproszony na obiad do siedziby Federacji. Tam Fernando Hierro podarował mi swoją koszulkę. Mam także rękawice Ikera. Podarował mi je po moim pierwszym sezonie tutaj, kiedy zdobyliśmy mistrzostwo. Te pamiątki mają dla mnie duże znaczenie.

Co lubisz robić w wolnym czasie?
Bardzo lubię Madryt. Gdy jestem zmęczony, to staram się spędzać czas w domu. Często wychodzimy z Sofíą. Lubię utrzymywać kontakt z ludźmi spotykanymi na ulicy. Przypomina mi to kulturę z Brazylii, gdzie wszyscy rozmawiają i pędzą otwarte życie. Lubię też chodzić na zakupy, aby wybierać jakieś dekoracje do domu.

Mimo że musisz często latać, to nie przepadasz za samolotami. Dowiedziałem się, że wystarczy najmniejsza turbulencja, a w twoich oczach już pojawia się strach.
(Śmiech). Muszę podziękować za tę informację Sofíi. Tak, częste loty zaczęły się w Marítimo i od samego początku się bałem. Ale muszę się z tym pogodzić.

Czy przeżywałeś jakieś chwile grozy w samolocie?
Tak, taka szczególna miała miejsce na Maderze. Wylecieliśmy z Porto na mecz wyjazdowy i gdy samolot podchodził do lądowania, coś było nie tak. Przy drugim podejściu również się nie udało, ponieważ samolot nie zdążyłby wyhamować na czas, a pas kończył się tuż nad brzegiem morza. Odbiliśmy na wyspę Puerto Santo, aby poczekać na lepszą pogodę. Przy trzecim podejściu również się nie udało, dlatego ostatecznie wylądowaliśmy w Lizbonie, ponieważ kończyło się już paliwo.

Czym chciałby się zająć Pepe po zakończeniu kariery?
Chciałbym otworzyć klinikę. Sofía studiuje medycynę. To nasze marzenie. Ciężko pracuje nad swoim wykształceniem. Chcielibyśmy w przyszłości pomagać ludziom.

Marcelo zdradził nam, że innym twoim marzeniem jest wyprawa dookoła świata z przyczepą kempingową.
(Śmiech). Lubię podróże po drogach. Mój ojciec był kierowcą. Dużo o tym rozmawiamy z Sofíą. Gdy będę miał dziecko, chciałbym je zabrać w taką wyprawę, żeby poznało świat. Tak, bardzo bym chciał coś takiego zrobić.

Cristiano Ronaldo i Marcelo przekazali mi, żebym cię o coś zapytał. Chodzi o ”bafão”. Co to znaczy?
(Śmiech). Casillas był w te wakacje w Brazylii i przejeżdżał niedaleko moich stron. Kiedy przyjechałem do Madrytu, to rozmawiałem na ten temat z Ikerem. Jako że miałem za sobą przerwę w języku hiszpańskim, to używałem trochę słów portugalskich. Chciałem go zapytać, czy była tam duża wilgoć powietrza, a w Brazylii mówi się właśnie ”bafão”. Marcelo to wszystko podsłuchał i teraz cały czas mówimy, że coś jest ”bafão”.

W szatni panuje bardzo dobra atmosfera, prawda?
Tak, bardzo dobra. Drużyna jest silna, a atmosfera jest rewelacyjna. Mamy najlepszych zawodników, najlepszą drużynę. Teraz Real Madryt jest dużo silniejszy i nie mam wątpliwości, że powalczymy o wszystkie tytuły. W każdym kolejnym meczu udowadniamy, że jesteśmy w formie.

Ostatnio prasa chciała za wszelką cenę doszukać się konfliktu między Carvalho a Pepe...
Wielu ludzi zazdrości Realowi Madryt. Nie mam żadnego problemu z Carvalho. To była pewna sytuacja, w której on się znalazł, ale w reprezentacji. Jesteśmy kolegami z zespołu i przyjaciółmi. Bardzo go podziwiam zarówno jako człowieka, jak i piłkarza. To przykładny profesjonalista.

Podobno Pepe zawsze jest gotowy pomagać innym w zespole. I nie ma tutaj znaczenia, czy chodzi o gwiazdę, czy młodego wychowanka ze szkółki...
Tak, ponieważ tak samo pomagano mi, gdy ja tego potrzebowałem. Staram się wspierać przede wszystkim tych najmłodszych ze szkółki. Lubię pomagać i rozmawiać. Wiem, że gdy wiedzie się Realowi Madryt, to mi również.

Jakieś masz przeczucia wobec nadchodzącego sezonu?
Bardzo dobre. Spośród wszystkich sezonów, jakie tutaj rozegrałem, teraz mam największą nadzieję, ponieważ jesteśmy naprawdę silni. Jesteśmy niczym rodzina i rozumiemy się bez słów. Gdy coś jest nie tak, zawsze u boku mamy kolegę, który poda pomocną dłoń.

A Mourinho jest idealnym kapitanem tego statku.
Bardzo dobrze nas zna i potrafi wyciągnąć z nas to, co najlepsze. Zawsze jest obecny.

Jak Pepe udało się nawiązać taką więź z Bernabéu?
Kibice traktują mnie naprawdę bardzo dobrze. Na początku, kiedy tutaj przechodziłem, pierwsze miesiące były ciężkie. Jednak gdy pokazałem swoje przywiązanie do klubu, to kibice potrafili to docenić. Obchodzą się ze mną fenomenalnie i mogę jedynie podziękować całemu madridismo.

Możliwe, że jest na to jeszcze za wcześnie, ale Pepe bez wątpienia marzy o powrocie na Cibeles.
Marzę o przejściu do historii z Realem Madryt. Chcę zdobyć la Décimę, mistrzostwo Hiszpanii... Klub jest gotowy, aby walczyć o wszystko. Nie odpuścimy, ponieważ jesteśmy przygotowani na te największe triumfy.

Jakie są twoje cele na ten sezon?
Przede wszystkim chciałbym zaznaczyć, że dla mnie drużyna jest ważniejsza od indywidualności. Jeśli drużynie się wiedzie, to mi również. Damy z siebie wszystko dla Realu Madryt. Udowodniliśmy to już w poprzednim sezonie i teraz będziemy tę drogę kontynuować. Triumf Realu Madryt jest triumfem dla nas wszystkich z osobna.

I na koniec – co chciałbyś przekazać madridismo?
W głowie został mi pewien piękny obrazek z finału Copa del Rey z poprzedniego sezonu. Wówczas poczułem, czym tak naprawdę jest madridismo. Zawsze powinniśmy się wykazywać takim duchem. Jeśli wszyscy będziemy zjednoczeni, to nikt nie będzie potrafił tej naszej rodziny rozdzielić. Czujemy wsparcie madridismo.

RealMourinho
RealCasillas
RealRamos
RealHiguaín
RealAlonso
RealGranero
RealAdán
RealMarcelo
RealCristiano

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!