Advertisement
Menu

Marcin Adamski dla RealMadryt.pl - Część Pierwsza

"Nie spodziewałem się, że Real zrobi na mnie takie wrażenie"

Marcin Adamski ma za sobą występy w Lidze Mistrzów, w barwach Rapidu Wiedeń. Był na wielu stadionach, ale żaden nie zrobił na nim takiego wrażenia jak Santiago Bernabéu. Nie ukrywa sympatii do zespołu ze stolicy Hiszpanii, o czym pisze na swoim blogu: KLIK i KLIK. Miłość do klubu zaszczepił także swoim synom. O szczegółach opowiada w wywiadzie dla RealMadrid.pl. Zapraszam na pierwszą część wywiadu. Drugą część można przeczytać TUTAJ

***

Nie ukrywa pan, że od zawsze był kibicem Realu Madryt. Na wyobraźnię zadziałały śnieżnobiałe koszulki i przewrotki Hugo Sáncheza. Jak to się wszystko tak naprawdę zaczęło?
Tak jak pan powiedział, zaczęło się właśnie od tych oryginalnych bramek Hugo Sáncheza. Niewielu piłkarzy w historii tak potrafiło strzelać. Nie pamiętam nawet dokładnie jak to było. Widziałem powtórki w telewizji. Od zawsze miałem sentyment do tego zespołu. Wspomniane białe stroje, fantastyczni zawodnicy, wspaniała drużyna.

Kiedy po raz pierwszy w życiu miał pan okazję znaleźć się na Santiago Bernabéu?
Całkiem niedawno, na meczu z Valencią. Zawsze marzyłem o tym, ale niestety mój zawód, czyli gra w piłkę, nie pozwalał mi na to. Były treningi, sam miałem mecze, więc nie było nawet wolnej chwili, aby to marzenie spełnić. Od czasu, kiedy w klubie występuje Jurek Dudek spełnienie tego stało się łatwiejsze. Nie wiadomo, ile Jurek jeszcze pogra w Realu, dlatego trzeba było wykorzystać taką okazję. Poprosiłem go więc o pomoc. Wiadomo, że z ulicy byle kto nie wejdzie na obiekt treningowy Realu Madryt czy nie porozmawia z zawodnikami. Jedynie można sobie pozwiedzać stadion czy obejrzeć mecz. Tak naprawdę pojechaliśmy do Madrytu, bo przegrałem zakład z synem. Musiał wykonać trzydzieści żonglerek słabszą, lewą nogą. No i przegrałem. (śmiech)

Przyjaźni się pan z Jerzym Dudkiem? Jak do tego doszło, że bramkarz Realu Madryt zaprosił pana do stolicy Hiszpanii?
Z Jurkiem Dudkiem poznałem się na zgrupowaniu reprezentacji Polski. Jednak później nie mieliśmy ze sobą kontaktu. On był etatowym bramkarzem w kadrze, ja tam pojawiałem się sporadycznie. Zagrałem w trzech meczach, pojechałem na cztery zgrupowania. Nawet nie miałem jego numeru telefonu, więc poprosiłem o pomoc jego brata, Dariusza. Później skontaktowałem się z Jerzym i zapytałem o pomoc w zdobyciu biletów na mecz i wstęp do centrum treningowego Valdebebas. Wszystko załatwił i dlatego jestem mu naprawdę wdzięczny, bo dzięki temu wyjazd do Madrytu nabrał prawdziwego znaczenia. Szczególnie dla moich dzieci.

Wiem, że nie lubi pan anegdot, ale może jednak zechce pan opowiedzieć jakąś ciekawostkę związaną z pobytem w Madrycie?
Zdarzyła się pewna zabawna, przynajmniej dla mnie, historia. Mianowicie, podczas zwiedzania miasta wraz z rodziną, mój starszy syn przez dłuższy czas chodził smutny. Pytałem go o co chodzi, ale nie chciał powiedzieć. Później okazało się, że cały czas szukał wzrokiem Cristiano Ronaldo, którego jest wielkim fanem. Nie mógł go spotkać i to go wprawiało w smutek. Było to bardzo zabawne. Jeśli chodzi o sam klub, to wszystko sprawia wielkie wrażenie. Niesamowite! Co mnie bardzo zdziwiło, to sytuacja przed meczem. Byłem w życiu na wielu stadionach, ale na Santiago Bernabéu jeszcze nigdy. Spodziewałem się, że standardowo wyjedziemy na stadion dwie i pół godziny przed meczem. Spokojnie zjemy kolację i obejrzymy mecz. Nie zjedliśmy... Na ostatnią chwilę dotarliśmy na stadion. Taki tłum był tam zgromadzony! Ledwo zdążyliśmy odebrać bilety i wejść na trybunę przed rozpoczęciem meczu. Wszystko przerosło nawet moje wyobrażenia, a przecież zdarzyło mi się być na wielu obiektach. Jednak Real Madryt to Real Madryt. Niewiele jest takich klubów na świecie. To było dla mnie wielkie przeżycie. Jako piłkarz nawet swoich występów nie przeżywałem tak bardzo. Duże znaczenie miała reakcja moich dzieci. Teraz tak naprawdę wszystko do mnie dotarło. Kiedy udało nam się awansować z Rapidem Wiedeń do Ligi Mistrzów, ludzie prosili mnie o bilety... Jakie to musiało być dla nich przeżycie! Tym bardziej się cieszę, że mogłem pomóc rodakom obejrzeć mecze z Juventusem czy z Bayernem Monachium.

Niemal jak Gianluigi Buffon, który zaprasza na mecze Juventusu swoich kolegów z podwórka... Wracając do Realu Madryt. Jakie było pierwsze wrażenie podczas spotkania z piłkarzami Królewskich?
Zdaję sobie sprawę, że prywatnie są to na pewno mili ludzie. Wiem, że z meczami wiąże się wielka adrenalina. Jeszcze po meczu żyje się tym wszystkim. Piłkarz tylko z grzeczności zamieni dwa zdania, czy zapozuje ze sztucznym uśmiechem do zdjęcia. Nie mam nikomu tego za złe, bo wiem jak to jest. Sam chciałem być zawsze miły dla ludzi, ale szczerze pewnie nigdy bym z nikim nie porozmawiał. Zupełnie inaczej było w bazie sportowej Valdebebas. Każdy był wyluzowany. Najbardziej przeżyły to z pewnością moje dzieci, które mogły sobie zrobić zdjęcie z Cristiano Ronaldo, Ricardo Carvalho czy Benzemą. Samo spotkanie z Jurkiem było też dla nich dużym przeżyciem. Po wszystkim Jerzy Dudek odwoził nas na lotnisko. Kiedy wyjeżdżaliśmy z obiektu przed nami jechał Cristiano. Każdy piłkarz rozjeżdżał się w swoją stronę. Z ciekawości zapytałem Jurka czemu tak jest. Nie było możliwości, aby wszyscy piłkarze wyjechali jedną bramą. Kibice czekali na zawodników w różnych miejscach. Tak jest za każdym razem. Czatują i polują, aby zdobyć podpis czy zdjęcie z jakimkolwiek piłkarzem. W jedną, wąską uliczkę pojechał właśnie Cristiano. "Tam go nikt nie dorwie", zażartował Jurek. Centrum Valdebebas robi naprawdę wrażenie. Wszystko znajduje się na uboczu, a przy tym kilka czy kilkanaście możliwości wyjazdu. Wszystko po to, aby ominąć kibiców. Wiem co to znaczy! Jechaliśmy z Jurkiem mniej "zaludnioną" drogą, a i tak czekało tam kilkudziesięciu fanów. Każdy prosił go, żeby chociaż na chwilę się zatrzymał.

Wszystkie mecze ogląda pan ze swoimi synami?
Regularnie śledzę mecze Realu Madryt od około sześciu sezonów. Z tego względu dzieci były niejako skazane na obserwowanie poczynań Królewskich. Są jednak jeszcze małe i nie mogą oglądać wszystkich spotkań. Za dużo im pozwalam. Pewnie o wiele więcej niż inni rodzice. Mecze są zazwyczaj o późnej porze i wtedy dzieci powinny spać. Kiedyś nawet nauczycielka mojego młodszego syna w szkole zapytała mnie:
- Syn nie jest przemęczony treningami?
- Dlaczego?
- Bo zasypia w szkole!

To był czwartek. Wszystko było jasne, dzień wcześniej oglądaliśmy Ligę Mistrzów. Pani przecierała oczy ze zdumienia, że siedmioletnie dziecko, które jest w zerówce tak pasjonuje się meczami. Treningami nie mogło być zmęczone, bo dzieci mają niespożytą energię. To mi dało do myślenia i teraz jeśli chodzi o Ligę Mistrzów, to pozwalam im wyłącznie na pierwszą połowę. Potem muszą iść spać. Oczywiście nie zasypiają i co chwilę przychodzą zapytać o wynik. Jeśli mecz w lidze hiszpańskiej jest powiedzmy o godzinie 18, to wtedy się cieszą, bo wiedzą, że będą mogli obejrzeć cały. Starają się oglądać wszystkie mecze regularnie.

Udało się obejrzeć trening w Valdebebas?
Niestety nie, gdyż przyjechaliśmy na ostatnią chwilę. W ten dzień mieliśmy wylot z Madrytu, dlatego chcieliśmy jeszcze zwiedzić miasto. I tak cieszę się, że udało się załatwić dla nas wstęp. Nie było to takie pewne, ponieważ Jose Mourinho zabronił wpuszczania kogokolwiek na treningi. Może gdybym przyjechał wcześniej... i był bratem Jurka Dudka. (śmiech) Jestem zadowolony, że dzieci mogły zobaczyć z bliska największe gwiazdy. Mało brakowało, a nie spotkałyby Cristiano Ronaldo. Było to po meczu z Valencią, tydzień po kompromitującej klęsce z Barceloną 0:5. Zespół wygrał 2:0, a kilku zawodników dostało wolne. W tym strzelec dwóch bramek, właśnie Cristiano Ronaldo. Portugalczyk jest jednak wielkim profesjonalistą. On naprawdę ciężko pracuje. O tym wspominał też Jerzy Dudek. Cristiano zawsze pierwszy jest na treningu, ostatni wyjeżdża. Komentarze ludzi, którzy go naprawdę nie znają, są krzywdzące. Jest lepszy od Brazylijczyka Ronaldo. Obu można ustawić w jednym rzędzie pod względem umiejętności, ale jeśli chodzi o podejście to nie ma dyskusji! Wracając do Valdebeas, po obiekcie kręciło się wielu starszych piłkarzy, jak chociażby Fernando Hierro, dyrektor sportowy Hiszpańskiej Federacji Piłkarskiej. Był również Aitor Karanka, obecny asystent Jose Mourinho. Niewielu było ludzi z zewnątrz. Wszyscy kibice czekali pod bramą. Kiedy przyjechałem, obiekt opuszczał akurat Pedro León, czyli zawodnik mało znaczący w Realu Madryt. Setka, myślę, że i więcej, kibiców automatycznie rzuciła się na samochód piłkarza, prosząc o zdjęcie czy autograf. Chcieli go wręcz wyciągnąć za uszy z tego samochodu. Niesamowite.

Nic dziwnego, skoro kibice przyjeżdżają tam z całego świata. Także z Polski.
Zgadza się. Byli tam ludzie różnych narodowości. Nie wiem co się dzieje po treningach przed znaczącymi spotkaniami. Bo to przecież były mało znaczące zajęcia. Zwykły rozruch po meczu z Valencią.


Druga część wywiadu już wkrótce! Zapraszam.

Fot. - Marcin Adamski wraz z synami i Fernando Hierro (prywatne zbiory M. Adamskiego).

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!