Advertisement
Menu
/ realmadrid.com

Cykl wywiadów RealAlonso

Hiszpan w wywiadzie dla oficjalnej strony

Other Side - Red Hot Chili Peppers to jedna z ulubionych piosenek Xabiego Alonso.
Tak, ogólnie lubię Red Hotów. Akurat zakupiłem wówczas płytę Californication i ta piosenka spodobała mi się najbardziej.

Lubisz chodzić na koncerty?
Lubię. Od czasu do czasu, gdy jest jakiś, na który rzeczywiście chciałbym pójść, staram się znaleźć bilety i wyjechać

Jakiego koncertu nigdy nie zapomnisz?
Kilku. Najpierw byłem na koncercie Andrésa Calamaro w teatrze Victorii Eugenii w San Sebastián. Później na Coldplayu w Liverpoolu, na którym bardzo dobrze się bawiłem. A tutaj na koncernie Joaquína Sabiny.

José Mourinho powiedział, że w drodze z domu na trening i z treningu do domu zawsze słucha muzyki. Ty również lubisz muzykę?
Tak, dosyć często słucham muzyki, ale lubię również zwykłe radio. Lubię muzykę, ponieważ dobrze się przy niej czuję.

W przeciwieństwie do innych zawodników, którzy mieszkają poza miastem, Xabi Alonso żyje w centrum Madrytu. Dlaczego?
Od dziecka mieszkałem bliżej centrum San Sebastián. Zawsze lubiłem środek miasta. W Liverpoolu było podobnie. A Madryt oferuje ci tyle rzeczy i rozrywek, że wraz z żoną po prostu nie moglibyśmy tego wszystkiego przegapić. Chcieliśmy żyć tym miastem i jesteśmy nim zachwyceni.

Co ci się najbardziej podoba w Madrycie?
To miasto o wielkiej skali integracji. Niezależnie od tego, czy jesteś spoza tego miasta, to czujesz się w nim naprawdę swobodnie. Ma szeroką ofertę restauracji, kultury... Ulice tętnią życiem, a to dodaje radości i witalności temu miastu. A cała ta bieganina i ten pośpiech wcale mnie nie przytłaczają. Ja to lubię.

Miałeś wystarczająco dużo czasu, aby naprawdę poznać cały Madryt?
Znałem go już wcześniej, ponieważ San Sebastián wcale nie jest tak daleko. Ale tak, staramy się jak najlepiej wykorzystywać wolny czas, aby poznać każdy zakątek miasta.

Bardzo dobrze się wypowiadasz o Londynie. Co cię fascynuje w tym mieście?
Mieszkałem w Liverpoolu, ale Londyn jest wręcz nieprawdopodobny. To ogromne miasto i zapewnia ci tak szeroki wachlarz rozrywek i innych rzeczy, że po prostu musisz się w nim zakochać.

Co musi mieć miasto, abyś nazwał je "wielkim"?
Tutaj nie chodzi o wielkość czysto geograficzną, ale o ofertę, jaką ci zapewnia. W Madrycie czuję się bardzo dobrze, ale moim miastem zawsze będzie San Sebastián. Jest bliższe mojemu sercu, wszystko jest tam na wyciągnięcie ręki. Ponadto jest morze, są góry... Do wyboru do koloru.

Zapewne tęsknisz za San Sebastián.
Tam są moje korzenie, dlatego cieszę się, że teraz mogę być dużo bliżej moich rodzinnych stron. Od czasu do czasu odwiedzam San Sebastián.

W tym roku otrzymałeś Złoty Bęben. Nigdy nie widziałem cię tak podekscytowanego.
Ponieważ dla mieszkańców San Sebastián to wyróżnienie jest czymś szczególnym. Od dziecka uważałem, że to najważniejsza nagroda, jaką człowiek może otrzymać. Żaden Nobel, ani Pulitzer, ani Oscar... Miałem to szczęście, że w tym roku to wyróżnienie przyznano akurat mi. To był dla mnie wielki zaszczyt, a cały dzień był naprawdę poruszający.

Jakim dzieckiem był Xabi Alonso?
Z tego, co mi mówią, ogólnie byłem dobry, ale trochę niesforny. Lubiłem się bawić, ale jednocześnie potrafiłem wziąć na siebie odpowiedzialność. Autorytet był dla mnie bardzo ważny.

Jakiego wybryku nigdy nie zapomnisz?
Z bratem robiliśmy wiele psot. Pamiętam, gdy raz byliśmy u babci. Rzucaliśmy kamieniami w przejeżdżające samochody i nagle jeden z nich się zatrzymał. Kierowca zabrał nas do środka i odwiózł prosto pod drzwi domu babci. To były głupoty bez sensu.

Co pamiętasz z wieczorów na plaży La Concha?
Spędzaliśmy tam praktycznie większość każdych wakacji. To taka tradycja, że to właśnie tam zaczynało się grać w piłkę we wszystkich szkołach. Arteta, mój brat, Iraola, De Pedro... Wielu z nas zaczynało właśnie tam.

Tak, Arteta był nawet z tej samej dzielnicy.
Mieszkaliśmy bardzo blisko siebie i razem graliśmy w piłkę, tenisa, frontón...

Grałeś tam również ze swoim ojcem, wielkim Perico Alonso?
Tak. Ale graliśmy we wszystko, nie tylko w piłkę nożną. Z kolegami graliśmy także w piłkę ręczną, tenisa, frontón, jeździliśmy na deskorolce, na rowerze...

Ciężko jest być synem piłkarza?
Dla mnie to nigdy nie była ani jakaś przewaga, ani niedogodność. Podchodziliśmy do tego z wielką naturalnością. Ojciec zawsze był dla nas przede wszystkim właśnie ojcem, a nie byłym piłkarzem czy trenerem. W tej kwestii wszystko przebiegało naprawdę naturalnie i nigdy nie czuliśmy na sobie jakiejś presji z tym związanej.

Ojciec chciał, aby jego synowie zostali piłkarzami?
Myślę, że nie. Chciał, abyśmy byli poważni i odpowiedzialni w tym, co robimy. Mama bardzo nad nami w tych kwestiach pracowała. Szkoła zawsze stała na pierwszym miejscu. Pamiętam, że raz, gdy nie zdałem jednego przedmiotu, dostałem szlaban na grę w piłkę. I taki był ich sposób. Nie wiem, czy są lepsze czy gorsze, ale ten na nas działał.

Wydaje się, że byłeś dobrym uczniem.
Cóż, wszystko zdałem.

Twój ojciec był piłkarzem i trenerem w wielu drużynach. To trochę ciąży na człowieku, nie?
Oczywiście, że ciąży, ale dzięki temu futbol mieliśmy w genach. Bardzo łatwo mi było przeskoczyć na karierę zawodową, ponieważ od dziecka byłem do tego wszystkiego przyzwyczajony. Jestem zadowolony z tego, co mogłem przeżyć u jego boku. Powiedział mi: "Xabi, nowy etap, nowa generacja. Czas na ciebie".

Zawsze byłeś na bieżąco z jego meczami.
Oczywiście. Na przykład, gdy ojciec był trenerem Beasaín i grał na wyjazdach w Segunda B, to musieliśmy nasłuchiwać konkretnej stacji radiowej do ósmej wieczorem. Wszyscy byliśmy na bieżąco - ja, bracia, mama...

W wieku szesnastu lat wyjechałeś do Irlandii uczyć się angielskiego.
Wyjechałem czy zostałem tam wysłany? Nie wiem. (Śmiech). Studiowałem na akademii angielskiego i spędziłem tan fantastyczny miesiąc. Z wielkim ciepłem podchodzę do Irlandczyków. To są szczerzy ludzie, mają swoją osobowość i są dumni ze swojego pochodzenia. Ten wyjazd dobrze mi zrobił i to nie ze względu na naukę języka, którego szczerze mówiąc, niewiele się tam nauczyłem, ale ze względu na poznanie innej kultury.

To prawda, że grałeś tam w futbol gaelicki?
Tak. Ta dyscyplina niewiele ma wspólnego z naszym futbolem. Poza tym nie nazywałbym tego grą, ale bieganiem po boisku.

Co pamiętasz ze swoich początków w klubie Antiguoko?
To nie jest zawodowy klub, ale ludzie w nim pracujący mają w sobie taką pasję i są tak temu oddani, że można go nazwać zawodowym. Specjalnie szukano dla nas odpowiednich godzin i wolnych boisk, abyśmy tylko mogli trenować. Mieliśmy to szczęście, że byliśmy bliskimi przyjaciółmi i graliśmy naprawdę nieźle, dzięki czemu mogliśmy konkurować z Realem Sociedad, Athletikiem. Tworzyliśmy naprawdę zgraną grupę.

Czy z tej grupy wybił się ktoś oprócz Xabiego Alonso?
Arteta, Aduriz, Iraola, mój brat... To wydaje się wręcz nieprawdopodobne, że ze zwykłej ulicznej drużyny wyszło tak wielu piłkarzy, którzy grają obecnie na najwyższym poziomie.

Co pamiętasz z czasów, gdy zgłosił się po ciebie Real Sociedad?
To był drugi rok naszej młodzieżowej drużyny i mieliśmy za sobą fantastyczny sezon. Zajęliśmy drugie miejsce w División de Honor za Realem Sociedad. W Copa del Rey wyeliminowaliśmy Celtę i Valencię, a odpadliśmy po starciu z Realem Madryt w starym Miasteczku Sportowym. To był nieprawdopodobny rok i z miejsca zainteresowało się nami wiele zawodowych klubów. Ja byłem stamtąd i od zawsze kibicowałem Realowi Sociedad, dlatego nie miałem wątpliwości, jaki zespół wybrać. I przeniosłem się do szkółki Realu Sociedad.

A debiut w Realu Sociedad w meczu z Logrońés?
Wszystkie debiuty są niezapomniane. Na własnym stadionie, w ukochanym klubie, przed przyjaciółmi, rodziną i kibicami... To było coś szczególnego. Przegraliśmy. (Śmiech). Ale to nie miało dla mnie znaczenia. Zatrzymałem sobie koszulkę z tamtego meczu.

Zbierasz nie tylko swoje koszulki, ale także konkretnych rywali.
Jeśli chodzi o moje koszulki, to zatrzymuję sobie z każdego klubu, w jakim grałem. Ponadto zbieram też konkretne modele z kolejnych sezonów. Jeśli chodzi o rywali, to lubię wybierać. Gdy mam naprzeciwko siebie zawodnika, którego szanuję i podziwiam, to chcę się z nim wymienić koszulkami. Mam ich wiele, ale tylko niektóre są dla mnie naprawdę szczególne. Zidane'a, Shearera, Roya Keane'a, Scholesa, Nedveda... Mam kilka perełek. Mój ojciec również ma kufer pełen koszulek. Bardzo często zaglądaliśmy tam z bratem i oglądaliśmy trykoty Maradony, Schustera, Zico... Byliśmy pod wrażeniem. Może w przyszłości mój syn Jon również tak będzie robił.

Masz swoją koszulkę z Eibaru?
Oczywiście, że tak.

Grałeś tam na wypożyczeniu. Było ciężko?
Byłem tym bardzo podekscytowany. Miałem osiemnaście lat i zawsze dzieliłem szatnię z rówieśnikami. Jednak wówczas przeszedłem do dorosłego zespołu, w którym grali zawodnicy, mający 28 czy 30 lat. Powiedziałem sobie, że muszę się od nich uczyć. Zresztą w Eibarze grali naprawdę pracowici ludzie. Wśród nich byli tacy, którzy przed wybiegnięciem na boisko spędzali po osiem godzin w warsztatach, aby zarabiać na życie. Dużo się wówczas nauczyłem.

Później wróciłeś do Realu Sociedad i przeżyłeś coś niesamowitego.
Wróciłem, gdy drużyna znajdowała się w nieciekawej sytuacji i walczyła o utrzymanie. Tego typu mecze są prawdziwą męczarnią. Dzięki temu bardzo szybko dojrzewasz. Później mieliśmy ten nieprawdopodobny sezon, w którym do ostatniej kolejki walczyliśmy z Realem Madryt o tytuł mistrzowski. Fakt, że ostatecznie nie udało mi się niczego wygrać z Realem Sociedad, w dalszym ciągu bardzo mi ciąży.

I pojawił się Liverpool.
Dla ludzi kochających futbol istnieją piłkarskie świątynie i jedną z nich jest bez wątpienia właśnie Anfield. To mieszanka tradycji i poszanowania odpowiednich walorów, pamięć o tych wielkich chwilach, ale także tych gorszych. To wszystko sprawia, że zaczynasz patrzeć na futbol w inny sposób. Dostrzegasz i doceniasz pewne walory, to, jak kibice to wszystko przeżywają i to, czym jest dla nich Liverpool. Ten klub dał mi bardzo wiele i dużo się tam nauczyłem. To była niesamowita przygoda.

Możesz nam zdradzić, co czuje piłkarz, słuchając hymnu "You'll never walk alone"?
Dla mnie to był moment, w którym naprawdę wchodziłem w mecz. Oprócz całej tej legendy, jaka się wokół tego wszystkiego wytworzyła, ten hymn pomaga piłkarzom Liverpoolu skupić się na spotkaniu. To nie jest ani największy, ani najpiękniejszy stadion, ale ma w sobie ten czar. Sam fakt, że możesz na nim zagrać, bardzo cię motywuje. Kibice są oddani i podchodzą do tego z ogromną pasją.

I z miejsca wygraliście Ligę Mistrzów.
Pierwszy sezon w nowym klubie i od razu Puchar Europy. Pomyślałem sobie: "To po prostu nie mogło ułożyć się lepiej".

Co pamiętasz z tamtego finału?
Było tak wiele emocji... Do przerwy przegrywaliśmy trzy do zera i powiedzieliśmy sobie: "To niemożliwe". Odwrócenie wyniku wydawało się nieprawdopodobne, ale wyszliśmy na boisko i w sześć minut zdobyliśmy trzy bramki w spotkaniu z wielkim przecież Milanem. Później Jerzy zaprezentował swój taniec w karnych i sami nie mogliśmy w to uwierzyć. To było coś niespodziewanego. Ten finał kibice zapamiętają na zawsze.

5 sierpnia 2009 roku zostałeś nowym piłkarzem Realu Madryt. Gerrard wyjawił, że Liverpool był zdruzgotany po odejściu Xabiego Alonso.
Po prostu poczułem wówczas, że potrzebuję nowych wyzwań. Na horyzoncie pojawił się Real Madryt, a to największe wyzwanie, jakie może spotkać piłkarza. Rozpoczynano tam bardzo atrakcyjny projekt, który mnie zainteresował. Gdy doszło do zamknięcia transferu, byłem bardzo zadowolony. Byłem dumny, że wykonałem ten krok i rozpocząłem nowy etap swojej kariery.

Gdy transfer został już zamknięty, chciałeś jak najszybciej stawić się w Madrycie.
Byłem jeszcze w Liverpoolu w klubowej kurtce, ponieważ szykowaliśmy się do wyjazdu do Kopenhagi, by rozegrać mecz towarzyski. Wtedy powiedziano mi, że wszystkie formalności są już załatwione i mogę lecieć do Hiszpanii. Nie zastanawiałem się zbyt długo.

Dlaczego właśnie Real Madryt?
Ponieważ od dziecka oglądałem ich mecze. Real Madryt jest po prostu wielki - ci wszyscy wspaniali zawodnicy, jacy tutaj grali, ta nieprawdopodobna historia i możliwość występowania na Bernabéu. Jeśli piłkarz chce się poczuć naprawdę spełniony, to po prostu musi zagrać w Realu Madryt. To był dla mnie wybór wręcz perfekcyjny i jestem z niego bardzo zadowolony.

Co pamiętasz z tamtej nocy?
Nie mogłem zasnąć, ponieważ byłem zbyt podekscytowany. Ponadto miałem za sobą naprawdę dziwne lato. Byłem zadowolony, że jestem już częścią tak wielkiego klubu.

Kogo pierwszego poinformowałeś o transferze?
Żonę Nagore, ponieważ przechodziliśmy te wakacje z wielkim niepokojem. Później zadzwoniłem do rodziców. Żona powiedziała mi, że jest wniebowzięta.

I stawiłeś się na Santiago Bernabéu...
To coś niesamowitego. To wszystko, co czujesz, gdy tam wchodzisz... Nie da się tego opisać. Gdy wzmaga się wrzawa i panuje świetna atmosfera, to gra na tym stadionie jest czystą przyjemnością. To wymagający stadion, ale gdy drużyna pokaże, że jej zależy, to potrafi to docenić.

Jaki był najlepszy piłkarz, z jakim miałeś okazję się mierzyć?
Zidane. Ten człowiek to chodzący futbol. Zawsze mi się podobało jego zachowanie zarówno na, jak i poza boiskiem. Szanował rywala i jego grę, ale jednocześnie wykazywał się genem rywalizacji. Ta jego elegancja i to wrażenie, że wszystko przychodzi mu tak łatwo... Wykonywanie sztuczek nie polega tylko na tym, aby były one piękne, ale muszą pomagać również drużynie. I on to potrafił.

A jaki zawodnik miał na ciebie największy wpływ?
Hyypiä to gość, którego zawsze będę pamiętał jako wielkiego profesjonalistę i świetnego kolegę. Gdy przeszedłem do Liverpoolu, to on był jednym z szefów w szatni i bardzo mi pomagał. To przykład codziennego profesjonalizmu.

Kogo ze świata futbolu szanujesz i podziwiasz?
Wielu ludzi. Na przykład wielkim szacunkiem i ciepłem darzę Vicente del Bosque.

Czego nie akceptujesz u rywala?
Cwaniactwa i kłamstwa.

A co w rywalu najbardziej szanujesz?
Szanuję ludzi szczerych i uczciwych, którzy potrafią wykonać ostrzejsze wejście, ale bez chęci wyrządzenia komuś krzywdy. Lubię piłkarzy, którzy grają dla dobra całego zespołu.

Z jakich swoich umiejętności piłkarskich jesteś najbardziej dumny?
Nie lubię mówić o sobie, ale jasnym jest, że dużo bardziej dumny jestem z moich podań niż szybkości. To oczywiste.

A jakich umiejętności nie masz, a chciałbyś mieć?
Gdy w jednym z ostatnich meczów widziałem, jak Di María mija trzech rywali, to pomyślałem sobie: "On to robi z taką łatwością". Ja nigdy czegoś takiego nie zrobiłem.

Co jest dla ciebie w życiu najważniejsze?
Odkąd jestem ojcem moje priorytety nieco się zmieniły. Najważniejsze jest dla mnie to, aby uczyć i opiekować się moimi dziećmi. Nie licząc futbolu, to właśnie w to jesteśmy z żoną zaangażowani najbardziej.

Żałujesz czegoś w swoim życiu?
Na pewno jest kilka rzeczy. Żałuję, że nie mogłem ukończyć ekonomii. Chciałbym to kiedyś rozpocząć od nowa.

Z czego jesteś najbardziej dumny?
Z moich dzieci. Jestem dumny, że mogę oglądać, jak codziennie się rozwijają i uczą.

Chciałbyś, aby twój syn został piłkarzem i kontynuował sagę rodziny Alonso?
Chciałbym, aby był dobrym i odpowiedzialnym człowiekiem. Niech robi to, co chce. Ja na pewno nie będę go do niczego zmuszał. Jeśli będzie chciał grać w piłkę, to powiem mu tylko, aby robił to jak najlepiej. Jest czas na odpoczynek, ale także na odpowiedzialność.

Częściej płaczesz na boisku czy w życiu prywatnym?
Nie płaczę zbyt często. Przed finałem na Mundialu sam się nad tym zastanawiałem, ale po meczu nie płakałem. Jeśli płaczę, to tylko z powodów osobistych.

Co chwyta cię za serce?
Malutkie szczegóły i gesty ze strony najbliższych.

Jak wygląda zwykły dzień w twoim życiu?
Wychodzimy na spacer i próbujemy jakieś przekąski. Idziemy z dziećmi do parku lub na basen. Lubię spędzać czas wolny z żoną. Chodzimy wtedy do kina lub do restauracji.

Twoi koledzy z zespołu mówili, że nie mają czasu na to, aby docenić to wszystko, co osiągnęli. Z tobą jest tak samo?
Oczywiście. Nie masz czasu na to, aby na chwilę się od tego wszystkiego odciąć i dokładnie to przeanalizować. Ale ja się tym nie przejmuję, ponieważ będziemy mieć na to jeszcze dużo czasu. Po zakończeniu kariery będziemy mogli się całkowicie od tego odciąć.

Kim będzie Xabi Alonso po zakończeniu kariery?
Sam nie wiem. Jeszcze nie wiem, czy w dalszym ciągu będę związany z futbolem. Będę miał jeszcze czas, aby o tym pomyśleć.

Jak postrzegasz drużynę na tej ostatniej prostej sezonu?
Bardzo dobrze. Jesteśmy na odpowiedniej drodze. Mamy szansę na wszystkie trzy tytuły i mamy wielką ochotę walczyć o trofea. Zwłaszcza w Lidze Mistrzów. To dla nas kluczowe rozgrywki. Jest także finał w Copa del Rey, a finały są przecież po to, aby je wygrywać.

Co w tych chwilach może dać tej drużynie Mourinho?
W momentach kluczowych, w dwumeczach czy finałach trzeba umieć jak najlepiej przygotować się do meczu i pracować z piłkarzami pod względem psychologicznym. On potrafi do nas dotrzeć z wielką łatwością.

W czym się poprawiłeś u jego boku?
Ja staram się uczyć codziennie, ponieważ dzięki temu staję się lepszym piłkarzem. Można lepiej czytać mecze, w lepszy sposób do nich podchodzić. Jest świetny, jeśli chodzi o kwestie taktyczne i przygotowanie. W rozmowach jeden na jeden jest niezastąpiony.

Wszyscy piłkarze wypowiadają się o Mourinho w samych superlatywach.
Gdy grałem w Anglii, to go obserwowałem i mówiłem sobie: "Ten gość musi mieć w sobie coś innego". I tak właśnie jest. Codziennie z nami rozmawia i potrafi wywalczyć sobie ciepło i zaufanie swoich zawodników.

Zdobędziecie jakieś tytuły w tym sezonie?
Niedługo się przekonamy. Ja mogę tylko zapewnić, że na pewno nam nie zabraknie nadziei, oddania i chęci. Ale futbol to futbol i tutaj wszystko się może zdarzyć.

Co jest kluczem do sukcesu?
Uwaga, koncentracja i pełna rywalizacja, ponieważ wszystkie mecze, jakie mamy do rozegrania, są na śmierć i życie. Trzeba sobie uświadomić, że każdy kolejny mecz jest dla nas tym najważniejszym w sezonie.

Sergio Ramos powiedział, że w środę liczy na Bernabéu.
To bardzo ważne, aby kibice byli z nami i również brali udział w tym meczu. Muszą sobie uświadomić, że na stadion nie przychodzą tylko po to, aby nas oglądać, ale po to, aby z nami grać. Gdy odczuwasz wsparcie trybun, nogi same rwą się do biegu.

Powiedz mi coś o najmłodszych zawodnikach Realu Madryt. Mesut Özil.
To jeden z tych szczególnych piłkarzy, których nie masz okazji oglądać zbyt często. Z taką łatwością utrzymuje się przy piłce i świetnie sobie radzi na małej przestrzeni. Przemieszczanie się między liniami, dokładne podania i wizja gry.

Di María.
Fideo przyjmuje piłkę, biegnie pięćdziesiąt metrów i wydaje się, że lata. Właśnie tacy zawodnicy robią różnicę na boisku.

Benzema.
Coraz bardziej się poprawia i widać, że czuje się coraz lepiej i jest bardziej zintegrowany. Dodać do tego umiejętności, inteligencję w polu karnym, dobre wykańczanie akcji i mamy jednego z najlepszych napastników na świecie.

Granero.
Pirata to fenomen! Bardzo go lubię, ponieważ świetnie się rozumiemy. Na boisku bardzo dobrze odczytuje akcje. To jeden z tych piłkarzy, którzy wszystko robią dobrze. Umie czytać grę i świetnie się ustawia. Będzie dla nas bardzo ważnym ogniwem.

Jak chciałbyś zostać zapamiętany po zakończeniu kariery?
Jako piłkarz, który zawsze wykazywał się dobrym zachowaniem i szacunkiem.

RealMourinho
RealCasillas
RealRamos
RealHiguaín

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!