Advertisement
Menu
/ elpais.com

Triumf dobrego człowieka - część 2

Prosta droga Vicente del Bosque

Część 1.

Prawdopodobnie legendarny Santiago Bernabéu zachowałby się tak samo skromnie w sytuacji Vicente Del Bosque, Mistrza Świata. Podobnie Luis Molowny, pierwszy dyrektor szkółki Realu Madryt, którego naczelną maksymę pracownicy klubu pamiętają do dziś - "Denle carińo al jugador", czyli "Okaż piłkarzowi uczucie". Pomijając różnice ideologiczne, Del Bosque określa Santiago Bernabéu następującymi słowami: "Był moralnym przykładem i liderem w tamtych czasach. Człowiekiem dobrym i mądrym o ogromnych możliwościach, przykładem dla każdego. Skromnym i bez pieniędzy." Wbrew temu, co można znaleźć w starych rocznikach gazet, Del Bosque nie miał problemów z noszeniem długich włosów i sumiastych wąsów, gdy el presidente klubu był Bernabéu, który nie przepadał za piłkarzami noszącymi się zgodnie z trendami lat siedemdziesiątych. Del Bosque pamięta, że Santiago zwrócił im uwagę raz, przy okazji wspólnego wyjazdu na mecz. Piłkarze byli początkowo skrępowani w obecności żony Santiago, dońy Maríi. "To była kwestia wychowania, a nie relacji z żoną el presidente", wyznał kiedyś Del Bosque.

W takiej właśnie szkole wychował się Vicente del Bosque, dlatego nie znajdziesz w jego słowniku słów wulgarnych, a w zachowaniach gestów nieprzyzwoitych. Nie znajdziesz tego również u świętej pamięci Luisa Molowny'ego, nauczyciela i wychowawcy Del Bosque. Vicente przybył do szkółki Realu Madryt z Salamanki w wieku szesnastu lat. Jego tato i dziadek byli kolejarzami. Czasami Vicente wspomina wojenną przeszłość taty, Fermína. "Wojna domowa wybuchła, gdy tato miał 19 lat. Musiał przystosować się do tamtych czasów. Przede wszystkim był jednak dobrym, uczciwym i odpowiedzialnym człowiekiem. To nam przekazał. Jestem pewien, że w tamtych czasach mógł mieć poglądy radykalne, był jednak człowiekiem tolerancyjnym". Fermín zderzył się po wojnie z represjami i nie mógł wrócić do pracy na kolei. Przez lata pełnił funkcje administracyjne w fabryce La Casera w Salamance. Pracownicy Realu sprzed lat wspominają wizytę Fermína w Ciudad Deportiva Realu Madryt, gdzie ćwiczył młody Vicente. "Wierzę w ciebie", powiedział do syna i nigdy już do Ciudad Deportiva nie wrócił .

Del Bosque, zanim rozpoczął karierę w pierwszej drużynie Realu, był wypożyczony do zespołów Córdoby i Castellón. Był reprezentantem kraju, lecz nigdy nie pojechał na Mistrzostwa Świata. Mógł zagrać na Mundialu w Argentynie w 1978 roku, kilka miesięcy wcześniej doznał jednak poważnej kontuzji. Wprawdzie wyleczył się na czas, jednak trener Ladislao Kubala nie powołał Del Bosque do kadry. Niektóre źródła podają, że było to powodem nieporozumień pomiędzy nimi, podobno nie rozmawiali ze sobą przez cały rok. Del Bosque zaprzecza: "Nie ma o czym mówić i tego komentować. On podjął decyzję, ja miałem z nim wspaniałe relacje, ponieważ Ladislao był cudownym człowiekiem". Złego słowa Del Bosque nie powie również o wyjeździe do Turcji, gdzie został zwolniony z funkcji trenera po ośmiu miesiącach pracy. "To było wspaniałe doświadczenie, mam piękne wspomnienia z Istambułu i wiele uczucia dla tego kraju, mającego ogromny potencjał. Być może władze klubu nie wykazały się wystarczającą cierpliwością, skoro wygraliśmy osiem z ostatnich dziewięciu meczów, lecz moja rodzina była tam szczęśliwa", mówi Del Bosque.

Te osiem miesięcy spędzone w Turcji to jedyny czas w karierze Del Bosque, który spędził poza swoim domem, poza Casa Blanca. Przez piętnaście lat pracował w charakterze jednego z dyrektorów Cantery. Pracy oddany był całkowicie, od 10 rano do 10 wieczorem. Spotykał się z piłkarzami, jeździł wszędzie tam, gdzie trzeba było obserwować zawodników i oglądać spotkania. Przyglądał się piłkarzom w każdym wieku, poznawał ich rodziny, próbował zapamiętać nazwiska wszystkich, którzy stylem gry i umiejętnościami odpowiadali profilowi wymaganemu w Casa Blanca. Cierpiał za każdym razem, gdy jakiś dzieciak, na przykład Guti, nie chciał podpisać przedłużenia umowy.

Del Bosque bierze ślub, ma trójkę dzieci, przeżywa śmierć brata Fermína, noszącego imię po tacie. Żyje spokojnie, z dala od błysku reflektorów, całkowicie oddany pracy, którą kocha, i projektowi, który jest jego pasją. Narodziny syna Álvaro, cierpiącego na zespół Downa, odbiły się na Vicente, z czasem stały się jednak czynnikiem scalającym filozofię i idee Del Bosque w jedność. Uśmiech rozświetla jego twarz, gdy rozmowa schodzi na temat o Álvaro. Vicente, człowiek tak dbający o prywatność, wręcz o nią zazdrosny, tak dyskretny, rozpływa się w uczuciu, gdy mówi o relacjach ojca z synem. "Dlaczego nie pozwoliłem synowi wziąć udziału w całej zabawie piłkarzy po zwycięstwie w finale? Gdybym to zrobił, Álvaro tańczyłby do rana jak szalony".

Kolejne części opowieści o Vicente del Bosque w najbliższych dniach.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!