Advertisement
Menu
/ Diario Marca

Obszerny wywiad z Schusterem - cz. 1

Pierwsza część wywiadu z trenerem <i>Blancos</i>

Na zakończenie roku zwycięstwo z Barçą na Camp Nou. Czy można prosić o więcej?
To z pewnością było dla nas bardzo dobre zakończenie. W pojedynku z Barçą wszystko mogło się zdarzyć. Jednak okazało się, że to my podeszliśmy do tego spotkania w zdecydowanie lepszym momencie. Mieliśmy nad nimi aż cztery punkty przewagi. Ponadto byliśmy naprawdę bardzo pewni siebie po zakwalifikowaniu się do kolejnej fazy w Lidze Mistrzów i po ostatnich dobrych meczach w La Liga. Pora na El Clásico przyszła dla nas w dobrym momencie i dało się to zauważyć na boisku.

Dobry moment Realu Madryt zgrał się z problemami w Barcelonie.
Cóż, powiedzmy, że Barcelona nie znajdowała się w najlepszym momencie. Ale ciężko jest cokolwiek na ten temat powiedzieć, kiedy nie wie się, co tak naprawdę się tam dzieje.

Zaleczył pan grypę, oglądając mecz z ławki na Camp Nou?
(Śmiech). Z pewnością trochę mi pomogło, ponieważ czułem się wyłączony i nie miałem w ogóle sił. Gdybym był piłkarzem, to z pewnością nie zagrałbym w takim stanie. Jednak na trenera aż tak bardzo to nie wpływa, ponieważ nie uczestniczy on bezpośrednio w meczu. Ponadto, kiedy zbliża się spotkanie, zapomina się o wszystkim i nie odczuwa się choroby.

Czy w takich meczach większa presja ciąży na trenerze czy piłkarzach?
Myślę, że jednak na trenerze. Będąc szkoleniowcem, musisz skupiać swoją uwagę na zdecydowanie większej ilości szczegółów. Jednak najważniejsze było to, że dobrze rozpoczęliśmy mecz, co nas bardzo uspokoiło. Chcieliśmy się rzucić na rywala od pierwszej minuty i udowodnić, że jesteśmy gotowi na to spotkanie. Uważam, że udało się nam to osiągnąć.

Ramón Calderón sprowadził pana, aby uzyskać esencję futbolu. Czy już się to udało?
Nie. Nie doszliśmy jeszcze do tego poziomu z bardzo prostych przyczyn. Do zespołu dołączył nowy trener, nowi zawodnicy, którzy muszą przywyknąć do Realu Madryt i hiszpańskiego futbolu. Wszyscy muszą się zgrać. Każdy piłkarz ma inny charakter i mentalność, dlatego na wszystko potrzeba czasu. Efekty będą powoli widoczne. W ostatnich tygodniach widać było, że zespół już się powoli zgrywa i prezentuje ładny futbol, ale z pewnością jeszcze nie taki, jaki chcielibyśmy. Dla mnie najważniejsze jest to, że na boisku widzę prawdziwy zespół, który gotowy jest na walkę i ciężką pracę. Właśnie na tym polega piłka nożna - najpierw praca, później dopiero liczą się umiejętności. Nie na odwrót.

Real Madryt nie jest jeszcze w pełni gotowy, a zajmuje pewną pozycję lidera i dobrze radzi sobie w Lidze Mistrzów. Kiedy uzyskacie odpowiedni poziom, to będziecie nie do zatrzymania?
Cóż, na pewno nie. Jednak uważam, że tę drużynę stać na stworzenie nowej historii. Właśnie to chcemy osiągnąć. Nie myślimy jedynie o najbliższej przyszłości, ale planujemy również kolejne sezony. W Realu Madryt jest teraz bardzo dobra mieszanka weteranów i młodych. Ten zespół może grać razem przez kolejne dwa czy trzy lata. To bardzo ważne. Wszyscy piłkarze mają wielkie umiejętności. Ponadto niektórzy zawodnicy powrócili do swojej dawnej formy. Real Madryt będzie bardzo niewygodną drużyną dla każdego rywala.

Pepe w końcu udowadnia, dlaczego tyle za niego zapłacono.
Myślę, że wydanie 30 milionów euro to zdecydowanie za dużo. Jednak z drugiej strony, gdybyśmy tyle nie zapłacili, to Pepe nie byłby teraz wśród nas. Przedstawiciele Porto jasno powiedzieli: "Pepe kosztuje tyle. Płacisz i go masz". Jednak jeśli mowa o piłkarskich aspektach, to uważam, że Pepe to wspaniały stoper. Nigdy w niego nie zwątpiłem, nawet podczas okresu długiej rehabilitacji. Należy zwrócić uwagę na to, że jego przedłużająca się kontuzja była wynikiem tego, że jak najszybciej chciał wrócić do gry. To młody zawodnik i z pewnością nie chciałby, aby na zawsze został zapamiętany tylko z 30 milionów euro... Myślę, że powinniśmy już zapomnieć o tej cenie. Jeśli Real Madryt by tyle nie zapłacił, to skorzystałby na tym Manchester United, który również był zainteresowany tym transferem.

Uważa pan, że to najlepszy stoper w Europie?
Ma wszystko, aby się takim stać. Jest szybki, praktycznie nie do powstrzymania w walkach o górne piłki, przewiduje zagrania przeciwnika, ma dobrą technikę. Kiedy trzeba zabrać rywalowi piłkę, nie denerwuje się, tylko spokojnie szuka najlepszego rozwiązania. Teraz musi to wszystko zademonstrować w Realu Madryt, gdzie życie obrońcy z pewnością nie jest łatwe.

Czy prosił pan klub o jakiegoś zawodnika, który ostatecznie nie został sprowadzony?
To nie jest tak, że idę do dyrekcji klubu i mówię, że chcę tego piłkarza. Organizujemy wspólne spotkania i rozmawiamy razem z Mijatoviciem, Portugalem i prezesem. Najpierw ustalamy, jak chcielibyśmy, aby grał nasz zespół i dopiero wtedy przeczesujemy rynek transferowy, szukając odpowiednich zawodników. Jednak naprawdę ciężko jest znaleźć piłkarzy, którzy są w pełni gotowi do gry w Madrycie.

Jeśli już mowa o transferach, Drenthe i Soldado powinni sobie znaleźć inny klub?
Nic na to nie wskazuje. Aby zawodnik mógł odejść, powinien najpierw przyjść do mnie i powiedzieć: "Trenerze, potrzebuję więcej minut i nie widzę siebie w tym zespole". Wtedy z pewnością zrobimy wszystko, aby takiemu piłkarzowi pomóc. Jednak do tej pory nic takiego nie miało miejsca. Przed nami jeszcze cały styczeń.

Rozumie pan sytuację Dudka, który chce znaleźć inny klub, aby otrzymać powołanie na Mistrzostwa Europy?
Cóż, rozmawiałem już z nim na ten temat. Wydaje się, że Leo Beenhakker zadzwonił do niego. Cóż, prawda jest taka, że Polska ma teraz problemy z bramkarzami. Podstawowy golkiper ma kontuzję łękotki, a reszta przesiaduje na ławkach w swoich klubach, dlatego w ogóle nie grają. Rozumiem, co czuje piłkarz, kiedy dzwoni do niego selekcjoner i mówi: "Gdybyś mógł tylko grać więcej...". Jednak na dzień dzisiejszy Dudek zostaje w Madrycie.

Pozycja Soldado jest bardzo dobrze obsadzona. Czy to nie strata dla zawodnika, że cały sezon przesiedzi na ławce?
Można odnieść takie wrażenie. Jednak, aby wszystko dobrze się skończyło, to obie strony muszą dojść do porozumienia.

Porozmawiajmy na temat pańskiego przejścia do Madrytu. Jak długo Calderón musiał pana przekonywać? Jak wyglądał cały transfer?
Wyobraźcie sobie, że wszystko zostało załatwione w mgnieniu oka. Nie trzeba mnie było przekonywać. Byłem co do tego pewny już od dłuższego czasu.

Czy Schuster jest w Madrycie w pełni szczęśliwy? Na początku miał pan pewne wątpliwości...
Zawsze marzyłem o tym, aby zostać trenerem Realu Madryt i jestem tutaj szczęśliwy od pierwszego dnia. To prawda, że trochę kosztowało mnie przyzwyczajenie się do prasy. Nie byłem na to w pełni gotowy. Wszyscy mówili mi, że powinienem wiedzieć, jak to jest, ponieważ byłem już w Realu Madryt. Jednak należy zauważyć, że to było 15 lat temu! Wtedy wpływ prasy był zdecydowanie mniejszy. Później trenowałem kluby z Segunda División i małe zespoły z Primera División. To nie ma porównania. Nagle pojawiasz się w Madrycie i spotykasz się z całkowicie innym światem. Prasa wymagała ode mnie wygrywania wszystkich meczów już w okresie przygotowawczym. Na początku było mi ciężko. Nie oznacza to, że nie byłem tutaj szczęśliwy, ale musiałem przyzwyczaić się do nowego życia.

Czy Real Madryt bardzo się zmienił od czasu, kiedy był pan piłkarzem?
Tak. Oczywiście, że bardzo dużo się zmieniło. Stadion Santiago Bernabéu, miasteczko sportowe, biura... Wszystkie gałęzie klubu, a głównie marketing.

Czy niektóre z tych gałęzi wpływają w jakiś sposób na zespół?
Spójrz, prezes odpowiedzialny jest za wszystko, co jest związane z Realem Madryt. Jednak należy zapamiętać, że to przede wszystkim klub piłkarski. Dlatego każdy, niezależnie od tego, czym się zajmuje, zadowolony jest z dobrych wyników zespołu. Lozano, Portugal, Di Salvo... Wszyscy gratulują mi dobrze wykonanej pracy. Każdy odpowiedzialny jest za co innego, jednak zawsze będziemy sobie nawzajem pomagać, aby klub funkcjonował jak najlepiej.

To teraz prawdziwa piłkarska drużyna, a nie międzynarodowa firma, jak sprzed trzech czy czterech lat.
Tak. Ten klub znów się stał klubem piłkarskim. Zauważam, że teraz mówi się głównie o tym, jak drużyna gra, o meczach, o zawodnikach... Przykładamy wagę do tego, co liczy się tutaj najbardziej.

Czego najbardziej panu brakuje z okresu pracy w Getafe?
W Getafe czułem się wspaniale. Wszystko jest tam bardzo dobrze znane. Grasz sobie z niedzieli na niedzielę i zdecydowanie bardziej cieszysz się ze zwycięstw. To bardzo dobry klub do tego, aby rozpoczynać swoją karierę. Zawsze z ciepłem będę wspominał tamten okres.

Jaki był najlepszy, a jaki najgorszy mecz dotychczas?
Hmm... Cóż, zacznę od tych gorszych, ponieważ bardzo cierpiałem podczas niektórych meczów, jak na przykład w tym o Superpuchar. W La Liga bardzo słabo zagraliśmy w Getafe. Z Espanyolem również. Pojedynek z Murcią był dziwny, ponieważ zaczęliśmy bardzo dobrze, jednak bardzo szybko straciliśmy inicjatywę. Ogólnie mówiąc, najgorsze mecze rozgrywamy zawsze zaraz po przerwach reprezentacyjnych. Bardzo źle to na nas wpływa. Ponad połowa zespołu musi być poza Madrytem przez dziesięć dni... Piłkarze wracają do klubu zdekoncentrowani i nie są w pełni gotowi na kolejny mecz.

A najlepszy mecz?
Bez wątpienia pierwsza połowa z Valencią i pierwsza połowa z Lazio... Bardzo podobał mi się również pojedynek na San Mamés. Nie ze względu na przewagę, ale na postawę zespołu, który podobnie zagrał również w Barcelonie. Wrażenie, jakie pozostawiła po sobie drużyna na Camp Nou, było bardzo dobre.

Odetchnął pan z ulgą, kiedy dowiedział się, że nie zagra ani Bojan ani Giovani, tylko Ronaldinho?
Przyznam szczerze, że oczekiwałem, iż Rijkaard postawi właśnie na taki skład. Przez cały tydzień zastanawiałem się, kogo wystawić w pierwszej jedenastce. Okazuje się, że Frank jest podobny do mnie. Obaj jesteśmy młodzi, graliśmy w wielkich klubach, trenujemy wielkie zespoły... Przyznam, że na jego miejscu zrobiłbym to samo i postawił na Ronaldinho. W tego typu meczach trzeba liczyć na takich piłkarzy jak on, a nie na młodych chłopaków. Byłem przygotowany na to, że Barcelona wyjdzie z Deco i Ronaldinho w pierwszym składzie.

Real Madryt miał w tym meczu chyba najlepszą możliwą obronę.
To był pierwszy mecz, w którym wszyscy nasi defensorzy byli gotowi do gry. Nie umniejszając talentu Marcelo, który rozgrywa w tym sezonie bardzo dobre mecze, Heinze jest zdecydowanie bardziej doświadczony, dlatego postawiłem właśnie na niego. Cała czwórka (Ramos, Pepe, Cannavaro, Heinze) zapewniła nam całkowite bezpieczeństwo na tyłach.

Czy to pańska optymalna linia obrony?
Cóż, jeśli wszyscy są zdrowi i w pełni sił, to z pewnością zapewniają nam bardzo dużo spokoju. Jednak jeśli jeden z nich nie mógłby zagrać, to mamy bardzo wartościowych i pewnych zmienników.

Czy musiał pan udzielać jakichkolwiek reprymend swoim podopiecznym?
Nie. Nie lubię robić awantur. Wiem, jak to wygląda z perspektywy zawodnika. Może osobiście nie doświadczyłem ich wielu, ale miałem przykłady na kolegach z zespołu. To chyba jasne, że czasami po prostu trzeba podnieść głos. Jednak o wiele bardziej wolę spokojnie i dokładnie wszystko przekazać moim zawodnikom.

Sytuacja Robinho jest chyba najlepszym tego przykładem.
Właśnie od tej afery zamierzałem podążać tą drogą. Najłatwiej byłoby zrobić zawodnikowi awanturę i go ukarać. Jednak doszedłem do wniosku, że skoro chcemy mieć w składzie najlepszego Robinho, powinniśmy to załatwić nieco inaczej. Porozmawiałem na osobności z zawodnikiem, a później pozwoliłem na to, aby cała drużyna wypowiedziała się na ten temat. To również było bardzo ważne. Jak widać, takim sposobem również da się wszystko załatwić.

Innymi słowy stawia pan na inteligentną rozmowę, a nie na twardą rękę.
Tak. Ale dużo zależy również od samego zawodnika. Niektórzy są bardziej wrażliwi od innych. Awantura była ostatnią rzeczą, jaką w tej sytuacji potrzebował Robinho. Później przekonaliśmy się, że Robi zareagował na to wszystko fenomenalnie.

Zadał pan jakieś prace na święta swoim zawodnikom?
Przekazaliśmy im specyficzny plan ćwiczeń fizycznych. Jednak najważniejsze jest to, aby odpoczęli pod względem mentalnym. Bardzo często piłkarz jest dużo bardziej zmęczony psychicznie niż fizycznie.

Tutaj znaleźć można drugą część wywiadu.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!