Advertisement
Menu

RMPL czyli Realny Mocnosubiektywny Przegląd Leraksujący

Gran Derbi i tylko Gran Derbi

Święta idą. A człowiek jakiś taki mętny i niewyraźny. Nic się nie chce i nie chce się nic. Może to ta zmienna pogoda, może brak światła i energii w nim płynącej. Idziesz do szkoły/pracy ciemno, wracasz ze szkoły/pracy ciemno, resztą dnia szaro. Ech, dobrze byloby coś zmienić, jakąś odtrutkę na to męczące na dłuższą metę postrzeganie antypatycznej rzeczywistości sobie zaaplikować. Może w Święta impuls przyjdzie? Pewnie tak, chwilowo bo chwilowo, ale przyjdzie.

A kłopot z tą monotonną codziennością, apatią, jaka ostatnio człowieka dopada, jest ważny i lekceważony być nie może. Gdyż przecież tuż przed Wigilią, gwiazdy współczesnych herosów rozbłysną na futbolowym firmamencie i wielkich emocji nam dostarczą. Więc dobrze byłoby coś odpowiedniego na klawiaturze wybić, garść zdań wzniosłych popełnić, ideę tego piłkarskiego zjawiska nadprzyrodzonego okiełznać, w stopniu choćby podstawowym. A przy okazji atmosferę podsycić, jeszcze bardziej wyostrzyć apetyty na el Classico w całej krasie i pełnej okazałości.

A tu do głowy, o zgrozo, nic odkrywczego przyjść nie chce. Weny brak, natchnienie ledwo dyszy pod ciężarem nieuchronności grudniowych rzeczy codziennych. Co zrobić? Na szczęście pomocną rękę wyciąga do człowieka przeszłość, a dokładnie tekst onegdaj spisany. Wybaczcie więc, że zmuszony tym zimowym splinem pozwolę sobie na plagiat. Samego siebie wprawdzie, ale jednak plagiat. Raczej się nie zaskarżę.

I z lżejszym już sercem po tym odrobinę jednak krępującym wyznaniu teraźniejszej niemocy, zapraszam do przeczytania tekstu popełnionego prawie dwa lata temu, na kilka dni przed ówczesnymi Gran Derbi. Kilka drobiazgów zostało wygładzonych, kilka detali uaktualnionych. Miłego.

------------------------------------------------------------------------------------------

Obok spotkania jakie nas wkrótce czeka przejść obojętnie nie sposób. Dlatego też, za chwilę krótką, podniosę rękę na sacrum (spróbuję podważyć sens od zawsze deklarowanej nienawiści pomiędzy sympatykami Realu i Barcelony). I za równie krótką chwilę, tego sacrum, profanum dokonam. Więc kilka słów niezbędnego być może wprowadzenia.

Posłużę się tutaj fragmentem naszych redakcyjnych ankiet i nieskromnie, zacytuję swoją własną odpowiedź na poniższe pytanie:
- Od kiedy (i dlaczego) kibicujesz Realowi Madryt?
Miałem prawie dokładnie 10 lat, gdy w sezonie 1987/88 po raz pierwszy zobaczyłem mecz Realu. To była pierwsza kolejka ćwierćfinałów Pucharu Europy, spotkanie z Bayernem w Monachium. Wiedziałem, że Real to nie pierwszy lepszy klub, ale jego historii nie znałem. Zafascynowała mnie biel ich strojów, nie widziałem wcześniej drużyny grającej w jednolitych białych barwach. I jeszcze Szpaku z uporem maniaka powtarzał "Królewski klub z Madrytu". Real przegrał 1:3. W rewanżu, który oczywiście oglądać już musiałem, wygrał 2:0 awansując do półfinałów. A ja w tym momencie, jako kibic piłkarski, dla innych klubów byłem stracony :)

Gdy już kwestia mojego oddania kibicowaniu Realowi jest, mam nadzieję, jasna, by nie powiedzieć, tak jasna, że aż biała, przejdźmy do rzeczy sedna.

Za sześć dni, sześć dób piłkarski i nie tylko świat, swe kamery, obiektywy i mikrofony, wyceluje w stronę dumnej Katalonii. Piłkarski i nie tylko świat, swe anteny, komputery, przekaźniki i odbiorniki zwróci w stronę pięknej Barcelony. Swe oczy, uszy, zmysły i serca piłkarski i nie tylko świat skieruje na imponujący Camp Nou, by chłonąć duszę i istotę futbolu, by rozkoszować się fenomenem Gran Derbi.
Właśnie, fenomen Gran Derbi. To przecież oczywiste, aby GD odbyć się mogło, potrzebne są dwie drużyny. Więcej, zespoły tak jak samo Gran Derbi potężne, piękne i wyjątkowe, jedyne, niepowtarzalne, najwspanialsze kluby - Real Madryt i FC Barcelona. FC Barcelona i Real Madryt.

Te dwa futbolowe zjawiska nadprzyrodzone potrzebują przecież siebie wzajemnie. Jak człowiek tlenu, jak ryba wody, jak chiński Ying chińskiego Yang potrzebuje. Te kluby dopełniają się, uzupełniają, tworzą swą przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Koegzystują w sportowej parze, zawsze pięknej, olśniewającej, młodej piłkarskim duchem, bogatej wielkim doświadczeniem.
Czym byłby Real bez Barcelony? Jak uboższy byłby jego imponujący dorobek sukcesów? Ile wiekopomnych triumfów mniej, czy to w Hiszpanii czy w Europie? Jak bardzo biedniejsza i o wiele mniej dumna byłaby Barcelona, bez tylu swych nad Realem przewag zapisanych w historii obu zespołów? Jak smutna i nudna byłaby ta katalońska Barcelona, gdyby nie mogła rywalizować z odwiecznym przeciwnikiem królewskiej wagi superciężkiej, z Królewskim Realem? Ile epickich meczów, batalii na śmierć i życie, potem i łzą krwawych bitew o honor i zwycięstwo nie miałoby miejsca? Ile ludzkich radości, miłości i szczęścia, rozpaczy i żalu nie zaistniałoby nigdy. Ech, szkoda słów…

Te dwa niezwykłe kluby są na siebie po prostu skazane, skazane na Shawshank wzajemnej rywalizacji, walki, nieustannych podbojów terytoriów rywala.

Pomijając tak często przypominane prawdy i fałsze historyczne, tyczące się Kastylii, Katalonii, generała Franco, komunistów, wojny domowej itd. - rywalizacja Realu z Barceloną to zupełnie inny poziom, inny wymiar, inne zjawisko niż cokolwiek nam znanego; Gran Derbi, Derby Europy, Derby ponad Derby, Wielkie Derby, Gran Derbi, el Classico...

I z dumą i satysfakcją stwierdzę; gdzie tam meczom Inter - Milan , spotkaniom Manchester - Liverpool , czy jakimkolwiek innym derbom wszelakiej maści i podłoża, gdzie tam im do miana najwspanialszej piłkarskiej sagi naszych czasów? Gdzie tam, pytam? Nijak tam, proszę Was, nijak. To tutaj Panie i Panowie, kibice i kibicki, tu w Hiszpanii, w Kastylii i w Katalonii znajdziecie to, co w piłce nożnej najlepsze. Piłki esencję i kwintesencję, pyszny chleb i zdrową wodę, zmrożoną wódkę i odpowiednią zakąskę, dzień i noc, słońce, księżyc i wszystkie gwiazdy Drogi Mlecznej i okolic mgławicy Andromedy razem wzięte, boskie wino, gorące kobiety i beztroski śpiew, wszystko, co tylko w pięknie futbolu zobaczyć zechcecie. Bo tam JEST wszystko, tam jest Życie. W gorącej, zmysłami buchającej Hiszpanii, Real i Barcelona, Barcelona i Real.

Dlatego nie mogę być niewdzięczny, musze podziękować za to, że taki klub jak FC Barcelona jest. Nie mogę nie napisać, że ja, wierny Realu kibic, z istnienia i formy FC Barcelony cieszę się bardzo. Bo dzięki Tobie, szanowna Barcelono, mój ukochany Real może odnosić spektakularne sukcesy, wielkie triumfy a i doświadczać sportowych klęsk i rozdzierajacych kibicowską duszę niepowodzeń. Bo to, trywialnie sprawę ujmując, życie jest przecież. Muszę docenić takiego arcyprzeciwnika, najlepszego z najlepszych, najżarliwszego z najżarliwszych, rywala nad rywale, jakiego nie ma nikt... Nikt poza Realem Madryt.

I gdyby FC Barcelony nie było to trzeba byłoby ją stworzyć, wymyślić, urodzić. Dla dobra Realu chociażby, o piłce hiszpańskiej, europejskiej czy światowej nie mówiąc. Gdyż mieć taką ekipę za piłkarskiego wroga, do podjęcia morderczej ale pięknej walki zawsze i wszędzie gotowego, to jest tak, jakby mieć bilet w klasie biznes do futbolowej, wiecznej nieśmiertelności. Z góry opłacony.

I jestem więcej niż pewien, że to samo o Realu Madryt kibice FCB przyznać mogą. Tyle, że pewno się na to nie zdobędą. Chociaż, kto wie?

A wy wszyscy, z pogardą o rywalu się wypowiadający, czy to Real, czy Barcelona, czy ktokolwiek inny, wszyscy wyśmiewający się, za pośrednictwem łączy internetowych, pod firewalla ochroną, wy kozacy…
I wy wszyscy, na siłę kpiący, bo tak trzeba, bo tak wypada, bo inni tak robią, „bo to ja jestem debeściak, ja i moje ziomusie, bo to ja jestem prze..., bo tak… wy pustaki…
I wy wszyscy, krztyny szacunku dla rywala nie mający…
wy żałośni...
I wy, Realu czy Barcelony nienawidzący, zgodnie z hasłem ja Realowi kibicuję to Barcy nienawidzę i vice versa... nienawidzę, nienawidzę, nienawidzę… wy śmieszni, cholerni nienawidzacze...

„I pozdrawiam was, wszystkie miernoty tego świata…"

Tak, was właśnie pozdrawiam. I wiadomo mnie, gdzie mnie nawet nie uwieracie…

I mam tylko nadzieję, że nikt się nie oburzył jak i nikt w grobie nie przewrócił, gdy słowa Wielkich i przez Wielkich powtarzane, ja prosty i skromny kibic Realu i piłki nożnej kopanej, pozwoliłem sobie kilka linijek wyżej zacytować.

A ogromną rzeszę wspaniałych kibiców, potrafiących przeciwnika docenić i uszanować, zapraszamy na ucztę wielką, na wyjątkową bardzo zabawę, na radość przeżywania porywającego meczu wielkich drużyn, na TO, co ma miejsce tylko dwa razy do roku, tylko na Estadio Santiago Bernabéu i tylko na Camp Nou. Na wielkie Święto, na futbolowe Boże Narodzenie i Wielkanoc w jednym.

Zresztą, co tam będę zapraszał, wiecie przecież doskonale – niedziela, 23 grudnia, godzina 19.00.

iHala Madrid!

Dziękuję.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!