Advertisement
Menu
/ Maciek Hypś

Niekończąca się historia - rozdział 232.

7. kolejka Primera División, niedziela, 22 października 2006 roku, godzina 21:00, Estadio Santiago Bernabéu, Madryt

7. kolejka Primera División, niedziela, 22 października 2006 roku, godzina 21:00, Estadio Santiago Bernabéu, Madryt

"Ktoś powiedział: futbol jest dla ciebie ważniejszy niż życie i śmierć, a ja powiedziałem: słuchaj, jest ważniejszy" (Bill Shankly)

Wyobraź sobie, jak gruba musiałaby być książka, której autor chciałby w jednym tomie opisać piłkę nożną, całą, jako zjawisko kulturowe ze wszystkimi jego najciekawszymi aspektami. Nawet niechby się ograniczył do piłki klubowej. Przecież praktycznie każdy klub we Włoszech ma jakiegoś wielkiego, lokalnego lub nielokalnego, rywala, w Szkocji Celtic FC i Rangers FC toczą dosłownie świętą - bo religijną - wojnę, w Buenos Aires jest co sezon przynajmniej pięć pierwszoligowych klubów, a Los Superclásicos - mecze pomiędzy River Plate a Boca Juniors - to najbardziej pasjonujące spotkania rozgrywane poza Europą. Ba, nawet poza Hiszpanią, bo tylko w tym iberyjskim królestwie dwa razy w sezonie dochodzi do ligowego pojedynku, którego legenda przyćmiewa legendę rodem z Argentyny. Gran Derby.

Historia tej najsłynniejszej piłkarskiej rywalizacji na Starym Kontynencie sięga roku 1902, kiedy to Real Madryt - jeszcze w wieku niemowlęcym - zmierzył się ze starszym o trzy lata i już naszpikowanym zagranicznymi gwiazdami FC Barcelona; oczywiście Królewscy (dzisiejsi Królewscy, bo do nadania nam tytułu i korony jeszcze trochę brakowało) przegrali bezdyskusyjnie, ale tamto 1:3 stało się pierwszym rozdziałem historii, która być może skończy się dopiero wraz z końcem świata. Do tej pory napisano dwieście trzydzieści jeden rozdziałów, w niedzielę poznamy treść dwieście trzydziestego drugiego.

Poprzednie Gran Derby rozegrane w Madrycie było jednym z najgorszych w ogóle meczów Los Merengues w ostatnich latach. Drużyna Franka Rijkaarda rozszarpała Królewskich dzięki dwóm golom Ronaldinho i jednemu Eto`o, a wynik mógł być jeszcze bardziej niekorzystny; groziło nam nawet powtórzenie haniebnego 0:5 z sezonu 1973/74. Była to najboleśniejsza porażka Królewskich w Gran Derby na własnym boisku. Z drugiej strony Los Blancos potrafili też na własnym boisku upokarzać Barcelonę. I to nie raz...

"Zmiażdżyliśmy Barcelonę" (Emilio Alonso Larrazábal)

Pomijając słynne, ale i niesławne 11:1 w Pucharze Hiszpanii, Real Madryt trzykrotnie rozbił Dumę Katalonii. Pierwszy wspaniały triumf miał miejsce jeszcze przed wojną domową, 3 lutego 1935 roku. W 10. kolejce na stadionie Chamartín stołeczna ekipa ograła Barcelonę osiem do dwóch. Prowadzona do boju przez fenomenalny tercet pomocników Pedro Regueiro - Bonet - Leoncito z legendarnym Zamorą w bramce, duetem obrońców Quesada - Quincoces (w tamtych czasach ustawienie 1-2-3-5 było standardowe) i świetnymi atakującymi, z których jeden, Ildefonso Fernando Sańudo García, strzelił cztery bramki, a drugi, Jaime Lazcano, dalsze trzy, nie dała Katalończykom najmniejszych nawet szans. Już po pierwszej połowie nasza drużyna prowadziła 5:1, a w drugiej - choć na prośbę gości zmieniono piłkę, a oni sami wyszli z wyraźnym nastawieniem na poprawienie haniebnego wyniku - dołożyliśmy im kolejne trzy gole. A po meczu najlepszym graczem gości i tak uznano Noguésa, czyli... golkipera Barçy. Wyglądało to tak:

8 - REAL MADRYT: Zamora; Quesada, Quincoces; Pedro Regueiro, Bonet, Leoncito; Lazcano, Luis Regueiro, Sańudo, Hilario, Emilín.
2 - BARCELONA: Nogués; Zabalo, Rafa; Guzmán, Soler, Lecuona; Taurina, Raich, Escolá, Pedrol, Pagés.
GOLE: 1-0 (min. 15): Lazcano; 1-1 (min. 17): Escolá; 2-1 (min. 21): Sańudo ; 3-1 (min. 29): Luis Regueiro; 4-1 (min. 35): Sańudo; 5-1 (min. 42): Lazcano; 6-1 (min. 47): Sańudo; 6-2 (min. 68): Guzmán; 7-2 (min. 73): Lazcano; 8-2 (min. 81): Sańudo.

Do dziś jest to rekordowe zwycięstwo ligowe Los Blancos nad ich arcyrywalem. Przywołany powyżej Emilio Alonso Larrazábal występował na boisku jako Emilín i był jednym z ojców tego triumfu, w którym asystował przy czterech golach. Baskijski napastnik niestety wyemigrował do Meksyku, gdy w Hiszpanii wybuchła wojna domowa.

Drugi pogrom to już era Alfredo Di Stéfano. El más grande de todos los grandes nie miał jeszcze u boku Paco Gento czy Ferenca Puskása, był to bowiem październik 1953 roku, ale przecież jego ówcześni towarzysze, Roque Olsen, Miguel Muńoz czy Luis Molowny, to również piłkarze, którzy nie mają prawa być anonimowi dla kibica Realu Madryt. Barcelona z wielkim Ladislao Kubalą znów dostała bolesną lekcję futbolu. Skrzydłowi Joseíto i Atienza bez problemu radzili sobie z pilnującymi ich Bioscą i Gracią, a pomocnicy Muńoz i Zárraga całkowicie zdominowali środek pola. Pazos, nasz portero, miał niewiele więcej roboty niż kibice na trybunach i nawet Kubala, choć walczył ze wszystkich sił, nie mógł nic na to poradzić.

5 - REAL MADRYT: Pazos; Navarro, Oliva, Lesmes; Muńoz, Zárraga; Joseíto, Olsen, Di Stéfano, Molowny, Atienza I.
0 - BARCELONA: Velasco; Biosca, Segarra, Gracia; Flotats, Bosch; Basora, Vila, Kubala, Moreno, Manchón.
GOLE: 1-0 (min. 10): Di Stéfano; 2-0 (min. 34): Olsen; 3-0 (min. 36): Olsen; 4-0 (min. 40): Molowny; 5-0 (min. 84): Di Stéfano.

Było to pierwsze Gran Derby w karierze wielkiego Don Alfredo. Wspominał później, że był to dla niego "najcudowniejszy mecz. Barcelona miała wspaniały skład z wybitnymi piłkarzami, byli przed tym meczem na pierwszym miejscu w lidze, ale tamtego dnia zagraliśmy fantastycznie. Już przed przerwą prowadziliśmy 4:0."

Wreszcie pogrom numer trzy. To już czasy całkiem niedawne, pamiętane pewnie także przez niektórych polskich kibiców Realu Madryt. 7 stycznia 1995 przy stu tysiącach (żeby nie było podejrzeń o pomyłkę, powtarzam: przy stu tysiącach) kibiców na trybunach Królewscy po raz drugi rozbili Barçę 5:0.

5 - REAL MADRYT: Buyo; Quique, Hierro, Sanchís, Lasa; Luis Enrique, Milla, Laudrup, Amavisca; Raúl (Martín Vázquez, min. 64), Zamorano (Alfonso, min. 78).
0 - BARCELONA: Busquets; Ferrer, Abelardo, Koeman, Sergi; Bakero (Romario, min. 46), Amor, Guardiola (Nadal, min. 46), Eskurza; Hagi, Stoiczkow.
GOLE: 1-0 (min.5): Zamorano; 2-0 (min. 21): Zamorano; 3-0 (min. 39): Zamorano; 4-0 (min. 68): Luis Enrique; 5-0 (min. 70): Amavisca.

Były to niespokojne czasy do Realu Madryt. Florentino Pérez kandydował na prezesa klubu, wyciągając na wierzch ekonomiczną niekompetencję Ramóna Mendozy, ale ostatecznie przegrał zaledwie 700 głosami z Mendozą właśnie. Mimo zamieszania wokół zarządu piłkarze potrafili zajmować pierwsze miejsce w tabeli i do spotkania przystępowali z pięciopunktową przewagą nad ekipą Johana Cruyffa. Wiązano z tym spotkaniem wielkie nadzieje, gdyż niemal dokładnie rok wcześniej to Barcelona pokonała Królewskich na Camp Nou stosunkiem pięć do zera, a w rewanżu w Madrycie również okazała się lepsza. Gdy więc Iván Zamorano już w piątej minucie otworzył wynik, madryccy kibice zaczęli nieśmiało myśleć o "manicie", właśnie pięciu golach. Klasyczny hat-trick Zamorano, gole Luisa Enrique, który później stał się zawodnikiem Barcelony i Emilio Amaviski... Kibice na Bernabéu dosłownie tonęli we własnej euforii.

Tak jak w 1953 od 5:0 zaczęła się przygoda z Gran Derby dla Di Stéfano, tak w roku 1995 po raz pierwszy w iberyjskim Superclásico wystąpił Raúl González Blanco, którego piękna kariera dopiero się zaczynała. Debiut w Gran Derby zaliczyli tego dnia także Laudrup (jako piłkarz Realu Madryt, wcześniej grał przeciwko Królewskim jako gracz Barcelony), Quique i Amavisca. Wracając do Raúla, był to dla niego szczególny mecz w bardzo szczególnym sezonie. Wtedy zadebiutował w Primera División, wtedy też, jedną kolejkę ligową wcześniej, strzelił swoją pierwszą bramkę w barwach Realu Madryt. Po zwycięstwie na Barceloną obecny kapitan Los Blancos mówił: "To było niesamowite spotkanie. Wszystko było doskonałe. To mój pierwszy sezon w drużynie i muszę podziękować moim kolegom za wsparcie, jakie w każdym meczu od nich otrzymuję. Co do mojego debiutu przeciwko Barçy, to najważniejszy jest fakt, że kibicom mecz się podobał, a my powiększyliśmy przewagę nad najgroźniejszym rywalem."

"Trener powinien nie wchodzić w drogę... To ważna postać, oczywiście, ale bardziej prawdopodobne jest, że przegra mecz, niż że go wygra. Mecze są wygrywane przez piłkarzy" (Romário)
"Piłkarze przegrywają mecze, a nie taktyka. Tyle się pieprzy o taktyce, a robią to ludzie, którzy ledwo się orientują, jak wygrywać w domino" (Brian Clough)

Ale czy ktoś wyobraża sobie drużynę grającą bez taktyki? Prawie tuzin facetów wypuszczonych na 7700 metrów kwadratowych murawy i mogących biegać, gdzie zechcą i robić, na co mają ochotę? Nawet na szkolnym boisku coś takiego z trudem przejdzie. A tym bardziej nie przejdzie w niedzielę, kiedy to w Madrycie zagra drużyna, która pod względem stosowanej taktyki zazwyczaj różniła się od wszystkich innych. O różnicy tej decydowała oczywiście rola powierzana defensywnemu pomocnikowi. Na pozycję tę po hiszpańsku mówi się pivot, ale pivotes katalońscy byli - wybaczcie banalne stwierdzenie - czymś więcej. Do niedawna Xavi, a przed nim Guardiola, choć nominalnie defensywni pomocnicy, byli zawsze najważniejszymi - choć często też najbardziej niedocenianymi - postaciami w ekipie FCB. Obecnie jednak tego typu piłkarza Blaugrana już nie ma. Xavi został przesunięty do przodu, a jego miejsce zajmuje obecnie Edmílson, zaś rola defensywnego pomocnika w Barcelonie to raczej "defensywnego" niż "pomocnika".

Na bramce w ekipie Barcelony stanie Víctor Valdés. Kataloński bramkarz jest obecnie dużo lepszy niż w zeszłym sezonie. W bieżących rozgrywkach nie popełnił jeszcze ani jednego tak tragicznego błędu, jak te z meczu przeciwko Valencii i wszystko wskazuje na to, że jeszcze przez jakiś czas tego typu wpadki nie zaliczy. Bezpośrednio przed nim zagrają Márquez i Puyol. Pierwszy jest obecnie chyba najpewniejszym punktem defensywy Rijkaarda - dobrze i odważnie gra w defensywie, a także potrafi przesunąć się płynnie aż do drugiej linii, by pomagać przy rozgrywaniu piłki. Ten drugi z kolei meczu z Chelsea FC na pewno nie zaliczy do udanych. Zawinił przy golu Drogby i ogólnie grał tak, jakby był czymś rozkojarzony. Odniósł też kontuzję i przez kilkadziesiąt godzin jego występ w Gran Derby był mocno wątpliwy, ale ostatecznie okazało się, że będzie mógł zagrać. Boki obrony to z kolei Giovanni van Bronckhorst i Gianluca Zambrotta, piłkarze bardzo groźni w ofensywie, ale i skuteczni pod własną bramką.

Defensywnym pomocnikiem będzie najprawdopodobniej Edmílson, ale być może Rijkaard desygnuje na tę pozycję Thiago Mottę. Dla nas byłoby fajnie, bo Motta to chyba w ogóle najgorszy piłkarz Blaugrany, a do tego zadeklarowany łowca samobójów. Możliwe jest też zresztą ustawienie z Márquezem w roli defensywnego pomocnika i Thuramem obok Puyola.

Między pomocą a atakiem w obecnej Barcelonie trudno przeprowadzić wyraźne rozgraniczenie. Przed pojedynczym pivotem występują "wielozadaniowi" Xavi i Deco. Ich podstawowym zadaniem jest rozgrywanie piłki w środku pola i przekazywanie jej tercetowi atakujących (o nich za chwilę), ale w razie potrzeby wspierają też obrońców lub schodzą do skrzydła, a nawet ustawiają się tuż za pojedynczym środkowym napastnikiem. Naturalizowany Portugalczyk Deco nie jest jednak ostatnio w najwyższej formie i możliwe, że zastąpi go Andrés Iniesta.

Gdy okazało się, że kontuzja, jaką odniósł Samuel Eto`o w meczu z Werderem, wyłączy Kameruńczyka z gry na kilka miesięcy, stało się jasne, że centralną pozycję w ataku zajmie Eidur Gudjohnsen (albo Eiður Guðjohnsen, jak piszą Islandczycy), napastnik z pewnością dużo gorszy, ale też nie tak beznadziejny, jak się go czasem przedstawia. Z pewnością umie się znaleźć w polu karnym, gorzej ze skutecznością. Za nim, lub też obok niego, z pewnością zagrają Ronaldinho, który zmasakrował nas w zeszłym sezonie i Lionel Messi, tworząc we trzech nowy taktyczny znak firmowy Dumy Katalonii: El Tridente, Trójząb. Tych piłkarzy nie trzeba reklamować, bo o ile Gudjohnsen to - bez urazy - wyrobnik raczej i dubler, o tyle Brazylijczyk i Argentyńczyk to już wielkie nazwiska w światowym futbolu. Z drugiej strony, nie są to gracze nie do powstrzymania, co dobitnie pokazał mecz z Chelsea. Na niezbyt ostatnio imponującego formą Ronaldinho, jak się okazało, wystarczy ciasne, agresywne i zdecydowane krycie. Khalid Boulahrouz potrafił, a czy potrafił też będzie Sergio Ramos?

Przede wszystkim nie wiadomo, czy Sergio zagra na prawej obronie, czyli tam, gdzie najczęściej pojawiać się będzie Ronaldinho. W meczu ze Steauą Hiszpan spisał się co najmniej poprawnie, ale dotąd Capello widział w nim stopera i nawet gdy wypadli ze składu Cicinho i Salgado, Ramos pozostał na środku. Spotkanie w Bukareszcie mogło jednak sprawić, że włoski szkoleniowiec trwale zmieni koncepcję i partnerem Cannavaro zostanie Helguera, który jeszcze kilka tygodni temu był stuprocentowym pewniakiem do odejścia w zimowym oknie transferowym. Lewa strona tylnej formacji zarezerwowana jest oczywiście dla Roberto Carlosa, który grał przeciwko Barcelonie już siedemnaście razy. Tę czwórkę wspierać będzie para środkowych, ale bardziej defensywnych niż ofensywnych pomocników, Emerson i Mahamadou Diarra.

I tak doszliśmy do fundamentalnej kwestii: jak zneutralizować wielką siłę ofensywy FC Barcelona? Wspomniany brak Eto`o sam w sobie jest już dużym ułatwieniem, lecz poza Kameruńczykiem Rijkaard będzie miał do dyspozycji wszystkich kluczowych piłkarzy, a także wyśmienitych dublerów w osobach Giuly`ego i Savioli, którego wcześniej ze wszelkich sił starał się zrazić do klubu. Mówiliśmy już o ciągłym i bardzo ciasnym kryciu Ronaldinho, ale nawet jeśli założyć, że Gudjohnsen nie pokaże w niedzielę zupełnie nic, pozostaną jeszcze świetnie dysponowany Messi z Xavim i Deco, a to już wystarczy, by Casillas znalazł się w poważnych kłopotach. Jedynym panaceum na tę trójkę jest wzorowa gra duetu Emerson - Diarra (na Javiego Garcię Capello na pewno nie postawi, młody madridista mógłby nie udźwignąć presji). To właśnie reprezentanci Brazylii i Mali będą musieli unieszkodliwić w środku pola Deco i Xaviego, uniemożliwić im uruchamianie Messiego czy przedzieranie się w obręb naszej "szesnastki". Czy dadzą radę? Z pewnością są dostatecznie dobrymi piłkarzami, by tego dokonać, ale z drugiej strony ich forma pozostawia obecnie wiele do życzenia.

I jeszcze tylko jedna uwaga: nasi gracze nie mogą ani na chwilę zapomnieć, jak wszechstronni są ofensywni gracze FCB (za wyjątkiem Gudjohnsena oczywiście). Każdy może w dowolnej chwili zająć miejsce partnera i właśnie nieustanną wymianą pozycji Rijkaard może zamierzać rozklepać naszą obronę.

Tyle o nietraceniu bramek, ale co ze strzelaniem? Capello cały czas ma ochotę na poddanie poważnemu testowi wariantu z dwójką pełnokrwistych napastników, Ronaldo i Ruudem van Nistelrooyem, ale ze względu na czerwoną kartkę dla Brazylijczyka w meczu z Getafe w niedzielę nie ujrzymy na murawie króla strzelców MŚ 2002. Znów więc jedynym "szpicowym" pozostanie Holender, a z tyłu wspierać go będą - od lewej - Raúl, Guti i Robinho. Cassano stracił formę i zaufanie, jakim początkowo obdarzył go Capello, więc powędrował na ławkę, którą opuścił z kolei właśnie Robinho. Jego dyspozycja to jednak zagadka. W meczach reprezentacji prezentował się bardzo dobrze, w meczu ze Steauą nieźle, ale przeciwko Barcelonie może być dużo gorzej. Oby nie...

Mówi się co prawda, że wielkie zespoły nie powinny się nastawiać na grę z kontry, ale Real Madryt raczej nie jest obecnie w sytuacji, w której można by bezwstydnie wybrzydzać. Tym bardziej, że właśnie poprzez kontry można spróbować postraszyć Valdésa - jeśli jednocześnie do przodu zawędrują Márquez, Zambrotta i Gio, w obronie pozostaną tylko Puyol i Edmílson. Wielka szkoda, że nie wystąpi Cicinho, bo to właśnie on mógłby błyskawicznie przeprowadzić piłkę na drugi koniec boiska i stamtąd dograć ją do van Nistelrooya. Tym bardziej miałby szansę na sukces, że grający po jego stronie Ronaldinho - co pokazał mecz z Valencią - potrafi chwilami zapomnieć o nie tyle obowiązkach defensywnych co po prostu zareagowaniu na akcję rywali. A tak pozostaje tylko Roberto Carlos, gdyż po Sergio Ramosie takich rajdów nie należy raczej oczekiwać.

Poza kontrami nieźle moglibyśmy wyjść na precyzyjnie mierzonych centrach na głowę Ruuda. Puyol w pojedynkach o górną piłkę z van Nistelrooyem byłby praktycznie bez szans, również Márquezowi byłoby ciężko. O ironio, właśnie dlatego szansę na występ ma Motta - jego zadaniem byłoby właśnie pilnowanie Holendra. Czyżby więc jednak zamiast Robinho szansę miał dostać Beckham?

"Presja? Co za presja? Presję to odczuwają miliony rodziców na całym świecie nie mający pieniędzy, by nakarmić swoje dzieci" (José Mourinho)

Barcelona, dla której będzie to drugi bardzo ciężki mecz w obrębie jednego tygodnia, celuje w tym sezonie w powtórzenie sukcesów z zeszłego roku, czyli w podwójną koronę. Frank Rijkaard ma obecnie do dyspozycji drużynę na pewno nie słabszą niż sezon temu, a prawdopodobnie dużo silniejszą, głównie dzięki wzmocnieniu skaperowanymi z Juventusu Thuramem i Zambrottą. Obecnie znajduje się co prawda w lekkim dołku, ale wszystko wskazuje na to, że już zeń wychodzi; taki Ronaldinho początkowo nie grał ani trochę lepiej niż na Mistrzostwach Świata w Niemczech, gdzie był cieniem samego siebie, ale ostatnio powraca do wielkiej formy, co dobitnie pokazał mecz z Sevillą.

Królewscy z kolei w dołku są praktycznie od początku sezonu (pomińmy litościwie sezony wcześniejsze) - Fabio Capello najwyraźniej ma pomysł na to, co należy zrobić z tą drużyną i chyba nawet jest to pomysł sensowny, ale z jakiegoś powodu Włoch nie potrafi ustabilizować formy swoich podopiecznych na akceptowalnym poziomie. Co gorsza, jego imiennik, Cannavaro, dotknięty został chorobą wszystkich włoskich piłkarzy grających w Hiszpanii: nie radzi sobie.

Niegdyś Diego Maradona a zupełnie niedawno Ronaldinho zostali przez madryckich kibiców nagrodzeni owacją na stojąco. W żadnym wypadku nie można pozwolić, by jutro zasłużył na to inny gracz Dumy Katalonii. Jutro oklaskiwani muszą być piłkarze Realu Madryt. Jeśli do tego nie dojdzie, będzie to znaczyło, że czeka nas jeszcze bardzo długa i żmudna przebudowa zespołu.

Oczekiwania są wielkie, na pewno dużo większe niż rzeczywiste szanse Królewskich na zwycięstwo. Ale to jest piłka nożna. Wierzymy?

Potwierdzone składy:



Sędzia
Sędziował będzie Alfonso Pérez Burrull. Dla urodzonego 15 września 1965 roku w Santander arbitra będzie to drugie Gran Derby w karierze; gdy sędziował w kwietniu 2004, Barça wygrała w Mardycie 2:1. Sędziował też pamiętny mecz Real Saragossa - Real Madryt, w którym przegraliśmy 1:6.

Typy bukmacherów: (1 / X / 2)
Bet-at-home.com: 2.50 / 3.10 / 2.70
Bwin: 2.50 / 3.25 / 2.55
Profesjonal: 2.51 / 3.05 / 2.51
SportingBet: 2.50 / 3.20 / 2.60
STS: 2.40 / 3.00 / 2.70
William Hill: 2.50 / 2.90 / 2.62

I jeszcze na koniec parę tapet przygotowanych przez serwis internetowy "Marki": Casillas, Raúl, Beckham i całe stadko.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!