Advertisement
Menu

Ronaldo musi odejść?

Tekst o przyszłości Portugalczyka

Tekst jest wyłącznie opinią autora. Nie zawiera stanowiska redakcji Realmadryt.pl.

Doskonale pamiętam jego początki w piłkarskiej elicie. Był ciepły czerwiec, w Portugalii rozgrywano EURO, a ja miałem wtedy zaledwie trzynaście lat. Skład gospodarzy, faworytów imprezy, był przepełniony zawodnikami ze „złotej generacji” z Luísem Figo i Ruiem Costą na czele, ale obok nich zaczynała lśnić gwiazda nowego pokolenia – Cristiano Ronaldo. Był dynamiczny, bardzo szybki, świetnie dryblował i trzymał się przeważnie prawej strony, to jest tej, po której w Madrycie biega bardzo rzadko. Kilka lat później zmienił profil gry, nabrał masy mięśniowej, stał się bardziej statyczny, ale także niezwykle bramkostrzelny. To pozwoliło mu zostać najlepszym zawodnikiem na świecie, legendą Realu Madryt i Manchesteru United. Dzisiaj wydaje się, że ta formuła już się wyczerpała i nie jest w stanie grać w ten sposób, ale na kolejną zmianę charakterystyki gry próżno czekać, bo zawodnicy w tym wieku już się nie zmieniają.

Cristiano Ronaldo w Realu został najlepszym strzelcem w historii klubu i prominentną postacią być może najlepszej ery ostatnich kilkudziesięciu lat w Madrycie. Dzisiaj jest bliski podpisania nowego kontraktu, który z Blancos zwiąże go do 2020 lub 2021 roku. Mimo jego statusu trudno jednak wyzbyć się wrażenia, że ktoś popełnia tutaj błąd, a decyzja o tak długim mariażu Portugalczyka z Merengues jest przynajmniej bardzo ryzykowna i nie do końca przemyślana. Co prawda ma za sobą niezły sezon, Królewscy ostatecznie wygrali Ligę Mistrzów, a reprezentacja Portugalii sięgnęła po tytuł, który w 2004 roku wydarła im Grecja, Cristiano jednak nie był warunkiem sine qua non dla zdobycia tych trofeów. Osobiście sądzę, że w Lidze Mistrzów z lepszej strony pokazywał się Bale, który do dzisiaj pozostaje w cieniu swojego mentora.

Lista powodów, dla których odnowienie umowy z Portugalczykiem obarczone jest sporym ryzykiem, jest długa, stąd taki krok powinien zostać starannie przemyślany. Spadek formy u zawodnika widzi coraz więcej osób, ostatnio upust frustracji dały też trybuny. Na wstępie jednak chciałbym to skrytykować. Wygwizdywanie własnego gracza nie ma właściwie żadnych pozytywów, nie pozwala mu odbudować formy czy odzyskać pewności siebie, powoduje tylko i wyłącznie dalsze zdenerwowanie i kolejne problemy. Kibice w Madrycie zachowali się karygodnie, ale nie mogę powiedzieć, że nie rozumiem, skąd wzięła się ich złość. Absolutnie nie chodzi o sam mecz z Legią, w którym zawiodło też wielu innych graczy, ale o pewien całokształt rysujący się w tym sezonie. Podstawowe problemy wiążą się przede wszystkim z formą fizyczną, co przekłada się na występy, a także mentalnością Cristiano.

W lutym przyszłego roku napastnik skończy trzydzieści dwa lata. W piłkarskim kalendarzu znaczy to tyle, że wyraźnie zbliża się już do emerytury. Rzadko spotykamy piłkarzy, którzy mają na koncie tyle wiosen i nadal prezentują wysoki poziom. Co więcej, są to z reguły faceci opierający się na technice, z niej czerpiący swoją wielkość. Tacy, którzy szybkość i siłę odstawili na drugi plan. Cristiano rzecz jasna nie należy do tej kategorii. Co chwilę spotykam się z opiniami, że jest przecież „maszyną” czy „robotem”, ale ja tego nie kupuję. Historia zna setki piłkarzy o podobnym profilu, których zawodowa starość niemalże nigdy nie wyglądała pięknie i trudno mi sobie wyobrazić, że w przypadku Portugalczyka przez lata eksploatującego swój organizm do maksimum będzie inaczej… Nie jest już szybki jak dawniej, wczoraj miał problemy nawet z Bereszyńskim. Siły też mu ubyło. I nie ma co się łudzić, że to się zmieni. Prawa natury są nieubłagane, a organizm Ronaldo nie jest tak kosmiczny, jak się niektórym wydaje.

Za Atlantykiem, gdzie uprawia się koszykówkę na najwyższym poziomie, gra zawodnik bardzo podobny charakterystyką do Cristiano. Większość z was kojarzy nazwisko, mowa o LeBronie Jamesie. Analogie między tymi graczami są bardzo wyraźne, obaj opierają się na sile, obaj dążą do sukcesu za wszelką cenę i obaj są atletami najlepszej kategorii. Istnieją też jednak pewne różnice. Amerykanin, mimo że w skali fizyczności jest jest o wiele bardziej zadziwiającym zjawiskiem niż Cristiano, potrafił zrozumieć, że młodszy już nie będzie i musi zmienić charakterystykę swojej gry. Nie mógł już grać tyle co wcześniej, musiał ograniczyć minuty i zbić masę mięśniową, uznał, że nie może też walczyć o w gruncie rzeczy mniej istotne MVP sezonu zasadniczego rok w rok. Tak zrobił, w rezultacie w ostatnim sezonie spełnił swoje największe zawodowe marzenie – dał mistrzostwo NBA rodzinnemu Cleveland. Nie jestem jego największym fanem, ale szanuję tego faceta do granic, dla mnie to absolutny wzór nowoczesnego sportowca, słowem coś więcej niż top.

Cristiano powinien pójść dokładnie tą samą drogą, ale tego nie zrobi. On chce grać zawsze, chce strzelać ile się da i kiedy się da. I choć ostatecznie to dobro zespołu podobno jest najważniejsze, trudno nie zauważyć, że czyste statystyki również są dla Portugalczyka niezwykle istotne. Myślę jednak, że to nie esencja, ale przejaw problemu. Podstawą jest stałe przeświadczenie o byciu najlepszym, które obserwujemy u Cristiano. W przeszłości była to jego siła, która pozwalała mu przekraczać co raz to nowe granice, w okresach kryzysu powoduje to jednak irytację, bynajmniej nie u samego gracza. On ciągle myśli, że nic się nie zmieniło i jest tak samo dobry jak wcześniej, ale nie jest. Możemy od tego uciekać, mówić, że przecież ma za sobą całkiem niezły rok, ale spadek jakości jego występów jest zauważalny gołym okiem. Oczywiście wakacyjna przerwa i brak przepracowanego okresu przygotowawczego mają na to wszystko wpływ, najprawdopodobniej napastnik zbyt wcześnie wrócił do gry, co dodatkowo przyczynia się do złego obrazu jego występów. Przekonanie o wielkości w dalszej kolejności prowadzi do tego, że musi grać zawsze, ławka go parzy i prawie wcale się go nie zmienia. Kiedy jest w gazie, nikomu to nie przeszkadza, ale teraz, gdy ważniejszymi postaciami dla gry drużyny są Casemiro i Luka Modrić, jest zupełnie inaczej i wydaje się, że status nietykalnego szkodzi wszystkim tylko nie jemu.

Wiarę we własną wielkość dzieli bardzo cienka granica od narcyzmu, o który Cristiano z pewnością zahacza. Mimo że był w ostatnich latach piłkarzem świetnym, a może właśnie dlatego, trudno było tego nie odczuć. Ta cecha przejawia się w wielu punktach, od niechęci do pomagania w obronie zaczynając, na skandalicznych wypowiedziach kończąc. Nie powiem nic odkrywczego – inaczej patrzymy na graczy, którzy mimo mniejszych umiejętności zostawiają na placu gry serce i płuca, ciężką pracą pomagając drużynie osiągać wyniki. Ronaldo tego właśnie nie robi, gdy wróci głębiej i tak stoi, patrzy, nie naciska na rywali, a przecież to nie boli. Skoro stać go na występy w każdym meczu, tym bardziej stać go na odrobinę pressingu. Nie łudźmy się jednak, że to się zmieni.

Osobny akapit trzeba poświęcić wypowiedziom zawodnika, na szczęście nielicznym. „Gdybym był prezesem, podpisałbym ze sobą kontrakt na kolejne dziesięć lat”, mówił jeszcze miesiąc, dwa miesiące temu Portugalczyk. Z jednej strony powyższe zdanie jasno pokazuje to, o czym pisałem wcześniej – zawodnik ciągle wierzy, że jest najlepszy, z drugiej jednak, że pewne rzeczy do niego nie docierają, a sam traci kontakt z rzeczywistością. W przyszłości może to być zalążkiem kryzysu podobnego do tego, jaki Real przeżywał w obliczu zapaści formy u Casillasa. Legenda, która musi grać, nie akceptuje krytyki i nie chce godzić się na rolę zmiennika. O tym, jakie ryzyko obecność takiej osoby w szatni niesie dla zespołu, wiedzą wszyscy. Próbkę mogliśmy usłyszeć w zeszłym sezonie, kiedy zdenerwowany po meczu z Atleti gwiazdor powiedział: „Gdyby wszyscy stali na moim poziomie, może bylibyśmy na pierwszym miejscu.”, samemu grając w tamtym spotkaniu po prostu słabo.

Boję się, że w przyszłości możemy słyszeć takie frazy częściej, tym bardziej że Złota Piłka tylko połechta jego ego. Kolejne lata Cristiano w Madrycie nie zapowiadają się dobrze. Optymiści twierdzą, że zostało mu jeszcze kilka sezonów na najwyższym poziomie. Osobiście sądzę, że dwa sezony, włącznie z obecnym, to plan optimum, a i tak nie mówimy o tej samej jakości gry co na przykład w rozgrywkach 2011/12. Przy takim charakterze trudno wyobrazić sobie, żeby Ronaldo miał się stać ładnie starzejącą się legendą klubu. Nie ustąpi miejsca kolegom, nie pozwoli Bale’owi stać się prawdziwym liderem zespołu, nie stanie się też młodszy. Czy w obliczu tego wszystkiego naprawdę warto się z nim wiązać na kolejne kilka lat? Myślę, że nie, choć ekonomicznie nadal będzie to decyzja korzystna.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!