Advertisement
Menu
/ własne

Real - Sevilla 0:1, czyli wielka kpina

Real przegrał na koniec roku 2004 u siebie 1:0 i będzie w kiepskim nastroju obchodził święta

Real w beznadziejnym stylu przegrał u siebie z Sevillą 0:1 i kończy rok 2004 poza pierwszą "czwórką"!
To swoista niespodzianka, bowiem ten mecz niemal od początku miał się potoczyć po myśli Królewskich, a Blancos po końcowym gwizdku mieli sobie dopisać 3 punkty w tabeli i udanie przystąpić do świąt Bożego Narodzenia. Tak się nie stało, za to rok kończymy zniesmaczeni postawą Realu w ostatnich meczach. Co więcej, po takim meczu, jak dziś można było się najeść sporo wstydu...
Od początku grali Owen, Beckham i Bravo, co stanowiło małą niespodziankę. Szczególnie obecność Owena w przypadku, gdy do dyspozycji był Ronaldo mogło wywołać zmarszczenie czoła u niejednego z kibiców. Jednak faktycznie, to Anglik ostatnio prezentował się lepiej, więc Ronnie usiadł na ławce. Jak się okazało, ani Owen, ani żaden inny piłkarz nie potrafili od 1. minuty cokolwiek zdziałać z dobrze zorganizowaną Sevillą. Podopieczni Caparrósa udowodnili, że aby skutecznie zagrać z Królewskimi, wystarczy grać pressingiem i niestety, coraz więcej drużyn zaczyna zdawać sobie z tego sprawę. Mecz rozpoczął symbolicznym kopnięciem madridista, kierowca rajdowy Carlos Sainz. Po 15. minutach mieliśmy dwie dobre okazje, aby strzelić gola i to były bodaj dwa z trzech celnych strzałów na bramkę Estebana w całym meczu. Najpierw Owen wyłuskał piłkę pod polem karnym, pognał w pole 11. metrów, ale podskakująca na nierównościach piłka zeszła Anglikowa i wolejem "Majki" uderzył w sam środek bramki. Zaraz potem ładnym przyjęciem popisał się Raúl, oddał strzał i... tyle naszego kapitana w tym meczu widzieliśmy. Niestety, po niezłym meczu w Santander pokazał to, co reszta drużyny, czyli żenadę.
W 18. minucie pada gol dla Sevilli, jak się okazało jedyny w całym meczu. Do siatki trafił rewelacyjny "Bestia" - Julio Baptista, który wykorzystał błędy naszej linii obronnej. 0:1! Real, o dziwo, wcale nie rzucił się do ataku, jak to zwykle bywa po straconym golu, ale mało brakowało, a jescze do przerwy byłoby 3:0 dla gości. Jak zwykle z opresji ratował nas Casillas (a może to napastnicy z Andaluzji byli tak słabi, bo nie wykorzystywali prezentów od naszej defensywy). Å?adny strzał oddał Figo, jednak piłka minęła minimalnie słupek bramki Estebana. Portugalczyk jako jedyny w pierwszej połowie próbował grać "do przodu", ale z czasem dostosował się poziomem do kolegów prezentując się fatalnie i notując stratę za stratą. Za próbę wymuszenia rzutu karnego otrzymał kartkę. W pierwszej połowie parę razy pokazał się Owen (raz ewidentnie faulowany na skraju pola karnego), a Guti już przyzwyczaił nas do pewnego poziomu gry. To obecnie jedyny jasny punkt nierówno grającej drużyny. Pierwsza połowa skwitowana została gwizdami...
Chodzi legenda, że Królewscy lepiej grają w drugiej połowie. Nic bardziej mylnego, a co więcej, można się pokusić o stwierdzenie, iż to pierwsza połowa była lepsza (z dwojga złego...). Na boisku po przerwie pojawił się Ronaldo za bezbarwnego Beckhama. To mogło rokować nadzieje, ale niestety nawet Salomon z pustego nie naleje. Choć Brazylijczyk się starał, hasał po skrzydłach, to niewiele z tego wynikało. Gracze Sevilli tak rewelacyjnie kryli madryckie gwiazdy, że nijak nie można było dokładnie podać. Inna sprawa, że piłka miała chyba nogi i odskakiwała od murawy w zupełnie inną stronę... W 50. minucie po rzucie rożnym przez chwilę wstrzymaliśmy oddech. Helguera wybił piłkę z linii bramkowej! Co chwilę dochodziło do groźnej sytuacji ze strony gości, ale brakowało im szczęścia pod naszą bramką. Niestety, nam również. García Remón w 60. minucie sprowadziłz boiska Owena, a wprowadził Solariego, co rozzłościło kibiców. Po chwili można było usłyszeć głośne "fuera!". Czas się dramatycznie kurczył, a spodziewanej nawałnicy ze strony gospodarzy nie było. Około 80. minuty Ronaldo strzela gola, ale arbiter źle wskazał spalonego i trafienie nie zostało zaliczone. Za linią ostatniego obrońcy był bowiem Raúl, a Ronaldo brakowało do pozycji spalonej trzech, może nawet czterech metrów! Błąd arbitra.
W zasadzie od tego wydarzenia na trybunach zaczęło świecić niebieskimi krzesełkami. Co niektórzy ludzie wstawali z miejsc pusczając wiązankę w kierunku niedawnych pupilów i trenera Remóna. Do końca meczu nic się nie wydarzyło i minimalna, choć bolesna porażka zrzuca nas na miejsce gwarantujące grę w Pucharze UEFA. Po raz pierwszy zasiadający w palco Arrigo Sacchi musiał się chwycić za łysinę na widok, jak wiele pracy go czeka w klubie z Madrytu. Miejmy nadzieję, że lubi wyzwania. Sam pewnie z pierwszych obserwacji nie może wiele powiedzieć. To co wszyscy widzieli, to jedna wielka kpina. Galaktyczni? Puste słowo. Z dawnej świetności pozostały przebłyski, co widać na każdym kroku. Chyba trochę za późno przyszedł "przewietrzacz w różowym szaliku" Sacchi, bowiem już latem trzeba było rozpędzić leniwe gwiazdy. Niestety, oto najprawdziwsza prawda. Real spada z wysokiego konia (jak Raúl na zdjęciu u góry). Mistrzostwa w tym roku nie będzie... Hala Madrid!

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!