Advertisement
Menu
/ as.com

Sanz: Kiedyś relacje z włodarzami Barcelony bardziej dotyczyły futbolu

Były prezes Realu o dawnych Klasykach

Były prezes Realu Madryt, Lorenzo Sanz, udzielił wywiadu dla dziennika As. Hiszpan opowiadał przede wszystkim o rywalizacji z Barceloną za jego czasów i przytoczył kilka ciekawostek związanych z tym okresem.

Jakie wspomnienia przychodzą panu na myśl w związku z sobotnim Klasykiem?
Będę ich miał z trzydzieści albo czterdzieści. Wyobraźcie sobie, że przybyłem do Realu z Ramónem Mendozą w 1985 roku, a później byłem prezesem w latach 1995-2000.

Czy te mecze wcześniej były inne?
Zawsze wyjeżdżałem do Barcelony. Mieli tam wszystko. Traktowali mnie dobrze, jednak czasem puszczały im nerwy.

Tak?
Wciąż mam w pamięci jedną scenę z loży honorowej na Camp Nou, kiedy Núńez wstał, ponieważ sędzia gwizdnął nie wiadomo co. Podskoczył, stanął przede mną i zaczął krzyczeć (śmiech). Pomyślałem: „Uważaj, bo się przewrócisz”. To było coś niewiarygodnego, wszyscy patrzyli przestraszeni.

Núńez był bardzo charakterny?
Później był miłym gościem. Miałem z nim relacje, także na G-14, gdzie prezydowałem, zebrałem nas razem i przyszedł nawet jego syn.

Zmienił się?
Tak. Tamtego dnia do przedsionka loży przyszedł też rozbiegany Joan Gaspart: „Co się dzieje? Co się dzieje?”. Nie wierzyłem, myślałem, że wszyscy oszaleliśmy. Było tam zbyt wiele kibicowskiego fanatyzmu.

Tak się mówiło, prawda?
Później mieliśmy tam prawdziwych dżentelmenów jak Nicolau Casaus. Kiedy tam jechałem, witał mnie cygarem, a kiedy on przyjeżdżał, zawsze miałem jedno przygotowane dla niego. Także Amador Bernabéu, który był dziadkiem Piqué, był fantastycznym, sympatycznym gościem. Również z Joanem Gaspartem dogadywałem się bardzo dobrze, bo odchodząc od zbyt dużego fanatyzmu, przez który czasem tracił rozum, to inteligentna osoba, z którą można rozmawiać.

Jakie rzeczy działy się w Barcelonie?
Pamiętam jedno spotkanie rozgrywane tam z wielkim Di Stéfano, niech spoczywa w pokoju, jako trenerem. Dotarliśmy do szatni na Camp Nou przed meczem. Weszliśmy i był tam Camacho, który był drugim trenerem, rozmawiający o taktyce, a Di Stéfano palił,siedząc w rogu. I zapytałem go: „Alfredo, kto zagra?”. Odpowiedział mi: „Buyo, Chendo, Spasić…”. Uciąłem mu: „Zagra Spasić!”. Zaś on skończył z wielką gracją: „Tak, Spasić, kiedy wymawiam jego imię, pocą mi się ręce”.

Proszę kontynuować.
I przegraliśmy mecz przez samobójczą bramkę Spasicia. Na koniec wróciliśmy do szatni. Widząc mnie, Alfredo powiedział: „Widzieliście? Co za sku… jaką bramkę strzelił!”. Kiedy chciał, Alfredo miał sporo wdzięku.

Miał go…
Przeżywaliśmy z nimi również złe chwile, jak 0:5, które nam strzelili przy znanej ścięciu Romario do Alkorty, na które później odpowiedzieliśmy dzięki wielkiemu Zamorano. Ciekawe, Laudrup zagrał po meczu w każdym zespole. Ramón Mendoza i ja oglądaliśmy tamto 0:5 na Bernabéu na trybunach, bo, widzicie, byliśmy wówczas w okresie wyborczym w Madrycie.

Ach, tak?
Tak, a na trybunach była przy nas pani, która na każdy uścisk, który sobie dawaliśmy, reagowała spojrzeniem z dezaprobatą, jakbyśmy robili coś złego albo nie wiem…

Co zapamięta pan ze swoich wizyt na Camp Nou
Nie będzie to Núńez. Choć moje uszy już to zapamiętały. Mam na myśli to, że to niemożliwy obraz, ale powiedział tak i zaatakował, aby bronić klub. W każdym razie Núńez bardzo skrywał swój fanatyzm. I nigdy nie podróżował ze swoim zespołem. Nawet w Pucharze Europy. Nigdy nie widziałem go na Bernabeu, Armador Bernabéu i Casaus byli zawsze. I Gaspart oczywiście też.

Czy wcześniej relacje między prezesami były bardziej napięte?
Nie, były bardziej związane z kibicowaniem, z piłką. Bez rękoczynów, bardziej ludzkie. Dzisiaj wszystko wydaje się bardziej przedsiębiorcze, sterylne.

Jakie były Klasyki w roli prezesa?
Fatalne, fatalne…Za każdym razem, kiedy tam jechaliśmy, to była męka. Ale spójrzcie, wygraliśmy dwie Ligi Mistrzów, w 1998 i 200 roku. I ligę w sezonie 1996/97, to jasne W tym wypadku w każdym przypadku, w którym wygrywaliśmy Ligę Mistrzów, zawodnicy chcieli zapomnieć o lidze.

Jak zapatruje się pan na ten Klasyk?
W ogóle nie zdziwi mnie wygrana Realu. Każda sytuacja może ustawić mecz.

A jeśli wygra Real, pojawi się temat mistrzostwa?
To jest już trudniejsze. Trzeba, aby Barça przegrała lub opuściła kolejne trzy mecze…Bardzo trudna sprawa, bądźmy realistami. Liga jest przegrana, ale można wygrać w Barcelonie.

Czy miara prezesów Realu przekłada się na to, co robi Barça?
Jeśli dzieje się to w cyklach. Spójrzmy na pięć zdobytych mistrzostw Piątki Sępa przy Mendozie. Míchel miał rację, gdy mówił: „Ludzie nie rozumieją, czym jest mistrzostwo dopóki go nie wygrają”. Wydawało się to proste. A popatrzcie teraz, taka Barcelona wygra sześć z ostatnich ośmiu spotkań.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!