Advertisement
Menu
/ lavozdelfutbolista.com

Aleix Manzano: Telefon z Realu Madryt zmienił moje życie

Wywiad z byłym zawodnikiem Realu Madryt C

Aleix Manzano urodził się w 27 marca 1991 roku w Amerze (Katalonia). Swoją piłkarską karierę rozpoczynał w miejscowym Amer CF, po dwóch latach trafił do Escoli Pia Olot, a następnie do Girony. 1 lipca 2006 roku bramkarz dołączył do zespołu Cadete A w szkółce Realu Madryt. W Valdebebas z każdym sezonem awansował wyżej, przeszedł przez trzy Juvenile, a od sezonu 2010/11 reprezentował Real Madryt C. Następnym krokiem był wyjazd do Ipswich Town na testy. Teraz Aleix gra w drużynie CD La Granja, która występuje w VII grupie Tercera División. Hiszpan udzielił wywiadu portalowi Lavozdelfutbolista.com, w który opowiadał między innymi o swojej przygodzie w szkółce Królewskich. Jeśli chcecie poznać historię zawodnika, który odnosił w Valdebebas sukcesy u boku zawodników występujących obecnie w Castilli, zawodnika, któremu nie udało się przebić w Realu Madryt C, który myślał o zakończeniu kariery, ale nie poddał się, to zapraszam do lektury.

Rozpocząłeś rok na testach w Ipswich Town, które występuje w Championship… Co możesz nam opowiedzieć o angielskim futbolu?
Najpierw rzuciło mi się w oczy to, że oni żyją futbolem również na treningach, gdzie przychodziło trochę ludzi. W przypadku Ipswich, stadion mogący pomieścić około 25 tysięcy kibiców, zapełniał się w każdy weekend. Tak jakby grali w Premiership. Kibice zawsze bardzo przeżywali mecz i wspierali swoją drużynę z całych sił.

Opowiedz nam trochę o swoim doświadczeniach…
Wszystko spowodował mój agent, który nawiązał kontakt z klubem [z Ipswich – przyp. red.]. Oni szukali bramkarza i przyjęli kilku golkiperów na testy. Każdy miał trochę inną charakterystykę. W końcu zakontraktowali bramkarza, który był moim kolegą w czasie testów. Ten chłopak jest młodą nadzieją angielskiej piłki, był już powoływany do reprezentacji do lat 21. W Ipswich nie byli zadowoleni z rezerwowego bramkarza, który miał już 31 lat i, mimo że pochodził z tego miasta, chcieli z niego zrezygnować. W ten sytuacji ja się tam dostałem. Otrzymałem szansę na testy dzięki mojemu agentowi. Na początku rzuciło mi się to, że to był klub zupełnie inny od tych w Hiszpanii – infrastruktura, piłkarze, którzy przeżywali wszystko z wielką pasją… Widziałem ogromne boiska treningowe i niesamowite miasteczko sportowe. Wiele drużyn z Primera División mogłoby tego zazdrościć. Treningi były bardzo dobre, ale to wszystko nie skończyło się tak, jak tego oczekiwałem.

W końcu wróciłeś do Hiszpanii, mimo że opinia sztabu trenerskiego była pozytywna, powiedzieli, że szukają bramkarza z większym zasięgiem…
Tak, jak wiadomo, w angielskiej piłce jest osoba podejmująca decyzje – menedżer. Na początek sztab techniczny i trener zwrócili uwagę na to, że różnie się fizycznie od bramkarzy, do których byli przyzwyczajeni. Uważali, że mając 185 centymetrów wzrostu nie jesteś wystarczająco wysoki. Obawiali się, że będę miał braki w grze w powietrzu. Jednak, kiedy zobaczyli mnie w akcji, zorientowali się, że nadrabiam braki we wzroście mocnym wyskokiem, większą zręcznością, większą szybkością ruchów… Poza tym, gra nogami również była inna. Byli przyzwyczajeni do tego, że bramkarz wybija piłkę bez sensu na drugą połowę, ja natomiast starałem się utrzymać przy niej, a kiedy się nie dało, szukałem długiego, precyzyjnego podania. Trener bramkarzy powiedział mi, że byłem jednym z najlepszych bramkarzy, z jakimi pracował i że widać podstawy, których nauczyłem się w Realu Madryt. A to wszystko mimo tego, że miałem tylko 21 lat, a on już wiele lat trenował. Po tym wszystkim na końcu moich prób pojawił się menedżer i powiedział mi, że brakuje mi zasięgu. W Anglii bramkarz, który ma mniej niż 190 centymetrów nie może grać. Kiedy patrzysz na bramkę, golkiper powinien budzić strach, a mając 185 centymetrów tak się nie dzieje. Myślę, że taki był prawdziwy powód mojego niepowodzenia.

Kiedy rzucisz okiem na tabelę i widzisz, że stracili czterdzieści pięć goli w dwudziestu czterech meczach…
Nie mogę powiedzieć, że się cieszę, ponieważ nie jestem taki, nie żywię urazy. Jednak kiedy rozmawiam o tym z ludźmi, których znam i z ludźmi, którzy znają się na piłce, czasem przychodzi taka myśl, że może coś robią źle w bramce. Szczególnie, że mają w bramce golkipera, który ma ponad 190 centymetrów i był nadzieją angielskiej piłki. Da się odczuć, że coś robią źle. Jednak za gole, które się traci, odpowiedzialna jest cała drużyna, nie tylko bramkarz. Problem dotyczy całego zespołu. Widzę, że tracą dużo bramek, a kilka tygodni temu wypożyczyli nowego golkipera, który tak samo wpuszcza gole… Chciałbym coś na ten temat powiedzieć, ale nie mogę powiedzieć, że mnie to cieszy, chociaż to oczywiste, że oni mają problem. Z drugiej strony, po pobycie w Ipswich, często dostaję wiadomości od kibiców na portalach społecznościowych. Piszą, że to nie jest normalne, żeby skreślać bramkarza przez wzrost. Teraz bardziej niż kiedykolwiek widać, że warunki fizyczne nie mają kluczowego znaczenia.

Najlepsi bramkarze na świecie, może poza Buffonem, mają wzrost podobny do twojego…
Tak samo mówią ludzie, nie tylko stąd, ale także w Anglii. Oni też widzą, że są znakomici bramkarze, którzy nie są bardzo wysocy. Teraz wydaje się, że golkiper powinien dominować w grze w powietrzu, a to jest związane z warunkami fizycznymi. Ja zawsze podaję przykład Paco Buyo, który nie był wysoki, a świetnie grał w powietrzu, ponieważ doskonale wiedział, kiedy powinien wychodzić do piłek, a kiedy nie. Opanował to do perfekcji. Moim zdaniem podstawowe znaczenie dla bramkarza ma psychika.

W końcu wróciłeś do Hiszpanii. Wszystkie rozgrywki już się zaczęły, okienko transferowe było zamknięte, mały zakres możliwości… O czym wtedy myślałeś?
Będę szczery, zastanawiałem się nawet nad tym czy kontynuować grę w piłkę. Byłem w takim klubie, jak Ipswich Town, sześć lat grałem w Realu Madryt i nagle wszystko się rozpadło. Myślałem, że lepiej będzie zakończyć to cierpienie i skupić się na studiach albo zacząć pracować w firmie mojego ojca… Widziałem wszystko w ciemnych barwach.

Zamknęły ci się drzwi, które były uchylone przed wyjazdem do Anglii. Wszystko przez to, że rozgrywki już trwały. Odszedłbyś tam znowu, gdybyś mógł cofnąć czas?
Będąc szczery, tak, pojechałbym tam znowu. Wiedzieliśmy o tym, że jadąc do Anglii odrzucam oferty, które miałem w kraju. Jednak to była bardzo ważna szansa, nie mogłem jej wypuścić z rąk, musiałem spróbować ją wykorzystać. Było źle czy dobrze, zawsze będę mógł powiedzieć, że byłem częścią drużyny z Championship, chociaż tylko przez kilka tygodni. Zamknęły się niektóre drzwi, ale też otworzyły nowe. Podczas pobytu w Ipswich i wcześniej w Realu Madryt, pytało o mnie kilka klubów z Anglii. Dlatego pojechałbym tam znowu.

W końcu wylądowałeś w CD La Granja, w siódmej grupie Segunda División, a minęły już dwa miesiące rozgrywek. Jak stawiłeś czoła temu wyzwaniu?
Moi rodzice i mój agent wybili mi z głowy myśl o rzuceniu kariery i chcieli, żebym zaczął gdzieś grać, dostać szansę, spróbować ją wykorzystać i udowodnić, ile jestem warty. Przygoda w La Granja, w Segowii, rozpoczęła się dzięki mojemu agentowi, dzięki kontaktom, które utrzymywał z Manuelem Retamero, trenerem. To szkoleniowiec żyjący piłką nożną, prowadził kiedyś Real Valladolid i znalazł się w sytuacji podobnej do mojej. Dostał szansę w wielkiej drużynie, a później nie wszystko poszło po jego myśli. Musiał znaleźć jakieś miejsce, gdzie mógłby znów trenować i udowodnić, że potrafi to robić. Moja sytuacja była taka sama i podjąłem to wyzwanie, żeby udowodnić ile jestem warty z dobrym trenerem, to bardzo ważne. Teraz chcę się rozwijać jako zawodnik i jako człowiek. Taki jest cel.

Wywalczyłeś miejsce w podstawowym składzie, ale pechowa kontuzja wykluczyła cię na trzy tygodnie. Później wróciłeś i potrzebowałeś kolejnych dwóch tygodni, żeby odzyskać swoje miejsce… Jak oceniasz ten sezon na poziomie indywidualnym?
W pierwszym tygodniu chciałem zobaczyć, jak to jest znowu opuścić dom, przenieść się w miejsce, którego nie znałem, jak się zaadaptuję… Chciałem poznać kolegów, drużynę i zadecydować czy zostać. Już w kolejnym tygodniu dostałem się na listę powołanych i mogłem zadebiutować przez czerwoną kartkę dla pierwszego bramkarza. Bez rozgrzewki, bez niczego, musiałem stanąć do obrony rzutu karnego i, na szczęście, udało mi się. To było przeciwko Burgos, liderowi Tercera División. Oni mają kadrę na awans. Od mojego wejścia stawialiśmy im czoło i mieliśmy okazję do wyrównania, ale przegraliśmy przez bramkę straconą na początku spotkania. Od tego momentu zacząłem grać dobrze. W drugim meczu wypadłem nieźle, w trzecim również, a później musiałem pauzować przez kontuzję. Straciłem przez to trzy spotkania. Następnie wróciłem do bramki i udało mi się zachować czyste konto w ostatnich meczach. Utrzymuję średnią puszczonych goli na poziomie połowy bramki na mecz. Obecnie wszystko układa się pozytywnie, ponieważ zacząłem znów czuć się bramkarzem, ważnym dla drużyny i notującym dobre występy.

Mimo że drużyna wygrywa, zachowanie czystego konta zawsze jest plusem dla bramkarza…
Tak, kiedy przestałem grać dla Juvenilu i zacząłem występować w Tercera División, sporo mnie kosztowało zachowanie czystego konta. Teraz udaje mi się to bardzo często. Zawsze mówią, że golkiper lubi zachować czyste konto. Jednak ze wszystkiego wolę zwycięstwo mojej drużyny niż remis 0:0.

Zajmujecie szóste miejsce, tracąc trzy punkty do strefy play-offów i to jest najważniejsze.
Tak, nieźle się prezentujemy zarówno u siebie, jaki i na wyjeździe. Kiedyś patrzyłem na statystyki zespołu i myślę, że mieliśmy prawie 70% zwycięstw u siebie i 60% na wyjeździe. U siebie przegraliśmy tylko dwa razy, z drużynami, które są wyżej w tabeli – Burgos, Arandina. Na wyjeździe zanotowaliśmy porażki z Culturalem Leonesa i Almazánem Soria. Jak mówisz, jesteśmy na szóstym miejscu, ale trzeba powiedzieć, że grupa VII Tercera División jest bardzo silna. Sześć czy siedem drużyn walczy o awans, jesteśmy jedną z nich. Walczą też Burgos, Arandina, Cultural Leonesa, Gimnástica Segoviana, Valladolid B… My też tam jesteśmy, na szóstym miejscu, ale za zespołami, które są lepsze od nas, jeśli chodzi o budżet i infrastrukturę. Jesteśmy zadowoleni i muszę docenić pracę zawodników i, przede wszystkim, trenera. On żyje piłką i ma kadrę, która miała walczyć o utrzymanie, a pretenduje do awansu. Daje nam to mnóstwo radości.

W waszej grupie znaleźli się czterej spadkowicze – Burgos, Arandina, Palencia i Gimnástica Segoviana. Do tego trzeba dodać silne drużyny, które nie zdołały awansować w poprzednim sezonie – Valladolid B, Ávila, Cultural. To wszystko sprawia, że awans jest praktycznie niemożliwy…
Tak, to był też jeden z powodów, dla którego postanowiłem przejść tutaj. Liga jest bardzo wymagająca, z drużynami, które niedawno spadły z Segunda División B, inne spadły tutaj kilka lat temu… Wszystko to sprawia, że ta liga jest ciekawa.

Patrząc w przeszłość, zaczynałeś przygodę z piłką w drużynie z twojego miasta – w Amer CF. Dlaczego wybrałeś pozycję bramkarza?
Nie było szczególnego powodu. Mówili, że nie boję się rzucać (śmiech). Wszystko zaczęło się w szkole, powiedzieli mi, że gram słabo. Było tak, ponieważ wcześniej ćwiczyłem pływanie i praktycznie w ogóle nie kopałem piłki. Próbowałem też przez kilka miesięcy waterpolo, a w szkole nie było basenu i musiałem tam grać z kolegami w piłkę. Zawsze mi mówili: „Ty, idź na bramkę”. Tak to się zaczęło, trochę późno w porównaniu do moich kolegów. Zapisałem się do drużyny z miasteczka i zaczęła się moja przygoda z grą na bramce.

Kto by pomyślał, gdy mówił ci, że jesteś słaby, że kilka lat później będziesz grał w Realu Madryt…
(Śmiech) Na przykład… (śmiech) Czasem zatrzymujesz się, żeby pomyśleć i przychodzą ci do głowy takie dobre wspomnienia (śmiech). To ciekawa anegdota.

Przeszedłeś do Olot, gdzie, można powiedzieć, byłeś jedynym zawodnikiem, który nie należał do wielkich katalońskich klubów, a dostał powołanie do reprezentacji Katalonii. Jak wspominasz tamten etap?
Kiedy byłem w moim mieście, w pierwszym roku zacząłem grać. Wszystko dobrze się układało i wygraliśmy ligę. Wtedy dostałem szansę na grę w Olot, drużynie z dosyć dużego miasta, z większymi możliwościami niż Amer. Zaczęliśmy zdobywać tam mistrzostwa, zakwalifikowaliśmy się do Pucharu Katalonii, co nigdy wcześniej się nie udało. W tamtym roku byliśmy drużyną z największą liczbą strzelonych goli i najmniejszą liczbą straconych. Lubiłem sobie powtarzać, że jestem bramkarzem, który stracił najmniej bramek we wszystkich kategoriach w Katalonii. Wpuściłem tylko sześć goli przez cały sezon. To przykuło uwagę reprezentacji Katalonii i dostałem powołanie. Graliśmy z drużyną Barcelony, która była starsza od nas. Zagrałem na Camp Nou i to jest niesamowite wspomnienie. Mogę powiedzieć, że grałem na jednym z największych stadionów na świecie. I, tak jak wspomniałeś, byłem jedynym zawodnikiem, który nie należał do największych katalońskich klubów, takich jak Barcelona, Espanyol, Nastic, Girona…

Kolejnym krokiem były przenosiny do Girony. Czym było dla ciebie stanie się częścią bardziej profesjonalnego klubu?
Dzięki występom w reprezentacji Katalonii i w Olot, dostałem szansę, żeby przejść do Girony. Nawet się nad tym nie zastanawiałem, to był krok do przodu pod każdym względem. Wtedy pierwsza drużyna Girony grała w Segunda División B. Różnica była ogromna w porównaniu do drużyny z prowincji. Więc, jak już mówiłem, nie zastanawiałem się i odszedłem tam. Mogłem grać w najwyższych ligach w poszczególnych kategoriach wiekowych. Poza tym, zawsze byłem człowiekiem, który lubi podejmować wyzwania, nie miałem wątpliwości przed odejściem.

Gdy zaczynałeś grać dla drużyny Cadete, zgłosił się po ciebie Real Madryt. Zagrałeś z nimi kilka turniejów i trenowałeś przez kilka tygodni. Jak czuję się ktoś, kto jest Katalończykiem i zgłasza się po niego Real Madryt?
Zadzwonili do mnie w środę. Wielu ludzi pamięta tę datę, ponieważ Barcelona zdobyła wtedy Ligę Mistrzów wygrywając z Arsenalem. Nie mogłem tego oglądać, ponieważ zadzwonili do mnie z klubu i powiedzieli, że chcą mnie na testy w Realu Madryt. Dla mnie to była środa, która zmieniła moje życie. Nie zastanawiałem się nawet przez sekundę nad tym, co powinienem zrobić. Miałem tylko kilka godzin na podjęcie decyzji czy chcę jechać z Realem Madryt na turniej w Holandii. Było mi to obojętne, że jestem Katalończykiem, a to był Real Madryt. Nigdy nie kibicowałem Barcelonie, zawsze lubiłem piłkę nożną, ale nigdy nie kibicowałem jednemu zespołowi, chociaż po sześciu latach w Madrycie, darzę ten klub ogromną sympatią. Kiedy byłem w Madrycie opowiedzieli mi historię mojego transferu. Grałem z Gironą na turnieju w Huesce, a na trybunach był skaut Realu Madryt z Katalonii. Turniej był podzielony na dwie kategorię i ja wygrałem swoją z Gironą. Real Madryt zaczął obserwować wówczas kilku zawodników. Niektórzy zostali później moimi kolegami z zespołu. Mieszkałem z Diego Garcíą i Chusem Hevią, którzy przeszli do Madrytu jeszcze tego samego roku. Ja przeszedłem dopiero kolejnego lata. To jest historia.

W Realu Madryt rywalizacja w bramce zawsze jest ogromna, ale aż do Juvenili w trzecim roku Aleix zawsze wychodził zwycięsko. Co byś wyróżnił ze swoich pierwszych chwil w stolicy?
Jak powiedziałeś, kiedy byłem na testach zdałem sobie sprawę z tego, jak wielki jest ten klub. Widzisz zawodników z każdej części Europy. Rywalizacja jest ogromna, jakość piłkarzy również i każda osoba odbiera to na swój sposób. Ja zawsze, przez moją pokorę, szanowałem moich kolegów, ale także starałem się, żeby być najlepszym. Przeszedłem testy i zapytali mnie czy chcę do nich dołączyć. Odpowiedziałem, że tak. Przyjechałem do Madrytu i spotkałem bramkarzy reprezentacyjnych, zagranicznych… Byli wszyscy. Wiedziałem, że przez pracę, mogę osiągnąć to, że mnie zakontraktują. Bardzo się starałem i pierwszy rok był pozytywny, myślałem, że nie będę grać zbyt wiele, a grałem więcej niż tego oczekiwałem. Do tego mój kolega dostawał wtedy powołania do młodzieżowej reprezentacji Hiszpanii. W kolejnym roku, w Juvenilu C, grałem praktycznie przez cały czas. Miałem nawet kilka razy powołanie do Juvenilu A. Później przeszedłem do Juvenilu B… wszystko było bardzo pozytywne. Następne dwa lata również były dobre, grałem prawie we wszystkich meczach, to duża zasługa trenerów. Zawsze ich doceniam. Pierwszym był Luis Llopis, który teraz trenuje w Mallorce. Dla mnie to najlepszy trener bramkarzy w Hiszpanii, a może nawet na świecie. Jego nowoczesne podejście i forma pracy bardzo mi się podobały. Nie chodziło tylko o technikę, ale również o taktykę, a przede wszystkim każde ćwiczenie było oparte na trzech podstawach – technice, taktyce i psychice. Kiedy Luis odszedł, zastąpił go Roberto Vázquez, który ciągle pracuje w Realu Madryt. To były bardzo ważne osoby w mojej karierze.

Zdobyłeś młodzieżowe mistrzostwo świata i zostałeś do tego wybrany najlepszym bramkarzem turnieju. Trudno po takich chwilach twardo stąpać po ziemi?
(Śmiech) To coś, co zależy od wielu osób. Uczono mnie od dziecka pewnych wartości, pokory. Jak to się mówi wszystko co jest na szczycie, w końcu z niego spada. Dzisiaj jesteś na górze, a jutro już możesz być na dole. Lubię wygrywać, a kiedy wygrywasz klubowe mistrzostwo świata i jesteś wybrany najlepszym bramkarzem, czujesz dumę. Turniej nie zaczął się dla mnie zbyt dobrze, trener mi powiedział, że nie będę grał, mimo że robiłem to przez cały sezon. Chciał wystawić innego bramkarza, dać mu szansę. Niestety, mój kolega słabo zagrał w pierwszym meczu i od drugiego spotkania grałem już wszystko. W takich chwilach zdajesz sobie sprawę, że chociaż coś nie zaczyna się dobrze, może się zmienić przez wysiłek, a radość, gdy osiągasz cel jest wtedy jeszcze większa. Odpowiadając na pytanie, zawsze twardo stąpałem po ziemi. Cieszę się, gdy osiągam sukces. W tamtej chwili byłem zadowolony z tego tytułu, skończył się sezon, a przede mną była długa droga. Przyszedł nowy sezon i wszystko trzeba było zaczynać od początku. W futbolu nie ma znaczenia, co robiłeś wczoraj. Liczy się tylko dzisiaj.

W Juvenilu A zostałeś mistrzem Hiszpanii i wicemistrzem w Pucharze Króla… To twoje najlepsze wspomnienia z Realu Madryt?
Prawdę mówiąc, tak, myślę, że tak. Po pierwsze przez grupę, która była wspaniała i mogę powiedzieć, że dzieliłem szatnię z Pablo Sarabią, Danielem Carvajalem, Álexem Fernándezem, Óscarem Plano… Wszyscy są świetnymi piłkarzami i znakomitymi kolegami. Wszystko w Juvenilu A było niesamowite, wielu z tych zawodników gra teraz profesjonalnie. Wracając do pytania, wygrana mistrzostwa i wicemistrzostwo w Pucharze Króla… Niestety nie zdołaliśmy wygrać w finale z Athletikiem Bilbao. Jednak dla mnie to są wyjątkowe wspomnienia, dwa najlepsze z mojego pobytu w Madrycie. Już od kilku lat Real Madryt nie zostawał mistrzem, a osiągnąć coś, czego nie udało osiągnąć od sześciu lat, napawa dumą. Wcześniej udało się to drużynie Maty, Arbeloi i Callejóna.

W pierwszym roku w karierze seniorskiej wszystko się trochę skomplikowało i straciłeś pozycję lidera w drużynie Realu Madryt C. Jakie masz wspomnienia z tamtego sezonu?
Jak już mówiłem wcześniej, zapomniałem o wszystkim, co osiągnąłem sezon wcześniej. Zaczynałem od zera, z nową grupą, trenerem. Przede mną był sezon, w którym po raz pierwszy nie rywalizowałem z chłopakami w moim wieku, lecz już z mężczyznami. Byłem jedynym bramkarzem z trzech, który wtedy awansował do Realu Madryt C. Jak już wspominałem, zacząłem nowy etap, z nowym celem. W bramce spotkałem dwóch golkiperów z większym doświadczeniem niż ja i starszych ode mnie… To sprawiło, że wszystko się zmieniło. Z tamtego sezonu mam słodko-kwaśne wspomnienia. Słodkie, ponieważ nauczyłem się dużo w Tercera División, a kwaśne, ponieważ nie dostawałem zbyt wielu szans. Od początku było jasne, że trener stawia na doświadczenie i nie chce zbyt wielu pomyłek. Miałem 19 lat, dopiero co awansowałem z Juvenilu i chociaż miałem jakość, to brakowało mi doświadczenia na tym poziomie. W końcu sezon się skończył, podobnie jak mój kontrakt. Wiedziałem, że będzie trudno zostać w klubie, gdzie prawie w ogóle nie grałem. Moja pozycja w drużynie nie była taka, o jakiej myślałem. Mentalnie nie byłem wówczas w najlepszej sytuacji.

Przeszedłeś do Girony, byłeś trzecim bramkarzem pierwszego zespołu i, chociaż doświadczenia sportowe nie były najlepsze, odszedłeś stamtąd z wieloma pozytywnymi rzeczami na poziomie mentalnym…
Tak, nie było łatwo latem, ponieważ transfer do Girony przyszedł dosyć późno. Wydaje się, że odchodząc z Realu Madryt będziesz miał prawie wszystkie drzwi otwarte. Później czas upływa, a ty zdajesz sobie sprawę, że tak nie jest z prostego powodu, prawie w ogóle nie grałem przez cały sezon. W tym sensie nauczyłem się dużo przed przejściem do Girony. To był klub z mojego domu, ale sytuacja znów nie była taka, jak się spodziewałem. Nie tylko osobiście, ale także sportowo. Doświadczenie nie było najlepsze, chociaż byłem trzecim bramkarzem, powiedziano mi, że chcą założyć drugą drużynę w niższej lidze. Prosili mnie o pomoc w tworzeniu tego zespołu. Zaakceptowałem to, żeby chociaż w ten sposób być trzecim bramkarzem zespołu z Segunda División. Byłem zachwycony. Sezon zaczął się dobrze, ale później zaczęło się wszystko psuć. Drużyna słabo prezentowała się w Segunda División, a do tego nie podobała mi się liga, w której grałem z rezerwami. Nauczyłem się stawiać czoła problemom i ciągle pracować, niezależnie od warunków. Wszystko osiąga się dzięki pracy.

Jak wspominasz pobyt w Gironie?
Zobaczyłem od wewnątrz, jak funkcjonuje profesjonalna drużyna w Segunda División. Widziałem już to w Madrycie, ale na innym poziomie. W Realu Madryt widzisz, że masz futbol profesjonalny bardzo blisko. Jednak w kategoriach młodzieżowych, mimo spektakularnej infrastruktury, profesjonalistów, którzy cię otaczają, nie poznasz profesjonalnej piłki, dopóki nie zagrasz w całkowicie profesjonalnej lidze. Poza tym, będąc na co dzień zawodnikiem drużyny w Segunda División, widzisz, czym jest futbol. Podobało mi się to i wiem, że ciągle chcę walczyć, aby to osiągnąć. Natomiast nie podobało mi się to, że mówiono o mnie rzeczy, które nie były prawdą, że byłem pewnym typem osoby, kiedy ja jestem zupełnie inny… Jednak, byłem członkiem profesjonalnej drużyny i dzieliłem szatnię z wieloma kolegami, którzy zasługiwali na grę na tym poziomie.

Po krótki pobycie w Vich, zdecydowałeś się opuścić Katalonię…
Tak, chciałem znaleźć miejsce, gdzie czułbym się dobrze i gdzie mógłbym robić to, co lubię – grać w piłkę. Już nie robię tego tylko dlatego, że mi się podoba, lecz walczę też o pewne cele. To jest to, czego szukałem, wydaje się, że mi się udało. Teraz walczę o to, żeby znów zagrać w profesjonalnej drużynie, czuć się ważnym, żyć futbolem (śmiech).

Teraz wiesz już doskonale, jak to wszystko funkcjonuje. Co chciałbyś zmienić w futbolu?
Chciałbym zmienić, nie tylko w futbolu, ale w całym kraju, aspekt ekonomiczny. Kilka lat temu ekonomia nie wpływała na nas tak bezpośrednio, jak teraz. Najgorsza jest sytuacja młodych. Mogę opowiedzieć historię jednego mojego kolegi, który opuścił szkółkę Barcelony mając 20 lat i mógł iść do każdego zespołu, ponieważ wszyscy byli gotowi płacić mu tyle, ile chciał. Teraz to jest nie do pomyślenia i to chciałbym zmienić, sytuację ekonomiczną. Ale jesteśmy tutaj, aby pracować i pchać to wszystko do przodu. Inną rzeczą, którą chciałbym zmienić jest to, że wielkie drużyny handlują młodymi piłkarzami. Są piłkarze, którzy są reprezentowani przez kilku agentów i oni mogą osiągnąć więcej od lepszych graczy z mniej wpływowymi agentami… Chciałbym wyeliminować tą nierówność w szansach, przede wszystkim w największych szkółkach.

Czułeś się kiedyś, jak towar?
Czasami tak, czasem czujesz się kartą przetargową albo czymś takim. Ja nigdy nie byłem w takiej sytuacji, ale, tak jak mówisz, są zawodnicy, których tak się traktuje. Kluby i ich reprezentanci rozmawiają ze sobą nie biorąc pod uwagę opinii piłkarza. Zamiast patrzeć na to, żeby zawodnik grał w najlepszym miejscu dla niego, patrzy się tylko na zysk, jaki może przynieść. Nie podoba mi się to. Ludzie, którzy nie mieli z tym styczności, mogą nie zdawać sobie z tego sprawy. Zdarzają się takie sytuacje, według mnie to powinno się jak najszybciej zmienić.

O czym Aleix Manzano ciągle marzy?
Z tym wszystkim, co przeżyłem czuję się bardziej dojrzały niż kiedykolwiek. Nauczyłem się bardzo dużo zarówno na boisku, jak i poza nim. Na murawie nauczyłem się wiele pod aspektem technicznym, taktycznym i psychologicznym. Jasno widzę cel, którym jest praca, aby awansować wyżej. Poznałem kilku zawodników w Gironie, którzy mi pokazali, że dzięki wysiłkowi przychodzi rekompensata. Mam ciągle ten sam cel, jaki miałem w Realu Madryt – być profesjonalnym piłkarzem. Chciałbym grać w Primera División lub w innej ważnej lidze na świecie, grać zagranicą… Tego chcę i na tym się skupiam pracując każdego dnia. Mam nadzieję, że moje marzenie stanie się rzeczywistością.

I na koniec chciałbyś coś dodać, o coś cię nie zapytaliśmy?
Chciałbym podziękować tobie i całemu zespołowi La Voz del Futbolista za to, że mieliśmy możliwość wyrażenia tego wszystkiego z pełną swobodą.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!