Advertisement
Menu
/ as.com

González: Bernabéu był geniuszem

Wywiad z wieloletnim pracownikiem klubu

Ramón González od 49 lat pracuje w Realu Madryt, a ostatnio Florentino Pérez wręczył mu odznakę ze złota z brylantami za 60-letni staż socio.

Podobno zaproponował pan pobicie jakiegoś rekordu?
Tak, powiedziałem o tym Florentino przy wręczaniu odznaki. Julio Casabella pracował w klubie przez 52 lata i ja pobiję ten wynik.

Jak wszedł pan do Realu Madryt?
To był 1963 rok, prezesem był Santiago Bernabéu. Mój ojciec był woźnym, a ja w wieku 15 lat zostałem gońcem. Tysiące razy towarzyszyłem ojcu we Frontón Fiesta Alegre, gdzie grała drużyna koszykarzy i gdzie znajdowały się klubowe biura. Pamiętam, że pierwszego dnia pracy wysłali mnie po prasę, a okładki dotyczyły Kennedy'ego - zamordowano go poprzedniego dnia.

Jak szedł pan w klubie w górę?
Po dwóch latach pracowałem już w okienku, zajmując się socios. W wieku 22 lat harowałem po 12 godzin dziennie. Robiłem wszystko, na przykład stworzyłem pierwsze archiwum dotyczące sekcji koszykarskiej. Ja kupiłem pierwszy komputer do Miasteczka Sportowego w 1985 roku. Teraz pracuję w Strefie VIP.

Jak zapamiętał pan Santiago Bernabéu?
To był geniusz, czarujący gość. Zamiast wchodzić drzwiami dla prezesa on robił to przez biura, żeby przywitać się ze wszystkimi pracownikami. Pytał o twojego ojca, o twoje dzieci, o twoje problemy. Znał imiona wszystkich i każdy problem, jaki mieli.

Czy jakikolwiek inny prezes tak traktował ludzi?
Nie. Don Santiago był taki. Raimundo Soporta był mądrym gościem, energicznym, idealnym uzupełnieniem Bernabéu. Luis De Carlos też był czarujący. Ramón Mendoza był dobry dla pracowników, bo do jego przyjścia było źle, mało zarabialiśmy. On podwyższył płace, odkrył nowe kierunki i potrafił obsadzić na nich ludzi.

To był zaangażowany lekkoduch?
Był lekkoduchem. Jeśli mógł wziąć twój tytoń, to brał, ale kochał i szanował swoich ludzi.

A Lorenzo Sanz?
To był słaby prezes, chociaż chciał zmienić i sprofesjonalizować klub. Zasiał jakieś ziarno, ale nie był za mądry i robił to bardzo źle. Zatrudnił mało zdolnych ludzi, grupę Onievy, którzy nie przyszli pomagać klubowi, a tylko sobie.

Florentino?
Z nim klub już odpalił.

Wyprzedził swój czas? Butragueńo określał go jako jednostkę nadrzędną.
Nie. To zawodowiec, który zawsze był bardzo zdolny, dobrze negocjował, był mądry, bardzo utalentowany, prawdziwy przedsiębiorca, ale taki, który żyje w swoich czasach. Epokę wyprzedzał Raimundo Soporta. Florentino zrobił w Realu Madryt wielkie rzeczy, reforma stadionu była imponująca, a pomnożenie przychodów przez te 10 lat było spektakularne. Najlepszy przykład to wykup lóż na stadionie. Szybko zobaczył w tym biznes.

Loża prezesa dalej jest biznesowym centrum?
Florentino dał wszystko klubowi, uczynił go wielkim i przy tym robił też rzeczy związane z tym aspektem.

Bycie prezesem Realu wciąż jest ważniejsze od bycia ministrem?
Tym właśnie jest ten, kto jest prezesem! Poza Santiago Bernabéu, który był prezesem, piłkarzem, działaczem, dyrektorem, trenerem, pracował w klubie kilkadziesiąt lat, a kiedy zmarł, trzeba było pomóc jego żonie, pani Maríi, bo Don Santiago nie miał nawet pięciu złotych. Powiedz mi ilu prezesom się to teraz przytrafia.

Co zrobi pan z tymi anegdotami z 50 lat pracy?
Napiszę książkę. Zrobię to po przejściu na emeryturę, ale już pisałem niektóre rozdziały w ostatnich latach. Brakuje mi tytułu.

Opowie pan jakąś? Może tę o transferze Dražena Petrovicia?
Petrović był dogadany z Barceloną, ale z powodu słabości do jego osoby Lópeza Serrano zaprosiliśmy do Madrytu na tydzień jego rodziców. Poznali miasto za dnia i w nocy. Gdybyś widziała jego matkę, która ważyła 100 kilogramów, a tańczyła sevillanas! Zakochała się w Madrycie, przekonała swojego syna i zmusiła go przylotu i podpisania umowy z Realem Madryt. Jego klub, Cibona, zahaczył od Madryt w drodze do Barcelony na mecz Pucharu Europy. Wyszedł z samolotu, podpisał, przespał się w stolicy, gdy reszta ekipy kontynuowała podróż. Następnego dnia poleciał innym lotem, żeby zagrać w Barcelonie już z podpisaną umową z Realem Madryt. A wszystko w absolutnej tajemnicy.

Pracował pan z Antonio Calderónem, z Agustínem Domínguezem, z Fernándezem Trigo... [wysoko postawieni działacze Realu Madryt]
Agustín był bardzo politycznym człowiekiem, który miał świetne stosunki z ówczesną prasą. Wszystko było bardzo rodzinne. Teraz jest inaczej. Trigo był bardzo sprytny. Od pierwszego dnia wyrobił sobie zaletę kopiowania wszystkich dokumentów, jakie przechodziły przez jego ręce. Potem potrafił tym świetnie zarządzać. Miał dowody na wszystko i na wszystkich. Dlatego, kiedy odszedł, podpisano z nim umowę na 50 milionów do końca życia.

Czy ludzie byliby zaskoczeni władzą, jaką w klubach mają pewni agenci zawodników?
Powiedziałbym szczerze, że jest tego dużo. Wcześniej do klubu przychodził najwyżej ojciec z synem. Bernabéu mówił: piłkarz z ojcem, wyjazd. Teraz zawodnik czasami ma jednego, dwóch, a nawet trzech agentów. Klub dokłada kolejnych dwóch. Siadasz do negocjacji na temat kontraktu i przy stole jest siedem osób. A każda z nich chce żyć. Czasami wzięcie miliona euro za podpis ma uzasadnienie. Ktoś za to płaci.

Florentino to dobry prezes?
Tak. Nie sądzę, że teraz jest ktokolwiek, kto byłby zdolny do prowadzenia Realu w takim tempie. Na pewno popracuje jeszcze kolejne cztery lata. I z czasem zobaczy się, że jest dużo lepszy niż uważa się teraz. To człowiek z grupy tych, którzy przyszli pomóc klubowi. I nie ma żadnej potrzeby napchania się w Realu Madryt. Nie jest też próżnym człowiekiem.

A czy Ramón Calderón był tak zły, jak się to sprzedaje?
Nie potrafił się otoczyć zdolnymi ludźmi. Zabrakło mu statusu społecznego i osobowości, dał się prowadzić przyjaciołom, ale sądzę, że był uczciwy i miał dobre intencje. To był bliski człowiek.

Florentino jest bliski swoim pracownikom?
Problem Florentino jest taki, że nie ma za dużego kontaktu z ludźmi, rozmawia tylko z najbliższymi. Jest jak premier, który rozmawia z ministrami, ale nie z ludźmi na ulicy.

Czy José Ángel Sánchez to Saporta obecnych czasów?
Nie, nie mają nic wspólnego. To prawa ręka prezesa od wszystkiego, Florentino podoba się to, jak on działa. Przyszedł jak druga opcja, jest bardzo przekonujący i ma świetne kontakty, prezes w niego wierzy i wie dlaczego to robi.

Miał pan do czynienia z Valdano?
Jorge był lubiany przez wszystkich. Reprezentował walory klubu, ale wydaje mi się, że był czas, kiedy oczekiwano od niego czegoś, czego nie mógł zrobić, jak mówić źle o sędziach.

Jacy byli pańscy idole w Realu Madryt?
Puskás i Amancio. Puskás był wyjątkowy we wszystkim. Nie było lepszego człowieka w Realu Madryt. Potem Pirri i Santillana. A w ostatniej fazie Fernando Hierro. Razem z Raúlem.

Jakaś anegdota?
W czasach Puskása po zwycięstwach następnego dnia rozdawano w biurach premie. On zawsze zjawiał się pierwszy. Brał pieniądze i zapraszał wszystkich na obiad. Wychodził z samolotu i brał ludzi do swojego domu na jedzenie. Piliśmy piwo, zagrałem z nim nawet w jednym meczu. On był najbliższy. Z Juanito graliśmy w karty. On też wydawał pieniądze. Pojawiał się w biurach i zabierał ludzi na jedzenie, rozdawał pieniądze i pomagał w czym było trzeba.

Spotykał się z pan z Fernando Martínem [legendarny koszykarz Realu, pierwszy Hiszpan w NBA]?
Fernando Martín, chociaż pokazywał inny wizerunek, był czarujący. Najlepsi w tym klubie byli jednak Petrović i Sabonis, bez żadnej wątpliwości.

Real Madryt zawsze był bardzo szanowanym klubem i słynął ze świetnych stosunków z sędziami.
Wymyślił to Saporta. Przyjeżdżał tutaj sędzia, który prowadził nam mecz kilka miesięcy wcześniej i dzwonił, bo podróżował po Madrycie. Odnajdywano go, zabierano na jedzenie... Dzwonił Collina, bo przyjeżdżał Włoch i odbierano go czy gdzieś zabierano... To była opieka nad ludźmi, nic więcej. Florentino zarządził, że Real Madryt nie powinien robić czegoś takiego. Teraz kluby już nie zabierają i nie opiekują się sędziami w dniu meczu. Utracono to. UEFA stara się, żeby nie było tak bliskich stosunków, jak były kiedyś.

Co odzyskałby pan z tamtych czasów?
Zmusiłbym graczy do lepszych stosunków z ludźmi. Nie wytrzymuję, gdy przechodzą przez lotnisko nawet bez przywitania się z dziećmi, które tam na nich czekają od kilku godzin. To tworzy antypatię, rozczarowanie. Zabroniłbym tego izolowania piłkarzy.

A dla klubu?
Hierro i Del Bosque. Jestem pewny, że to kiedyś będzie załatwione. Vicente to nasz człowiek na całe życie. Mi podoba się i Mourinho, i Del Bosque, każdy ma swoje zalety. Mourinho teraz sprawy wymknęły się z rąk, ale nie wiem dlaczego. Jednak w poprzednim roku Real bardzo mi się podobał.

Który Real dawał panu największą radość?
Najbardziej cieszyłem się grą San José, Santillany, Stielike, Pirriego, Gordillo, Hugo, Zidane'a...

Pytałam o styl, a nie zawodników.
Tak, ale ja zawsze byłem wielkim fanem poszczególnych graczy. Jeśli chodzi o Real, to zawsze widziałem drużynę grającą ofensywnie, do przodu, z wielką szybkością. Nigdy nie widziałem Realu grającego na posiadanie piłki i kontrolę, z tym stylem podobającym się teraz. Mnie ten wolny futbol nudzi.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!