Advertisement
Menu
/ blogs.soccernet.com

Nie więcej niż... bardzo źle

Felieton Johna Brewina po meczu Barcelona - Inter

Nie milkną komentarze po rewanżowym spotkaniu półfinału Ligi Mistrzów pomiędzy Barceloną a Interem. Tym razem w rubryce "Felietony ze źródeł obcojęzycznych" artykuł Johna Brewina, wieloletniego dziennikarza i redaktora naczelnego serwisu internetowego ESPN.

--------------

"Més que un club" - to motto FC Barcelona, samo-mianowanych strażników dość męczącej formułki "piękna gra". W dosłownym tłumaczeniu wspomniane motto oznacza "coś więcej niż klub". Oficjalna strona klubu informuje, że hasło to jest "otwarte na różne interpretacje, ponieważ to prawdopodobnie uniwersalność czyni (owe motto - przyp. red) odpowiednim w definiowaniu złożoności istoty Barcelony, zespołu walczącego w sportowym duchu na murawie boiska".

Akurat porażka z Interem Mediolan w środowy wieczór pokazała, że Barcelona przegrywa tak, jak każdy inny zespół na świecie - w bardzo zły sposób. Co więcej, o ile Jose Mourinho oskarżany jest o szukanie zwycięstwa na wszelkie możliwe sposoby, to tym razem makiaweliczne metody Barcelony poczyniły najwięcej szkód. I wyraźnie brakowało tam "sportowego ducha" rywalizacji.

Wielkie zamieszanie skończyło się w Katalonii wraz z wyjazdem Mourinho - to akurat Portugalczyk lubi - a zespół Guardioli jest kolejnym przegranym w walce o obronę zdobytego rok wcześniej Pucharu Europy. Ta sztuka udała się ostatnio Milanowi w latach 1989 i 1990. Ta przegrana nie ułatwi obecnej Barcelonie pogoni za mianem jednej z najlepszych drużyn w historii. Przecież nawet nie dotarła do drugiego finału z rzędu, w przeciwieństwie do Milanu w 1995 roku, Ajaksu w 1996, Juventusu w 1997 i 1998 i Manchesteru w 2009 roku. Pomysł na wielką glorię zamiast zrealizować się w Madrycie, spalił na panewce w Barcelonie, w dużej mierze dzięki fatalnemu zachowaniu piłkarzy i działaczy klubu.

Dowód pierwszy to aktorskie zagranie Sergio Busquetsa, bawiącego się na murawie w "pojawiam się i znikam", podpatrującego sędziego, czy może już przestać udawać. Jego wygłupy przypominały średniowieczny teatrzyk z małego miasteczka. Niczego więcej, oprócz pożałowania godnego zachowania w próbie usunięcia z boiska Thiago Motty, byłego kolegi z klubu i zwycięzcy dla Barcelony Ligi Mistrzów z 2006 roku, tam nie było. Zagranie wyjątkowo niskich lotów.

Dowód drugi to próby zabronienia Interowi radości ze słusznie uzyskanej wiktorii. Víctor Valdés zachowujący się jak wykidajło w stosunku do Mourinho spotkał się z gwałtowną reakcją Portugalczyka, zmierzającego z zadowoleniem w kierunku kibiców Barcelony, aby pokazać, że on, ich tłumacz kiedyś, dziś jest bohaterem wieczoru. Każdy wie, że w takich sytuacjach nie można dać się sprowokować. Barcelona, niestety, dała się sprowokować.

Dowód trzeci to zachowanie ludzi odpowiedzialnych za obsługę murawy, którzy włączyli spryskiwacze trawy wtedy, gdy cała ekipa Interu w euforii świętowała awans do finału na własnej połowie boiska. Wyjątkowo złośliwy gest. Czy gdyby awansowała Barcelona, woda również nawadniałby murawę? Pytanie odpowiedzi nie wymaga.

Dowód czwarty to powtarzające się akty symulacji, mające na celu ogłupić i tak skonfundowanego arbitra. Prym wiódł tutaj, jak zwykle zresztą, Dani Alves. Niezgorszy był i Maicon, symulując kontuzję ramienia. Jego występ sportowy udowodnił jednak, dlaczego trener Dunga stawia na niego, a nie na zawodnika Barcelony. I o ile prób symulowania można było spodziewać się po Włochach trenowanych przez Mourinho, to zachowanie graczy Barcelony było nie lepsze, a w najbardziej rzucających się w oczy przypadkach, dużo gorsze.

Cóż, w tę smutną dla Barcelony noc drużyna Guardioli straciła i europejską koronę, i głoszone wysokie standardy moralne. Przez ostatnie 18 miesięcy zachwycała nas jakością gry, a Leo Messi prowokował porównania z najlepszymi zawodnikami w historii. Tym razem blask drużyny i piłkarza został mocno przyćmiony. Aspiracje ku moralnym i filozoficznym przewagom nad innymi również zostały stracone. To dzięki akcjom Busquetsa i pozostałych. Być może czas odłożyć uzurpacje na bok i pogodzić się z tym, że Barcelona to po prostu klub piłkarski jak każdy inny.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!