Advertisement
Menu

Przed meczem w jaskini Lwów

23. kolejka Primera División, sobota, 11 lutego, 22;00, stadion San Mamés w Bilbao

23. kolejka Primera División, sobota, stadion San Mamés w Bilbao

Porażająca porażka z Realem Saragossa wciąż nie daje wielu sympatykom Królewskich spokojnie spać. Tymczasem trzeba żyć i grać dalej. Dyskutować można, czy mniejsze są szanse zdobycia Copa del Rey, czy też ukończenia sezonu ligowego na pierwszym miejscu w tabeli, ale kibice nie darowaliby spoczęcia na laurach „bo już nie było szans na tytuł”. Zwłaszcza teraz, gdy Puchar Króla oddalił się na niewiarygodną jeszcze tydzień temu odległość, nie może być mowy o odpuszczeniu walki w lidze.

Real Madryt zajmuje co prawda dopiero trzecie miejsce w lidze, a do prowadzącej Barcelony traci okrągłe dziesięć punktów, ale o końca sezonu jeszcze szesnaście kolejek i tak naprawdę wiele może się w tym czasie zdarzyć, bo tak Barçę, jak i wyprzedzającą nas o punkcik Valencię czeka jeszcze trochę ciężkich spotkań, w tym bezpośredni pojedynek na stadionie Los Ches już w tę niedzielę. Nic nam jednak nie dadzą wpadki FCB i VCF, jeśli sami nie będziemy gromadzić co kolejkę kompletu punktów. Trzeba więc zapomnieć o pogromie saragoskim i zrobić wszystko, by kontynuować passę zwycięstw ligowych, krótką co prawda, bo czterospotkaniową jak do tej pory, ale jednak passę. Może o to niestety być bardzo ciężko, bo w sobotę czeka nas mecz na jednym z najbardziej nieprzyjaznych stadionów – San Mamés w Bilbao.

Nie da się ukryć, że w tym sezonie, a ściślej nawet – w tym roku wywieźliśmy stamtąd jak najbardziej korzystny wynik, zwycięstwo 1:0 w 1/8 finału Copa del Rey, o które nawet nie było tak trudno, choć też baskijskie Lwy nie sprzedały skóry tanio, ale faktem jest, że nigdy nie grało nam się tam łatwo – w poprzednich czterech sezonach polegliśmy na terenie Los Leones trzy razy, raz wywożąc stamtąd remis do jednego.

Skąd tak wielka determinacja piłkarzy Athletic w walce akurat z Królewskimi? Ano znikąd indziej, jak tylko z historii. Historii swego, baskijskiego narodu, któremu Athletic Club pozostaje nieodmiennie wierny niemal od początku swego istnienia, a konkretnie od 1912 roku, nie przyjmując w swe szeregi nie-Basków i opierając swą siłę na wychowankach. Polityka ta nosi kastylijską nazwę cantera. Niektórzy twierdzą, że podejście takie jest dowodem skrajnego szowinizmu, ale nie da się zaprzeczyć, iż polityka kadrowa Los Leones połączona z niepowtarzalnym systemem szkolenia polegającym na „koszarowaniu” młodych zawodników i zapewnianiu im nie tylko szkolenia piłkarskiego, ale też ogólnej edukacji, miała kapitalne znaczenie dla podtrzymania baskijskiej tożsamości narodowej, wykorzenianej bezlitośnie za dyktatury frankistowskiej.

Drużyna ta zapisała wiele pięknych kart w historii przedwojennego hiszpańskiego piłkarstwa, zdobywając wówczas – przed rokiem 1939 – cztery tytuły mistrzowskie i aż czternaście pucharów, w tym sezonie jednak, choć walczyć miała o udział w Pucharze UEFA, walczy o... utrzymanie w Primera División i zanosi się na to, iż na rozstrzygnięcie czekać będą musieli aż do ostatnich kolejek. A przecież nie spadli nigdy, więc tym bardziej nie mogą sobie na to pozwolić i teraz. Aby tego uniknąć, muszą dokonać dokładnie tego samego co Real Madryt – seryjnie zdobywać punkty, zwłaszcza na własnym stadionie, co ostatnio udawało im się „w kratkę” (kolejno: 1:1 z Atlético, które zresztą kiedyś również nazywało się Athletic Club, 2:0 z Betisem, 1:2 z Deportivo i 1:0 z Getafe).

W meczu z Realem Madryt trener Javier Clemente nie będzie mógł skorzystać, poza zawieszonym Francisco Yeste, najprawdopodobniej z czterech kontuzjowanych zawodników. Będą to: Aritz Aduriz (uraz lewej stopy), Joseba Etxeberria (kontuzja mięśnia prawej nogi), Aitor Karanka (drobny uraz ścięgna Achillesa) i Roberto Martinez – Tiko (wstrząśnienie mózgu). Szansę na występ w pojedynku z Królewskimi ma w gruncie rzeczy jedynie ten pierwszy. Szczególnie bolesny będzie oczywiście brak dobrego ducha drużyny, Etxeberrii, grającego w biało-czerwonych barwach już dziesiąty sezon, którego zastąpi być może właśnie Aduriz, w dniu meczu ochodzący 25. urodziny. Tego jednak dowiemy się dopiero w sobotę wieczorem.

W drużynie Juana Ramona Lopeza Caro na czterdziestotysięcznym San Mamés nie wystąpi tymczasem dwóch zawodników podstawowego składu. Najbardziej brakować będzie chyba Davida Beckhama, który – krytykowany czy nie – jest jednak istotnym elementem naszej taktycznej układanki, już choćby dlatego, że nie za bardzo mamy kogoś, kto mógłby go zastąpić. Cicinho powracający po jednomeczowym „odpoczynku”, który zapewne zajmie miejsce na prawej flance, skrzydłowym w końcu nie jest, choć bliżej mu doń niż Carlosowi Diogo. Kontuzja wyeliminowała też Ivana Helguerę, z którym jednak mało kto będzie tęsknił, zważywszy na jego błędy w klęsce w Saragossie. Nie wystąpią także wychowankowie: Mejía, Diego López no i oczywiście Raúl. Poza tym możliwe wydaje się, iż Gravesena zastąpi Pablo García.

Czego możemy się spodziewać po nadchodzącym spotkaniu? Chciałoby się powiedzieć „Bóg raczy wiedzieć”, ale ponieważ my tu nie jesteśmy po to, by zasłaniać się Bogiem, wypadałoby coś wyprorokować. Powiedzmy więc: nieznaczna wygrana jednej z drużyn, czyli bukmacherskie „1 2”. Remis nie urządza żadnej z drużyn, wobec czego – jeśli będzie się utrzymywał pod koniec spotkania – można się spodziewać desperackich ataków w obie strony, co w konsekwencji przynieść może gola. A wysokie zwycięstwo (chociaż pewnie każdy kibic Los Merengues o takowym marzy dla starcia hańby zadanej przez imiennika z Aragonii) nie wchodzi w grę, bo żadna z drużyn nie może sobie na druzgocącą porażkę w obecnej sytuacji pozwolić. Pozostaje życzyć naszym ulubieńcom wytrwałości i siły, także tej psychicznej, bo wielu piłkarzy i trenerów, którym przyszło mierzyć się z Lwami z San Mamés na ich boisku (czy też może w ich jaskini), twierdzi, iż jest to taki stadion, gdzie na co dzień grywają prawdziwi wojownicy, w walce z którymi przymioty ducha są nie mniej ważne niż umiejętności li tylko piłkarskie.

Na pocieszenie pozostaje komplet naszych tegosezonowych zwycięstw nad Los Leones. Oby ten bilans nie uległ pogorszeniu.

Przewidywane składy:
Athletic Club:
Lafuente – Lacruz, Prieto, Ustaritz, Amorebieta, Dańobeitia – Irola, Orbaiz, Gurpegi – Aduritz, Urzaiz
Real Madryt: Casillas – Míchel Salgado, Sergio Ramos, Woodgate, Robeto Carlos – Cicinho, Pablo García, Guti, Zidane – Robinho, Ronaldo.

Sędzia: Rafael Ramírez Domínguez z Andaluzji, lat 41, średnia kartek w karierze: 5,68 żółtych na mecz, 0,53 czerwonych na mecz, 0,29 rzutów karnych na mecz.

Na zdjęciu górnym Bilbao z kosmosu (fot.: Wikipedia), na dolnym wielki nieobecny Joseba Etxeberria w stroju reprezentacji Hiszpaniii (fot.: bbc.co.uk).



Mecz będzie transmitowany w internecie przez następującą stację:

PPLIVE:
CCTV Soccer

W przypadku jakichkolwiek problemów tradycyjnie zapraszam do zapoznania się ze stosownymi poradnikami w dziale Teksty (#1, #2, #3)

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!