Advertisement
Menu
/ lanacion.com.ar

Redondo: Gdy trener ma wątpliwości, piłkarz sam przestaje wierzyć

Pierwsza część wywiadu z legendą Realu Madryt

Dla wielu to najlepszy środkowy pomocnik ostatnich 30 lat. W Realu Madryt w ciągu 6 szczytowych lat swojej kariery wygrał między innymi 2 mistrzostwa Hiszpanii i 2 Ligi Mistrzów. Dzisiaj Fernando Redondo jest dwa miesiące od swoich 50. urodzin i spotkał się z argentyńskim dziennikiem La Nación, któremu odpowiedział aż na 100 pytań. Dzisiaj publikujemy pierwszą część tej rozmowy z Argentyńczykiem.

1. Kim jest Fernando Redondo?
Eh, rozmawiania o sobie ani nie lubię, ani mi to nie wychodzi. To jest trudne! Mógłbym powiedzieć, że zawsze starałem się być konsekwentny w moim myśleniu i odczuciach na boisku i poza nim. Cały czas taki pozostaję.

2. Dlaczego zacząłeś grać w piłkę nożną?
Pochodzimy z Adrogué i mój tata, Fernando, grał w piłkę w Brown de Adrogué. Też gra na pozycji numer 5. Jego przyjaciele powtarzają, że był lepszy ode mnie, ale ja odpowiadam, że nie ma zapisów filmowych, więc dla mnie to wszystko pozostaje fantastyką [śmiech]. Mój tata grał profesjonalnie z Brown w Primerze C [czwarta liga], ale wtedy nie miało to takiego znaczenia. Do tego jego ojciec zmarł, gdy on miał 18 lat i musiał iść do pracy, co na szczęście nie dotyczyło mnie, gdy byłem młody.

3. Więc twój ojciec wpoił ci pasję do futbolu…
Od bardzo małego całe dnie chodziłem z piłką. Na pierwszym miejscu z powodu nacisków mamy była nauka, ale potem był tylko futbol, futbol i futbol. W domu graliśmy z Leo, moim bratem, od którego jestem starszy o 18 miesięcy. Z kolegami z osiedla graliśmy na ulicy, dokładnie tak, jak wcześniej robili to wszyscy. Tata zawiózł mnie do 9 de julio de Adrogué, do klubu dla dzieci, byłem malutki. Tam byłem krótko i od razu zauważyli mnie ludzie z Talleres de Escalada w czasie finałów turnieju policyjnego, jaki był rozgrywany na ich stadionie. Zawsze grałem w środku. W szkole miałem wuefistę Lentiniego, wielkiego fana futbolu, który też mnie popychał do przodu. Do tego tata zabierał nas na stadion Independiente, co mi bardzo się podobało.

4. Byłeś jednym z najbardziej fanatycznych kibiców?
Dosyć dużym, tak, ale to też przekazywał nam tata: odczuwanie rzeczy, posiadanie charakteru i to, żeby nie było nam wszystko jedno. Nie tylko mój tata jest fanem Independiente. Był nim też dziadek ze strony mamy, o nazwisku Nery Huerta, który był dożywotnim socio, więc ten wpływ istniał po obu stronach rodziny. Akurat mieliśmy spektakularny okres Independiente w końcówce lat 70. i na początku 80. najpierw z Alzamendim, a potem Marangonim, Bochinim, Villaverde czy Trossero…

5. Pamiętasz jakieś wyjątkowe spotkanie?
Finał ligi Nacional w 1978 roku, który wygraliśmy 2:0 z River na Avellanedzie po golach Bochiniego. Pamiętam ten mecz, bo tata powiedział przed nim: „Jeśli strzelimy gola, rzucę butem w liniowego”. [śmiech] Powiedział to jako żart, jako taką obietnicę, a nie coś brutalnego. Ale tak wyszło, że rzucał je i tyle. Nowe buty, a wrócił do domu boso! [śmiech] Niesamowite…

6. Wróćmy do twojej kariery: przeszedłeś do Talleres.
Cóż, pojechałem na finały z moim dziecięcym klubem i dostrzegł mnie Tito Sarlenga, który odkrył też Zanettiego i zacząłem grać na wymiarowym boisku. W następnym sezonie, w meczu z Argentinos, zauważyli mnie Oscar Refojos i ojciec Checho Batisty, trenerzy ekip juniorskich tego klubu. Dowiedzieli się, gdzie mieszkamy i przyjechali do domu, żeby porozmawiać z tatą i przekazać, że mnie chcą. Miałem 11 lat.

7. Ojciec miał wątpliwości?
Nie. Jego decyzja opierała się na tym, że Argentinos mieli świetne szkolenie. Pracowali tam wielcy mistrzowie jak Francisco Cornejo, odkrywca Maradony. Także Pekerman, Balcázar czy Refojos. To bardzo pomogło. Nie było łatwo, bo przejazd z Adrogué do La Paternal był bardzo utrudniony, a tata mnie tam woził i odbierał. Na początku trzy razy w tygodniu, a potem codziennie. Dlatego zawsze powtarzam, że wielką część kariery zawdzięczam tacie, bo poświęcił dużo czasu, by mi towarzyszyć. Tam byłem częścią rocznika 69, który był świetny. Zostaliśmy razem mistrzami.

8. Kto z tobą grał?
Turco Maradona, Silvio Rudman, Negro Cáceres, Gabriel Marino, Diego Segovia, Gabriel Tesitore… Wielka drużyna.

9. Jak stworzył się ten tak wyjątkowy styl, jaki prezentowałeś w grze?
Myślę, że każdy ma swój styl, a do tego dokładasz rzeczy na podstawie tego, co widzisz. Tu wpływ miały gusta piłkarskiego mojego ojca, śledzenie Independiente czy nawet podglądanie Marangoniego. Zawsze byłem „5”. W pewnym momencie chcieli mnie ustawić na „10” z powodu cech technicznych, ale to trwało niedługo.

10. Co najbardziej podoba ci się na pozycji środkowego pomocnika?
To miejsce na boisku, w którym przecinają się wszystkie drogi. Ja uwielbiałem tam grać. To pozycja, z której masz bardzo ważną wizję na twój zespół i grę. Jako dla trenera, byłaby to dla mnie bardzo ważna pozycja, szczególnie ze względu na styl, jaki chciałbym narzucać mojemu zespołowi. Popatrzcie na to, że gdy w reprezentacji grał Gago, to piłka zawsze wychodziła od tyłu w lepszy sposób. W nim znajdowano wierzchołek akcji, na podstawie którego znajdowano moment na nacisk i złamanie linii rywala. W nim znajdowano podanie do Messiego tworzące mu przewagę. To pozycja, która zmusza cię do czytania gry: są momenty, gdy trzeba ją zwolnić, a w innych trzeba nadać głębokość i przyśpieszyć. „5” zawsze nadaje równowagę defensywną i dokłada swoje w rozegraniu. Uważam ją za kluczową pozycję.

11. Czy to możliwe, że w dzieciństwie mówiono na ciebie „Loco” [„Szaleniec”]? Bo zawsze wydawałeś się bardzo rozsądną osobą.
Tak, dokładnie. Jestem spod znaku Bliźniąt, wiesz? On ma dwie strony [śmiech]. Taki przydomek nadali mi w Argentinos, ale nie z powodu jednego zdarzenia, a z powodu wybuchowego charakteru. Od razu podnosiłem ręce do bitki. W szkole też szybko wdawałem się w bójki.

12. Potwierdź jeszcze, że wystawiłeś do wiatru swoich gości na przyjęciu komunijnym.
Do wiatru nie, bo wszyscy wiedzieli, że musiałem zagrać dla Argentinos zaraz po zakończeniu uroczystości. Mieliśmy mecz w La Placie, dobrze to pamiętam. Mój brat Leo też grał. Więc przyjąłem komunię w Adrogué, nie było przyjęcia ani niczego i od razu biegiem ruszyliśmy z rodzicami do La Platy, przebierając się w samochodzie.

13. Co znaczyło dla ciebie mistrzostwo Ameryki Południowej U-16 z Argentyną na boisku Vélez?
To było coś pięknego, pierwsze spełnione marzenie w karierze i także pierwszy krok do zdobycia pewnego rozgłosu. Dla nas to wszystko było nowe: zgrupowanie, gra na pełnych stadionach… Trzeba było z miejsca dojrzeć i w tym bardzo ważny był trener Carlos Pachamé, którego wspominam bardzo ciepło.

14. W finale pokonaliście Brazylię.
Tak jest, 3:2, a dwa razy przegrywaliśmy. A wcześniej wszystkie mecze kończyliśmy pogromami, chyba siedem. Ludzie mocno identyfikowali się z drużyną. Ja miałem szczęście być jego kapitanem i dzielić szatnię z chłopakami, z którymi zawieraliśmy przyjaźnie i z którymi widujemy się do dzisiaj: jak z Turco Maradoną, Negro Cáceresem, Kuyumchoglu, Gato Miguelem, Salaberrym czy Frutosem… Negro gada teraz więcej, bo wtedy był introwertyczny [śmiech]. Teraz jest bardzo żywotny i jest dla nas wielkim wzorem [w 2009 roku Cáceres padł ofiarą napadu, w którym stracił oko i został poważnie ranny; dzisiaj cały czas poddaje się ciężkiej rehabilitacji].

Renondo w reprezentacji

15. Kto był twoim wielkim mistrzem? Kto najbardziej cię naznaczył?
Nie potrafiłbym wymienić jednej osoby. Musiałbym zacząć od mojego staruszka, naprawdę, za to, jakie wartości mi wpoił i za te wszystkie podróże, jakie razem odbyliśmy. On pozwolił mi zrozumieć, że nie wszystko trzeba robić za wszelką cenę. Bardzo mi pomógł, szczególnie w momencie, gdy kształtował się mój charakter i gdy pojawiły się jakieś wątpliwości. Zawsze prowadziłem z nim i z mamą dużo rozmów. Oni byli ważni w moim rozwoju i pozostają ważni każdego kolejnego dnia. Na szczęście, ciągle mogę się nimi cieszyć.

16. A trenerzy w juniorach?
Oczywiście pierwszym był Francisco Cornejo. Na stadionie Malvinas była tak wielka tablica, że ledwo dało się ją obejść. Francis zawsze wypisywał tam najlepszych graczy z weekendu czy coś, co mu się spodobało i pierwszym, co robiliśmy po przyjeździe w poniedziałek czy wtorek było sprawdzenia czy zapisał kogoś z twojej kategorii, czy może napisał o tobie. Do tego gdy przemawiał, panowała absolutna cisza. On dokarmiał ten zwycięski charakter, to poczucie przynależności. Po wyjściu z tych kategorii juniorskich grałem u José Pekermana i on też odcisnął swoje piętno.

17. Co ci wpoił?
Wszystko, co José przekazuje do dzisiaj: spokój, powiedzmy tego sportowego ducha, piłka jest najważniejsza, duma. Do tego to stwierdzenie: „Jesteśmy juniorami Argentinos, małego klubu pod względem środków, ale wielkiego pod względem gry z jasnym i ofensywnym stylem”. Z José awansowałem do drugiej ekipy, naprawdę mocno mnie naznaczył.

18. Co pamiętasz z debiutu w Primerze?
To było we wrześniu 1985 roku, już po mistrzostwie z reprezentacją, w meczu z Gimnasią na boisku w Ferro. Trener był José Yudica i pamiętam, że José Pekerman naciskał, żeby mnie nie spalili, żeby podeszli do mnie ze spokojem. Miałem ledwo skończone 16 lat i zadebiutowałem w drugim zespole, bo pierwszy rozgrywał decydujące spotkania w Copa Libertadores. Tamten zespół, który sięgnął po to trofeum, był kilka minut od pokonania Juventusu w Pucharze Interkontynentalnym. Miałem szczęście dojść do Primery przy takich wielkich zawodnikach. Yudica miał wielką osobowość. „Graj z pełnym spokojem, jak ty to potrafisz”, powiedział. Ja jednak byłem mocno zdenerwowany. Wszedłem w drugiej połowy.

19. Wejście do pierwszego składu trochę cię kosztowało…
Oczywiście, bo grał tam Checho Batista, który był nietykalny. Kilka razy zagrałem z nim, będąc na lewym boku, ale pierwszy skład wywalczyłem, gdy sprzedali go w 1988 roku do River Plate. Wtedy był już Nito Veiga, z którym też mam świetne wspomnienia. Nito przyszedł z Rojitasem i Beto Menéndezem jako asystentami, którzy byli genialnymi gośćmi. Szło nam świetnie i pokonaliśmy praktycznie wszystkich wielkich.

20. Gdzie zamieszkałeś po zakończeniu kariery w 2004 roku?
Zaraz po zakończeniu kariery pojechaliśmy do Madrytu, gdzie mam dom, a w 2007 roku wróciliśmy do Argentyny. Porozmawialiśmy z żoną: to było wtedy już 17 lat za granicą, a dzieci ciągle były w wieku, w którym mogliśmy się przeprowadzić. Gdybyśmy zaczekali, byłoby już trudniej. Powiedzieliśmy sobie, że trzeba spróbować i prawda jest taka, że cieszymy się z powrotu, bo dzieciaki doskonale się zaaklimatyzowały, a my odzyskaliśmy te uczucia i codzienność związane z rodziną.

21. Ile masz dzieci?
Trójkę: 24-letniego Fernando, 21-letnią Lucianę i 16-letniego Federico. Luciana studiuje wzornictwo przemysłowe, a Fernando grał w juniorach w Argentinos, potem w All Boys i Tigre. Grywał jako „5” i „8”, ale miał problemy z kolanami: zrywał więzadła krzyżowe w obu kolanach. Popatrzcie, jak płynie życie: to samo przytrafiło się mi. Drugą kontuzję miał tuż po debiucie w Primerze w Tigre. Rehabilitacja wiele go kosztowała i sam podjął decyzję o zostawieniu tego i kontynuowaniu studiowania zarządzania. Fede ma 16 lat i gra w Argentinos. Jężdżę go oglądać. Jest „8” lub „5” w parze z jakimś kolegą, bo taki teraz jest styl. Wszystko zależy od niego. Ma warunki.

22. Ciąży im czy ciążyło wasze nazwisko?
Podchodzą do tego naturalnie. Czasami są porównywani, a nazwisko od razu pojawia się w rozmowach, ale zawsze im mówię, że oni sobie tego nie wybrali i że muszą to zaakceptować, muszą podejść do tego ze spokojem. Cała trójka to kibice Independiente i Realu, a do tego czują sympatię do Argentinos. Wszyscy są związani z boiskiem.

23. Co oznacza bycie bycie „ambasadorem” La Ligi?
Zadzwonił do mnie Fernando Sanz, były kolega z Realu Madryt i przyjaciel, który przez 5 lat promował La Ligę w krajach arabskich, otwierając tam biura. I o to chodzi, o promowanie La Ligi, o przekazywanie jej esencji. Ja większość kariery rozegrałem w Hiszpanii. To było 10 sezonów, więc dobrze znam La Ligę, gdyż przeżyłem ją od środka. Jak ją promujemy? Na przykład kilka tygodni temu byliśmy w Kolumbii przy okazji meczu Realu z Barceloną i wypełniliśmy stadion Campín, by tam obejrzeć to spotkanie: rozmawialiśmy, wymienialiśmy uwagi z ludźmi, a do tego załatwialiśmy sprawy Fundacji La Ligi, które wiążą się z budowaniem szkół i miejsc dla dzieci. Cały ten temat włączania najbardziej potrzebujących jest świetny.

Renondo w Realu

24. To wszystko zmusza cię do wypowiadania się, czego nigdy za bardzo nie lubiłeś. W ciągu kilku miesięcy zrobiłeś tego więcej niż przez 20 lat kariery, czy się mylę?
[śmiech] To prawda, ale cóż, pogodziłem się z tym przy akceptowaniu tej pracy. Rozmawiałem też o tym z Fernando Sanzem: ja nie lubię się nudzić, bo na końcu takie same stają się pytania, a tym samym i odpowiedzi. A jeśli nudzę się ja, wyobrażam sobie, że nudzę też innych. Dlatego takie wydarzenia organizujemy rzadziej.

25. Nie wypowiadałeś się za dużo jako zawodnik, ale po zakończeniu kariery zniknąłeś. Dlaczego?
To ma trochę wspólnego z moim sposobem bycia, a trochę z wywiadami, których udzieliłem, gdzie nie widziałem odbicia swoich myśli. To też trochę cię zamyka. Dlatego wtedy powiedziałem: „Wolę nie mówić niż mówić i potem tłumaczyć, że nie o to mi chodziło”. Najgorzej, że cierpię, gdy tak się dzieje, bo gdyby było mi wszystko jedno, nie miałbym z tym żadnego problemu…

26. W czym La Liga wygrywa z Premier League?
Nie lubię przedstawiać tego w taki sposób. Dla mnie La Liga jest wyjątkowa z powodu swojej historii, z powodu wielkich zawodników, jacy w niej grali, z powodu rywalizacji regionalnych i dlatego, że ma wielki światowy klasyk, jakim jest mecz Realu z Barceloną. A w tych klubach zawsze masz najlepszych graczy. Słuchaj, uwielbiam Premier League, ale La Liga jest unikalna, ma swoją pieczątkę.

27. Czym zajmowałeś się przed zostaniem ambasadorem?
Poświęcałem dużo czasu rodzinie, to był mój priorytet po zakończeniu gry. To zajęło mi dekadę, ale pozwoliło też odłączyć się od kariery piłkarza i spojrzeć na futbol z innej perspektywy. Przez te lata oglądałem dużo piłki, to tak, bo nigdy nie przestała być moją pasją. Czerpałem ogromną radość z grania z weteranami Realu i Argentinos. Odkładałem temat zrobienia kursu trenerskiego aż skończyłem go w 2017 roku. W tym okresie oferowano mi wiele różnych stanowisk, ale rozumiem to tak, że jedynym sposobem na powrót do profesjonalnego futbolu jest zostanie trenerem.

28. Dalej sobie pogrywasz?
Nie, już nie mogę. Grałem dopóki moje ścięgno i kolano pozwalały, ale znowu zakończyły moją aktywność. To też sprawa mentalna, bo bez dyspozycji fizycznej nie mogłem grać na pół gwizdka. Wolałem wyjść sobie pobiegać, by coś tam spalić i tyle.

29. Robiłeś kurs trenerski z selekcjonerem Lionelem Scalonim?
Między innymi ze Scalonim, tak. To był intensywny kurs w Hiszpańskiej Federacji Piłkarskiej dla byłych piłkarzy, którzy spełniają pewne warunki. Wszystko trwa 1,5 roku i jest podzielone na 3 fazy. Scaloni pierwszą zrobił we Włoszech i dołączył na dwie ostatnie w Hiszpanii. Z Argentyńczyków byli tam też Leo Franco czy Saviola.

30. Jak wtedy oceniałeś Scaloniego?
Był bardzo aktywny. Zauważyłem, że jest ekstrawertykiem, że ma dużą osobowość i że jest bardzo pewny siebie.

31. Co myślisz o tym, że został selekcjonerem Argentyny bez poprowadzenia żadnego klubu?
Nie jest to naturalne, w tym wszyscy się zgadzamy, ale to ma wiele wspólnego z tym, co działo się w związku. Nie było też logiczne wybranie dziesiątej opcji, bo dziewięć poprzednich odmówiło. Doceniam to, że dzięki osobowości i odwadze podjął się tego w trudnej sytuacji i że zrobił to z naturalnością, jak gdyby miał na karku wiele lat pracy w roli trenera. Podsumowując: przy takiej alarmowej sytuacji, wydawało mi się to logiczne. Z drugiej strony, doświadczenie jest ważne, ale nie jest też synonimem sukcesu, nie? Jest wiele przypadków, które to potwierdzają.

32. Jakie są według ciebie główne atrybuty dobrego trenera?
Dzisiaj bycie trenerem jest bardzo złożone. Trzeba mieć wiele cech. Przekazywanie swoich odczuć jest dla mnie podstawą, bo możesz wiele wiedzieć, ale jeśli nie docierasz do zawodnika, na nic to się nie zdaje. Poza tym musisz bardzo jasno wiedzieć, czego chcesz. Zawodnik od razu zauważa, gdy trener ma wątpliwości i sam przestaje wierzyć, a wtedy jest trudniej. Dlatego liczą się: jasno określony pomysł, umiejętność przekazania go i zarządzanie grupą, co jest bardzo złożone. Tam liczy się szczerość i uczciwość szkoleniowca. Nie możesz kłamać i musisz ustalić jasne zasady. Musisz być sobą. W mojej karierze bardzo ważny był Vicente del Bosque między innymi z powodu docenienia mnie i reszty nie tylko jako zawodnika, ale także jako człowieka. On też wyznawał zasadę, że nie chodzi o wygrywanie za wszelką cenę. Inne pożądane cechy to wiedza piłkarska i odpowiednie spojrzenie, to jest jasne.

33. Jesteś już gotowy, by zacząć pracować jako trener?
Tak, taki jest zamysł. Tęsknię za adrenaliną wynikającą z rywalizacji. Nie ma dla mnie znaczenia kraj, w którym mógłbym pracować, ale liczy się klub, w którym mógłbym rozwijać swój projekt. Na szczęście mam swojego teścia Jorge Solariego czy Renato Cesariniego. Robiłem u nich praktyki. To była wielka pomoc, bo oni zajmują się rozwijaniem zawodników i trenerów. Obaj mają wielkie doświadczenie. To zresztą szaleństwo: w Renato mają 40 boisk! Dlatego pierwszym, co powiedziałem Fernando Sanzowi, gdy zadzwonił, było to, że staram się zacząć pracować jako trener i jeśli pojawi się coś interesującego, to będę musiał przestawić aktywność ambasadorską na tryb stand by.

To pierwsza z trzech części całej rozmowy z Fernando Redondo. Kolejne dwie pojawią się na portalu w najbliższych dniach.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!