Advertisement
Menu

O tym, czego Ajax nie zrobił 23 lata temu

Zapowiedź meczu Ajax – Real Madryt

Cardiff, Millennium Stadium, 3 czerwca 2017 roku, sobota, dzień jak na polskie warunki dość upalny (przynajmniej w Gdyni i Warszawie). Stawka zaś najwyższa z możliwych w klubowym futbolu – puchar Ligi Mistrzów. Zegar po godzinie gry wskazuje wynik 1:1. Autorem pierwszego gola w meczu Cristiano Ronaldo, wyrównująca bramka pada natomiast po przepięknej akcji i strzale z przewrotki (półprzewrotki?) Mario Mandžukicia. Emocje? Nerwy? Stres? To wszystko zdecydowanie zbyt słabe słowa, by opisać to, co musieli czuć kibice Realu Madryt i Juventusu.

Gdy na tablicy widniała 60. minuta, zapewne nikt nie podejrzewał, że za około 180 sekund brama raju otworzy się na oścież, a do przejścia przez nią wystarczy już tylko nie potknąć się o jej próg. Najpierw do odbitej piłki dopada Casemiro, wali ile siły w kopycie, piłka odbija się jeszcze po drodze od jednego z rywali i wpada obok starającego się ratować sytuację, choć mimo wszystko zdezorientowanego Buffona. Nim na dobre przychodzi nam ochłonąć jest już 3:1 – Luka Modrić zagrywa piłkę w pole karne, a tam jak spod ziemi wyrasta Cristiano Ronaldo i strzela swojego drugiego gola. Futbol widział już wiele, do poczucia pełnej ulgi było jeszcze dość daleko. Tym niemniej wydawało się, że już tylko tragedia może powstrzymać Los Blancos od zapisania się w najnowszej historii futbolu. Do tragedii nie doszło. Real zdobył nawet jeszcze w samej końcówce jedną bramkę za sprawą Marco Asensio i mógł wpisać się do księgi jako pierwszy klub, który zdołał obronić Ligę Mistrzów.

Zdajemy sobie sprawę, że historia ta, mimo przywoływania w nas do teraz wyjątkowo miłych wspomnień, jest już mocno zgrana. Biorąc z kolei pod uwagę wydarzenia, do których doszło rok później w Kijowie, poniekąd straciła wręcz na aktualności. Tym razem przywołujemy jednak finał z Cardiff z nieco innych pobudek. Tak się bowiem składa, że choć na szczęście – porzucając oczywiście rozmyślania o możliwym efekcie motyla – wciąż pewnie bylibyśmy pierwszym klubem trzy lata z rzędu sięgającym po uszaty kielich, to jednak wcale niekoniecznie musieliśmy być pierwszą w historii drużyną, która zdołała obronić trofeum.

Wiedeń, Ernst-Happel-Stadion, 24 maja 1995, środa. Czasy, które część naszych czytelników pewnie w miarę dobrze pamięta, ale już raczej nie nasza redakcja (sam autor tekstu miał wówczas 4 lata i mieścił się na stojąco pod stołem). W trzecim w historii finale Ligi Mistrzów mierzą się ze sobą AC Milan i Ajax. Dla tych pierwszych to trzeci finał z rzędu – w pierwszym polegli 0:1 z Marsylią, rok później zaś w meczu, który przeszedł do legendy, rozgromili 4:0 Barcelonę. W składzie Włochów między innymi Massaro, Simone, Albertini, Costacurta czy 26-letni Paolo Maldini. Włoski zespół prowadził Fabio Capello.

Obecność w finale Holendrów była natomiast sporą niespodzianką. Zapewne nikt o zdrowych zmysłach na starcie rozgrywek raczej nie pomyślałby, że podopieczni Louisa Van Gaala są w stanie dotrzeć aż do finału. Milan, choć wciąż pozostawał faworytem, z pewnością wiedział jednak, że nie może lekceważyć rywala. Przede wszystkim dlatego, że miał już okazję mierzyć się z nim dwukrotnie w fazie grupowej i w obu przypadkach... przegrał (0:2 i 0:2).

W Ajaksie grali wówczas tacy piłkarze, jak 23-letni Edwin Van der Sar, 24-letni bracia De Boer, 21-letni Marc Overmars, 21-letni Edgar Davids, 17-letni Nwanko Kanu, 18-letni Clarence Seedorf czy 18-letni Patrick Kluivert. W podstawowym składzie Holendrów na tamten finał wybiegło zaledwie dwóch zawodników po 25. roku życia – para stoperów Blind-Rijkaard. Jak miało się jednak okazać, młodzi gniewni wspierani przed duet doświadczonych środkowych obrońców zdołali pokonać Milan i po raz trzeci. Bramkę na wagę zwycięstwa zdobył w 85. minucie Patrick Kluivert, który na murawie zameldował się kwadrans wcześniej. To zaś, że piłkę do siatki wpakował w nieco pokraczny sposób nie miało wówczas absolutnie żadnego znaczenia.

O tym, że był to najlepszy Ajaks w historii świadczy jednak nie tylko tamten triumf oraz fakt, że wspomnieni wyżej piłkarze przez lata utrzymywali się w ścisłym europejskim topie. W kolejnej edycji Champions League ekipa ze stolicy Kraju Tulipanów była bowiem o krok od powtórzenia wyczynu z sezonu 1994/95. Drużyna Van Gaala ponownie zdołała dotrzeć do wielkiego finału, w którym na Stadionie Olimpijskim w Rzymie mierzyła się z Juventusem Marcelo Lippiego (warto wspomnieć, że w fazie grupowej Ajaks dwukrotnie pokonał Real – 1:0 i 2:0). Co ciekawe, po triumfie w poprzednim roku kształt zespołu pozostał praktycznie niezmieniony. Z podstawowego składu odszedł w zasadzie tylko (i aż) Frank Rijkaard, który przeniósł się, żeby było zabawniej, do Milanu.

O ile jednak, poprzednio końcówka finału okazała się szczęśliwa, o tyle w Rzymie złośliwy los upomniał się o swoje, najpierw pozbawiając Ajax drugiego z rzędu triumfu w rzutach karnych, a następnie każąc czekać na drużynę będącą w stanie obronić trofeum 21 lat. Turyńczycy w serii jedenastek okazali się bezbłędni, w ekipie Holendrów mylili się natomiast Davids i doświadczony Silooy.

Do czasu historycznego wyczynu Realu Madryt jest to chyba przypadek, w którym najbliżej było tego, by ktoś zdołał obronić trofeum Ligi Mistrzów. Były co prawda wspomniane trzy z rzędu finały Milanu, było też kilka klubów, które dwa lata z rzędu dochodziły do ostatniego meczu rozgrywek, by wspomnieć chociażby Juventus (porażka 1:3 z Borussią rok po triumfie z Ajaksem), Valencię (dwie przegrane – z Realem i Bayernem) czy Bayern (porażka z Chelsea i wygrana z Borussią). Nikt jednak nie był aż tak blisko napisania historii, na którą – jak miało się okazać – poczekać trzeba było jeszcze 21 lat. Holendrzy od opisanych wydarzeń do dziś zresztą nie doczekali się swojego klubu w finale Champions League.

Może i trochę rozpisaliśmy się na temat wydarzeń, które z całą pewnością można uważać za futbolową prehistorię. Czasami jednak wychodzimy z założenia, że przy okazji potyczek takich, jak ta wieczorna na Johan Cruyff ArenA, warto niektóre rzeczy związane z historią rywala zgłębić czy też – w przypadku dłuższych stażem kibiców piłki – po prostu je przypomnieć. Bo nieraz zamiast cieszyć się z teoretycznie dość dobrego dla nas losowania, nie zaszkodzi zaczerpnąć świadomości, że nie tylko kluby wymieniane w pierwszym szeregu europejskich mocarstw mogą pochwalić się fascynującym żywotem. Zupełnie nieistotne jest to, że raczej nie podzielamy opinii Louisa Van Gaala, który stwierdził ostatnio, że obecny Ajax jest na poziomie tego, który sam prowadził do największych w dziejach sukcesów.

Na koniec, skoro już tak wzięło nas na studiowanie historii i wspominki, nie możemy nie zostawić jeszcze jednej rzeczy, tym razem już bezpośrednio związanej i z Ajaksem, i z Realem Madryt. Nie mielibyśmy nic przeciwko, gdyby dziś Królewscy także dali nam coś, co zapadnie nam na długo w pamięć.

Tak, o nożycach Benzemy też pamiętamy, ale tamtej akcji poszukajcie już sobie sami! Tacy już jesteśmy podli.

Bukmacherzy z TOTALbet przygotowali coś specjalnego i doładowali kurs na to, że w dzisiejszym spotkaniu Real wygra, a w meczu padnie ponad 2,5 gola na 3.00!. Bez doładowania kurs wynosi 2,45. Warto skorzystać z okazji

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!