Advertisement
Menu
/ Maylo

Real – Celta 2:3. Real okradziony!

Real Madryt – Celta Vigo 2:3

Królewscy przystępowali do tego meczu w roli zdecydowanego faworyta. Kontuzje Zidane’a i – co podano tuż przed meczem – Raula wymusiły na trenerze Luxemburgo zmiany w przewidywanym składzie. Francuskiego geniusza zastąpił Guti, natomiast miejsce naszego kapitana, zdobywcy bramki w meczu z Serbią, zajął Robinho. Szczególnie obecność tego drugiego piłkarza mogła napawać optymizmem kibiców pamiętających jego występ w poprzednim meczu, z Cádiz, kiedy to jego pojawienie się na murawie odmieniło grę Realu.

A propos kibiców – ci mogli po tym meczu wiele się spodziewać. Dla nowych piłkarzy (a także Woodgate’a) był to pierwszy występ na nowym stadionie i wedle wszelkiego prawdopodobieństwa zależeć im powinno na wywarciu dobrego pierwszego wrażenia. Problem polegał na tym, że przeciwnik był wcale nie z dolnej półki. Jak pisałem przed meczem, Celta Vigo to nie byle jaki beniaminek, a drużyna doświadczona, silna, ze znanymi nazwiskami w składzie. I niestety potwierdziło się to aż za dobrze.

Celta od początku przycisnęła i już w 7. minucie powtórzyła się sytuacja z meczu w Kadyksie – przy rzucie rożnym obrońcy Realu nie potrafili skutecznie upilnować przeciwników i... stało się, co się stało. Po dośrodkowaniu Canobbio nie dał rady umieścić piłki w bramce Baiano, ale – jak mawiał wieszcz – co się odwlecze, to nie uciecze. Do piłki dopadł Contreras i bez kłopotu wbił ją między słupki. 0:1.

Strata gola o(t)rzeźwiła podopiecznych Vanderleia Luxemburgo. Rzucili się do ataku, a szczególną aktywnością wykazywał się… no przecież, że Robinho, a nie Guti. Biegał, rozgrywał piłkę, podawał, dośrodkowywał, strzelał. Grał za całą drużynę (jak mecz temu).

Tak się jednak złożyło, że to jego rodacy dali nam wyrównanie. Baptista wpadł w pole karne gości i w chwili, gdy próbował wykonać zwód, został sfaulowany przez Diego Placente. Rzut karny! Do piłki podszedł Ronaldo, pewnie strzelił w prawy róg i było 1:1!

Po zdobyciu gola Królewscy nie spoczęli na laurach (a to niespodzianka!) i naciskali dalej. Ogółem w pierwszej połowie byli w posiadaniu piłki przez 60% czasu i przekuwali to na sytuacje bramkowe. José Manuel Pinto Colorado, portero gości, bronił jednak bezbłędnie, a jego koledzy z pola grail bardzo mądrze i rozważnie. Czekali na ataki Realu, przyjmowali je na własnej połowie, a gdy tylko udawało się je przerwać przed oddaniem strzału, wyprowadzali kontry. Obie strony miały sporo szczęścia, że do 43. minuty nie straciły gola.

Wtedy właśnie, dwie minuty przed regulaminowym końcem pierwszej połowy, skończyło się szczęście gości. Do wybitej przez ich obrońców piłki dopadł na mniej więcej 40. metrze Helguera, wysokim lobem wrzucił ją z powrotem w pole karne Celty, a tam Júlio Baptista, mimo asysty Sergio, posłał ją do bramki. Piękna akcja, piękny strzał i niebrzydki wynik: 2:1 dla Realu Madryt. I gdy już wydawało się, że z jednobramkowym prowadzeniem Królewscy udadzą się do szatni, Paco Pavón ręką dotknął piłkę w polu karnym po centrze Lopeza i mieliśmy drugi w tym meczu rzut karny. Ze strzałem Canobbio Casillas dał sobie radę, ale przy dobitce Antonio Nuñeza był już bezsilny. Real Madryt – Francisco Pavón 2:2 i po chwili koniec pierwszej połowy. A na marginesie – który to już raz były gracz Realu strzela mu gola (i to tak ważnego)?

Pierwsze 45 minut podsumować można krótko: Robinho grał bardzo dobrze, środek pola prezentował się poprawnie, a skrzydła nie pokazywały nic. I po co było sprzedawać Solariego? W tym meczu jego obecność na murawie mogłaby (choć oczywiście nie musiała) okazać się zbawienna. Już lepiej było się pozbyć Gutiego, jeśli weźmie się pod uwagę, że z naszych pomocników grał najgorzej.

Druga połowa, w której od początku w miejsce Pavona grał Sergio Ramos, zaczęła się co prawda od niegroźnego strzału gości, ale potem atakować zaczął Real. Swoje okazje mieli Baptista i Ronaldo, wciąż bardzo dobrze prezentował się Robinho. Mecz zaostrzył się, sędzia coraz częście odgwizdywał faule, mnożyły się nieudane zagrania gospodarzy. A taktyka Fernando Vazqueza okazała się wybornie dostosowana do rywala. Wyprowadzane kontry raz po raz docierały pod bramkę Casillasa.

Efekt? Gol dla Celty, niestety. Canobbio przerzucił piłkę nad Helguerą i Casillasem, ta uderzyła w spód poprzeczki i w linię bramkową. No właśnie – w linię. 2:3, ale ten gol nie miał prawa być uznany, bo piłka nie przekroczyła linii bramkowej! Nie był to zresztą jedyny poważny błąd pana Ramireza Domingueza. Pod koniec drugiej połowy nie odgwizdał ewidentnego jednoczesnego (sic!) faulu na Robinho i Baptiście w polu karnym Celty (fotografia gola obok, faulu – poniżej).

Real po stracie stworzył jeszcze kilka okazji pod bramką gości (swój strzał oddał nawet Sergio Ramos), ale nie udało się po raz trzeci pokonać Pinto i wyrównać na 3:3. Amen.

Podsumowując mecz, powiedzieć należy przede wszystkim, iż nasza taktyka okazała się tymczasem autentycznym bublem. Luxemburgo nie potrafił wykrzesać ze zmęczonych reprezentacyjnymi meczami piłkarzy tego, na co ich stać, nie potrafił ich zmusić do maksymalnego wysiłku i wykorzystania atutów. Fernando Vázquez tymczasem przygotował swoją drużynę wzorowo, co było widać przez niemal cały mecz.

Zganić trzeba w pierwszym rzędzie dwóch piłkarzy. W polskiej lidze za taki mecz Guti i Pavón odesłani by zostali do drużyny rezerw i mało prawdopodobne, by ją opuścili w celu innym, niż odejście z klubu. Señor Pérez powinien się zastanowić, czy aby tego naszego nadwiślańskiego zwyczaju nie przenieść nad rzekę Manzanares. W ramach promocji do tej dwójki dołączyć może Raúl, który dał fatalną zmianę. Zastępujący Pavona Sergio Ramos zaprezentował się, jak na tak słaby mecz całej drużyny, bardzo dobrze i szkoda, że tak źle zapamięta swój debiut.

Jeśli do tego wszystkiego dołożymy ewidentne i fatalne błędy sędziego (nieuznany gol dla nas, uznany dla Celty, nieodgwizdany karny dla nas) oczywiste się staje, że Real tego meczu wygrać po prostu nie mógł.

Aby jednak zakończyć choć z cieniem optymizmu, pochwalić należy Robinho, który już drugi raz z rzędu był naszym najlepszym graczem i choć nie prezentował się wybitnie, to dryblował (choć bardziej pod publiczkę, niż dla rzeczywistej korzyści drużyny), ciągnął akcje, starał się rozgrywać piłkę. Ba, zdobył nawet gola! Tyle tylko, że sędzia go nie uznał, gdyż na biernym spalonym był Ronaldo. A propos biernego spalonego – jest to chyba najbardziej kontrowersyjny punkt zasad gry w piłkę nożną. A propos Ronaldo – i jego można pochwalić, choć raczej za wypełnianie zadań środkowego pomocnika, niż napastnika. Stosunkowo poprawnie grali też: Roberto Carlos i przede wszystkim Júlio Baptista.

SKÅ?ADY
REAL MADRYT:
Casillas – Salgado, Helguera, Pavón (45’ Sergio Ramos), Roberto Carlos – Gravesen (67’ Raúl), Beckham (77’ Pablo García), Baptista, Guti – Robinho, Ronaldo
CELTA: Pinto – Sergio, Contreras, Placente – Oubiña, Núñez (82’ Aspas), Ã?ngel López, Canobbio (85’ Silva), Iriney – Baiano

GOLE
Contreras – min. 7
Ronaldo – min. 36 (karny)
Baptista – min. 43
Núñez – min. 46
Canobbio – min. 77

KARTKI
: Salgado, Gravesen – Iriney
: –

STATYSTYKI
Strzały (celne): 24 – 13 (6 – 5)
Rzuty rożne: 6 – 4
Spalone: 3 – 0
Interwencje bramkarzy: 6 – 11
Faule: 17 – 17
Posiadanie piłki: 59% – 41%

Klikając tutaj, ściągnąć możecie klip ze wszystkimi bramkami z tego meczu (Created by Maylo).

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!