Advertisement
Menu

Cenne zwycięstwo na Wyspach Kanaryjskich

Królewscy zbliżyli się do lidera

Nie był to najlepszy dzień dla Realu Madryt, dlatego tym bardziej należy docenić zwycięstwo nad Gran Canarią. Królewscy zagrali fatalną pierwszą połowę, z mnóstwem strat i brakiem pomysłu, ale potrafili wziąć się w garść i odwrócić losy spotkania. Wygrana pozwoliła zbliżyć się do Fenerbahçe, które dosyć niespodziewanie przegrało z Chimkami. Do tego dodała zawodnikom pewności siebie przed trudnym starciem z Olympiakosem pojutrze. Trudno wyróżnić dzisiaj jednego gracza Królewskich, bo wielu z nich w najbardziej skomplikowanych momentach potrafiła zachować zimną krew. Najwięcej jednak zrobili Llull, Campazzo oraz Rudy.

Pierwsza kwarta była bardzo nierówna w wykonaniu Królewskich. Pamiętając ostatnie mecze z Gran Canarią, które madrytczycy rozpoczynali słabo, tym razem chcieli ruszyć do ataku od pierwszych sekund. Zaczęło się dobrze od dwóch łatwych rzutów. Później jednak drużyna wyglądała na mocno rozkojarzoną. Seryjne straty pozwoliły Kanaryjczykom nie tylko na odrobienie strat, ale też na wyjście na prowadzenie. Pablo Laso poprosił o chwilę przerwy, przemówił do zawodników i podziałało. Ostatecznie to Real Madryt minimalnie wygrał pierwszą kwartę (16:15) dzięki akcji „2+1” w wykonaniu Llulla w ostatnich sekundach.

Po krótkiej przerwie Blancos wrócili do słabej gry. Do tego przestali trafiać za trzy punkty, co w pierwszych minutach wychodziło im całkiem nieźle. Ogromnym problemem pozostawały straty. W pierwszej połowie Królewscy zgubili aż dwanaście piłek… Dla porównania Gran Canaria miała w tym momencie ledwie dwie straty. W takiej sytuacji trudno o korzystny wynik, a jeśli do tego dodamy kiepską skuteczność, łatwo szybko wypaść z meczu. Gospodarze wykorzystali słabość madrytczyków i przed przerwą zbudowali sobie przewagę (34:27).

Czas spędzony w szatni nie podziałał korzystnie na Real Madryt. Gran Canaria, prowadzona przez Olivera, zwiększyła dystans do dziesięciu punktów. W końcu jednak podopieczni Pabla Laso wzięli się do pracy, głównie za sprawą Sergio Llulla. Ofensywa znacznie częściej potrafiła tak rozegrać piłkę, żeby mieć dobrą pozycję do rzutu. Udało się nieznacznie zmniejszyć stratę, lecz wszystko miało się rozstrzygnąć w ostatniej kwarcie. W niej emocji nie brakowało. Początkowo wynik kształtował się blisko remisu, ale Campazzo postanowił wrzucić wyższy bieg. Znakomicie rozgrywał, a Rudy trafił dwie bardzo ważne „trójki”. Zmęczeni Kanaryjczycy nie byli już tak skuteczni jak wcześniej i nie potrafili znaleźć odpowiedzi. Real Madryt odniósł cenne wyjazdowe zwycięstwo, dzięki czemu zbliżył się w tabeli do lidera.

67 – Herbalife Gran Canaria (15+19+22+11): Oliver (12), Eriksson (7), Balvín (8), Báez (12), Rabaseda (8), Magette (2), Vene (0), Pasečņiks (7), Paulí (11), Tillie (0).

75 – Real Madryt (16+11+25+23): Causeur (4), Randolph (10), Tavares (8), Llull (16), Taylor (5), Rudy (11), Campazzo (7), Reyes (2), Ayón (10), Deck (2), Prepelič (0), Thompkins (0).

Statystyki | Tabela

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!