Advertisement
Menu
/ marca.com

Real idzie łeb w łeb z Dijonem

Na razie Francuzi wygrywają o 28 minut

Znalezienie w jednej z pięciu najsilniejszych lig drużyny, która oprócz Realu Madryt zaliczałaby równie fatalną passę bez zdobycia bramki graniczy z cudem. Tak czy inaczej, Królewscy mają jednego godnego konkurenta. Mowa o francuskim Dijonie, który nie trafił do siatki od 437 minut, czyli przez 28 minut dłużej niż Królewscy. Les Rogues pozostają bez choćby pojedynczego gola od 15 września, gdy przegrali 1:3 z Angers. Od 13. minuty tamtej potyczki Dijon nie potrafił pokonać bramkarza rywali w konfrontacjach z Reims (0:0), Lyonem (0:3), Strasbourgiem (0:3) i Amiens (0:1).

Dijon w zeszłym sezonie zajął w Ligue 1 jedenaste, najlepsze w swojej historii miejsce, a obecną kampanię rozpoczął z wysokiego C. Trzy kolejne zwycięstwa w trzech pierwszych ligowych potyczkach (2:1 z Montpellier, 2:0 z Nantes i 4:0 z Niceą) pozwoliły ekipie Oliviera Dall'Oglio zajmować wraz z PSG pierwsze miejsce w tabeli. Bardzo ciekawym zbiegiem okoliczności jest to, że również Real Madryt po trzech seriach gier w lidze hiszpańskiej miał na koncie tyle samo punktów i również mógł pochwalić się taką samą liczbą oczek, co lider. To jednak nie koniec zbieżności. Królewscy, podobnie jak Dijon, byli na tamtym etapie sezonu drugą najczęściej trafiającą do siatki ekipą w rozgrywkach (Real 10 goli, Dijon 8), a także mogli pochwalić się szczelną defensywą. Keylor i Courtois wyciągali piłkę z siatki łącznie dwa razy, a Rúnarsson zaledwie raz. Podstawowa różnica polega na tym, że Dijon obecnie znajduje się na 16. miejscu w tabeli, cztery punkty nad strefą barażową.

– To wszystko ma dla mnie wyjątkowo gorzki posmak. Każda z tych porażek wygląda podobnie i budzi frustrację. Brak nam skuteczności. Zbliżamy się do bramki, ale brakuje dobrego podania i strzału. Cały tydzień ćwiczymy celność, ale kiedy przychodzi co do czego, nie jesteśmy pewni siebie. Nikt się nas nie boi – komentował ostatnio sytuację w swoim zespole trener Dall'Oglio.

Kryzys Dijonu w najlepszy sposób obrazuje Júlio Tavares. Pochodzący z Republiki Zielonego Przylądka 29-letni napastnik to najlepszy strzelec w historii klubu (67 goli w 206 meczach). W bieżących rozgrywkach trzykrotnie trafiał do siatki – oczywiście w trzech pierwszych meczach. Jego historia jest jednak dość ciekawa. Swój pierwszy profesjonalny kontrakt podpisał w wieku 23 lat, po tym jak zdecydował się rzucić dla piłki... grę w bule. Tavares był mistrzem regionu w tym tradycyjnym francuskim sporcie. – Rozpocząłem karierę w tej grze po tym, jak przez lata zabawy z przyjaciółmi zdołałem osiągnąć dobry poziom. Ten sport wymaga dużej precyzji i koncentracji, podobnie jak w sytuacjach, kiedy masz przed sobą bramkarza – opowiadał atakujący w wywiadzie dla FIFA. Co jeszcze ciekawsze, legenda Dijon pierwsze kroki w piłce stawiała jako... golkiper.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!