Advertisement
Menu

Dortmundzkie pandemonium

Real nigdy nie wygrał na boisku Borussii

Piekło, pandemonium, żółta febra, królestwo ciemności. Jeśli kibice Realu mieliby sięgnąć pamięcią do swoich doświadczeń i odnaleźć nietuzinkowe synonimy dla stadionu Borussii, najpewniej zakręciliby się w rejonach tych określeń, a w głowach dudniłby im cytat z Dantego: „Porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy tu wchodzicie”. Signal Iduna Park to dla Królewskich istny koszmar i nie jest łatwo wskazać jakikolwiek inny obiekt, na którym ekipa z Madrytu radziłaby sobie aż tak fatalnie w ostatnim dwudziestoleciu – 6 oficjalnych meczów, 0 zwycięstw, 3 remisy i 3 porażki. Bilans tak kuriozalny, że piłkarski laik gotów byłby pomyśleć, że to co najwyżej zestawienie wyników Boruty Zgierz na boisku Pelikana Łowicz, a nie najlepszej drużyny świata na jakimkolwiek stadionie. Jak to się stało, że Los Merengues nigdy nie wygrali w Dortmundzie?

Historia pierwszych starć Realu z BVB nie jest wcale tak odległa, jak mogłoby się wydawać. Traf chciał, że oba kluby po raz pierwszy wpadły na siebie w Europie dopiero w sezonie 1997/98, a na dodatek był to już etapu półfinału Ligi Mistrzów. Niektórzy mogą nawet pamiętać większość piłkarz, którzy zagrali w tamtym dwumeczu, bo nazwiska Raúla, Gutiego, Roberto Carlosa czy Redondo nie powinny być nikomu obce.

Pierwsze spotkanie rozegrano na Santiago Bernabéu, gdzie Los Blancos pewnie wygrali po trafieniach Morientesa i Karambeu. Ale tamten wieczór mógł potoczyć się zgoła odmiennie, gdyby nie dzisiejszy delegat boiskowy Realu, Agustín Herrerín. Przed pierwszym gwizdkiem arbitra Ultrasi tak mocno szarpali za kabel, którym bramka była przywiązana do trybuny, że ta złamała się i padła na murawę. Trzeba było dokonać zmiany, ale nikt nie przewidział takiego scenariusza i na stadionie nie było zapasowej bramki. Niemcy domagali się, żeby przyznać im zwycięstwo walkowerem i zakończyć mecz wynikiem 0:3. Wtedy do akcji wkroczył Agustín Herrerín w poszukiwaniu rozwiązania, którego nikt inny nie potrafił dostrzec. Wielu twierdzi, że La Séptimę wygrał przede wszystkim on, a nie bramki Morientesa i Karambeu w półfinale czy gol Mijatovicia w finale.



Kiedy drużyny czekały na murawie na rozwiązanie, Agustín wziął sprawy w swoje ręce, wsiadł do vana DKV i z Bernabéu popędził z pełną prędkością do starego miasteczka sportowego w eskorcie dwóch radiowozów, żeby znaleźć inną bramkę i przywieźć ją na stadion. Przerywanie łańcuchów, wyciągnięcie bramki z magazynu, ciężka praca, żeby wnieść ją na vana, przywiązać i dowieźć na obiekt Królewskich. Agustín wracał vanem jak szalony i pędził przez Paseo de la Castellana. Dzisiaj dostałby z tysiąc mandatów po 500 euro i odebrano by mu prawo jazdy. Na stadionie trzeba było jeszcze rozbijać przejścia, żeby przepchnąć bramkę i móc dotrzeć z nią na murawę. To historia rodem z produkcji Hollywood, ale bez Herrerína nie byłoby tego awansu. Niemcy chcieli wygrać go w biurach UEFA, a Real wywalczył go vanem, przełamując łańcuchy siłą silnika DKV i przekraczając wszystkie przepisy drogowe. Wszystko trwało 75 minut, a gdy mecz mógł w końcu się odbyć, piłkarze Realu wypracowali dwubramkową zaliczką.

W Dortmundzie wystarczyło nie stracić żadnego gola, by miesiąc później móc obrać kurs na Amsterdam. I ta sztuka udała się Królewskim. Spotkanie na Westfalenstadion zakończyło się bezbramkowym remisem, a Los Blancos mogli nawet pokusić się o zwycięstwo. Roberto Carlos posłał pocisk rakietowy ziemia–powietrze, który wylądował na poprzeczce, a Fernando Morientes znalazł się w sytuacji sam na sam z Klosem, lecz nieudolnie próbował go przelobować. Tuż po ostatnim gwizdku wszystkie te okazje szybko odeszły w niepamięć, a piłkarze Realu mogli świętować ze swoimi kibicami. Jeszcze wtedy wydawało się, że stadion Borussii jest dla Królewskich szczęśliwym obiektem.

15 kwietnia 1998 roku, 1/2 finału Ligi Mistrzów
Borussia Dortmund – Real Madryt 0:0 (0:0)

Borussia: Klos; Reuter, Binz, Kree (Zorc 10'); Feirsinger, But, Ricken (Timm 75´), Möller, Heinrich; Tanko (Decheiver 69´), Chapuisat.
Real: Illgner; Panucci, Hierro, Fernando Sanz, Roberto Carlos; Karembeu, Redondo, Seedorf (Guti 85´), Amavisca; Raúl (Jaime 73´), Morientes (Víctor 88´).

Drugą potyczkę w Dortmundzie może już pamiętać szersze grono kibiców. Mowa o sezonie 2002/03, gdy w Lidze Mistrzów rozgrywano jeszcze dwie fazy grupowe. I właśnie w drugiej z nich broniący tytułu Real znalazł się w jednej grupie z Borussią, Milanem i Lokomotiwem. Pierwsze spotkanie między oboma klubami odbyło się na Santiago Bernabéu i nie należało do najłatwiejszych przepraw. Po półgodzinie gry Królewscy przegrywali 0:1, a wielkolud Jan Koller mógł cieszyć się z jednej z niewielu bramek strzelonych w karierze zza pola karnego. Podopieczni Vicente del Bosque wygrali jednak ostatecznie po trafieniach Raúla i Ronaldo, ale już wtedy było wiadomo, że mecz w Niemczech może okazać się nie lada przeprawą.

I taką się okazał. Real jechał do Dortmundu, będąc w nie najlepszej sytuacji w tabeli, bo poza wygraną z BVB, przegrał z Milanem i zremisował u siebie z Lokomotiwem. Królewscy za wszelką cenę musieli zdobyć choć jeden punkt, by podtrzymać nadzieje na wyjście z grupy. Po 30 minutach wynik był jednak identyczny, jak tydzień wcześniej. Koller stanął oko w oko z Ikerem Casillasem, huknął z całej siły i zrobiło się 1:0. Co gorsza, mijały kolejne minuty, a na tablicy wciąż widniał ten sam rezultat. Aż nadeszła ostatnia minuta. Real ruszył z kontrą, Óscar Mińambres podał na skrzydło do Zizou, a ten znalazł w polu karnym Javiera Portillo, który plasowanym strzałem dał gościom punkt, w ostatecznym rozrachunku zaważający o awansie do dalszej rundy. Los Blancos doszli wtedy do półfinału, w którym odpadli z Juventusem, a kilkanaście dni później Del Bosque musiał pakować walizki.

25 lutego 2003 roku, druga faza grupowa Ligi Mistrzów
Borussia Dortmund – Real Madryt 1:1 (1:0)
1:0 Koller 23'
1:1 Portillo 92'

Borussia: Lehmann; Metzelder, Madouni, Wörns, Dedé (Amoroso 90'); Evanilson (Ricken 80'), Reuter, Frings, Kehl; Everthon (Reina 88'), Koller.
Real: Casillas; Míchel Salgado, Pavón (Portillo 90'), Helguera, Roberto Carlos; Makélélé, Conceição (Guti 68'); Figo (Mińambres 72'), Raúl, Zidane; Ronaldo.

Na kolejne mecze między Realem a Borussią trzeba było czekać aż dekadę. Królewscy już w grupie trafili na Niemców oraz Manchester City i Ajax. Przed startem rozgrywek wydawało się, że to piłkarze José Mourinho są murowanymi kandydatami do zajęcia pierwszej lokaty, a ich głównym rywalem mieli być Anglicy. Rzeczywistość szybko jednak zweryfikowała taki scenariusz. Hiszpanie jechali do Dortmundu jako lider grupy, ale ze sporymi brakami w defensywie, ponieważ kontuzjowani byli Álvaro Arbeloa, Marcelo i Fábio Coentrão, a na prawej obronie z konieczności musiał wystąpić Sergio Ramos. Z kolei mecze sprzed 10 lat pamiętał już jedynie Iker Casillas.

Jak to bywało w przeszłości, Królewscy znów jako pierwsi musieli przyjąć powitalny gong w postaci gola. Tym razem, ku uciesze wielu Polaków, dzwoniącym okazał się być Robert Lewandowski. Błąd popełnił Pepe, a były snajper Lecha pewnie pokonał Ikera, nie wiedząc jeszcze, że był to dla niego jedynie przedsionek do tego, co miało się wydarzyć kilka miesięcy później. Na bramkę Lewego szybko odpowiedział Cristiano Ronaldo, który przelobował Romana Weidenfellera i wydawało się, że Real może zachować pozycję lidera i wywieźć z niemieckiej ziemi choć jeden punkt. Niestety w drugiej połowie gra drużyny nie uległa poprawie, a BVB skorzystało na błędzie Casillasa, który wypiąstkował piłkę wprost pod nogi Marcela Schmelzera, a ten długo nie zastanawiał się, co z nią robić, i po chwili było 2:1. Tak wynik utrzymał się już do końca meczu, po którym Xabi Alonso stwierdził, że Borussia miała trochę farta, a Mourinho apelował, by nie dramatyzować. Los Blancos wracali jednak do Madrytu jako wicelider i pozostali już na tej pozycji do samego końca, ponieważ w stolicy Hiszpanii było 2:2.

24 października 2012 roku, faza grupowa Ligi Mistrzów
Borussia Dortmund – Real Madryt 2:1 (1:1)
1:0 Lewandowski 36'
1:1 Cristiano 38'
2:1 Schmelzer 64'

Borussia: Weidenfeller; Piszczek, Subotić, Hummels, Schmelzer; Kehl, Bender (Gündogan 67´); Reus (Perisić 90´), Götze (Schieber 87´), Großkreutz; Lewandowski.
Real: Casillas; Ramos, Varane, Pepe, Essien; Xabi Alonso, Khedira (Modrić 20´); Di María, Özil, Cristiano Ronaldo; Benzema (Higuaín 73´).

Los chciał, że Real z Borussią spotkały się raz jeszcze w tamtej edycji Ligi Mistrzów. W półfinale, ale za podsumowanie meczu w Dortmundzie wystarczy ten obrazek:



Po spotkaniu Mourinho zapewniał, że remontada jest możliwa i faktycznie, w Madrycie Królewskim zabrakło jednego gola, by zagrać w finale z Bayernem, ale drużyna obudziła się zbyt późno i na strzelenie trzeciej bramki zabrakło już czasu. To Borussia pojechała do Londynu, a Mou podzielił los Del Bosque i po sezonie pełnym rozczarowań i konfliktów żegnał się z Santiago Bernabéu.

24 kwietnia 2013 roku, 1/2 finału Ligi Mistrzów
Borussia Dortmund – Real Madryt 4:1 (1:1)
1:0 Lewandowski 7'
1:1 Cristiano 43'
2:1 Lewandowski 50'
3:1 Lewandowski 55'
4:1 Lewandowski 66'

Borussia: Weidenfeller; Piszczek (Großkreutz 83´), Subotić, Hummels, Schmelzer; Gündoğan (Schieber 92´), Bender, Błaszczykowski (Kehl 82´), Götze, Reus; Lewandowski.
Real: Diego López; Sergio Ramos, Pepe, Varane, Coentrão; Khedira, Xabi Alonso (Kaká 80´); Modrić (Di María 68´), Özil, Cristiano Ronaldo; Higuaín (Benzema 68´).

Nie upłynęło wiele wody w Wiśle, a Real znów wpadł na BVB, tym razem w ćwierćfinale Ligi Mistrzów. Nic nie zapowiadało, że rewanżowe spotkanie może przynieść jeszcze jakiekolwiek emocje. Królewscy gładko wygrali 3:0 w Madrycie i wydawało się, że do Dortmundu jadą już bardziej w celach rekreacyjnych i utrzymania korzystnego rezultatu. Nic bardziej mylnego. Co prawda Real już na początku meczu mógł przypieczętować awans, ale karnego zmarnował Ángel Di María i już po pierwszej połowie było 2:0 dla gospodarzy. Fatalnie grał Illarramendi, obrona bujała w obłokach i gdyby nie wejście Casemiro oraz fatalne pudło Mychitariana, który zamiast do pustej, postanowił powtórzyć wyczyn Gonzalo Higuaína i trafić w słupek, historia mogłaby się potoczyć zgoła odmiennie. Do ostatnich sekund wszyscy obgryzali paznokcie, a Cristiano Ronaldo szalenie machał rękoma na ławce. Królewscy awansowali ostatecznie do półfinału, gdzie rozbili Bayern w drobny mak, a kilka dni później sięgnęli po tak długo wyczekiwaną La Décimę.

8 kwietnia 2014 roku, 1/4 finału Ligi Mistrzów
Borussia Dortmund – Real Madryt 2:0 (2:0)
1:0 Reus 24'
2:0 Reus 37'

Borussia: Weidenfeller; Friedrich, Hummels, Durm, Piszczek (Aubameyang 82´); Kirch, Jojić, Reus, Mhkitaryan, Großkreutz, Lewandowski.
Real: Casillas; Carvajal, Pepe, Ramos, Coentrão; Illarramendi (Isco 46´), Xabi Alonso, Modrić; Bale, Di María (Casemiro 73´), Benzema (Varane 92´).

Ostatnie mecze między jutrzejszymi rywalami to już całkiem świeża historia. Przed rokiem Real ponownie trafił na Borussią w grupie i znów okazało się, że dortmundczycy są jednym z najtrudniejszych przeciwników, z którymi Królewskim przyszło mierzyć się w europejskich pucharach. Co ciekawe, pora rozgrywania spotkania było niemal identyczna, bo mecz w Niemczech odbył się 27 września, ale to nie jedyna analogia do zeszłorocznych wydarzeń. Wówczas Los Blancos też nie prezentowali najlepszej formy i kibice raczej nie spodziewali się gładkiego zwycięstwa. Już przed wylotem do Dortmundu pisało się o „żółtej klątwie”, ponieważ Real zanotował wcześniej dwa remisy – 1:1 z Villarrealem i 2:2 z Las Palmas.



Spotkanie na Signal Iduna Park również zakończyło się podziałem punktów, choć drużyna Zizou dwukrotnie wychodziła na prowadzenie po uderzeniach Cristiano i Varane'a. Ostatecznie stanęło na 2:2, a identyczny wynik padł kilka tygodni później na Bernabéu. Tamten dwumecz pokazał jednak, że czasami trzeba przejść przez piekło, aby odnaleźć swoje niebo, którym dla madrytczyków był wygrany finał w Cardiff.

27 września 2016 roku, faza grupowa Ligi Mistrzów
Borussia Dortmund – Real Madryt 2:2 (1:1)
0:1 Cristiano 17'
1:1 Aubameyang 43'
1:2 Varane 68'
2:2 Schürrle 88'

Borussia: Bürki; Piszczek, Sokratis, Ginter, Schmelzer; Weigl, Gonzalo Castro, Götze (Schürrle 58'), Guerreiro (Mor 78'), Dembélé (Pulisic 73'); Aubameyang.
Real: Navas; Carvajal, Ramos, Varane, Danilo; Modrić, Kroos, James (Kovačić 68'); Cristiano, Bale, Benzema (Morata 88').

Choć pamiętane jeszcze przez wielu wyjazdowe wygrane z Schalke czy Bayernem mogą sugerować, że bilans Realu w Niemczech jest korzystny, to niestety tak nie jest. Real 32-krotnie grał z naszymi zachodnimi sąsiadami na wyjeździe i wygrał… 5 meczów. 7 razy padł remis, a aż 20 razy górą byli gospodarze. Sam stadion Borussii jest niemal najgorszym miejscem dla Królewskich, którzy słabsze rezultaty notowali w Europie tylko na obiektach Juventusu – 0 wygranych, 1 remis i 5 porażek.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!