Advertisement
Menu

Bananowy poniedziałek: Błysk Walijczyka, asysta magika i wieczór cukrzyka

Zapraszamy do lektury

Miałem już gotowy kolejny fragment w niezbyt przychylnym świetle traktujący o Garecie Bale'u, ale jak zwykle okazało się, że pisanie czegokolwiek przed meczem kompletnie mija się z celem. No nic, podczas gdy ja wierszówkę będę musiał uzupełnić inną treścią, pierwsi nawróceni będą pukać i nieść wieści o Bale'u dobrym piłkarzu.

A tak na poważnie – miejmy nadzieję, że to kapitalne depnięcie i podcinka na pełnym spokoju przy golu na 3:1 ma na celu udowodnienie, że Zidane jedynie blefował z tym czteromiesięcznym okresem dochodzenia Walijczyka do pełni formy. Niech ta bramka rzeczywiście będzie zwiastunem lepszego jutra, a nie tylko – jak często dotychczas bywało – pojedynczym błyskiem przed kolejnymi miesiącami szarady/leczenia.

Jeśli narzekałem na Bale'a (a zdarzało się to dość często), to przecież nie dlatego, że źle mu życzę, lecz dlatego że zwyczajnie nie podobała mi się jego gra. A że nie podobała mi się przez większość czasu – coż, tak jak wspomniałem, to na pewno nie kwestia tego, że się na niego perfidnie uwziąłem. Kiedy trzeba, potrafię jednak docenić graczy, którzy nawet jak im nie idzie przez dłuższy czas, w kluczowym momencie, choćby w pojedynczej akcji, potrafią pokazać, że są w stanie robić rzeczy zarezerwowane dla nielicznych. To wyznacznik klasy.

* * *

Wyjątkowo niesprawiedliwym byłoby też jednak ujmowanie zasługi podającemu w tej sytuacji Isco. Przecież takiego arcydzieła trudno było się domyślić nawet z perspektywy telewidza. Coraz częściej przekonuję się, że chyba nie ma już rzeczy, której Franciszek nie byłby w stanie na boisku zrobić. Pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że gdyby stanął między słupkami, obroniłby strzał w sytuacji, po której padł gol na 1:1.

Fakt, że broniłem Isco od samego początku, dziś dostarcza mi codziennie masę słodyczy. Choć wciąż uważam, że jego styl i tak jest idealnie skrojony pod Barcelonę.

* * *

Trochę żal mi było tego Borjy, bo jak dotąd miał chłopak ewidentnego pecha. Jak nie bramka ostatecznie zakwalifikowana jako samobój (na wyjeździe z Levante w 2016 roku), to nieuznany gol przez mocno wątpliwego spalonego (w minioną środę).Oczami wyobraźni widziałem już jak nasz canterano przez niesprzyjające okoliczności losu podąża drogą Grzegorza Rasiaka, który wzorem do naśladowania Harry'ego Kane'a nie stał się wyłącznie przez niezaliczone trafienie w ligowym debiucie w barwach Tottenhamu przeciwko Liverpoolowi.

W niedzielę jednak wreszcie kamień z serca. Brama w stylu rasowej dziewiątki i olbrzymi udział przy drugiej (nagana za pogubienie się przed polem karnym, pochwała za świetny rajd i niezłą kiwkę w ostatniej fazie akcji). Umiejętność znalezienia się w odpowiednim miejscu i czasie oraz szczypta farta – może się mylę, ale to chyba tymi cechami powinien się w głównej mierze charakteryzować dobry napastnik. Przeciwko Baskom zagrały obie rzeczy.

No nic, tak trzymać, z niecierpliwością czekam na więcej. Wydaje mi się, że fajny z ciebie gość i tym razem nie ma w tym cienia ironii. Grunt tylko, by zbyt prędko nie uwierzyć w to, że jest się drugim Raúlem. Porównania do niego potrafiły zaszkodzić już zbyt wielu wychowankom. Jak na razie w pełni wystarczy, byś małymi kroczkami po prostu uciszał debatę dotyczącą sprowadzenia drugiego napastnika. Nawet jeśli tego nie przeczytasz, myślę, że i tak świetnie sobie z tego wszystkiego zdajesz sprawę.

Swoją drogą, do wczoraj nie miałem bladego pojęcia, że Mayoral, podobnie jak Nacho, jest cukrzykiem. Cóż, jeden powód więcej, by mu kibicować. Nawet gdy bardzo się postaram, nie potrafię sobie wyobrazić sytuacji, w której codziennie musiałbym sobie robić zastrzyki.

* * *

W sobotę gdzieś do godziny 17:40 wierzyłem, że Getafe może się w tej lidze przydać do czegoś więcej niż zaniżania frekwencji (choć akurat przedwczoraj przeciwko Barcelonie było przyzwoicie), wzajemnego wyzywania się ze znienawidzonym Leganésem i raczenia stylem, od którego – przynajmniej do całkiem niedawna – ciekawsze wydawało się podziwianie procesu jełczenia masła.

Jak miało się jednak okazać, wcale nie musisz umieć na prezentacji perfekcyjnie żonglować piłką, by koniec końców wejść między dwóch (warto zauważyć, że niejeden zawodnik na miejscu Paulinho by się w tamtej sytuacji po prostu położył), walnąć z ostrego kąta i ostatecznie przesądzić o czyjejś bezużyteczności.

Teraz pora na to, by wreszcie z dobrej strony pokazał się kolejny z mistrzów żonglerki – Theo Hernández. Kompletnej tragedii z Realem Sociedad nie było, ale jakoś – nie wiem skąd we mnie tego typu odczucia – jest w tym gościu coś, co mnie drażni. I wbrew pozorom wcale nie jest to fryzura lepiona na psią ślinę.

* * *

To jak, w końcu tkwimy w kryzysie czy jednak mamy najszerszą kadrę na świecie? Łysy stracił kontrolę nad sytuacją czy jednak potrafił dać zespołowi kopa po dwóch wpadkach, w których zwyczajnie zabrakło nam szczęścia? Tyle się już tego wszystkiego naczytałem, że uczciwie przyznam, iż sam kompletnie zgłupiałem.

Tak czy inaczej, do następnego!

* * *


create free polls | comment on this



Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!