Advertisement
Menu

Bananowy poniedziałek: Smutna sobota, kilka zasadnych pytań i szukanie winnego

Zapraszamy do lektury

Tak, sobota była wyjątkowo smutnym i ponurym dniem. Pal już jednak licho zachmurzenie, latające nad głową odrzutowce (wada mieszkania blisko lotniska wojskowego, choć w dniach odbywającego się w tym samym miejscu Opener Festivalu jest jeszcze gorzej), zaliczony pogrzeb, rozczarowujące dożynki czy ten zafajdany remis z Levante.

Przedwczoraj swoje 32. urodziny obchodził bowiem Luka Modrić. Tak już mam i nic na to nie poradzę, że za każdym razem, gdy któryś z moich ulubionych piłkarzy coraz wygodniej rozsiada się w czwartym dziesięcioleciu żywota, w oczy zagląda mi przerażające widmo zbliżającego się schyłku i – w konsekwencji – pożegnania. Dni, w których do karku przypinają zaś kolejne wiosny, stanowią apogeum przygnębienia.

W czasach, gdy w futbolu coraz częściej triumfują kreowani na ludzkie maszyny atleci, zawodnicy tacy, jak Luka Modrić są na wymarciu. Jeśli bowiem ktoś tylko wspomina o pojęciu piłkarskiego talentu, pomocnik z orlim nosem jest pierwszym piłkarzem, z którym je kojarzę (w Messim jest mimo wszystko zbyt wiele automatyzmu, bym mógł uważać go za artystę, co oczywiście nie odpina mu łatki geniusza). Być może już o tym kiedyś wspominałem – choć nie jestem do końca pewien – ale od czasu, gdy kibicuję Królewskim, przed Modriciem tylko jeden gracz z piłką przy nodze potrafił sprawić, że odczuwałem kompletny spokój – Zinédine Zidane.

Tak jak ponad 10 lat temu trzeba było z nieopisanym bólem w sercu pożegnać Francuza, tak w takie dni, jak miniona sobota zaczynasz sobie uświadamiać, że również Luka nie jest nieśmiertelny oraz że – jakkolwiek brutalnie to zabrzmi – końca jest już niestety bliżej niż dalej. Z drugiej strony, świadomość tego pomaga jeszcze bardziej doceniać każde kolejne cudowne zagranie w jego wykonaniu. Na tę chwilę Luka jest tak naprawdę chyba jedynym graczem, który w moich oczach jest nie do zastąpienia w żaden sposób.

Czy w przyszłości – jak twierdzi wiele osób – Mateo Kovacić może stać się jego naturalnym następcą? Choć początkowo bez ogródek i z pełnym przekonaniem stwierdzałem, że młodszy z Chorwatów jest według mnie piłkarzem bez jakichkolwiek zalet (ewentualnie takim, który od czasu do czasu przejdzie trzech zawodników, a następnie poda najgorzej jak tylko się da), to jednak dziś nawet pomimo pewnych różnic w sposobie gry obu panów muszę przyznać, że niewykluczone, iż mogłem się srogo mylić.

Tak czy owak, w historii Mateusza nigdy nie będzie tyle romantyzmu, co w tej Luki. Zawsze jakoś bardziej za serce chwyta opowieść, w której ktoś osiąga spektakularny sukces pomimo tego, że za dzieciaka w czasie treningów gdzieś niedaleko słyszysz wybuchające bomby i wcale nie chodzi o te lądujące w bramce. Choć – żeby nie było – debiut Mateo w Lidze Mistrzów jako młodego szczawika przeciwko ekipie, z którą później, jak miało się okazać, dwukrotnie zgarnie uszaty puchar, z fabularnego punktu widzenia również ma swój niepowtarzalny urok.

* * *

Czy przed końcem okienka transferowego można było założyć, że w którymś momencie Karim Benzema dozna kontuzji? Tak, z całą pewnością można było.

Czy przed końcem okienka transferowego można było założyć, że w momencie, gdy Karim Benzema jest kontuzjowany, Gareth Bale jest bez formy? Tak, można było.

Czy prawdopodobnym jest, że w trakcie sezonu sytuacja się odwróci (czytaj: Benzema bez formy, Bale kontuzjowany). Nie chcę być czarnowidzem, ale w moim odczuciu to więcej niż prawdopodobne.

Czy Gareth Bale jest środkowym napastnikiem? Nie, Gareth Bale nie jest środkowym napastnikiem.

Czy Cristiano Ronaldo nie powtarzał setki razy, że nie jest i nie będzie środkowym napastnikiem? Powtarzał i to w naprawdę dobitny sposób.

Czy władze Realu Madryt na kilka miesięcy przed zakończeniem rozgrywek w sezonie 2016/17 zdawali sobie sprawę z tego, że zatrzymanie napastnika klasy Álvaro Moraty bez zmieniania jego statusu w zespole było absolutnie niemożliwe? Musieli zdawać sobie sprawę, chyba że urodzili się przedwczoraj.

Czy można było więc nie zadać sobie pytania, czy Real Madryt przypadkiem nie potrzebuje napastnika? Jak widać, chyba można było. Ale i tak zupełnie tego nie rozumiem.

Jako że i tak nic już w tej kwestii nie zdziałam (w sumie od początku nie byłem w stanie tego zrobić), temat braku drugiego napastnika poruszam dziś po raz ostatni. Borja, pokaż, że jesteś lepszy od Javiera Portillo i po prostu zakończ tę dyskusję.

* * *
Theo: „Był kontakt i powinien być karny po faulu na mnie”.

Zaczynasz tę przygodę od złej strony, amigo.

* * *

Z obalaniem pomników, sprzedawaniem całego składu, oraniem pługiem murawy Santiago Bernabéu, wywalaniem łysego, spaleniem drewnianego czy gadaniem o przerżniętym mistrzostwie warto byłoby się jednak mimo wszystko jeszcze chwilę wstrzymać. Przecież mówienie o przegranej lidze po trzech ligowych kolejkach jest tak absurdalne, że... że aż sam nie mogę wpaść na odpowiednio mocne porównanie, choć przecież zazwyczaj przychodzi mi to bez większego kłopotu.

Od Realu Madryt należy wymagać – to jasne jak słońce. Po starciach takich jak z Levante krytyka również jest rzecz jasna jak najbardziej na miejscu. Trudno jednak pojąć przy tym to, jak wielu ludzi w tej krytyce dostaje małpiego rozumu. Jakby odcięło im prąd niezbędny do dokonania trzeźwej oceny sytuacji.

Mimo wszystko, spoglądając na sprawę z nieco innej perspektywy, wydaje mi się, że fakt, iż co poniektórzy po dwóch remisach potrafią otwarcie mówić o kryzysie, jest w dużym stopniu wyznacznikiem klasy zespołu. Cóż, nie od dziś wiadomo przecież, że kibice wielkich drużyn potrafią być bardzo często największymi marudami i niewdzięcznikami na świecie. Sam zresztą udowodniłem to kilka akapitów wyżej.

* * *

Przyznaję, że z fejkową wypowiedzią Verrattiego na temat Isco dałem się w zeszłym tygodniu złapać jak ostatni amator. Z drugiej strony cieszy, kiedy zdajesz sobie sprawę, że ktoś dociera do tego momentu tekstu. Aż sam się dziwię, że widzę w tej sytuacji jakieś pozytywy.

* * *


create free polls | comment on this


Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!