Advertisement
Menu
/ elpais.com

Granero: Relację Mou z Barça naznaczyła porażka 5:0

Wywiad z wychowankiem Królewskich

Esteban Granero, obecnie zawodnik Espanyolu, udzielił wywiadu Manuelowi Jaboisowi i dziennikowi El País. Przedstawiamy pełne tłumaczenie tej rozmowy z wychowankiem Królewskich.

Nie wydajesz się piłkarzem.
Weź…

Ale chodzi o to, że nie wiem, jak to wytłumaczyć.
Ja też nie.

Dlaczego grasz?
Bo lubię. Mój starszy brat ma ode mnie 12 lat więcej. Kiedy byłem maluchem, zapytał czy chcę zostać piłkarzem. Odpowiedziałem, że tak, a on stwierdził: "No to musisz słuchać wszystkiego, co będę ci mówić". To był bardziej jego kaprys niż mój. Jednak jestem bardzo konkurencyjną osobą i kiedy zacząłem, nie mogłem przestać, musiałem być lepszy od wszystkich. W futbolu znalazłem narzędzie do kanalizowania tej energii.

Cieszysz się tym?
Bardzo. W porażce i w zwycięstwie.

Wytłumacz.
Nie lubię przegrywać, nie podoba mi się to. Ale jeśli poprosisz o jakieś momenty z życia, które wspominam z sympatią, to na pewno nie opowiem o tych dobrych, a o tych ciężkich. Takich, po których się podnosiłem.

Poproszę przykład.
Dzień mojego debiutu w Primerze, kiedy wyrzucono mnie po pięciu minutach. Ale jak mam nie wspominać dobrze takiego dnia?

Co tam się stało?
Byłem w Getafe trzy dni. Po przyjściu Laudrup zaprosił mnie do swojego biura i zapytał jak gram. Następnego dnia mnie wystawił, a ja po pięciu minutach kopnąłem rywala. Z Espanyolu!

Pierwszą czerwoną kartkę zobaczyłeś na Espanyolu, a pierwszego gola w oficjalnym meczu zdobyłeś na Cornelli, stadionie Espanyolu, kiedy trafiłeś w barwach Realu Madryt. Trafienie zadedykowałeś Jarque, kapitanowi Espanyolu, który zmarł kilka tygodni wcześniej.
Dokładnie.

Co pomyślałeś po tamtej kartce w debiucie?
Że zagrał pierwszy i ostatni mecz w La Lidze, że miałem pięć minut w elicie. Do tego przegraliśmy właśnie przez to, że musieli grać w dziesięciu.

Tak źle jednak nie było.
W następnym tygodniu graliśmy o życie w Pucharze UEFA, strzeliłem gola w dogrywce i awansowaliśmy. To jest futbol, masz w nim egzamin co każde 5 minut, co każde 3 dni. Żaden nie jest decydujący, ale każdy może taki być. Cały czas idziesz pod górkę. Ja cieszę się z dochodzenia na szczyt, ale to jest szalone i nawet śmieszne. Kiedy jednak schodzisz na dół, myślisz o tym, że chcesz to powtarzać całe życie.

Ten pierwszy rok w Getafe był historyczny.
Doszliśmy do finału Pucharu Króla i do ćwierćfinałów Pucharu UEFA. Wyrzucił nas Bayern. W Monachium zremisowaliśmy 1:1. W rewanżu od razu wyrzucili nam De la Reda, ale grając w dziesiątkę prowadziliśmy 1:0 do ostatniej minuty. Wtedy trafił Ribéry. W dogrywce prowadziliśmy 3:1, ale zdołali zdobyć te dwie bramki. Takie są te wielkie kluby.

Nie grałeś w rewanżu.
Byłem zawieszony za kartkę z Monachium. Przy rożnych Laudrup przydzielił mi zadanie rozpraszania Kahna. Przy dośrodkowaniu ruszyłem na niego i dostałem dwoma rękawicami, a do tego na mnie nastąpił. Poszedł poskarżyć się sędziemu, ten przyszedł i pokazał mi kartkę.

To chyba częste zagrywki, co?
Z Oliverem Kahnem było tego najwięcej.

W następnym roku Pepe skopał Casquero na Bernabéu.
To działo się w kontrze. Biegłem za nimi i widziałem wszystko. Chciałem podbiec i ogarnąć sytuację, ale wyprzedził mnie kolega, który otrzymał od Pepego cios, więc szybko się oddaliłem. Pepe nikogo tam nie słuchał.

Kiedy wróciłeś do Realu, rozmawiałeś o tym z nim?
Tak. Powiedzmy, że nie miał dobrej miny. Nie lubił o tym rozmawiać.

Wróciłeś do ekipy Pellegriniego.
Real miał opcję odkupu i zapytaliśmy, co chcą zrobić. Powiedzieli, że jej nie wykorzystają. Jednak kiedy zaczęliśmy rozmowy z innymi klubami, zadzwonił Valdano i powiedział, że mnie chcą. Poprosiłem o rozmowę z Pellegrinim, bo sądziłem, że chcą mnie znowu wypożyczyć, ale on powiedział, że do 31 sierpnia jestem członkiem ekipy. „Udowodnij, ile jesteś wart, a ja obiecuję, że będę sprawiedliwy”, powiedział. Muszę przyznać, że tak było. Kupiono wtedy Xabiego, Kakę, Cristiano, Albiola, Arbeloę i Benzemę, ale miałem świetne przygotowania i zacząłem sezon w pierwszym składzie.

Pellegrini.
Bardzo go lubiłem. Przekreślił go Alcorcón. Mówiono, że wyszliśmy zrelaksowani, ale to typowy argument, kogoś, kto nie siedzi w piłce. Nie ma czegoś takiego, jak wyjście na relaksie, a na pewno nie jedenastu ludzi w jednym meczu. Gra się dobrze lub źle, ale jeśli zaczynasz mecz i masz złe podania, tracisz piłki, to wszystko kosztuje coraz więcej, a rywale mają coraz łatwiej. Rewanż na Bernabéu był jeszcze gorszy.

Mourinho.
Bardzo sprawiedliwy i bezpośredni gość. „Chcę, żeby robił to i poprawił to, bo inaczej u mnie nie pograsz”. Mówi się, że Mou jest defensywny, ale tak nie jest. On po prostu nadaje duże znaczenie przejściom. Jeśli atakujesz, atakujemy wszyscy, a jak tracimy piłkę, skupiamy się wszyscy na odbiorze. To nie oznacza bycia defensywnym. Jeśli odbierasz piłkę z tyłu, kontrujesz. Jeśli tracisz piłkę wysoko, rozciągamy zespół, by szybko ją odzyskać. Mourinho przede wszystkim nie chciał straty i automatycznego wracania. To nie jest bycie defensywnym.

Ale przeciwko Barcelonie bez żadnych skrupułów czekaliście w obronie. Wszyscy pamiętają tę frustrację Cristiano w półfinale Ligi Mistrzów.
To prawda, tak. To był praktycznie taki mechanizm ochronny.

Dlaczego?
Bo w pierwszym meczu przeciwko nim zlali nas 5:0. To mocno wpłynęło na Mou i naznaczyło jego relację z Barça. Widać to było w kolejnych ustawienia i bolesnych porażkach jak ta w Lidze Mistrzów. Jednak w tym samym sezonie zagraliśmy z nimi w finale Pucharu Króla i wygraliśmy. W moim ostatnim Klasyku na Camp Nou wygraliśmy 1:2 w lidze rekordów po tamtym podaniu Özila do Cristiano.

Jaki na boisku był Özil?
Ma ciekawy przypadek, który dotyczy też mnie: wydaje się, że nie biega wystarczająco. Dzisiaj jednak mamy w zasięgu wszystkie statystyki: przebiegnięty dystans, sprinty, szybkość… Wychodzi na to, że widzimy dwóch zawodników z tymi samymi cyferkami, ale jeden wydaje się dawać z siebie wszystko, a drugi już nie. Na przykład, Beckham. Miał sławę angażującego się, a prawda jest taka, że biegał sporo, ale nie tyle, na ile to wyglądało. Ale na boisku patrzyłeś na niego i myślałeś, że ten gość nie staje.

Raúl.
Wobec mnie był niesamowity. Raúl i Guti, obaj. Bez nich moja kariera w Realu byłaby inna. Pomagali, wskazywali, korygowali. Byli zawsze przy młodych.

Guti zaczyna karierę na ławce.
Będzie zadowolony. Na boisku był delicją: inna szybkość, inny język, widzenie peryferyjne nie do osiągnięcia dla innych. Do tego jedna z najlepszych osób, jakie znam. Kiedyś powiedział Pellegriniemu, że powinienem wyjść w pierwszym składzie zamiast niego, bo prezentowałem się lepiej.

Wow…
Zawsze był bezpośredni i szczery. Bardzo szlachetny gość.

Raúl.
Jeśli w sezonie mieliśmy 200 minimeczów na treningach, on wygrywał 200. Raúl był wygraną, Raúl był Realem Madryt. Kto z nim grał, wygrywał zawsze. On nie potrafi nic innego. A ci, którzy występowali w jego zespole, prezentowali się tak doskonale, że gdy zamieniali plastrony, wydawali się kimś zupełnie innym. On od nich wymagał, rządził nimi, inspirował. Nie wywoływał awantur, wystarczyło jego spojrzenie.

W San Sebastián miałeś najtrudniejszy moment: zerwałeś więzadło w kolanie i wypadłeś na pół roku.
To był mecz Ligi Mistrzów, źle stanąłem i coś poczułem. Grałem dalej, ale zacząłem biec i nie dałem rady biec dalej, połamałem się. Nie masz jednak czasu na żale. Już następnego dnia podejmujesz decyzje, podążasz za protokołem i zaczynasz pracę. Pracujesz jako kontuzjowany, a to jest dużo intensywniejsza robota niż ta zawodnika zdrowego.

W Espanyolu napotkałeś Quique Sáncheza Floresa.
Posłuchaj tego. Przyszedłem do Realu w wieku 8 lat na testy. Masz tam setki dzieci. W drugim etapie biorą cię na taki społeczny turniej. Była połowa lat 90. i wtedy każdej ekipie przypisano nazwisko gracza pierwszej ekipy. Ja grałem w zespole „Quique Sáncheza Floresa”.

Powiedziałeś mu o tym?
Nie, proszę cię.

Jak żyje się w mieście Barçy?
Cudowna mniejszość, jak siebie tu nazywamy. Kiedy jesteś w mniejszości, musisz pokazać, że jesteś inny, że jesteś bliżej siebie, że jesteś bardziej zjednoczony z kibicami, że tworzycie coś innego. Tutaj ktoś do ciebie podchodzi i mówi: „Słuchaj, jestem perico”. Wyobraź sobie kibica Barcelony: „Słuchaj, jestem za Barçą”. Ta, jasne. To bardzo emocjonalny klub, który przeżył wiele trudnych momentów. Wyszedł z tego z ranami, ale też z wielką siłą i dumą.

Grałeś tego lata na Dembelé w sparingu z Borussią.
Zagrali na połowę gwizdka, nie mogę go oceniać.

Messiego nigdy nie widziano grającego na połowę gwizdka.
Obaj jesteśmy z 1987 roku i znam go od 15. roku życia. Pojechaliśmy z kadetami Realu na turniej Villarrealu i mieszkaliśmy w hotelu z Barceloną. Miałem dobre stosunki z ludźmi, których znałem z kadry, czyli Piqué, Valiente czy Ceskiem.

I co się stało?
W hotelu spotkałem Piqué. W tamtych czasach zawsze ich ogrywaliśmy. Piqué zobaczył mnie i mówi: „W tym roku z wami wygrywamy”. Odpowiedziałem: „Cholera, nie wygracie nawet w żartach”. „Zobaczysz”, powiedział. „Mamy nowego, który jest świetny”. „Kogo?”, zapytałem. „Tamtego tam”. Wtedy wskazał na basen, a ja zobaczyłem malutkiego chłopczyka, naprawdę malutkiego. Siedział nad basenem z nogami w wodzie, zamyślony. Piqué to żartowniś, zawsze taki był, więc pomyślałem, że robi sobie jaja. Naprawdę pomyślałem coś takiego: „Robi sobie ze mnie jaja i jeszcze żartuje ze swojego kolegi”. Wtedy po raz pierwszy zobaczyłem Messiego.

I jak przebiegł mecz?
Zmiażdżył nas. Wygrali 3:0. Przy każdym wznowieniu ustawiał się do pierwszego podania i zostawał z piłką. Był spektakularny. Bardzo niski i silny jak skała. Jednak największym szaleństwem było to, jak prowadził piłkę. Przyklejona do nogi w bestialski sposób, odebranie mu jej było niemożliwe. Wywierał wrażenie, strach budziło to, kim może zostać. Piętnaście lat później spotkałem go na murawie i pomyślałem: „Cholera, dalej tu jest”.

Zapowiadał się na to, kim został.
Mój brat po zobaczeniu go na tym turnieju powiedział mi, że on zostanie najlepszy na świecie. Nic wielkiego, bo trudno było tak nie myśleć. Słuchaj, to mój pierwszy rywal: tak było w Realu, tak jest w Espanyolu. Ale fajnie się go ogląda. Przeciwko gigantom walczysz na maksa, a po wszystkim ich oklaskujesz. Moja generacja przeżyła niepowtarzalną epokę z nim i Cristiano.

Nikt nie wytrzymał tyle na takim poziomie.
Wytworzyli niesamowitą przewagę nad resztą. Do tego to są tak różni piłkarze.

Cristiano.
Wszystko, co osiągnął, jest produktem imponującej pracy i ambicji. Patrzysz na Messiego i myślisz, że dotknięto go magiczną różdżką. Patrzysz na gole Cristiano i wiesz, że za nimi stoi milion strzałów na treningu. Widzisz Messiego i wydaje się, że akurat się nawinął i sobie trafił.

Czy skorzystali na tym, że w tym samym czasie pojawił się ten drugi?
Może byliby tacy sami bez tego drugiego. Cristiano jest ogromnie konkurencyjny. Zawsze powtarza: „Statystyki, statystyki”. Mówisz mu coś, a on odpowiada: „Statystyki”. Podaj mu liczby.

Gracie z Realem za dwa tygodnie. Trafiliście na początku sezonu na wielkich w ich domach.
Tak jest lepiej. Minie kilka miesięcy i u siebie przyjmiemy ich inaczej, będziemy mieć większe szanse. Jeśli wyjdziemy z tego żywi, mamy dobre perspektywy. Jednak jasne, że potem może przyjechać Leganés i ograć cię na twoim boisku, co ja tam wiem.

Dobrze, że na ławce macie weterana tak zaprawionego w bojach.
To prawda. Quique nie daje miejsca na odpuszczanie i potrafi znaleźć mocne punkty drużyny oraz odpowiednio je wykorzystać.

Gdzie będziesz za 10 lat?
Nie mam pojęcia. Na razie na przykład stworzyłem firmę technologiczną związaną z futbolem. To wszystko pędzi jednak bardzo szybko. Doskonale pamiętam pierwszy raz, gdy usłyszałem o Internecie. To było w 1997 roku. Ojciec powiedział: „Patrz, Internet. Niesamowite. Możesz zobaczyć wszystko na komputerze. Na przykład, przeczytać gazetę”. I gość wydrukował mi okładkę gazety, pokazując ją mi. Wziąłem ją i przeczytałem, że zmarła Lady Diana. Co to ma być. Byłem dzieciakiem, ale niemożliwym było nie wiedzieć, kim jest Lady Di. Byłem podjarany. Co tam Internet, ludzie umierali? Byłem pod wrażeniem, że ojciec wydrukował gazetę w domu, ok, ale Lady Di? Nie żyje?

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!