Advertisement
Menu

Nowy sezon, ten sam Real?

Zapowiedź meczu Deportivo – Real Madryt

Mimo setek milionów twardej europejskiej waluty na wciąż pęczniejącym koncie, mimo rokrocznego zbierania w jednym miejscu najwybitniejszych z najwybitniejszych artystów piłkarskiego rzemiosła, mimo że cel niejednokrotnie wydawał się już na wyciągnięcie ręki, uczuciem, które najczęściej towarzyszyło nam na krajowym podwórku w ostatnim dziesięcioleciu, był głód.

Zdarzały się piękne pościgi, kończące się jednak fiaskiem. Zdarzały się sezony, gdy z pierwszym miejscem trzeba było się żegnać nim w Polsce temperatura za oknem zdążyła po raz pierwszy w roku przekroczyć 20 stopni. Zdarzały się sezony, gdy mistrzowski kielich ściskaliśmy już jedną ręką i jedynie zastanawialiśmy się, jakim trunkiem go wypełnić, by na koniec brutalnie został on nam wyrwany.

Raczej nie wystawimy się dobrowolnie na publiczny lincz, jeśli pokusimy się o stwierdzenie, że ligowe rozgrywki w ostatnich kilku-kilkunastu latach miały pełne prawo pozostawić w naszych sercach solidne zadry. Do tego stopnia, że w zeszłym sezonie triumf w Primera División na liście celów stał na równi lub nawet nieco wyżej niż wygranie Ligi Mistrzów. Jak doskonale wiemy, ekipie Zinédine'a Zidane'a koniec końców udało się zgarnąć oba trofea. O ile jednak w zeszłym sezonie zapisaliśmy się na stałe w historii jako pierwsza drużyna, która zdołała dwa razy z rzędu triumfować w Champions League, o tyle teraz najwyższy czas dokonać sztuki, która po raz ostatni wyszła nam 10 lat temu – obronić mistrzostwo kraju.

By dobitniej zdać sobie sprawę z tego, ile czasu tak naprawdę minęło, wystarczy wspomnieć, że w kadrze Realu Madryt znajdowali się wówczas tacy gracze, jak Cristoph Metzelder, Miguel Torres, Mahamadou Diarra, Fernando Gago, Royston Drenthe, Javier Saviola, Rubén de la Red, legendarny Javier Balboa czy... Jerzy Dudek. Trenerem Królewskich był zaś Bernd Schuster. Jednym słowem – prehistoria co się zowie. Dziś, wzorem mistrzowskiej ekipy sprzed dekady, pierwszy krok ku obronie tytułu stawiać będzie Real Zizou. Pierwszym rywalem na drodze ku ostatecznemu triumfowi – Deportivo.

Kilka sezonów temu na samą myśl o zbliżającym się starciu na El Riazor kibiców Realu Madryt przechodziły dreszcze, a zawartość żołądka niebezpiecznie podchodziła do góry. Powiedzieć, że był to dla nas stadion przeklęty, to nic nie powiedzieć – do magicznego zagrania Gutiego piętą do Benzemy w 2010 roku Los Blancos przyjeżdżali stamtąd bez trzech punktów przez 19 kolejnych sezonów. Do klątwy dochodziły żyły wodne, uczucie ciężkich nóg i zawroty głowy. Odkąd jednak złowrogi czar w końcu prysł, trzeba przyznać, że idzie nam tam więcej niż przyzwoicie. Ostatni raz punkty na stadionie Deportivo straciliśmy bowiem 6 lat temu (remis 0:0), a w nieodległej przyszłości zdarzało nam się tam urządzać prawdziwe strzelaniny (8:2 w sezonie 2014/15 czy 6:2 w minionych rozgrywkach).

Nie trzeba też raczej nikogo siłą przekonywać, że dzisiejsze Deportivo nie jest nawet w ułamku drużyną o potencjale z czasów Súperdepor Diego Tristana, Roya Makaaya, remontady z Milanem i bitwy o finał Ligi Mistrzów. Ot, nie ubliżając nikomu, średnia klasa niższa. W zeszłym sezonie Galisyjczycy zajęli w lidze 16. miejsce i przez długi czas jedynie dbali o to, by nikt ze strefy spadkowej nie zbliżył się do nich na niebezpieczny dystans.

Tak czy owak, nie wolno zapominać, że to wciąż – jakkolwiek banalnie to zabrzmi – groźny zespół. Wystarczy wspomnieć, że Deportivo na własnym boisku potrafiło w zeszłym sezonie wygrać z Barceloną (2:1) i zremisować z Atlético (1:1), a także przyprawić o zimne poty kibiców Królewskich w starciu na Santiago Bernabéu, gdy Real jeszcze w 84. minucie przegrywał 1:2, by ostatecznie zwyciężyć po golach Mariano i Sergio Ramosa w doliczonym czasie.


No dobrze, a co słychać w naszym obozie? Cóż, wciąż trudno w tym aspekcie pokusić się o jakieś spostrzeżenia z zakresu wiedzy tajemnej. Najprościej byłoby napisać po prostu – bez zmian (oczywiście nie chodzi o brak rotacji). Jak wygrywaliśmy, tak jak na razie wygrywamy dalej. Dwa superpuchary zdobyte w bardzo dobrym stylu, ciągłe utwierdzanie nas przez Zidane'a w przekonaniu, że dysponujemy obecnie – nawet mimo odejścia Moraty, Jamesa czy Pepe – najbardziej wyrównaną kadrą na świecie i widoczny ciągły głód kolejnych sukcesów. Jakkolwiek staralibyśmy się szukać negatywów, wszystko na tę chwilę i tak sprowadzać się będzie do szukania dziury w całym. Po triumfie w superpucharze Hiszpanii nawet dzisiejszy brak Cristiano Ronaldo trudno rozważać bowiem w kategoriach strat nie do powetowania.

Plan na dziś – uwaga, będzie kontrowersyjnie – pewne zwycięstwo. Plan na dłuższą metę – pierwsza od 10 lat obrona tytułu. Choć według starodawnego przysłowia mężczyznę poznaje się nie po tym, jak zaczyna, lecz po tym, jak kończy, to jednak – uwaga, znowu będzie po bandzie – zawsze lepiej i dobrze zacząć, i dobrze skończyć. Tego zarówno przed dzisiejszym meczem, jak i całym ligowym sezonem i sobie, i wam z całego serca życzymy.

Początek meczu o godzinie 22:15, można go oglądać na na platformie Player.pl.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!