Advertisement
Menu

Historio, pisz się dalej!

Zapowiedź finału Ligi Mistrzów

Dojazdówka – po Duodécimę!

Zapowiadanie meczów takich jak dzisiejszy wbrew pozorom często jest zadaniem o wiele bardziej skomplikowanym niż mogłoby się wydawać. Możesz starać się jak najlepiej oddawać w tekście emocje i pompować kibicowskie nastroje. Możesz zagłębiać się w wielowątkowe historie z przeszłości. Potraktować temat na sto różnych sposobów, ale i tak koniec końców jesteś skazany na porażkę. Wszystko za sprawą odczuć, których najzwyczajniej w świecie nie da się opisać za pomocą zawierającego dwadzieścia kilka znaków alfabetu. Zawsze czegoś zabraknie.

Tak, w przypadku wieczornego finału Ligi Mistrzów przeciwko Juventusowi w Cardiff bez cienia wątpliwości mamy do czynienia właśnie z jednym ze starć idealnie pasującym do kategorii na swój sposób „niezapowiadalnych”. Mamy bowiem do czynienia z potyczką, w której po raz kolejny słowa nie są w stanie unieść ciężaru piszącej się na naszych oczach historii i nadziei setek milionów madridistas na całym świecie.

Trzy finały w cztery lata, dwa z nich już wygrane. Dziś zaś szansa na zapisanie się w annałach jako pierwsza w dziejach drużyna, która obroniła trofeum w Champions League. Gdy podczas chudych lat niejednokrotnie powijała nam się noga, gdy Królewscy dostarczali nam więcej bólu niż radości, właśnie tak wielu z nas wyobrażało sobie pewnie to lepsze jutro, o którym myśli trzymały nas przy życiu i nie pozwalały nawet w chwilach największego zwątpienia wyrzucić Realu Madryt z serca.

Dziś w Cardiff w dopełnieniu się tego idealnego scenariusza wspomnianego lepszego jutra trzeba tylko i aż pokonać w stolicy Walii Juventus. Czyli – nie będzie w tym raczej wielkiej przesady – jedną z naszych największych (największą?) zmór w Lidze Mistrzów w XXI wieku. To Stara Dama pozbawiła nas przecież zarówno trzynaście, jak i dwa lata temu szansy na drugie zwycięstwo z rzędu w najbardziej prestiżowych rozgrywkach Starego Kontynentu. To Stara Dama rozpoczęła także naszą ciągnącą się przez kilka sezonów kompromitującą passę seryjnego odpadania w 1/8. To przy Starej Damie królewska korona w naszym herbie często stawała się papierową koroną z Burger Kinga.

O 20:45 na nowo przyjdzie nam stawić czoła demonom przeszłości. Ujęcia z z kręcącym naszymi obrońcami Del Piero, strzelającym nam jak na zawołanie Trézéguet, dopełniającym egzekucji Nedvedem, pudłującym w kluczowym momencie z karnego Luisem Figo, Raúlem Bravo wystawiającym piłkę na strzał życia Marcelo Zalayecie czy Álvaro Moratą pogrążającą swój były – i jak się okazało również przyszły – klub we własnym domu trudno przecież wyrzucić z pamięci ot tak sobie.

Żeby jednak wydźwięk powyższego akapitu nie był aż tak pesymistyczny, należy obowiązkowo dodać, że i Bianconeri mają z nami rachunki do wyrównania. Już raz bowiem przychodziło nam się mierzyć z Juventusem w wielkim finale Ligi Mistrzów – konkretniej w sezonie 1997/98. Los Blancos pokonali wówczas ekipę ze stolicy Piemontu po pamiętnym golu Predraga Mijatovicia:


Trudno nie czuć respektu przed rywalem takim jak Juventus. To znakomity klub o przebogatej tradycji, który na przestrzeni minionych lat wykonał tytaniczną pracę, by znaleźć się w tym miejscu, gdzie znajduje się dziś. Nie zapominajmy jednak, że – w jakkolwiek oklepany sposób to zabrzmi – jesteśmy Realem Madryt. Jesteśmy stworzeni do czynienia rzeczy wielkich, napawających nas dumą i wspominanych następnie przez dziesięciolecia.

No bo – powiedzmy sobie szczerze – kto ma obronić uszaty puchar, jeśli właśnie nie my? Drodzy piłkarze, drogi Zizou, zróbcie to dla siebie, dla nas, a także dla ducha Santiago Bernabéu, od którego śmierci minęło wczoraj 39 lat. Utwierdźcie nas w przekonaniu, że na świecie nie ma drugiego równie wyjątkowego klubu jak Real Madryt. Choć obawy przed konfrontacją tej rangi są nieuniknione, doskonale wiemy, że dysponujecie wszelkimi argumentami, by tego dokonać.

Przypomnijcie nam po raz kolejny to uczucie, gdy uświadamiasz sobie, gdzie leży górna granica szczęścia, którą może zaoferować ci futbol. Jeśli Królewscy ostatecznie wzniosą trofeum ku niebu, po tym sezonie jeszcze bardziej szczęśliwi (o ile to rzeczywiście możliwe) mogą być już chyba tylko kibice jednocześnie Realu i Arki Gdynia.

ĄA por la duodécima!

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!