Advertisement
Menu

Czy BBC powinno grać razem?

Liczby pokazują, że nie…

Carlo Ancelotti jak mantrę powtarzał, że w jego ekipie BBC będzie grać zawsze. Każda konferencja prasowa i każde pytanie dziennikarzy o tę trójkę kończyło się tą samą odpowiedzią: jeśli tylko będą zdrowi, wybiegną na boisko od początku. Gdy Zinédine Zidane objął stery w pierwszym zespole, przyjął podobną retorykę. Jeśli pada tylko pytanie o Cristiano, Benzemę i Bale'a, Francuz pozostaje nieugięty i informuje zgromadzonych na sali, że tridente ma u niego pewne miejsce w składzie i basta. Spoglądając na wartość piłkarską czy marketingową całej trójki, trudno z tym polemizować, ale warto zastanowić się, czy ślepe zapatrzenie w BBC faktycznie wiodło i może wieść drogą do raju. Liczby zdają się temu przeczyć.

Historia madryckiego tercetu zaczyna się w sezonie 2013/14, gdy Gareth Bale za blisko 100 milinów euro trafił na madrycką ziemię. Nim Walijczyk zdążył postawić nogę na boisku, media już promowały nowy atak Królewskich jako jeden z tych, które mogą na zawsze zapisać się w historii klubu, a może i całego futbolu. To miała być siła rażenia, której w Madrycie nie widziano od czasów Di Stéfano, Puskása i Gento. To miał być atak, który zagwarantuje zdobycie tak długo wyczekiwanej Décimy, a Bale miał stać się ostatnim brakującym elementem układanki. Główny cel został zrealizowany i to z nawiązką. Tercet BBC niczym walec rozjechał w Lidze Mistrzów Schalke, Borussię i Bayern, a na koniec Walijczyk nie tylko wyprowadził Real na prowadzenie w pamiętnym finale Ligi Mistrzów, ale kilka dni wcześniej sprawił też, że Internauci do dziś zastanawiają się, czy Bartra jeszcze go goni. O ile dokonań tridente w walce o Puchar Europy nie ma nawet sensu próbować podważać, o tyle warto przyjrzeć się, jak wyglądał wkład całej trójki w pozostałe dokonania Królewskich.

Na początek przyjmijmy pewne założenie – występ BBC liczymy, gdy cała trójka zagrała razem chociaż przez 40 minut w jednym meczu. Spotkania bez BBC to te, gdy na murawie brakowało jednego, dwóch lub nawet każdego z nich albo w komplecie przebywali na boisku zbyt krótko. Wspólna przygoda tridente zaczęła się od falstartu i wizyty na El Madrigal, gdzie co prawda Bale i Cristiano znaleźli sposób na pokonanie Sergio Asenjo, ale zespół wrócił do Madrytu tylko z jednym punktem. Drugi wspólny mecz, który odbył się kilka dni później, okazał się mieć jeszcze bardziej gorzkawy smak. Na Bernabéu przyjechało Atlético i po 90 minutach kibice Atleti mogli udać się pod fontannę Neptuna, kupić kilka zmrożonych Mahou od sympatycznych Hindusów i świętować do rana. Już tamte derby postawiły wiele znaków zapytania, które wydawały się rosnąć za każdym razem, gdy drużynie Ancelottiego przyszło mierzyć się z drużynami o większej renomie niż Getafe czy Espanyol. Wyjątek od reguły stanowiły jedynie potyczki w Lidze Mistrzów, gdzie Real niemal zawsze pokazywał to samo oblicze – giganta potrafiącego stłamsić niemal każdego rywala.

W tamtej lidze, która padła ostatecznie łupem Atlético, BBC zagrało w komplecie jedynie w 16 meczach, a Real wygrał raptem 56% z nich. Kwestionowano zdolności gry defensywnej całej trójki, która niejednokrotnie wydawała się odłączona od reszty zespołu, nie poświęcała się w obronie i czyhała na szybkie kontrataki. Real z BBC nie tylko poległ z Atleti, ale też przegrywał z Barceloną czy Sevillą, a punktami dzielił się z Valencią czy Osasuną. Zgoła odmiennie wygląda statystyka, która pokazuje spotkania bez udziału tridente – 22 ligowe pojedynki i aż 82% wygranych, gdy Los Blancos musieli sobie radzić bez Cristiano, Benzemy lub Bale'a. Jeszcze korzystniej wygląda to, gdy spojrzymy na wszystkie mecze z tamtego sezonu. 35 spotkań przy 86% skuteczności do 25 meczów przy skuteczności na poziomie 67% z BBC. Przepaść. A przecież w tych pozornie niesprzyjających okolicznościach udało się dwukrotnie pokonać Rojiblancos w Pucharze Króla i wygrać jeszcze finał z Barçą. A gdy dołoży się do tego zwycięstwa z Juventusem, Bayernem, Villarrealem czy Valencią, niewyobrażalny dla Carletto obraz mógł nabierać kolorytu.



Ale nie nabierał. W kolejnym sezonie Włoch z uporem maniaka nadal stawiał na BBC, gdy tylko nadarzała się ku temu okazja. Drużyna z Cristiano, Benzemą i Bale'em już na dzień dobry nie zdołała uporać się w dwumeczu z Atleti i przegrała Superpuchar Hiszpanii. Na kolejne wpadki nie trzeba było długo czekać. Najpierw Królewscy przegrali wygrany mecz na Anoecie, chociaż nie zagrał w nim Cristiano. Portugalczyk wrócił już na następną kolejkę, w której Real znowu musiał uznać wyższość czerwono-białego sąsiada. Wydawało się jednak, że ta porażka była silnym podmuchem wiatru w żagle drużyny, która będzie mogła wypełnić gablotę kolejnymi pucharami. Rekordy zwycięstw, świetna gra i mnóstwo goli stawiały Real na pozycji największego faworyta we wszystkich rozgrywkach. Początek 2015 roku przyniósł jednak plagę kontuzji i serię kompromitujących występów.

Blamaż z Atleti, gdy drużyna przegrała 0:4, a BBC nie stworzyło jakiegokolwiek zagrożenia pod bramką, odpadnięcie z Pucharu Króla, ligowe porażki z Valencią, Bilbao i Barceloną, która ostatecznie przekreśliła marzenia Królewskich o mistrzostwie, a do tego fatalne występy w Lidze Mistrzów z Schalke i Juventusem… To nie wszystkie przykłady meczów, które ponownie mogły sugerować, że zespół z Cristiano, Benzemą i Bale'em na boisku nie funkcjonuje tak, jak powinien. Real skończył z pustymi rękoma na każdym froncie, z wyjątkiem Klubowych Mistrzostw Świata i Superpucharu Europy, ale nie trzeba nikogo przekonywać, że te trofea nie stanowiły dla nikogo priorytetu. BBC grało więcej niż rok wcześniej, ale statystyka jest łudząco podobna do ich debiutanckiego sezonu. 24 ligowe mecze i 75% wygranych z tercetem w składzie przy 14 meczach bez nich i 86% zwycięstw. A gdy zsumujemy występy we wszystkich rozgrywkach, wygląda to jeszcze gorzej – 67% wygranych w 36 meczach z BBC do 83% zwycięstw w 23 spotkaniach bez BBC. Znów przepaść, ale tym razem taka, którą latem spróbowano zasypać poprzez zmianę trenera.

Kandydatura Rafaela Beníteza od pierwszego dnia budziła wątpliwości praktycznie u wszystkich kibiców. Co prawda przychodził człowiek, który jest madridistą od dziecka i widać to było już podczas jego prezentacji, gdy z łzami w oczach przemawiał z loży honorowej Bernabéu. Ale przychodził też trener, którego styl gry nie budził entuzjazmu. A na dodatek osobowość i charyzma – lub właściwie jej brak – mogły stanowić dużą niewiadomą w kontekście pracy z zawodnikami ze ścisłego topu, którzy pokazali już za czasów José Mourinho, że twarda ręka szkoleniowca potrafi szybko uschnąć. Obawy wielu szybko znalazły swoje potwierdzenie w wynikach. Benítez miał też tego pecha, a może szczęście w nieszczęściu, jak pokazały wcześniejsze sezony, że na BBC w komplecie mógł liczyć tylko ośmiokrotnie, w tym ani razu w Lidze Mistrzów. Real z Cristiano, Benzemą i Bale'em skompromitował się jednak na Bernabéu i przegrał 0:4 z Barceloną, na dodatek uległ jeszcze Villarrealowi i zremisował z Valencią, co ostatecznie przesądziło o dalszych losach trenera.



Za krótkiego okresu panowania Beníteza zmniejszyła się jednak dysproporcja zwycięstw Realu z i bez BBC w składzie. Z tercetem atakujących Królewscy byli górą w 63% przypadków, ale rozegrali tylko wspomniane 8 spotkań. Wszystko wynikało z tego, że na zmianę z urazami borykali się Benzema lub Bale, a czasem brakowało nawet ich obu, jak choćby w dwóch potyczkach z PSG czy wyjazdowym starciu z Celtą, która była wówczas w świetnej formie. Mimo wszystko bez tridente Los Blancos i tak radzili sobie lepiej – 16 spotkań przy 69% skuteczności zwycięstw, a na dodatek tylko jedna porażka – w wyjazdowym starciu z Sevillą.

W styczniu tego roku nadeszła pora na Zinédine'a Zidane'a. Podobnie jak w przypadku Beníteza, wielu podchodziło do Francuza z dozą sceptycyzmu wynikającego z braku doświadczenia i przejęcia drużyny będącej w totalnej rozsypce, ale też z nadziejami, że przecież gorzej już być nie może. I nie było. Drużyna Zizou co prawda zaliczała pojedyncze potknięcia, ale o mały włos nie wyrwała mistrzostwa Hiszpanii z rąk Barcelony, a co ważniejsze, sięgnęła po Ligę Mistrzów. Ten sezon również zaczął się dla Zidane'a niezwykle obiecująco, bo zespół nie zaznał jeszcze smaku porażki, a były pomocnik wyrównał ligowy rekord zwycięstw, który przy tak wyrównanej stawce wydawał się nie do doścignięcia.

Mecze ze Sportingiem, który Królewscy wygrali rzutem na taśmę, oraz remis z Villarrealem sprawiają jednak, że Zidane podczas konferecji prasowych znów będzie musiał zmagać się z pytaniami o BBC. W meczu z Portugalczykami zagrożenie ze strony tercetu było naprawdę znikome, ale sytuację uratował Cristiano, a z odsieczą przyszedł jeszcze Morata. Jeszcze gorzej było jednak w środę. Trudno powstrzymać się od użycia wulgaryzmów, by opisać występ całej trójki, ale poprzestańmy na stwierdzeniu, że była to po prostu katastrofa. Różnica polega jednak na tym, że w przeciwieństwie do Ancelottiego czy Beníteza, BBC u Zidane'a bronią liczby.



Zizou 11-krotnie mógł liczyć na całą trójkę, a ta do spółki z resztą piłkarzy odwdzięczyła mu się 82% zwycięstw. Co ciekawe, identyczny procent wygranych Real zanotował, gdy na boisku nie było tridente. Istotny szczegół stanowi jednak to, że Zidane bez BBC musiał sobie radzić już 22 razy, ale jego zespół przegrał tylko raz – w lutowych derbach Madrytu. Na tym etapie sezonu pytania o grę tercetu wydają się jeszcze bardziej zasadne nie tylko z powodu samych statystyk, ale też formy zmienników. Álvaro Morata, Lucas Vázquez czy nawet Marco Asensio udowodnili już kilkukrotnie, że znajdują się obecnie w zdecydowanie lepszej dyspozycji niż choćby Cristiano czy Benzema. Wszystko wskazuje jednak na to, że obecny szkoleniowiec Realu woli postawić na BBC nawet wtedy, gdy żaden z nich nie wydaje się być gotowy do gry na 100%. Oczywiście można to tłumaczyć natłokiem spotkań i próbą odzyskania formy właśnie poprzez rozgrywanie meczu za meczem, ale pytanie, czy nie ucierpi na tym samo widowisko, a co istotniejsze – wyniki.

Od początku sezonu 2013/14 Królewscy mają w nogach 176 meczów, ale tylko w 79 z nich mogliśmy oglądać BBC w komplecie. Cristiano, Bale lub Benzema przegapili bez mała 100 spotkań. Najczęściej było to spowodowane absencją Bale'a, który wielokrotnie zmagał się z kontuzją łydki. Najmniej podatny na kontuzje z całej trójki jest Cristiano, ale i on nie ustrzegł się urazów. Na przestrzeni ponad trzech sezonów tylko pięciokrotnie zdarzyło się, że na boisku nie oglądaliśmy żadnego gracza z tercetu BBC. Ostatni raz taka sytuacja miała miejsce w wygranym 3:2 finale Superpucharu Europy z Sevillą. Najistotniejsza statystyka jest jednak druzgocąca dla Cristiano, Benzemy i Bale'a. Aż trudno w to uwierzyć, ale Real z BBC w składzie wygrał jedynie 68% z 79 meczów. Z kolei w 97 spotkaniach bez trójki atakujących Królewscy odnieśli aż 81% wygranych.

Ktoś pewnie napisze, że hola, hola, stop, przecież to wynika głównie z tego, że BBC gra w spotkaniach z trudniejszymi przeciwnikami. Niestety, ale nic bardziej mylnego. Jeśli weźmiemy pod uwagę mecze z najgroźniejszymi rywalami z Hiszpanii i Europy, wygląda to jeszcze gorzej. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że jest to po prostu dramat. Tridente Realu 32-krotnie grało przeciwko najtrudniejszym oponentom i zanotowało… 31% wygranych. A bez nich? 30 starć ze skutecznością na poziomie 63% zwycięstw. Różnica jest wręcz kolosalna.



W stolicy Hiszpanii od kilku lat można wyczuć presję ze strony mediów i kibiców, by w Realu stawiać przede wszystkim na Hiszpanów, a najlepiej jeśli ci byliby jeszcze wychowankami. Problem BBC polega oczywiście na tym, że żaden z nich Hiszpanem nie jest, ale kolejni trenerzy, prezes i klub zdają się w ogóle na to nie zważać. Królewscy przed kilkoma dniami szczycili się tym, że madrycki tercet strzelił dla Realu już 300 bramek. Analizowano poszczególne sezony i wyliczano: ile goli strzelono w danym roku, ile w tych rozgrywkach, a ile w tamtych, a ile jeszcze strzelił ten i ten. Nie wzięto jednak pod uwagę jednego. Ile tych goli padło, gdy faktycznie cała trójka grała razem? Ta liczba nie jest nawet blisko 300, bo gdy BBC grało razem, strzeliło tych goli mniej więcej dwa razy mniej.

Włodarze Realu, a przede wszystkim Zidane, powinni w końcu poważnie zastanowić się, czy bezgraniczna wiara w BBC jest gwarancją sukcesu, bo chyba nikt nie spodziewał się, że atak, za który zapłacono około 250 milionów euro, będzie gwarantował zwycięstwo w tak małej liczbie meczów. Może jednak to jest ten moment, w którym powinno zacząć się stawiać na młodszych i będących w wyraźnie lepszej formie zawodników i poważnie przemyśleć strategię transferową, gdy sytuacja z banem nałożonym przez FIFA w końcu zostanie unormowana. Bo dziś porównywanie BBC z MSN jest jak próba polizania łokcia – z góry skazane na porażkę.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!