Advertisement
Menu
/ MARCA

Navas: Wszystko dzieje się z jakiegoś powodu

Wywiad dla dziennika <i>MARCA</i>

W środku czerwca Keylor Navas pozostaje praktycznie jedynym zawodnikiem w Valdebebas. Kostarykanin nie ma wakacji, bo chce jak najszybciej dojść do siebie po operacji kostki. Jeszcze ze specjalnym butem i kulami przyjął dziennik MARCA, któremu z sympatią i pokorą opowiedział o tym, jak chce triumfować w Realu Madryt.

Jak czujesz się po operacji?
Dobrze, dzięki Bogu wszystko idzie dobrze i regeneruję się w odpowiedni sposób, co jest najważniejsze.

Jak wygląda codzienna rehabilitacja?
Trzeba podchodzić do wszystkiego spokojnie i pracować z radością. Często człowiek myśli o tym, że chce być w innej sytuacji, ale ja nie mam innego wyjścia. Muszę tutaj przyjeżdżać, pracować z fizjoterapeutą i perfekcyjnie ćwiczyć, żeby jak najszybciej być znowu gotowym na 100%.

Ile godzin dziennie pracujesz?
Trzy i pół godziny w Valdebebas. Potem po południu dalej haruję, wykonując różne ćwiczenia na maszynach, które mi udostępniono i wywieziono do mojego domu. Wiem, jak z nich korzystać i że one są podstawą mojej rehabilitacji.

A jak znosisz to, że nie spędzasz wakacji w Kostaryce?
Na szczęście moja rodzina jest tutaj ze mną i wspiera mnie we wszystkim, dzięki temu wszystko jest łatwiejsze. Oczywiście tęsknię za Kostaryką i rodziną, jaką tam mam, ale są chwile, w których trzeba podjąć odpowiednie decyzje. Jeszcze będzie czas, żeby robić inne rzeczy.

Dlaczego poddałeś się operacji? Było tak źle?
W końcu przyzwyczaiłem się do bólu i wydawało się, że nie jest tak duży. Kontrolowałem go, chociaż w czasie gry był ogromny. Po testach zobaczyłem, że trzeba podjąć taką decyzję, bo ona była najlepsza dla mojego zdrowia. Rok był trudny i przyzwyczaiłem się do bólu, chociaż nie takie były zalecenia. Po zakończeniu sezonu trzeba było jednak naprawić problem w samym zarodku.

Ile meczów zagrałeś z blokadą?
Wiele razy musiałem to zrobić, tak. Miałem mecze z wielkim bólem, ale mocno zaciskałem zęby i szedłem do przodu. Każdy zawsze chce grać, ale przyznaję, że kiedy nie występowałem, to dlatego, że byłem szczery i mówiłem, iż nie mogę. Były chwile, kiedy potrzebowałem odpoczynku, żeby móc wyjść na następne spotkanie z większymi siłami.

Kiedy będziesz całkowicie wyleczony?
To wie tylko doktor. [śmiech] Celem jest wyjazd na przygotowania z kolegami, ale trzeba poczekać przez pewien czas i naprawdę zregenerować się na 100%. Jasno wiemy, że wrócę tylko wtedy, gdy będę gotowy na 100% i będę na poziomie, jaki prezentuję zawsze. Będę pracować z chęciami, pokorą i mam nadzieję, że będzie lepiej niż w poprzednim roku. Taki postawiłem sobie cel i wiem, przez jaką pracę mogę go osiągnąć.

To był najlepszy sezon w twoim życiu?
Miałem świetne sezony, ale to prawda, że bycie w Realu Madryt daje szansę na wygrywanie tytułów i to czyni wszystko bardziej wyjątkowym. To nie był dla mnie łatwy rok, bo wszyscy mnie obserwowali, ale zawsze wierzyłem w Boga, moją pracę, moje umiejętności i dzięki temu zanotowałem świetny rok.

Powiedz prawdę, ile razy w trakcie sezonu wracałeś do 31 sierpnia?
Przypominałem sobie o tym na początku, bo kiedy dzieje się coś takiego, nie jest pięknie. Jednak nie jestem człowiekiem, który mocno patrzy na przeszłość i nie mam też wobec nikogo żalu. Wszystko to widziałem jako szansę, jaką Bóg dał mi na spełnianie marzenia, jakim była gra przez rok w Realu Madryt i możliwość zdobywania tytułów. Po czasie zacząłem cieszyć się wszystkim, co robiłem, meczami w lidze czy Lidze Mistrzów. Jestem ogromnie wdzięczny wszystkim, którzy pomogli mi się tutaj znaleźć. Noc 31 sierpnia było gorzkim wydarzeniem, które przeżyłem, ale już wyjąłem to z mojego serca i pozostaję przy samych dobrych sprawach.

W tamten wieczór zostało zapisane, że musisz wygrać Ligę Mistrzów?
Wierzę w Boga i wiem, że on nigdy nie podda mnie czemuś, z czym nie mogę sobie poradzić. Często w życiu nadchodzą próby, których początkowo nie rozumiemy, ale z czasem stają się jaśniejsze. W tamtych chwilach stałem się mocniejszy psychicznie, to także dotyczy mojego serca. To wszystko dało mi więcej sił do pracy. Wszystko dzieje się z jakiegoś powodu i wiedziałem, że przytrafi mi się jeszcze coś dobrego. Czułem to w sercu.

Poza Ligą Mistrzów zdobyłeś też serca ludzi na Bernabéu i swoich kolegów.
To niesamowite co przytrafiło mi się w tym roku. Dla mnie wychodzenie na ten stadion, gra na nim, ludzie wykrzykujący moje imię… Ta sympatia kolegów, zaufanie od trenerów… Wszystkie te dobre rzeczy były nagrodą za wysiłek, jaki wykonałem, bo nikt niczego mi nie podarował, walczyłem o bycie tutaj każdego dnia, pracowałem duszą. Na końcu Bóg dał mi szansę na cieszenie się z tych wszystkich rzeczy, które przyjmuję z wielką satysfakcją.

Co było dla ciebie większym zawrotem głowy? Pierwszy mecz na Bernabéu, przejęcie „1” po Casillasie czy pierwszy mecz po 31 sierpnia?
Nigdy nie przywiązywałem wagi do numerów. Oczywiście „1” to bardzo piękna cyfra dla bramkarza, ale jeśli dostałbym „2000”, „1000” czy „98”, to też uznałbym takie liczby za swój numer. Casillas był doskonałym bramkarzem i miał niesamowitą karierę w Realu Madryt. Trzeba to szanować i podziwiać, ale kiedy rozpoczął się sezon, w bramce byłem ja, to była moja szansa, to był moment na napisanie mojej historii. Postaram się napisać tutaj piękną historię, żeby ludzie zapamiętali mnie jako wielkiego piłkarza i świetnego człowieka.

Skąd Keylor Navas bierze taką szybkość i taki refleks?
To ciekawe, bo ja uważam, że szybkość ma każdy zawodnik. Albo to masz, albo tego nie masz. Myślę, że ja mam tą umiejętność bycia szybkim, ale miałem trenerów bramkarzy, którzy bardzo mi pomogli i którzy potrafili rozwijać metody treningowe, dzięki którym mogłem być w dobrej dyspozycji. Od 14. roku życia miałem wielu trenerów… Conejo, Morę w Saprissie, Cano w Albacete, w Levante spotkałem Llopisa, który jest też teraz tutaj. Wszyscy rozumieli mój sposób bronienia i pomagali mi się rozwijać. Posiadanie Llopisa w Realu jest kluczowe, bo on zna mnie tak dobrze. Wie, kiedy mamy popracować mocniej i kiedy muszę odbyć dłuższą drzemkę po południu, a kiedy muszę pracować spokojniej, żeby podejść do meczu w odpowiedni sposób.

Ile godzin poświęcacie z Llopisem na analizę rywali?
Wiele. Poświęcamy godzinę na każdy film. Patrzymy nawet na rożne i obrońców, którzy mogą oddawać strzały i tworzyć zagrożenie. On przeżywa to z wielką intensywnością i przekazuje nam wszystkie możliwe informacje. To bardzo przydaje się w trakcie spotkań. Rywal ma rzut rożny i jeden ze stoperów nie przybiegł, więc rozegrają taką czy taką akcję. Albo widzisz, że przybiegł ten, ale nie ma tego, więc zagrają w taki sposób. Wiemy o wszystkim.

Czy on nie jest uciążliwy?
[śmiech] Na początku nie byłem do tego przyzwyczajony, to prawda. Jednak pracuję z nim już kilka lat i dzisiaj mu dziękuję. Kiedy byłem w Levante, to na mundial pojechałem z raportami na temat wszystkich rywali w fazie grupowej. Wysłał mi także informacje, gdy awansowaliśmy. Graliśmy z Grecją i wysyłał mi wszystko przez specjalną aplikację. Wysyłał mi nawet filmiki, żeby pomagać kolegom. Dał też raporty na temat bramkarza rywali, gdyby doszło do karnych.

Więc wiedziałeś, że Sergio Ramos nie trafi w starciu z Chorwacją?
Nie, tego nie wiedziałem. Sergio ma stronę, w którą zazwyczaj uderza, ale niezależnie od analiz każdy może kiedyś coś zmienić. Możesz obejrzeć 20 karnych jednego zawodnika i zobaczyć, że 98% strzałów idzie w prawo, ale jeśli tego dnia coś zmieni... Dlatego przynajmniej w moim przypadku poza informacjami wielki wpływ mają także odczucia, chociaż na pewno dobrze jest mieć jakąś wiedzę o rywalu.

Keylor Navas mistrzem Ligi Mistrzów. Co czujesz po tych słowach?
Coś niesamowitego, przeżywałem to z ogromną intensywnością. La Décimę oglądałem w telewizji i kiedy przyszedłem do Realu Madryt, zacząłem oglądać te zdjęcia, to stwierdziłem, że też chcę przeżyć taką chwilę! To było moje marzenie i dzięki Bogu mogłem je spełnić. Jako mistrz Europy starałem się maksymalnie z tego cieszyć.

Co czułeś w momencie wyjścia na San Siro i usłyszenia hymnu Ligi Mistrzów?
Coś cudownego. Kiedy wychodzisz na boisko, ustawiasz się i słyszysz ten hymn… Buff, to coś niesamowitego! Słuchaj, przypomniałem sobie wtedy o czasach, gdy grałem na PlayStation z kuzynami w Kostaryce i rozgrywaliśmy właśnie takie spotkania. Na San Siro patrzyłem wysoko w górę, żeby zobaczyć cały stadion i cieszyć się chwilą, bo bycie tam było zaszczytem.

W czasie finału cierpiałeś czy cieszyłeś się?
Starałem się cieszyć, zachowując wielką odpowiedzialność. Bycie tam to przywilej i starałem się pozostawać spokojny. Zawsze powtarzam, że to taka sytuacja jak podejście do egzaminu po nauce. Jeśli uczyłeś się, to marzysz już o zobaczeniu egzaminu, bo znasz wszystkie odpowiedzi. Ja wierzyłem w pracę, jaką wykonałem. Jeśli dobrze trenuję, to wiem, że podejdę do meczu w dobrej formie, chociaż wiadomo, że nigdy nie wiadomo, co może się zdarzyć, ale mimo wszystko czuję się przygotowany w najlepszy sposób.

Seria karnych była momentem z największą presją w twojej karierze?
Czułem wielką presję, ale wierzyłem w kolegów. Chciałem dać z siebie wszystko co najlepsze i prosiłem kolegów, żeby trafili swoje karne, bo wiedziałem, że mogę coś zatrzymać czy że któryś rywal się pomyli, do czego ostatecznie doszło.

Jednym z obrazków finału były twoje modlitwy na kolanach. O co prosi się Boga w takim momencie?
Prosiłem Boga, żeby niezależnie od wydarzeń dał mi spokój, którego potrzeba przy podchodzeniu do takich karnych. Boga zawsze proszę o wiedzę, pokój i spokój. W momentach presji i nerwów próbuję odciąć się od nich przez modlitwę. Prosiłem też o spokój dla kolegów, żeby mogli podejść do strzałów w odpowiedni sposób.

Jeśli strzał Juanfrana nie leciał na słupek, obroniłbyś go, prawa?
Myślę, że tak, ale nigdy się tego nie dowiemy. Mocno wycelował i uderzył w słupek. Kiedy zobaczyłem, że nie trafił, ależ się cieszyłem, ale faktycznie jeśli uderzyłby bliżej środka, to miałem szansę, żeby dotknąć piłkę i wybić ją poza bramkę.

A byłeś przygotowany na strzelanie karnego?
Jeśli mam być szczery, to nie mam pojęcia, gdzie mógłbym uderzyć. Sądzę, że wybrałbym stronę i oddałbym mocny strzał. Jednak szedłem od karnego do karnego i byłem przekonany, że w końcu coś obronimy.

Jakie masz stosunki z Kiko Casillą i Rubénem Yáńezem?
Bardzo dobre, mamy doskonałe stosunki. Mogę powiedzieć, że mam dwóch wielkich kolegów. Jestem im wdzięczny za wiele rzeczy, bo sam przeżyłem bycie na takiej pozycji, na jakiej są oni. Jednak oni pracowali w niesamowity sposób, w każdym momencie wspierali mnie od serca, bez żadnej hipokryzji. Nie wiem, może się mylę, ale myślę, że to byli najlepsi koledzy, jakich kiedykolwiek miałem. W innych latach miałem świetnych rywali w drużynie i chcę ich wymienić, żeby nie czuli żadnego żalu. Na przykład Pacheco był doskonałym kolegą, który mocno mi pomógł. Obaj mocno trenowaliśmy i motywowaliśmy siebie nawzajem. Czasami byliśmy zmęczeni, ale mówiliśmy sobie: „Nie jesteśmy wcale zmęczeni, dajemy z siebie wszystko, bo to przyniesie efekty w przyszłości. Odpoczniemy sobie po południu”. Wierzyliśmy, że praca da efekty w przyszłości i popatrz, Pacheco teraz awansował i ma wielką szansę grę na w Primera División. Ta praca przydała nam się w tym sezonie.

W żadnym momencie nie wymieniłeś dzisiaj Ikera.
Z Ikerem miałem bardzo dobre stosunki, ale były one zupełnie inne. Były oparte na szacunku i serdeczności, nie mogę powiedzieć o nim niczego złego, ale te stosunki były inne od tych z Kiko i Rubénem. Nie mówię, że były złe, ale z nimi były dużo lepsze.

A ty jako podstawowy bramkarz jak możesz pomóc kolegom z ekipy?
Zawsze starałem się być tym samym człowiekiem, grając czy nie grając. Jednym ze sposobów na pomaganie kolegów jest bycie wiernym pracy. Nawet jeśli gram, to dalej mocno pracuję, daję z siebie 100%. Wtedy ktoś obok mnie może być spokojny i powiedzieć, że chce grać, ale faktycznie druga osoba też pracuje. Staram się być dobrym kolegą poza boiskiem i na nim, bo za piłkarzem zawsze zostaje człowiek. Poza murawą lubię być dobrym kolegą i przyjacielem. Staram się być lojalny wobec kolegów.

A jakie masz stosunki z Zidane'em?
Świetne, od pierwszego dnia. On zasługuje na maksymalny szacunek za to, jakim był piłkarzem i czego dokonał już jako trener. Zawsze chciałem się od niego uczyć. Świetnie zarządza grupą.

Zidane powiedział, że jesteś nietykalny.
Wpojono mi, że trzeba być wdzięczny i jestem za to wdzięczny, za szansę, jaką mi dał. Będę starać się odwdzięczać się za to zaufanie, będąc profesjonalistą.

W tym sezonie nie ma już żadnych wątpliwości co do twojej przyszłości, prawda? W następnym sezonie na pewno będziesz w Realu, nie?
Jedynym, który może coś zmienić, jest Bóg, jak czyni przy swoich cudach. Ja mam kontrakt i mentalność nastawioną na pozostanie w tej drużynie. Jestem tutaj bardzo szczęśliwy, nie chcę odchodzić i dalej będę dawać z siebie wszystko.

Dlaczego zostałeś bramkarze, a nie napastnikiem?
Z powodu obrazka, który naznaczył moje życie. Poszedłem na mecz mojego taty i przed nim było spotkanie dzieci. Zobaczyłem jak bramkarz się rzuca i broni piłkę. Od tamtej chwili wiedziałem wszystko bardzo jasno. Dostałem stempel z wyraźnym napisem bramkarz i tak jest do dzisiaj. Pamiętam to wszystko, jakby to było wczoraj, a miałem wtedy zaledwie pięć lat.

Co działo się potem?
Poprosiłem rodziców, żeby zapisali mnie do szkoły w moim mieście, Pérez Celedón. W szkółce na poważnie grałem jako bramkarz. Z kolegami na podwórku jako napastnik, dla zabicia czasu. Jednak chciałem być bramkarzem i przeszedłem przez wszystkie sytuacje. Grałem wszędzie, na piasku, na ziemi, na najpiękniejszych murawach… Wiem, czym jest bronienie bez rękawic, bronienie w pożyczonych rękawicach… Pamiętam, że kiedy dostawałem rękawice, wąchałem je i zapach mówił mi jasno: jak pięknie jest bronić w rękawicach! Wiem, jak to jest grać w porwanych butach, ale też w tych pięknych, które mi pożyczano. W życiu przeżyłem wszystko i dlatego doceniam to, co mam dzisiaj, bo przeszedłem przez trudne chwile.

A jak doszedłeś do wyjazdu do Hiszpanii?
Do Saprissy przyjechałem w wieku 15 lat. Stało się tak, bo pojechaliśmy tam na turniej z moją ekipą, Pedregoso, w półfinale mierzyliśmy się z Saprissą i trener rywali widział, jak bronię. Odbył rozmowę z moimi rodzicami, a oni zapytali, czy chcę żyć sam w San José tylko po to, żeby grać w piłkę. Ciągle byłem mały, ale wiedziałem jasno, czego chcę. Zacząłem grać w pierwszej lidze i nagle przyszła opcja z Albacete. Było więcej ekip, ale Albacete faktycznie na mnie stawiało. Nie znałem miasta, ale wziąłem komputer i zacząłem szukać wiadomości, odwiedziłem je przez satelitę. Z żoną przeszukaliśmy Internet, zobaczyliśmy miasto, stadion i pojechaliśmy. Czułem wielką radość przy wyjeździe do Hiszpanii, wtedy wszystko się zaczęło.

A teraz grasz w Realu Madryt i jesteś bohaterem całego kraju.
Chcę wynieść nazwę mojego kraju jak najwyżej. Bycie Kostarykaninem to powód do dumy. Zawsze staram się, żeby ludzie pamiętali, że był zawodnik z Kostaryki, który pojawił się w tym miejscu. Kiedy jestem w ojczyźnie, staram się cieszyć czasem z rodziną, być normalnym człowiekiem i przeżywać to wszystko jak w dzieciństwie.

A jakie było to dzieciństwo?
Przeżyłem je dobrze, najbardziej lubiłem zwierzęta. Poza piłką grałem w wiele gier, czasami jeździłem na koniu. Grałem chyba we wszystko, w co może grać dziecko, na pewno się nie nudziłem. Jako dziecko cieszyłem się ze wszystkiego i chciałem zawsze wygrywać, nawet w kulki.

Na koniec, jakie masz cele na kolejny sezon?
Dalej dobrze się prezentować, dobrze grać, poprawić poprzedni sezon i wygrywać tytuły. Chcę wygrać wiele tytułów z Realem Madryt.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!