Advertisement
Menu
/ MARCA

Pepe: Pierwszy raz w życiu płakałem na murawie

Portugalczyk zdradza kulisy <i>Undécimy</i>

W Mediolanie najpierw się popłakał, a później nagrywał całe świętowanie z perspektywy selfie sticka. Dzisiaj już nie wie, dlaczego tak było. Wie tylko, że obecny skład wywalczył sobie miejsce w klubowej historii. Tak jak on sam, który sezon zaczął jako trzeci stoper, a kończy jako bezdyskusyjny gracz wyjściowej jedenastki. Pepe w rozmowie z Marką zdradził kulisy zdobywania Undécimy.

Jakie nastroje panowały w grupie po zakończeniu świętowania wygranej w Lidze Mistrzów?
Weszliśmy do historii klubu, dopisaliśmy do niej kolejny fragment. My, piłkarze, którzy są w Madrycie od dłuższego czasu, wiemy, co oznacza występowanie w tej koszulce. Znamy wymagania, które to na nas nakłada. Żeby zapracować na miejsce w historii, trzeba wygrywać. Najważniejsza w finale była drużyna, jedność, którą pokazaliśmy. Liga Mistrzów jest dla nas niezwykle ważna, ale wiedzieliśmy, że finał nie będzie łatwy. Zwycięstwo nad Atlético mogliśmy odnieść jedynie w karnych, bo to wspaniały zespół. Ich siłą jest praca zespołowa, ale wyrównaliśmy szanse na poziomie psychicznym.

W którym momencie zorientowaliście się, że los całego sezonu rozstrzygnie się w Mediolanie?
Miniony sezon trzeba analizować częściami. Nie zaczęliśmy dobrze, Barcelona i Atleti odskoczyły nam w lidze, ale nigdy się nie poddaliśmy. Zaangażowaliśmy się w te rozgrywki i daliśmy z siebie wszystko. Taka postawa dała nam finał w Lidze Mistrzów. W Pucharze Króla nie mogliśmy już występować z powodów, które wszyscy doskonale znamy, dlatego mieliśmy świadomość, że tylko pozostanie w walce o mistrzostwo kraju pozwoli nam na dobrą grę w Champions League. Pamiętaliśmy o tym, a dodatkowo udało nam się odrobić punkty i ostatni mecz rozgrywaliśmy z realną szansą na tytuł. Pracowaliśmy ciężko, żeby zdobyć Puchar Europy. Wbrew przeciwnościom walczyliśmy i dawaliśmy z siebie wszystko, co zaowocowało w finale.

Dlaczego nie mogliście dogadać się z Rafą Benítezem?
Zawsze jestem bardzo szczery. Mnie naprawdę podobało się to, jak pracował. Ma swoje metody, jest bardzo profesjonalny, wykonał dobrą pracę… jednak nie miał szczęścia. Jeśli nie masz szczęścia, nie zbierzesz owoców swojej pracy i nie odniesiesz sukcesów. Ze mną trener był szczery. Powiedział, że nie jestem jego pierwszym wyborem, ale poprosiłem, by dał mi szansę, jeśli nadejdzie na to okazja. Po przyjściu Zidane'a zorganizowano spotkanie z kapitanami. Sergio, Cristiano, Marcelo i ja usłyszeliśmy, jakie mamy obowiązki. Mieliśmy zmotywować drużynę i poprzez ligę dotrzeć do finału Ligi Mistrzów.

Przyjście Zidane'a umożliwiło ci odegranie się także na poziomie osobistym.
Jeśli klub odnawia mój kontrakt, otrzymuję nadzieję na pozostanie w drużynie i noszenie jej koszulki. Kiedy mówią mi, że będę trzecim stoperem, akceptuję to na poziomie osobistym, ale nie na poziomie drużynowym. Poprosiłem, by dano mi szansę rywalizowania na równych warunkach, bo byłem pewny, że wykorzystam każdą szansę, którą otrzymam. Przez całą karierę mierzę się z różnymi trudnościami, od dziesięciu lat jestem w Realu Madryt, co nie jest takie proste. Kiedy przyszedłem tu z Porto, prawie nikt mnie nie znał, a momentalnie zająłem miejsce wśród stoperów. To było zwycięstwo indywidualne. Ostatecznie praca została wynagrodzona: wygrałem dwie Ligi Mistrzów, zapisałem się w historii, co jest wspaniałe także ze względu na ludzi, którzy przeżywają wszystko razem z nami.

Skąd Real czerpie siły, by tak bezbarwny sezon przekuć na triumf?
Siła Realu pochodzi od jego ludzi, od naszych kibiców. Gwizdy od Bernabéu są trudne, wymagania ogromne, ale to właśnie tutaj poznaje się wielkość Realu Madryt. Kiedy zawodnik zostaje wygwizdany na własnym stadionie, musi zatrzymać się i zastanowić, co robi nie tak. Trzeba przypomnieć sobie wszystkie dobre i złe rzeczy, a potem zacząć od nowa. Z trudnych chwil wychodzi się silniejszym. Wymagania od naszej publiczności są wielkie, ale jest też dużo pięknych aspektów. Po finale nasi fani oklaskiwali Atlético – jednego z największych rywali. Takie gesty należy doceniać, bo to właśnie one sprawiają, że dzisiaj Real jest tym, czym jest, czyli najlepszą drużyną. Kibice potrafią dostarczyć też pięknych chwil, nie szaleją na punkcie sukcesów i wymagają od swoich piłkarzy, gdy nie idzie im dobrze.

Casquero, seria Klasyków, zamieszanie z Mou… Dwie Ligi Mistrzów to wynagradzają?
Tak, wynagradzają wszystko. Najważniejsze jest to, żeby kibice wiedzieli, jak angażuję się w grę za każdym razem, gdy mam na sobie koszulkę Realu. Wszyscy popełniamy błędy, a ja sam zawsze potrafiłem się do nich przyznać, tak jak było chociażby przy sprawie z Casquero. Na szczęście nic takiego już więcej się nie zdarzyło, bo powiedziałem, że jeżeli taka akcja się powtórzy, nie będę zasługiwał na dalsze występy w Realu. Jednak to rzeczy, które się zdarzają, każdy może mieć gorszy dzień. Przyznałem, że zrobiłem źle, poprosiłem o wybaczenie. Dzięki temu jestem lepszym piłkarzem. Popełniam mniej fauli, przyzwyczaiłem się do nowej rzeczywistości, w której wiele osób bacznie mi się przyglądało. Jednak nigdy nie przestałem dawać z siebie wszystkiego dla tego klubu i ostatecznie moje wysiłki zostały docenione.

Dwie Ligi Mistrzów, w dodatku w pełni „ery Messiego”…
Udało nam się zdobyć dwa Puchary Europy, do tego jeden krótko po drugim. Być może teraz się tego tak nie docenia, ale z biegiem czasu to osiągnięcie na pewno nabierze znaczenia. Real Madryt to światowy potentat, który wzbudza respekt swoimi osiągnięciami i wartościami, które wyznaje. Nie chodzi o umniejszanie przeciwnikom, ale Real to wyjątkowy klub.

O jakich wartościach mowa?
W Madrycie nauczyłem się, że bez względu na trudności nie wolno nigdy się poddawać. Jeżeli ciężko pracujesz i jesteś fair wobec swojego zawodu, wszystko się udaje. Sukcesy przychodzą z czasem, ale nie wolno się zatrzymać i biernie na nie czekać. Od czasu dołączenia do drużyny miałem szczęście poznać wiele osób, których już tu nie ma. Rzeczników, lekarzy, fizjoterapeutów czy ludzi od sprzętu, którzy pozwolili mi zrozumieć, czym jest Real Madryt. Niektórzy koledzy także uczyli mnie o historii, wrażliwości i takcie w kontaktach międzyludzkich.

Wróćmy do finału, do tego Pepego, który wylał morze łez podczas konkursu rzutów karnych.
Trudno to wyjaśnić. Kiedy Lucas podszedł tak spokojnie, jakby chodził po mieście ze znajomymi, a potem piłka trafiła do siatki, po prostu się rozpłakałem. Bardzo to przeżywałem. Czułem, że nie możemy przegrać tego finału. Tak samo chwilę wcześniej, kiedy Sergio pokazał nam, że będziemy strzelać karne przed naszą publicznością… Mieliśmy szczęście, że wszystko rozstrzygało się przy naszych kibicach, do tego ten gol Lucasa… po prostu się popłakałem, ale łzy płynęły tylko wtedy, gdy strzelali zawodnicy Realu. Nie rozumiem tego. Rozmawiałem z żoną i całą rodziną, dlaczego właśnie teraz popłakałem się na murawie po raz pierwszy. Wszystkie emocje wyszły na wierzch. Całe poświęcenie, walka, mobilizowanie drużyny… wszystko było w rękach pięciu gości. Gdyby przyszła moja kolej na strzelanie, zrobiłbym to. Zawsze jestem gotowy na pomoc drużynie. Kiedy wygrywamy, wygrywamy wspólnie.

Czyli ten tytuł przeżyłeś najbardziej?
W drodze po pierwszą Ligę Mistrzów rozegrałem niemal wszystkie spotkania. W dwumeczu z Bayernem wraz z Sergio pokazaliśmy się bardzo dobrze. Rozgrywanie finału w Lizbonie było jak spełnienie marzeń, ale odniosłem kontuzję i nie byłem gotowy na sto procent. Dzień przed meczem na treningu Ancelotti zapytał mnie, jak się czuję. Powiedziałem, że dobrze, że nic mnie nie boli. Wiadomo, że każdy chce grać, bo w ten sposób na pewno znajdzie się na pamiątkowym zdjęciu, ale ja nie chciałem tego zdjęcia, chciałem zwycięstwa. Mogło się okazać, że po kilkunastu minutach musiałbym zejść z boiska z odnowionym urazem i zmarnować zmianę, dlatego powiedziałem trenerowi, żeby wystawił tych, którzy czuli się lepiej.

Masz 33 lata, za tobą kolejny sezon. Co będzie dalej?
Mam nadzieję, że to nie będzie ostatni rok w Madrycie. Bardzo o siebie dbam, żeby jak najdłużej być na najwyższym poziomie. Przede mną kolejny sezon i mam nadzieję, że dobrymi występami uda mi się wywalczyć przedłużenie kontraktu o rok albo dwa [śmiech]. Najważniejszy jest zawsze Real Madryt. Jeśli po zakończeniu sezonu powiedzą mi, że na mnie nie liczą, pozbieram swoje rzeczy i odejdę szukać życia gdzieś indziej, ale Real Madryt zawsze będzie dla mnie pierwszym wyborem.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!