Advertisement
Menu
/ RealMadryt.pl

RealMadryt.pl w Madrycie: Sala kinowa, basen... co jeszcze skrywa „bunkier” Królewskich?

Miasteczko sportowe Realu Madryt od środka

Wchodzimy do rezydencji zawodników pierwszej drużyny Realu Madryt. To tu piłkarze przyjeżdżają przed każdymi zajęciami, przygotowują się do treningów, relaksują się. W drzwiach mijamy Garetha Bale’a, który jako jeden z ostatnich skończył udzielać wywiadów podczas otwartego dla mediów dnia w Valdebebas. Nie wiem, jakim modelem samochodu przyjechał, ale wiem, że jeśli akurat dziś wybrał Audi, to jego auto będzie stało tuż pod drzwiami. Taka bowiem jest zasada – pierwszy, najbliższy wejścia parking jest zarezerwowany dla piłkarzy pierwszej drużyny, którzy przyjechali autem sponsora. Reszta musi zostawiać auta na drugim parkingu i ma dłuższą drogę do przejścia. Ale nikt tu nikogo nie zmusza do przyjeżdżania autem z czterema kółkami w logo. Co innego na przedmeczowym zgrupowaniu – na Bernabéu każdy już musi przyjechać swoim Audi.


***

We wtorek przed finałem Ligi Mistrzów Real Madryt zorganizował Open Media Day, czyli, jak nietrudno się domyślić, trening otwarty dla mediów, konferencję trenera oraz strefę mieszaną, gdzie zawodnicy rozmawiali z dziennikarzami. Dodatkowo każdy chętny mógł wziąć udział w oprowadzaniu po miasteczku sportowym Realu Madryt. Miała to być atrakcja głównie dla zagranicznych dziennikarzy, ale skorzystał z tego prawie każdy z 300 redaktorów.

Zaczynamy w niedawno wybudowanej hali, w której trenują koszykarze. Spodziewałem się, że za chwilę zostaniemy zarzuceni informacjami o kosztach budowy, nowoczesnych technologiach, ale rzucono w nas jedynie ostrzeżeniem, by nie wchodzić na parkiet. Szliśmy wyznaczonym chodnikiem do drugiego wyjścia, gdzie czekały już na nas klubowe buggy. Moglibyśmy przejść obok hali i różnicy by nie było. Jakby koszykówka w ogóle nie miała znaczenia, mimo że w ostatnim czasie to koszykarze mają na swoim koncie więcej trofeów.


To samo na Estadio Alfredo Di Stéfano . Wchodzimy na murawę, przewodniczka informuje nas o tym, że swoje mecze gra tu Castilla (no proszę!). Nie zna jednak pojemności stadionu, więc na stronie mówię ciekawskiemu dziennikarzowi z Włoch, że wejdzie tu sześć tysięcy osób. Wracamy do pojazdów, które naprawdę się przydają, bo miasteczko sportowe Realu Madryt jest ogromne. Podjeżdżamy pod szatnie, ale nie wchodzimy do środka. – Ale szkoda, że ten dostawczak akurat tu stanął, gorzej widać – mówi przewodniczka. No tak, było gorzej widać, ale budynek jak budynek. W środku szatnie ułożone są od najmłodszych roczników po miejsce dla pierwszego zespołu. Młodzi nie mogą wchodzić do nie swoich szatni, jedyną drogą jest awans w drużynie. Przejeżdżamy pod miejsce, w którym mieszkają canteranos spoza Madrytu lub Hiszpanii. A ja powoli zaczynam rozumieć wcześniejszy pośpiech.

Zmieniamy przewodniczkę, nowa ma nas wprowadzić w świat wychowanków. Rozpoczynamy od pokoju wspólnego – sofy, wygodne pufy, konsola z grami. No i najważniejsze – telewizor, a na ekranie klubowa telewizja, która akurat pokazuje retransmisję finału z Lizbony. Dalej jedna z sal, w których młodzi się uczą. Nie ma jednej tablicy – pokój dookoła otoczony jest jednym białym materiałem, po którym można pisać. To ma rozbudzać w dzieciakach kreatywność.

Najważniejsze widać jednak po drodze – prawie każdą ścianę zdobią zdjęcia wielkich legend Realu Madryt. Od Di Stéfano, przez Raúla i Zidane’a po Cristiano. Obok wspólne zdjęcie wszystkich cantenaros, którzy tworzą dziś pierwszą drużynę Realu Madryt i młodego Daniego Carvajala, który zakopał symboliczną pierwszą cegłę pod budowę ośrodka, w którym się znajdujemy. Prawie wszędzie telewizory, a w nich RealMadridTV. Czuję się trochę jakby władza zaprosiła mnie na oprowadzanie po fabryce. Jednak nie miałem zobaczyć pracujących dla wspólnego dobra robotników, ale przede wszystkim ideę, która przyświeca każdemu dzieciakowi, który tu trafi – liczy się tylko Real Madryt, ten klub jest wielki, najważniejszy; jesteś jego częścią i twoim celem jest ostatnia szatnia, ta pierwszej drużyny. Wchodzimy do jednego z dwuosobowych pokoi, standard o jakim niejeden student mógłby pomarzyć. Telewizor, a w nim oczywiście klubowa telewizja. – Pozwalamy im zmieniać kanały – mówi przewodniczka. To dobrze, bo już zaczynałem się czuć dziwnie.

Ostatnim punktem wycieczki jest budynek, który ma być wymarzonym miejscem dla każdego z dzieciaków. To tylko kilkaset metrów, młodzi pewnie nie raz obok niego przechodzili. A z drugiej strony to wiele lat ciężkiej pracy, na boisku i poza nim. Nie zawsze jest kolorowo (podobno niektórym kradnie się kanapki i buty). W swojej rezydencji (którą równie dobrze można nazwać bunkrem, nie ma tu wstępu nikt spoza świata Realu Madryt) piłkarze pierwszego zespołu mają do dyspozycji salę kinową, gdyby zachciało im się coś obejrzeć. Nie trudno się domyślić, co jest puszczane na dużym ekranie, gdy akurat nikt z sali nie korzysta.


Piłkarze mają swój własny salon gier. Dla maniaków wirtualnego świata są konsola i symulator wyścigów samochodowych. Na tych, którzy wolą pograć w rzeczywistości, czekają stoły do bilarda i ping-ponga oraz maszyna do gry w kosza. Symulator wyścigów nie wydaje się wygodny, zastanawiam się, czy to nie czasem on jest przyczyną ciągłych kontuzji Bale’a. Z kolei dalej wchodzimy do miejsca, w którym Bale wracał do zdrowia – basen. To tu nagrywano filmiki pływającego Walijczyka, który za chwilę miał już wracać na boisko. No ale później ktoś wymyślił treningi na piasku…


Całe pierwsze piętro zajmuje pierwsza drużyna. To jasne, że do pokoi zawodników nie mieliśmy wstępu. Ale na drugim piętrze jest wiele wolnych pomieszczeń, które mogliśmy obejrzeć. Każdy wygląda tak samo – czy Ronaldo, czy Lucasa Vazqueza. Różni się jedynie gabinet trenera – jest dwa razy większy.

– Zgadniecie, na czyje życzenie musieliśmy go powiększyć? – zapytał przewodnik, też specjalnie wyznaczony do pokazania nam rezydencji.
– José Mourinho – odpowiedzieli prawie wszyscy.
– Nie muszę już nic dodawać.

Wychodzimy z rezydencji, parking Audi prawie pusty, został jeden samochód. Dalej jednak widzimy auto, które wyróżnia się na drugim miejscu postoju. Czarne Ferrari, zapewne należące do Cristiano. Portugalczyk nie ukończył treningu tego dnia, zszedł do szatni wcześniej niż koledzy. Mimo to najprawdopodobniej wyjedzie z Valdebebas ostatni. Zrobi wszystko, by w sobotę być gotowym w stu procentach. Nie odpuści finału, jak sam mówił, najważniejszego meczu w życiu.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!