Advertisement
Menu
/ MARCA

Gento: Czasami marzę o tym, że ciągle jestem zawodnikiem Realu Madryt

Wywiad z klubową legendą

Paco Gento, legendarny zawodnik Realu Madryt i zdobywca sześciu Pucharów Europy, udzielił długiego wywiadu dziennikowi MARCA. Wspominał w nim czasy, gdy sam biegał po boisku w białej koszulce, ale mówił także o sytuacji w obecnym Realu Madryt.

Tyle wspomnień w białej koszulce, prawda?
Wiele, i to wiele pięknych wspomnień, ponieważ spędziłem w tym klubie tyle lat, aż osiemnaście sezonów. Święciliśmy wiele tryumfów, bo w tamtej epoce mieliśmy znakomitych zawodników. Byli ludzie z wiarą w sukces. Wydawało się, że przegramy, a prawie zawsze wygrywaliśmy. Z tego wszystkiego zostaje nam sama radość.

Jest takie powiedzenie, że na liście zwycięzców Pucharu Europy pierwszy jest Real Madryt z dziesięcioma pucharami, drugi Milan z siedmioma, a trzeci Gento z sześcioma…
To jest piękne dla mnie, czuję z tego powodu wielką dumę, a także dlatego że należałem do zespołu, który zawsze miał wspaniałych piłkarzy. Sprawiliśmy, że Real Madryt jest dzisiaj w takim, a nie innym miejscu.

Kogo podziwiał pan, gdy był pan dzieckiem?
Jako że jestem Kantabryjczykiem, moją uwagę skupiałem na Ansui, który grał w Racingu. W moich czasach wszyscy byliśmy za Racingiem.

A teraz?
Wszystko, co robi Real Madryt i przede wszystkim Cristiano Ronaldo, który jest wybitnym piłkarzem. Jaką ma łatwość zdobywania goli! Mnie to tyle kosztowało, a on robi to z łatwością. Crack. Gra bajecznie. To prawdziwe szczęście, że mamy go w drużynie.

Proste pytanie. Pan grał z Alfredo di Stéfano. La Saeta czy CR7?
Obaj są fenomenami, chociaż różnymi od siebie. Są najlepszym, co przytrafiło się temu klubowi razem z Puskásem, o którym nie można zapominać. Przyszedł tutaj w starszym wieku, ale był crackiem jako zawodnik i strzelec. Trafił do nas, mając 31 lat, a nie musi niczego zazdrościć tym dwóm bestiom.

Do tego grona trzeba włączyć Paco Gento, z takimi sukcesami… Jak to jest wygrać sześć Pucharów Europy?
Słuchaj, mając dobrą drużynę, drużynę zwycięską, byliśmy przyjaciółmi. Wyjeżdżaliśmy zagranicę i wygrywaliśmy, mimo że nie znaliśmy rywala. W tamtych czasach nie wiedziałeś nic o przeciwniku, nie tak jak teraz, kiedy wiesz o nim wszystko. W pierwszych dziesięciu latach Pucharu Europy wystąpiłem w ośmiu finałach, a to jest bardzo trudne. I teraz myślę, jak to możliwe, wygraliśmy sześć, przegraliśmy dwa.

A rywale znali Real Madryt, który wygrywał wszystko?
Nie było telewizji, ani nic takiego. Wyobrażam sobie, że coś tam słyszeli. Po zdobyciu każdego kolejnego pucharu znali nas coraz lepiej.

Jednak tutaj w Madrycie piłkarze znali się lepiej niż w obecnych czasach. Przyjaźnili się nawet z zawodnikami z drużyny rywali, jak na przykład z Atlético. Nie było tak?
Tak, wychodziliśmy do barów z nimi, z Luisem, Abelardo… Utrzymywaliśmy bardzo dobre relacje. Jednak na boisku byliśmy rywalami. Teraz jest inaczej, wszystko się zmieniło. Wcześniej także wychodziłeś na ulicę. Ludzie ci się przyglądali, ale na tym poprzestawali, nie tak jak teraz.

Piłka nożna również była zupełnie inna. Co się zmieniło?
Przede wszystkim taktyka, wcześniej grałeś z pięcioma zawodnikami z przodu i z trzema obrońcami. Jednak umiejętności graczy były takie same. Puskás, Pelé, Charlton, to byli wybitni piłkarze.

Niech sobie pan wyobrazi. BBC przeciwko Paco, Alfredo i Puskásowi… Na kogo by pan postawił?
Bylibyśmy tam, jeszcze z Kopą, który był Napoleonem.

Jak sobie pan wyobraża mecz między obecnym Realem Madryt a tym pańskim? Który by wygrał?
Obie drużyny by zwyciężyły (śmiech). Kto wie?

W czym obecny Real Madryt jest podobny do pańskiego?
Tym, że tak jak wcześniej, w drużynie są wielcy zawodnicy i dlatego wygrywają trofea. Nie zgarniają ich tyle, ile my, ale teraz jest to bardziej skomplikowane. Jest więcej drużyn, wszyscy lepiej się znają, jednak myślę, że mniej więcej jest tak samo.

Co pan czuje teraz, kiedy pan obserwuje Real Madryt z loży honorowej?
Bardzo się denerwuję, tak samo mam w domu. Na stadionie również czuję się jak w domu, jakby tam była moja rodzina. I walczysz w ten sam sposób. Czasami marzę o tym, że jestem ciągle zawodnikiem Realu Madryt i że przygotowuję się do meczu razem z moimi kolegami.

Jakie jest pańskie najpiękniejsze wspomnienie jako zawodnika?
Myślę, że największe emocje wzbudził we mnie finał z Milanem (trzeci Puchar Europy), w którym graliśmy dogrywkę i ja zdobyłem bramkę. Oczywiście nie mogłem w to uwierzyć.

Jaka była wtedy atmosfera w drużynie, kto był liderem?
Wychodziliśmy na boisko po zwycięstwo, z wielką ochotą i nadziejami, nieważne z kim graliśmy. Zawsze mieliśmy takie same nastawienie, nawet jak mierzyliśmy się z ostatnią drużyną w tabeli. Di Stéfano był liderem, zawsze przemawiał, czasami męczyło go to bardziej niż gra. Jednak był liderem, grał wszędzie, z przodu, z tyłu… Ja trafiłem do klubu trochę wcześniej niż on. Kiedy pierwszego dnia zobaczyłem, jak zagrywa piłkę piętą i biegnie przez całe boisko, zapytałem: „a ten gdzie leci?” (śmiech). Jeśli jego miejsce jest z przodu… Ja byłem przyzwyczajony do gry w roli środkowego napastnika… ale on był poza konkurencją. Wiele się nauczyłem od pozostałych. Chociażby tego, jak zagrać „na ścianę”, wcześniej tego nie znałem.

Ród Gento ma swoją kontynuację. Co pan sądzi o Marcosie Llorente?
To prawda. W tamtych czasach dwóch moich braci zagrało na moim pożegnaniu. Obaj trafili do Realu Madryt. Antoni zagrał nawet w Pucharze Króla. Marcos gra bardzo dobrze, nigdy nie traci piłki. Myślę, że może sobie wywalczyć miejsce w Realu Madryt. Powiedziałem mu, żeby był sobą. Niech idzie przed siebie i ma świadomość, że nie dostanie niczego za darmo, że w każdym meczu trzeba pracować od początku do końca. Jednak gra naprawdę dobrze.

O czym pan marzył w dzieciństwie?
Uciekałem, nie robiłem zadań i ojciec dawał mi lanie, ponieważ nie pilnowałem krów… Zawsze mieliśmy krowy i mój ojciec dał mi lanie, bo tak się wtedy robiło. Nie podobało mu się, że grałem w piłkę, a on sam to robił w pierwszej lidze regionalnej. Oglądałem mecze Culturalu Guarnizo, które było w pierwszej lidze regionalnej i moim marzeniem była gra tam. Ustawiałem się za bramką, żeby móc dotknąć i kopnąć piłki, które przelatywały obok niej, ponieważ wtedy nie mieliśmy własnych piłek. Później trafiłem do młodzieżowej drużyny, do której zabrał mnie kuzyn. Następnie byłem w Astilleros del Ayuntamienio, dalej w Tercera División w barwach Rayo Cantabria i wreszcie znalazłem się tutaj.

A teraz o czym pan marzy?
O wielu rzeczach, ale wszystko wiąże się z piłką nożną. Jednego dnia spadłem z łóżka. Wydawało mi się, że grałem i rozbiłem sobie głowę tutaj (wskazuje na brew). To było w Murcji i stało się tak, bo mam mniejsze łóżko niż tam. Jednak ciągle marzę o tym, że ciągle gram.

Wszystkie pańskie pamiątki znajdują się już na Bernabéu. Z którą rzeczą najtrudniej było się panu rozstać?
Moja żona płakała… To wiele lat mojego życia, ale w głębi duszy wiem, że teraz są w najlepszym miejscu, ponieważ mogą je zobaczyć dzieci, wnuki i wszyscy inni. Myślisz, że moje synowe przychodziłyby do domu, żeby je czyścić? Wyrzuciłyby je. Najbardziej bolało mnie oddanie nagrody od Realu Madryt, którą wręczył mi Bernabéu. Najwięcej mnie to kosztowało. Przyznali mi ją jako pierwszemu w klubie, ale nikt się nie zorientował, ponieważ nie było żadnych zdjęć, ani niczego takiego.

I teraz jest pan honorowym prezesem. Co pan o tym sądzi?
Jestem bardzo wdzięczny, podoba mi się to. Najpierw tę rolę pełnił Alfredo, który nas zachwycał, zawsze powtarzałem, że był najlepszy. Teraz przyszła kolej na mnie i jestem wdzięczy i zadowolony, podobnie jak moje dzieci i wnuczki…

I madridismo także.
Myślę, że mnie chcieli w tej roli. Jednak nie chełpię się z tego powodu, równie dobrze mógłbym to lepiej wykorzystać, ale już taki jestem, pochodzę ze wsi i tak już zostanie. Teraz na tym stanowisku wydaje się, że ciągle gram. Wszyscy mnie pozdrawiają i nazywają mnie prezesem (śmiech).

Co pan sądzi o meczu z Manchesterem City?
Na tym etapie wszystkie mecze są skomplikowane. Real Madryt udowadnia, że może wygrać Ligę Mistrzów i zdobyć mistrzostwo. Trzeba tam się znaleźć, to po pierwsze, a dalej sprawa jest bardzo skomplikowana. Nie sądzę, żeby na City wpłynęło to, że po raz pierwszy grają w półfinale. Wszyscy są bardzo dobrze przygotowani. Wiedzą, o co grają. Trzeba tu wygrać.

Pod wodzą Zidane’a drużyna się poprawiła?
Zidane jest bardzo skromny, gdy przemawia i sądzę, że to działa na korzyść drużyny. Piłkarze wiedzą, kim on był i to dodaje im wiary. Wyszło to im na dobre.

Który trener najbardziej wpłynął na pana podczas długiej kariery?
Miguel Muńoz, ponieważ pracowałem z nim 13 czy 14 lat.

Bale mógłby być obecnym Gento?
Przypomina mi mnie, kiedy bierze piłkę i biegnie do przodu. Jest bardzo dobry i szybki. Gdy przeprowadził tamten rajd w meczu z Barceloną w finale, widziałem tam siebie. Ponieważ ja również wyszedłem poza boisko i dobiegłem aż do bramki!

Obrońcy byli tacy sami kiedyś?
Jest inaczej. Teraz obrońcy też atakują, wtedy nie. Grali na obronie i nie wychodzili tak jak teraz.

Ma pan nadzieję na powrót do Mediolanu, żeby zobaczyć Real Madryt w finale?
Tak, już mi to powiedzieli.

Kogo chciałby pan zobaczyć w finale razem z Realem Madryt?
Wolę Bayern. W Atlético wszyscy są bardzo twardzi. Lepiej grać z kimś, kogo nie zna się tak dobrze. Mówią, że Atlético nie gra, a to nieprawda. Robi to bardzo dobrze, naciska na rywala i utrzymuje się w czołówce. Podoba mi się ich styl.

Jak pan ocenia sytuację w lidze?
Walczą trzy drużyny i nikt się nie poddaje. Mam nadzieję, że wygra Real Madryt. Tracimy jeden punkt, a kto wcześniej powiedziałby, że tak będzie. To dla nas radość.

Co pan sądzi o tym uniwersalnym Realu Madryt, który ma tak ogromny wymiar na świecie?
Jak wszystko w życiu, pewne rzeczy się poprawiają. Wszystko ewoluuje. Wcześniej chodziliśmy do sąsiada, żeby porozmawiać przez telefon, a teraz są komórki. Klub był zupełnie inny, zatrudniał mniej pracowników. Jednak Real Madryt ma swoją historię, czy wygrywa czy nie, jest czymś największym, co istnieje. Zawsze będzie istniał, nawet jeśli nie wygra mistrzostwa czy Ligi Mistrzów. Przez 18 sezonów, w których grałem w Realu Madryt, Barcelona wygrywała tylko w dwóch latach. Taki jest futbol.

Kiedy pan słyszy, że tamte Puchary Europy podarował wam Franco, jak się pan czuje?
Myślę, że nie mogli nas zobaczyć z Franco, prawda? To bierze się z zazdrości. Sądzę nawet, że Franco nie przepadał tak bardzo za piłką nożną. Podobało mu się, że Madryt wygrywał. Chodziliśmy do ambasad, ale nic więcej.

Jak was przyjmowano po zdobyciu Pucharu Europy?
Podobnie jak teraz, od lotniska jechaliśmy do biur, które Real Madryt miał na Cibeles. Ludzie nas wspierali i oklaskiwali, już wtedy byliśmy galácticos

Co mówi prezes do honorowego prezesa?
Kiedy mnie wywoła, to zobaczymy (śmiech). Florentino jest dobrym człowiekiem i jestem wdzięczny za to, co dla mnie robi. Zawsze tutaj byłem i nigdy nie mieszałem się w żadne skandale. Jestem tutaj, w Madrycie, jak zawsze. Jestem mu bardzo wdzięczny za to i za wszystko.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!