Advertisement
Menu

ĄFeliz cumpleańos, Sergio!

Trzydzieste urodziny naszego kapitana

31 sierpnia 2005 roku, dzień przed zamknięciem okienka transferowego. Real Madryt nagle dumnie obwieszcza światu, że jego szeregi w zamian za przelane na konto Sevilli 27 milionów euro zasili chłopaczyna, który wyglądem bardziej niż przyszłego gladiatora przypomina wokalistę jakiegoś młodzieżowego zespołu. Takiego, których plakaty wchodzące w wiek dojrzałości osobniki płci żeńskiej wieszają sobie nad łóżkiem, wzdychając do nich aż do momentu, gdy modna stanie się kolejna kapela.

„Florentino do reszty zidiociał!”, musiał pomyśleć wówczas zapewne niejeden madridista. W erze galácticos na czele z Figo, Zidane'em, Ronaldo czy też Beckhamem nikt bowiem nie spodziewał się po Pérezie podobnego posunięcia. A już na pewno nie za taką kasę. No i nie powierzając mu z miejsca pod opiekę numer legendarnego Fernando Hierro. Choć bohater naszej opowieści przed transferem do Realu Madryt w wieku 19 lat zdążył rozegrać w barwach pierwszego zespołu Sevilli 49 spotkań i strzelić w nich 3 gole, wciąż stanowił on tak naprawdę dopiero diament, który należy oszlifować. A – nie oszukujmy się – klimat wokół tamtego galaktycznego Real Madryt rozwojowi młodych talentów raczej nie sprzyjał.

Niektóre rzeczy dzieją się jednak wbrew wszelkiej logice, zaś omawiany tu przypadek jest jedynie tego potwierdzeniem. Dziś wydawać by się mogło, że ten, o którym mowa w niniejszym tekście, jest z nami od zawsze. Że w jego żyłach płynie biała krew, a za koszulkę Realu Madryt dałby się poćwiartować. W ciągu ponad dziesięciu lat spędzonych w stolicy Hiszpanii przeżył dosłownie wszystko, od spektakularnych klęsk po wielkie triumfy zarówno z klubem, jak i reprezentacją. Sympatyczny młokos, który podczas własnej prezentacji nie był w stanie poradzić sobie z mikrofonem, potem przez ponad dekadę w białych szatach radził sobie z najlepszymi napastnikami globu. Dziś natomiast z dumą nosi opaskę kapitańską oraz jest niekwestionowanym liderem najbardziej utytułowanego klubu świata. Sergio Ramos, bohater Décimy i kwintesencja madridismo kończy właśnie okrągłe 30 lat.



Sergio Ramos to bez cienia wątpliwości postać, obok której nie da się przejść obojętnie. Można się nieraz naśmiewać z jego niezbyt przemyślanych wypowiedzi, w których czasami stara się on błysnąć jakimś mądrym stwierdzeniem, a zamiast tego wychodzą teksty, które nie przestają bawić nawet po upływie kilku lat („Piłka nie była jedynym sportem u mnie na osiedlu. Jedni grali w koszykówkę, inni w basket...”, „Zawsze na dobre wychodzi drużynie, gdy napastnicy mają strzelby nabite mokrym prochem” i wiele, wiele innych). Można dostawać szewskiej pasji z powodu głupio łapanych przez niego czerwonych kartek, braku koncentracji czy zabawy w zawiadowcę stacji, gdy Sergio stara się wymusić na arbitrze odgwizdanie spalonego. O upuszczonym pod koła autokaru Pucharze Króla nie będziemy się już zbytnio rozpisywać. Oczywiście, urodzony w Camas obrońca nie jest piłkarzem i człowiekiem idealnym. Żaden z nas jednak nim nie jest. Tak czy inaczej wciąż mówimy o gościu, który stał się symbolem dziesiątego Pucharu Europy zdobytego przez Królewskich. O gościu, który niecałe dwa lata temu w Monachium sprawił, że piekło na Alianz przeżył nie Real Madryt, lecz Bayern. O gościu, który w 93. minucie finału Champions League w Lizbonie pokazał, czym jest walka do końca i czym tak naprawdę jest Real Madryt. To dzięki niemu każdy z nas, madridistas, przeżył prawdopodobnie jedną z najpiękniejszych chwil w życiu.


Dlatego też, niezależnie od tego, czy go lubimy czy nie – choć naszym zdaniem Ramosa naprawdę trudno na swój sposób nie lubić, nawet mimo wszystkich jego wad – nigdy nie wolno nam zapominać o tym, co Sergio dla nas zrobił i powinniśmy doceniać to, ile wciąż stara się nam dawać. Kogoś o tak białej duszy należy darzyć największym możliwym szacunkiem bez względu na to, czy ten ktoś właśnie zrobił karnego czy też stał się sprawcą największego sukcesu sportowego w ostatnich latach. Możecie się z tym zgodzić bądź też nie, jednak jesteśmy zdania, że kto nie szanuje Sergio Ramosa, tak naprawdę nie szanuje samego Realu Madryt.

Tak więc, Sergio, w dniu trzydziestych urodzin, życzymy ci, byś jeszcze niejednokrotnie miał okazję wznosić ku niebu puchary zdobyte w białych barwach. Życzymy ci, by twoja legenda przez kolejne lata nie gasła i byś w dalszym ciągu stanowił uosobienie madridismo. Życzymy ci też, byś pozostawał zdrowy i wiódł szczęśliwe życie u boku Pilar i dwójki twoich dzieci. Mamy nadzieję, że jeszcze nieraz przyczynisz się do tego, że wszyscy zapłaczemy z radości, jak tamtego magicznego wieczoru 24 maja 2014 roku w Lizbonie.

ĄFeliz cumpleańos, Sergio!, ĄFeliz cumpleańos, nuestro capitán!

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!