Advertisement
Menu
/ RealMadryt.pl

Bananowy poniedziałek: Podsumowanie roku i kilka innych spraw

Zapraszamy do lektury

Zawsze bałem się ryzyka. Dlatego też od dzieciaka nie lubiłem wchodzić po drabinach, przeskakiwać przez płoty czy huśtać się na huśtawkach z deski i węża strażackiego przyczepionego do gałęzi drzewa. Podejrzewam, że z tego samego powodu nie chodziłem też na wagary, nie ściągałem w szkole i mam niezwykle daleko posunięty lęk wysokości. Teraz już wiecie, dlaczego z podsumowaniem minionego roku wstrzymałem się do dzisiaj i nie postanowiłem go zawrzeć w poprzednim wpisie. Od 28 grudnia do Sylwestra mogło się bowiem wydarzyć jeszcze wiele rzeczy, a przecież nie należy chwalić dnia przed zachodem słońca.

W moim podsumowaniu 2015 roku nie mam zamiaru ograniczać się do tego, co wszyscy wiedzą. Że nic nie wygraliśmy, że panowało ciągłe zamieszanie, że gra była do niczego, że PiS wygrało wybory. Że – ogólnie rzecz biorąc – było fatalnie i że nawet sam Wróżbita Maciej nie przewidywał, że będzie aż tak źle. Mój bilans będzie absolutnie subiektywny i opierający się w wielu przypadkach na kompletnie nieistotnych szczegółach (naprawdę nieistotnych). Jako że cały miniony sezon spędziłem w Madrycie, będzie sporo przechwalania. Jeśli więc nie macie ochoty na zgłębianie moich samozachwytów, odpuście sobie.

Streszczenie roku 2015 podzieliłem na dwie proste kategorie: rzeczy, o których w styczniu lub też innym momencie zeszłego roku nie sądziłem, że się wydarzą, a jednak się wydarzyły i takie, o których sądziłem, że się wydarzą, ale do nich ostatecznie nie doszło. Tego, co zakładałem i się spełniło nie ma sensu publikować. Przecież to na nieprzewidywalności polega cały urok życia, prawda?

A więc, nie sądziłem, że (chronologia zachowana tylko miejscami):

– Zobaczę na Bernabéu Kalu Uche;

– Ujrzę na żywo zawodnika, który sprawił, że Robertowi Lewandowskiemu nigdy nie było dane zatriumfować w barwach Legii Warszawa, to jest Mikela Arruabarrenę;

– Ramón Calderón będzie pokazywał mi na swoim Ajfonie zrobione przez swojego szwagra fotki stanu dróg podczas ulewy w Madrycie;

– Wyłapany w internetowych streamach widok moich pleców podczas konferencji, na której Florentino zwalniał Ancelottiego przysporzy mi na Twitterze w ciągu godziny 40 nowych obserwujących;

– Zostanę kibicem Rayo Vallecano;

– Będę się zwalniał u wykładowcy z zajęć z powodu konieczności udania się na półfinał Ligi Mistrzów;

– Wykładowca powie mi, że nie ma problemu i że też jest za Realem;

– Podczas wspomnianego półfinału Ligi Mistrzów nade mną będzie siedział Hiszpan, który zna polskie wulgaryzmy, ponieważ mieszkał przez rok w Łodzi;

– Nie będę mógł pójść na prezentację nowego trenera, ponieważ pokryje mi się ona z egzaminem na uczelni;

– Pójdę na trzy mecze wyjazdowe pieszo;

– Po przegranych 0:4 derbach Madrytu będę zadowolony, że gol z nożyc padł akurat na bramkę, za którą siedziałem;

– Zobaczę w akcji Zidane'a, Roberto Carlosa i Steve'a McManamana. No i Jerzego Dudka;

– Pojadę do Getafe i stwierdzę, że jest tam całkiem fajnie;

– Zarezerwuję bilety lotnicze na mecz z Barceloną, jednak później spotkanie zostanie przełożone o dwa tygodnie;

– Mimo wszystko szczęście mi dopisze i akurat trafi się w tym czasie potyczka z PSG u siebie.

Sądziłem, że tak będzie, jednak los postanowił ze mnie w okrutny sposób zadrwić:

– Pójdę na mecz Castilli. Wybacz, Mateusz, ale 10 euro wolałem zawsze wydać na Rayo niż na Segunda B;

– Zobaczę gola strzelonego przez Real Madryt na Vicente Calderón;

– Przeprowadzę wywiad z Fernando Morientesem* ;

– Po powrocie z Hiszpanii w ojczyźnie stawię się z piękną opalenizną;

– Sergio Ramos nie przedłuży kontraktu;

– Spotkam Rafę Beníteza w Burger Kingu;

– W sezonie 2015/16 uda się przejść 1/16 Pucharu Króla;

– Bale będzie mówił po hiszpańsku;

Może i zakończyliśmy rok bez trofeów, może i było to jedne z najgorszych dwunastu miesięcy dla Królewskich w ostatnich latach, jednak będę szczery – gdybym mógł cofnąć się w czasie, to nie po to, by coś zmienić, lecz wyłącznie po to, by przeżyć coś jeszcze raz. Wiem, łatwo mi mówić, ale wybaczcie, musiałbym mieć naprawdę spory tupet, żeby na cokolwiek narzekać.

* Niestety, w szóstoligowym klubie, w którym występował w zeszłym sezonie powiedzieli mi, że muszę poczekać aż Moro wyleczy poważną kontuzję i żebym wtedy zaczepił go po treningu. Gdy był już zdrowy, akurat pakowałem walizki przed powrotem

***

Straconych wczoraj dwóch punktów żałuję nie tylko dlatego, że po raz kolejny nie udało nam się zmniejszyć dystansu do czołówki, lecz także z czystej ciekawości, jak dzisiaj prasa pisałaby o Rafie Benítezie. Na szczęście dla hiszpańskich dziennikarzy wygrać się nie udało, więc dalej można wykorzystywać napisane w zapasie teksty dotyczące jego zwolnienia. Ewentualnie będzie można go jeszcze obwinić za faul Kovačicia na czerwoną kartkę czy karnego, który miał zostać podyktowany w jedną stronę, ale został w drugą.

Zabijcie mnie, ale ja wczoraj naprawdę widziałem mecz, w którym dało się zauważyć pierwszy raz od dawna, że nam zależy. Jeśli Beníteza mają zwolnić akurat przez remis z Valencią, równie dobrze można było go zwolnić kiedykolwiek indziej. Nie wiem, jak to jest, że czym dłużej trwa cały ostrzał krytyki w kierunku Rafy, ja odczuwam do niego coraz większą sympatię. Czy to jakaś nieznana odmiana syndromu sztokholmskiego?

***

„Takiej akcji jaką wczoraj przeprowadziło przy golu BBC tercet MSN nie przeprowadziłby nigdy”, stwierdził po spotkaniu z Valencią jeden z hiszpańskich dziennikarzy. Owszem, pod warunkiem, że w skład rzeczonego MSN wchodziliby Munir i Sandro. Mnie też się ten gol bardzo podobał, no ale, panowie, bądźmy poważni.

***

Na zakończenie muszę was o coś spytać, bo nie wiem, czy to ze mną jest coś nie tak i zaraz przyjadą po mnie z kaftanem czy to jednak coś normalnego. Też macie czasami tak, że nie możecie się oprzeć wrażeniu, że gdybyście zamiast sprawdzania wyniku po meczu obejrzeli całe spotkanie, to zakończyłoby się ono inaczej? Że – przykładowo – gdybyście nie obejrzeli Klasyku, nie przegralibyśmy 0:4, że gdybyście spędzili przed telewizorem/monitorem ostatnie derby Barcelony, piłkarze Luisa Enrique nie strzelaliby w słupki tylko do siatki? W skrócie – czy też ulegacie złudzeniu, że macie wpływ na coś, na co tak naprawdę nie macie żadnego? Starałem się wyzbyć z siebie tego irracjonalnego myślenia latami, ale nie potrafię. Zna ktoś na to jakiś sposób?


Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!