Advertisement
Menu

Poświąteczny spadek formy

Koszykarze przegrali z Barçą

Jedynie przez kilka ostatnich minut koszykarze Realu Madryt potrafili zagrać z takim zaangażowaniem i oddaniem, jakiego wymagali od niego trener i kibice. Wówczas było już jednak za późno. Obrońca tytułu przegrał na własnym parkiecie z FC Barcelona Lassa (84:91) i dopisał do dorobku drugą ligową porażkę w tym sezonie. Drużyna ustąpiła katalońskiemu rywalowi miejsce wicelidera klasyfikacji Ligi Endesa, a sama spadła na trzecią pozycję.

Gospodarze długo nie mogli przedrzeć się przez najlepszą ligową obronę, agresywnie wypychającą ich spod swojego kosza. Wyjątkowo słaba skuteczność ataków była największą bolączką madryckiego zespołu, uniemożliwiającą mu przejęcie prowadzenia (9:17). Wszystko sprowadzało się właśnie do braku swobody podczas konstruowania ofensywnych akcji, a bez tego zespół czuł się niekomfortowo na całym boisku. Sytuację serią trójek naprawił najpierw Jonas Mačiulis, a następnie Jaycee Carroll. Dwanaście punktów obu zawodników pozwoliło nawiązać z przeciwnikiem kontakt jeszcze w pierwszej kwarcie (23:22).

Kłopoty nie opuściły miejscowych zbyt szybko. Starali się gubić krycie szybkim rozegraniem piłki po obwodzie i wychodzeniem na wolne pozycje, ale pod kosz zagrywali od święta. Wszelkie braki nadrabiali celnymi rzutami z dystansu. Barcelona rozpoczęła ten pojedynek zdecydowanie lepiej, z solidną grą w obronie i skutecznym atakiem. Pablo Laso mógłby śmiało postawić rywali za wzór. Jego podopieczni powinni bronić tego wieczoru tak, jak oni. Strata sześciu punktów w przerwie (44:50) było bardzo niskim wymiarem kary.

Ostatnimi czasy przerwa pozwalała madrytczykom na poprawę błędów i zaprezentowanie nowej, udoskonalonej wersji tuż po wznowieniu gry. Tym razem chwila odpoczynku i dłuższa rozmowa z trenerem nie zmieniła zupełnie niczego. Madryt pogrążał się z każdą kolejną akcją, pozwalając Katalończykom na powiększenie różnicy. Sześć punktów straty błyskawicznie zamieniło się w dziewiętnaście (60:79), co sprowadziło mistrzowską drużynę na ziemię. Choć w ostatnich tygodniach jej gra wyglądała lepiej, do wysokiego poziomu trochę jeszcze brakuje.

Okazji do rozpoczęcia pogoni za rywalem było mnóstwo, lecz gdy tylko zawodnicy przejęli piłkę czy zebrali ją po nieudanym ataku drużyny przeciwnej, nie potrafili umieścić jej w koszu. Wciąż jednak wierzyli, nawet przy tak nieudolnych atakach. Większą wiarą obdarzył kolegów i kibiców Jeffery Taylor, autor dwóch trójek z rzędu (70:81). Pomimo nieustających starań i walecznej postawy do samego końca, czasu starczyło tylko na zmniejszenie strat i poprawę wizerunku.


84 – Real Madryt (23+21+14+26): Rodríguez (14), Llull (12), Mačiulis (11), Reyes (9), Ayón (6) – Ndour (1), Nocioni (3), Dončić (-), Carroll (13), Thompkins (4), Hernangómez (-), Taylor (11).

91 – FC Barcelona Lassa (25+25+24+17): Satoranský (16), Navarro (12), Perperoglou (-), Doellman (17), Tomić (11) – Ribas (15), Lawal (-), Vezenkov (5), Eriksson (-), Samuels (13), Oleson (2).

Skrót spotkania | Statystyki | Tabela

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!