Advertisement
Menu
/ RealMadryt.pl

Ancelotti w drodze do samozagłady

Tekst czytelnika

Carlo Ancelotti do sobotniego starcia z Malagą zdecydował się podejść na całego, a perspektywa nadchodzącego wielkimi krokami rewanżu z Atlético wcale mu w tym nie przeszkodziła. I choć cel został osiągnięty, mecz zakończył się zwycięstwem, to jednak nikt w „naszej” części Madrytu w takich kategoriach o tym spotkaniu nie myśli.

Z podstawowego składu, który we wtorek wybiegł na Vicente Calderón w meczu z Malagą wypadli jedynie Dani Carvajal i Karim Benzema, zmagający się z urazem kolana. Urazem, który Ancelotti jeszcze w piątek oceniał jako niegroźny – Francuz bez problemów miał być gotowy na rewanż. Coś tu jednak nie poszło po myśli – madryckie dzienniki doniosły na rozpoczęcie tygodnia, że występ Benzemy w najbliższym spotkaniu stoi pod dużym znakiem zapytania. To wciąż skutki pierwszego starcia z Atlético. W przeddzień meczu dowiedzieliśmy się natomiast, że kontuzja jest poważna i uniemożliwia napastnikowi grę w rewanżu, a zapewne i w kilku następnych pojedynkach.

* * *

To drugi akt dramatu. Pierwszy rozpoczął się we wspomnianym spotkaniu z Malagą, która – choć może wynik na to nie wskazuje (3:1) – stawiła podopiecznym Ancelottiego spory opór. Nie samo zwycięstwo okazało się jednak tutaj najważniejsze, a raczej strata Bale’a i Modricia. Jak wiemy, występ obu zawodników z Atlético jest wykluczony – przerwa Walijczyka ma potrwać 2-3 tygodnie, natomiast Chorwata blisko półtora miesiąca.

O ile pierwsza wiadomość ucieszyła wszystkich zwolenników wspólnego przebywania na boisku zarówno Jamesa, jak i Isco, których grający co najmniej średnio Bale skutecznie blokował, o tyle brak Modricia wzbudził powszechny strach. W okolicach Santiago Bernabéu wszyscy wiedzą, jak ogromny wpływ na grę zespołu ma ściągnięty w 2012 roku z Tottenhamu zawodnik. I wszyscy pamiętają, jak bardzo męczył się Real w czasie jego ostatniej kontuzji, której nabawił się w listopadzie podczas meczu reprezentacji Chorwacji z Włochami. Pierwotnie miał wrócić w grudniu, ale przerwa potrwała aż do marca i rewanżowego spotkania z Schalke w ramach 1/8 finału Ligi Mistrzów.

* * *

Na ten czas przypada najgorszy jak dotąd okres Realu w trwającym sezonie. Patrząc jedynie w statystyki, trudno mówić o tragedii – na 24 mecze, w których Modricia zabrakło, Real przegrał zaledwie trzy. Doliczyć do tego należy także odpadnięcie po dwumeczu z Atlético w Pucharze Króla. To wszystko. Teoretycznie nic strasznego, ale wystarczy przypomnieć sobie parę zdarzeń:
- wymęczone wyjazdowe zwycięstwo 2:1 z Cordobą po rzucie karnym w 89. minucie, wcześniej czerwona kartka dla Cristiano za kopnięcie Edimara
- kompromitacja na Vicente Calderon, zakończona (zaledwie) czterema straconymi bramkami
- remis 1:1 z Villarrealem na Bernabéu
- porażka 1:0 na wyjeździe z Athletikiem

No i moment powrotu Modricia na boisko, spotkanie z Schalke i cudem uniknięcie odpadnięcia z rozgrywek po porażce 3:4 w Madrycie. Później jednak, po powrocie Chorwata, wszystko zaczęło powoli wracać na odpowiednie tory.

* * *

Jak ten blisko 4-miesięczny czas nieobecności Modricia wykorzystał Ancelotti? Dopóki kontuzji nie doznał James, miejsce Chorwata na boisku zajął Isco. W lutym jednak, jak pamiętamy, Kolumbijczyk wypadł z gry na ponad dwa miesiące, a Ancelotti stanął przed nie lada problemem – znaleźć zmienników wśród graczy, którym do tej pory nie potrafił zaufać.

Khedira, Illarramendi i zakupiony w zimowym okienku Lucas Silva – to oni mieli zastąpić w środku pola dwóch wielkich nieobecnych. Choć w ciągu całego sezonu nie brakowało spotkań, w których mogliby oni dostać swoją szansę na dłuższą grę, złapanie odpowiedniego rytmu, to jednak ich statystyki do tej pory były, co najmniej mówiąc, mało spektakularne:
- Lucas Silva: 0 minut, 0 na 3 spotkania
- Khedira: 372 minuty, 13 na 37 spotkań, na boisku średnio 28,6 minuty
- Illarramendi: 1117 minut, 21 na 37 spotkań, na boisku średnio 53,2 minuty

Zdecydowanie najlepiej z tej trójki wyglądały statystyki Illarramendiego. Co z tego jednak, kiedy ten – gdy przychodziły trudniejsze spotkania – zawsze wracał na ławkę. Najzwyczajniej w świecie Ancelotti bał się na niego stawiać, miał świadomość, że prawdopodobieństwo zawalenia czegoś przez Illarrę jest zbyt wysokie. Tym samym Włoch, przed wyjazdowym meczem z Atlético w lidze i pierwszym starciem z Schalke w Lidze Mistrzów, został z piłkarzami, na których widok łapały go mdłości.

* * *

Sytuacja lubi się powtarzać, prawda? Przez miesiąc wspólnej nieobecności Modricia i Jamesa Ancelotti nie potrafił zdecydowanie postawić na jednego z dotychczasowych zmienników – po dwa razy zagrali Khedira i Illarramendi, trzykrotnie zaś Lucas Silva. Po powrocie do gry Chorwata wszystko wróciło do normy, czytaj: wspomniana trójka wylądowała na ławce/trybunach. Żaden z nich nie potrafił przekonać Ancelottiego na tyle, by ten zaufał im na dłużej.

Tak jednak właśnie wygląda sytuacja w tym sezonie. Problem ten dotyczy nie tylko Khediry, zresztą przez długi czas kontuzjowanego, Illarramendiego i Silvy, ale także choćby Coentrão, Jesé czy Chicharito. Ten ostatni – wydaje się, naturalny zmiennik Benzemy – z pewnością nie znalazłby uznania w oczach szkoleniowca, gdyby do gry nie był zdolny jedynie Francuz. Teraz, w obliczu absencji Bale’a szanse Meksykanina nieco wzrastają, bo po prostu powoli nie ma już kim grać.

I to jest właśnie główny problem Ancelottiego. Trudno wymagać od piłkarzy dobrej gry, jeśli nie mogą oni liczyć na pewną ciągłość przez dłuższy czas. W tym sezonie pojęcie rotacji u Włocha gdzieś zaginęło. Wspomniani wyżej Chicharito i Jesé otwarcie przyznali, że ich sytuacja to już delikatne przegięcie. W związku z zawieszeniem za kartki na lewej stronie obrony w meczu z Atlético Ancelotti będzie zmuszony postawić na Coentrão, który przez te blisko już pięć miesięcy nowego roku na murawie pojawił się cztery razy, raz tylko przebywając na niej od pierwszej do ostatniej minuty. W środku pola wybór zapewne padnie na Isco, chyba że James zostanie przesunięty do przodu – do gry wróciłby wówczas temat umiłowanej przez Włocha trójcy, choć pojawiły się też plotki o ustawieniu w środku pola Pepego (kolejny znak olbrzymiego zaufania choćby do Illarry). W tej przemiłej, przesympatycznej atmosferze Ancelotti zbroi się do najważniejszego meczu w sezonie.

* * *

Wbrew pozorom, dla Ancelottiego gra toczy się o wysoką stawkę. To nie tak, że Real odpadnie i wątek się urwie. W hiszpańskich mediach głośno mówi się o tym, że jeśli klub nie zakończy sezonu z jakimś tytułem, Ancelotti zapłaci za to własną głową. Strata do Barcelony w lidze to co prawda zaledwie dwa oczka, ale raz, że obecny lider musiałby gdzieś zgubić punkty, a dwa – Real stanąłby przed zadaniem wygrania wszystkiego już do końca rozgrywek. To, choćby w perspektywie trudnego wyjazdu do Andaluzji na starcie z Sevillą, scenariusz bardzo optymistyczny.

Na nic więc wspomnienia o fantastycznej „La Décimie” – w Madrycie liczy się tu i teraz. Ancelotti z Chicharito, Jese i Coentrao na czele staje do walki o swoją przyszłość.

Leszek Kozioł (@leszekkoziol)

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!