Advertisement
Menu
/ Cadena SER

Ramos: Nie ma pośpiechu w sprawie kontraktu

Wywiad z Hiszpanem

Dobry wieczór, Sergio.
Dobry wieczór.

Jesteś zmęczony?
Myślę, że kiedy świętujesz i sprawy idą po twojej myśli, to zmęczenie najmniej cię martwi. Człowiek jednak nigdy nie męczy się wygrywaniem i na dzisiaj odczucia są bardzo pozytywne.

Czy dzisiaj w nocy nogi cię jeszcze bolą? Widzieliśmy wczoraj, że mocno was przekopali.
To był bardzo intensywny mecz przeciwko argentyńskiej drużynie, o której wiemy, że zawsze gra na granicy. Wiedzieliśmy, że to będzie kontaktowy futbol, tym bardziej, że w grze był tytuł. Ludzie wtedy bardziej się spinają, podchodzą z większym zaangażowaniem i intensywnością. Trzeba wyjść na boisko i walczyć, ale kiedy wygrywasz, to czujesz się zdecydowanie lepiej.

O której wróciliście do Madrytu? Koło czwartej?
Trochę wcześniej, po trzeciej. W samolocie świętowaliśmy z rodzinami. To będą dla nas dobre święta i zobaczymy się znowu za kilka dni.

W samolocie puszczaliście flamenco?
[śmiech] Puszczaliśmy po trochę wszystkiego. Pepe, Marcelo i ja wybieraliśmy muzyczkę dla wszystkich.

Niemcom też podobały się wasze wybory? Oni są raczej w innym klimacie.
[śmiech] Zawsze znajdą się osoby, które mają inne preferencje.

A o której skończyliście świętować? O dziewiątej?
Tak późno to nie, ale faktycznie wybraliśmy się prawie wszyscy na małe świętowanie i pożegnanie przed świąteczną przerwą.

Gdzie byliście?
W takim jednym miejscu... [śmiech]

Nie chodzi mi o plotki, ale o to, że jak wchodzicie gdzieś po 4 nad ranem całą drużyną, to musi z tego wyjść niezłe zamieszanie?
Trochę tak, tym bardziej w Madrycie. Faktycznie wiele osób przy wejściu nas oklaskiwało, chociaż weszliśmy bocznym wejściem. Do ludzi jednak to dochodzi i ci gratulują. To niesamowita radość, że możemy dzielić się sukcesami z kibicami, którzy są za nie tak wdzięczni.

Wyszliście na parkiet?
[śmiech] Nie, jesteśmy spokojniutcy. Potrafimy się pośmiać i pobawić, ale raczej robimy to spokojnie.

Wróciłeś do domu i co robiłeś? Jakiś obiad?
Tak, przyjechał mój teść, także ojciec, mieliśmy rodzinny obiad. Chcieliśmy spotkać się całą rodziną i także poświętować. Dla mnie takie rzeczy są bardzo ważne, rodzina jest bardzo ważna i kiedy świętuję jakiś tytuł czy wydarzenie, chcę to robić z nimi.

Co tam u ojca? Ciągle nie rozstaje się z papierosami?
Niestety. Ciągle z nim o to walczymy, jest na dobrej drodze [śmiech].

Posłuchaj, Sergio, gra w finale była ryzykowna? Kiedy rozmawiałem dwa dni temu z prezesem, to spotkaliśmy też waszego fizjoterapeutę, Pedro Chuecę. Powiedział, że wraca z sesji z tobą i jest problem, ale być może wystąpisz. Ty podobno nalegałeś na występ za wszelką cenę.
Tak, było pewne ryzyko. W półfinale poczułem ukłucie i wiedziałem, że coś się stało, bo to coś, czego nie czuję za często. Następnego dnia wykonaliśmy badanie rezonansem i wyszło naderwanie II stopnia. Na początku powiedzieli mi o 2-3 tygodniach przerwy, ale to był wyjątkowy moment, finał, o którym marzyłem od długiego czasu. To był owoc pracy w Lidze Mistrzów i tego finału nie gra się codziennie. Brakowało mi tylko tego tytułu i sam podjąłem decyzję po konsultacjach z fizjoterapeutą. Zdecydowałem się na grę i on zalecił mi dobrą pracę nad mięśniami uda. Było ryzyko, że naderwanie się powiększy, że rana się otworzy. Jednak do tego potrzebowałem dziwnego ruchu i mogłem w miarę spokojnie zagrać przez 70–80 minut. Myślę, że postawiłem wszystko na jedną kartę i wyszło dobrze, chociaż mogło też pójść gorzej. Chcę też podziękować Pedro za to, co robi dla mnie każdego dnia.

Czy wziąłeś jakieś tabletki przeciwbólowe? Grałeś na blokadzie?
Nie. Pracowaliśmy w inny sposób, inaczej staraliśmy się uniknąć bólu i dojść do tego finału.

Przejdźmy do meczu. Znowu ty rozbiłeś ten mur swoją głową, kiedy mecz był brzydki, ostry, niewygodny. Czy ćwiczyliście takie rozegranie z Kroosem?
Jeśli można kogoś chwalić za cudowne podania, to na pewno Toniego. Odkąd przyszedł dużo rozmawiamy na temat stałych fragmentów, wolnych i rożnych, bo można nimi wygrywać mecz. Kiedy to spotkanie było trochę w zastoju, bo oni się zamknęli, a nas wiele kosztowało podejście pod ich bramkę, to dało się to rozbić w ten sposób. Ja dzięki temu mogę też dorzucać moje bramki, a jeśli dzieje się tak w półfinałach czy finałach, satysfakcja jest ogromna. To owoc pracy całego zespołu od początku sezonu.

Ale cię tam kryli przy rożnych. Walka wręcz, przepychanki, też Cristiano.
Przesadzali, ale oni tak przeżywają piłkę. Zawsze są bardzo intensywni, łapią cię, stawiają wybloki, ciągną. Na szczęście udało się strzelić gola ze stałego fragmentu i wygrać tytuł.

A świętowanie gola? Wskazywanie na numer w stylu Raúla czy zakrycie oka, jak to wytłumaczyć?
Zakryłem oko, bo dedykowałem gola po części Chuece. A jeśli kogoś podziwiam za jego pracę i to, jak traktował mnie od pierwszego dnia, to właśnie Raúla. Bardzo podobało mi się jego celebrowanie goli i czasami tak właśnie je świętuję. Wczoraj moment na to był idealny.

Gdzie jest teraz twoja Złota Piłka?
[śmiech] Mam ją właśnie przed sobą, w salonie, nie ruszyła się od nocy. Dla mnie to ważna indywidualna sprawa, dziękuję tym, którzy mnie wybrali, ale muszę też podziękować całej ekipie. Jak zawsze mówię, to drużyna, praca wszystkich. Każdy może błysnąć dzięki reszcie. Na razie postoi tutaj, żebym się napatrzył, bo nie wygrywa się tego codziennie, a potem znajdziemy jej piękne miejsce w jakimś zakątku domu.

Nie pożyczysz jej na chwilę Crisowi?
[śmiech] On ma już wiele swoich.

Ale on się wkurza, gdy nie trafia, co?
Cristiano to urodzony zwycięzca, nie lubi niczego przegrywać, chce być pierwszy we wszystkim. Jako jego przyjaciel wiem, że cieszy się z mojego sukcesu. On walczy o te trofea od wielu lat i wygra wiele kolejnych. Myślę, że nie zabolało go, że zabrałem mu to jedno, oby dla mnie pierwsze z wielu, oby.

Kiedy świętowaliście na murawie, jakie były wasze komentarze? Pokazywaliście sobie, który z rywali grał najostrzej?
[śmiech] Trzeba zawsze szanować rywala i być wobec każdego sprawiedliwym. Może ktoś przesadził, ale nie roztrząsamy tego. Rozmawialiśmy o meczu... Też o Toyocie, którą dostałem...

Właśnie, co z tą Toyotą?
Nie wiem, co z nią zrobimy. Mój brat już napisał, że chętnie ją przygarnie [śmiech].

To był dla ciebie fantastyczny rok. Urodził się Sergio Junior, przyszła Liga Mistrzów, Puchar, Superpuchar Europy, mistrzostwo świata... A loteria? Jutro losowanie. Jesteś przesądny?
Trochę tak, kupuję numery przez przesądy i jakieś przeświadczenia. Zawsze lubię rozdać kupony w rodzinie. Co do roku, to 2014 był dla mnie najważniejszym w życiu, osobistym i zawodowym. Zostałem ojcem i mam teraz w domu Sergio Juniora, który jest dla mnie całą radością. W piłce wygrałem cztery tytuły, w tym La Décimę, do tego wygraną w taki sposób. Wczoraj doszło mistrzostwo świata... To najlepszy rok w moim życiu.

Twój szczęśliwy numer to 4?
Oczywiście, do tego 7 i 9.

W tym roku odebrałeś też dyplom za ESO [poziom polskiego gimnazjum].
Musiałem niestety rzucić szkołę w wieku 13-14 lat, bo wtedy Caparrós zaczął włączać mnie do pierwszej drużyny Sevilli. Dla mnie wznowienie nauki to coś pozytywnego, chociaż wielu się z tego śmieje...

Absolutnie, warunki w piłce są, jakie są i trzeba sobie radzić, nikt się nie śmieje.
Uczyłem się w poprzednich latach i teraz po prostu to wyciągnięto w negatywnym kontekście. Dla mnie to coś pozytywnego. W wieku 28 lat wygrałem wszystko, do czego dążyłem i jeśli teraz mam czas na edukację, to tym lepiej. W tym względzie futbol wiele mnie nauczył i pokazał, był dla mnie świetną szkołą. Teraz po prostu poświęcam więcej czasu na naukę, więcej czytam, uczę się języków. O to chodzi w życiu.

Ancelotti to dobry nauczyciel?
Dla mnie jest wyjątkowy, wykonuje niesamowitą pracę. Myślę, że Real Madryt odzyskał wizerunek i radość, którą przekazywał przez lata, odzyskał przyjazną twarz, tą trenera. On wzbudza wszędzie sympatię i my to czujemy przy podróżach.

Przy tylu gwiazdach potrzebujecie takiego człowieka?
Myślę, że potrzeba przede wszystkim człowieka, który naprawdę rozumie piłkarzy. Ancelotti doskonale zna tę rolę. Był piłkarzem i wchodzi w jego skórę, potrafi doskonale zarządzać szatnią, wie, kiedy powiedzieć coś drużynie, a kiedy coś indywidualnie. To klucz do jego sukcesu. Wykonuje fantastyczną pracę i wszyscy jesteśmy z tego zadowoleni. W piłce może grać na boisku tylko jedenastu i niektórzy są bardziej zadowoleni od innych, bo ci mają mniej minut, ale poza tym wszyscy są bardzo zmotywowani. Tego oczekuje się od trenera.

Sergio, rozmawiałeś z Sacchim po tej całej polemice? On chyba chciał ci pomóc, ale trochę mu nie wyszło.
Nie wierzę, że Arrigo miał złe intencje, ale zaskoczyło mnie to, bo ja nie rozmawiam z nikim o moim kontrakcie. To sprawa mojego agenta, mojego brata i staruszka, oni się tym zajmują. Zaskoczyło mnie to, bo rozmawialiśmy o tej sytuacji, ale nie poruszaliśmy tematu pieniędzy czy coś takiego. Mam wobec niego ogromny szacunek, bo był bardzo ważny przy moim transferze, ale o finansach nie rozmawiam praktycznie z nikim.

Macie jakiś graniczny termin dotyczący nowej umowy? Na przykład następny sezon?
Nie, szczerze, mnie to w ogóle nie martwi. Mam jeszcze dwa lata umowy, nie dzwonimy zdesperowani do klubu. Były pewne spotkania, jakieś rozmowy i będą dalej, ale nie mamy żadnego pośpiechu. Wszystko zależy od klubu, a nie ode mnie.

Nie rozmawiałeś o tym z prezesem czy José Ángelem? Twoje stosunki z prezesem są wyjątkowe, praktycznie jak syna z ojcem. Potraficie ostro dyskutować, ale też obdarowywać się prezentami.
Tak, bardzo kocham tego człowieka i jestem mu bardzo wdzięczny, bo pomógł mi przejść do Realu Madryt. Spełnił moje marzenie o transferze do najlepszego klubu na świecie. Nasze stosunki są bardzo bliskie, rozmawiamy o drużynie, sytuacji wewnętrznej, o problemach osobistych. Może mieliśmy gorsze czy lepsze chwile, ale zawsze z szacunkiem. Jednak co do kontraktu, to mój brat i ojciec ustalają szczegóły, a kiedy będziemy blisko porozumienia, to udam się na ostatnie spotkanie, żeby je domknąć.

Czy dalej rozmawiasz z Özilem? Jakie są wasze stosunki?
Tak, rozmawiamy, mamy kontakt. Zawiązaliśmy przyjaźń, podziwiam go jako piłkarza, śledzę postępy. Wysyłamy sobie wiadomości.

A czy Cesc jest twoim przyjacielem?
Ja z Ceskiem mam świetne stosunki. Gramy razem od wielu lat w kadrze i praktycznie nigdy nie było problemu poza ostatnią sprawą.

Rozmawiałeś z nim o tej ostatniej sprawie?
Tak, rozmawialiśmy i rozwiązaliśmy sytuację. Zawsze najlepiej jest rozmawiać o tym twarzą w twarz, nie było problemu. Jest dobra atmosfera. My też przewodzimy kadrze, młodzi na nas patrzą, a jesteśmy w trakcie wielu zmian i trzeba dawać przykład tym, którzy do nas dołączą.

Wysyłasz świąteczne i noworoczne życzenia do wszystkich przyjaciół?
Raczej nie, szczerze to nie. Nie jestem fanem.

Zdenerwowałeś się, gdy Mourinho stwierdził, że nie skończyłeś studiów medycznych?
Nie, w ogóle [śmiech].

Nic nie dodawałeś prywatnie?
Nie, powiedziałem wszystko publicznie. Jemu dobrze idzie tam, a mi tutaj i życzę mu jak najlepiej, jak każdemu trenerowi, z którym pracowałem. Tyle.

Wyjeżdżasz na święta do Sewilli?
Tak, jadę z rodziną, spotkam się z przyjaciółmi, odcinam się od madryckiej rutyny.

Pisałeś listy do Mikołaja, jak byłeś mały?
Tak.

O co prosiłeś?
Prosiłem o koszulki, piłki i korki. Cieszyłem się z takich prezentów, ale jednak najbardziej pamiętam pierwszy rower. Pamiętam pierwszą przejażdżkę i pierwsze rundki. Dostałem wiele zabawek i na pewno znajdziemy coś schowanego w Sewilli, co spodoba się też mojemu synowi.

Mały Sergio już śpi?
Tak, wykąpaliśmy go i od razu poszedł spać. W nocy jeszcze czasami się budzi, ale zajmuję się nim z uśmiechem, bo życie to emocje i szczęście.

Na koniec, widziałeś mecz Atleti?
Tak.

Trochę się męczyli, co sądzisz?
W futbolu zawsze są niespodzianki. Kiedy drużyna ma tak świetną serię i gdzieś straci punkty, to dzisiaj w ich przypadku to może zaskoczyć. Nie chcę jednak odbierać zasług Atlético, sezon jest długi. Zobaczymy na koniec.

Wesołych świąt.
Dziękuję, wesołych świąt dla wszystkich.

Ramos udzielił wywiadu dla programu El Larguero w radiu Cadena SER w nocy z niedzieli na poniedziałek.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!